Morawiecki: Polskie sądy kluczowe dla frankowiczów

- Nie mam żadnego zasadniczego niepokoju - mówi Interii premier Mateusz Morawiecki pytany o potencjalne efekty decyzji TSUE w sprawie kredytów frankowych, którą poznamy 3 października. - Banki mam nadzieję są dobrze, jak to się mówiło żargonem bankowym - "dorezerwowane". Mają odpowiednią rentowność, wysokie kapitały - dodaje Morawiecki.

Bartosz Bednarz, Interia: 3 października Trybunał Sprawiedliwości UE wyda orzeczenie w sprawie kredytów frankowych. Już samo wskazanie terminu przyczyniło się do osłabienia złotego w piątek. Jak spodziewane orzeczenie może wpłynąć na gospodarkę i sektor bankowy?

Premier Mateusz Morawiecki: - To bardzo ważny temat, a my zrobiliśmy dla środowiska "frankowiczów" bardzo dużo. Mamy czas oczekiwania na orzeczenie prejudycjalne. Podkreślam, że po TSUE jeszcze sądy krajowe będą musiały rozstrzygnąć według swojej najlepszej wiedzy i sztuki prawniczej ostatecznie o tym, czy dana klauzula jest abuzywna, czy dane zapisy są niedopuszczalne w świetle prawa polskiego, a jeśli tak - to jakie są tego skutki. Pamiętajmy, że prawo europejskie jest, w tym przypadku, jedynie indykatywne i dlatego to się nazywa orzeczenie wstępne. Decyzję ostateczną podejmuje sąd polski. I poznamy ją w kolejnych miesiącach. Na pewno sądy w Polsce będą brały pod uwagę charakter umów kredytowych, co zresztą podkreślaliśmy od dawna. Podczas komisji sejmowej przed dwoma laty zachęcałem do tego, by kierować sprawy do sądów. To jest najbardziej właściwa droga w tym przypadku.

Reklama

- Nie mam żadnego zasadniczego niepokoju. Banki mam nadzieję są dobrze, jak to się mówiło żargonem bankowym - "dorezerwowane". Mają odpowiednią rentowność, wysokie kapitały. Pan prezydent, Sejm i rząd zwracał uwagę na spready, na klauzule niedozwolone i staraliśmy się przez te lata zadziałać na rzecz kredytobiorców frankowych, a teraz wypowie się TSUE.

Czy w związku z zapowiedzianymi ulgami dla firm i innymi działaniami uda się utrzymać plan zrównoważonego budżetu bez deficytu w 2020 r.?

- Część propozycji była już wcześniej wkalkulowana w plan budżetowy. Teraz przesuwamy akcenty, tak by utrzymać zrównoważenie. Wiele wskazuje, że nie powinno być problemu, choć oczywiście dużo zależy od rynku. Projekt w bardzo podobnym kształcie w jakim wyszedł do rady dialogu społecznego, trafi do Sejmu. Ufam doświadczeniu nowego ministra finansów.

W Katowicach zaprezentował pan swoją "piątkę dla przedsiębiorców". Jednym z jej elementów są zmiany w ZUS dla firm, które - o ile spełnią wymogi - będą płacić mniejszy ZUS, średnio o 500 zł miesięcznie. Czyli?

- Ten przedsiębiorca, który ma niski dochód, np. 3 tys. zł miesięcznie zyska więcej od tego, który ma 4 lub 5 tys. zł dochodu. Średnia obniżka w relacji do zryczałtowanego ZUS-u wyniesie 400- 500 zł. Dla jednego, który zarabia więcej, będzie to, załóżmy, 200 zł, dla drugiego nawet 700 czy 800 zł. Średnia wynika z podsumowania wszystkich firm, które się kwalifikują do takiej ulgi. Jest ich ok. 300 tys. Tyle firm dzisiaj spełnia dwa wymogi, by skorzystać z nowych zasad: maksymalnie 10 tys. zł przychodu i nie więcej niż do 6 tys. dochodu średniorocznie. Mamy podobne rozwiązanie dzisiaj, tzw. "mały ZUS dla małych firm", z którego korzysta 125 tys. firm. To dlatego, że te przepisy obowiązują tylko w przypadku przedsiębiorców, którzy osiągają miesięczny przychód do 2,5-krotności minimalnego wynagrodzenia. Dzisiaj daje nam to ok. 5 tys. zł, po zmianie będzie 10 tys. I jeszcze do tego dokładamy dochód, czyli nawet jeśli ktoś ma przychód 9 tys. zł, a dochód trzy tys. - to załapie się na tę nową ulgę.

Czyli nowe przepisy zastępują de facto obowiązujące od tego roku zasady naliczania ZUS dla małych firm, które nie przekraczają miesięcznie 2,5-krotności minimalnego wynagrodzenia?

- Lepiej powiedzieć - rozszerzają krąg przedsiębiorców objętych preferencją oraz wiążą wysokość składki z dochodem. Zatem ulga będzie większa i bardziej sprawiedliwa.

Progresja, jeśli chodzi o naliczanie wysokości stawek ZUS dla małych firm zostaje.

- Ten, kto ma niższe przychody i dochody - będzie płacić mniejszą stawkę ZUS, będzie przysługiwać mu ulga w porównaniu do tego, co dzisiaj obowiązuje. Przy czym zaznaczam, że utrzymujemy w mocy naszą rozbiegówkę, czyli zerowy ZUS przez pierwsze pół roku i działalność nierejestrową dla tych którzy osiągają przychody jeszcze niższe. Wkrótce limit ten dla działalności nierejestrowej będzie wynosić 1500 zł, gdy minimalne wynagrodzenie wzrośnie do 3 tys. zł (od początku 2021 r. - przyp. red.).

Rozliczenie w oparciu o zryczałtowaną stawkę będzie obejmować pozostałych przedsiębiorców?

- Dla tych, którzy zarabiają więcej - utrzymujemy ZUS ryczałtowy jak do tej pory, czyli w oparciu o ustawę o systemie ubezpieczeń społecznych z 1999 r. W roku 2012 wzrost składek był wyższy niż np. w 2019. Wynikało to także z podwyższenia stawki rentowej przez rząd Donalda Tuska. Nie uciekamy się do takich kroków. Budujemy odpowiedzialne państwo, które zachowuje mechanizm do którego przyzwyczajeni są przedsiębiorcy.

- To co zmieniliśmy, to oparcie naliczania składek w oparciu o nowe przepisy na zasadzie podwójnego mechanizmu uwzględniającego wielkość biznesu. Na razie mamy 10 tys. zł przychodu i 6 tys. zł dochodu - i to już jest skok jakościowy dla 300 tys. firm, to ogromna ulga.

To niejedyna zmiana w wysokości płaconych podatków lub danin dla państwa przez przedsiębiorców. Małe firmy mogą dzisiaj płacić 9-proc. CIT. Ile z nich już to faktycznie robi?

- Około 400 tys. Podnosimy jednak możliwość korzystania z CIT 9 proc. dla firm, które mają obroty z 1,2 mln euro do 2 mln euro. Będzie mogło skorzystać z tych przepisów kolejnych 15-20 tys. firm. Poprawiamy warunki inwestowania dla średniej wielkości firm. Za chwilę podniesiemy także limit dla firm rozliczających się z PIT w oparciu o ryczałt od przychodów ewidencjonowanych do 1 mln euro,

z perspektywą jeszcze wyższego progu - 2 mln euro. Wszystko dla małego i średniego polskiego biznesu.

Nowe przepisy dla przedsiębiorców ogłoszone dzisiaj podczas konwencji PiS w Katowicach wejdą w życie od 2020 r.?

- Mogę dzisiaj powiedzieć, że zaczną obowiązywać jak najszybciej, najpóźniej od początku 2020 r. To są korzystne zmiany, więc mogą być przyjęte nawet do 30 grudnia. Najważniejsza jest nasza wiarygodność. Zrealizujemy to. Jest to dodatkowa korzyść dla przedsiębiorców, która wpłynie na łatwość prowadzenia biznesu, bowiem możliwość rozliczania ryczałtem to duża ulga w formalnościach, rozliczeniach księgowych. Dlatego granicę z 250 tys. euro podnosimy najpierw na 1 mln euro, a później na 2 mln euro.

Kiedy podniesienie ryczałtu do 2 mln euro mogłoby nastąpić?

- Stopniowo. Milion euro wprowadzimy od 1 stycznia 2020 r., 2 mln - niedługo później, ale chcemy zobaczyć przez pierwszy kwartał, ile firm wejdzie w ten próg, jakie będzie zainteresowanie.

Rozmawiał Bartosz Bednarz

- - - - - -

Rozmowa została przeprowadzona w sobotę po konwencji PiS w Katowicach.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: frankowicze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »