Euro odbiło się od dna?

Miniony tydzień na warszawskim parkiecie stał pod znakiem mozolnego odrabiania strat, poniesionych przez indeksy wskutek węgierskiego zamieszania.

Początkowo szło to dość opornie, dopiero czwartkowa sesja przyniosła bardziej dynamiczną zwyżkę. Bilans pięciu sesji nie jest zbyt imponujący. Indeks największych spółek zyskał 1%, wskaźnik szerokiego rynku wzrósł o 0,5%, mWIG40 stracił 0,65%, a sWIG80 zniżkował o 0,6%. Tym niewielkim zmianom głównych indeksów towarzyszyły spore obroty. Sytuacja na rynku wciąż daleka jest od wyjaśnienia. Patrząc na wykres tygodniowy, WIG20 od połowy maja porusza się w trendzie bocznym między 2300 a 2430 punktów. Jego dolne ograniczenie postało dwukrotnie przełamane w maju. W trakcie ostatnich sesji stanowi ono skuteczną linię obrony przed spadkami. Nie do pokonania jest natomiast poziom 2400 punktów. Po piątkowej sesji indeks znajdował się 60 punktów poniżej szczytu z końca maja.

Reklama

Euro odbiło się od dna

Miniony tydzień przyniósł wreszcie poprawę sytuacji wspólnej waluty. Po osiągnięciu w poniedziałek na początku dnia kolejnego dołka na poziomie 1,187 dolara, doszło do uformowania łagodnej tendencji zwyżkowej. W czwartek kurs euro przedostał się powyżej poziomu 1,2 dolara i utrzymał się na tym poziomie do końca tygodnia. Dynamika tego ruchu nie była zbyt imponująca, jednak można przypuszczać, że wspólna waluta najgorsze ma już za sobą. Trudno jednak ocenić szanse na kontynuację jej dalszego umocnienia się. Wciąż trudno mówić o przełomie. Sukcesem byłby powrót do poziomu 1,233 dolara za euro. Wspólną walutę wspierać będzie już sam brak negatywnych informacji o kłopotach w strefie euro. Być może opinia znanego inwestora Jima Rogersa jest pierwszym sygnałem nadchodzącej zmiany nastawienia na rynku walutowym. Sugeruje on, że wobec mocno niedźwiedziego postrzegania wspólnej waluty, warto rozważyć jej kupno.

Złoty powoli odzyskuje siły

Zmiany na światowym rynku walutowym sprzyjały złotemu. W ślad za umacniającym się euro nasza waluta odrobiła część strat, jakie ponosiła od kilku tygodni. W wyniku zawirowań spowodowanych zamieszaniem wokół Węgier, w poniedziałek rano za dolara trzeba było płacić 3,52 zł, najdrożej od kilkunastu miesięcy. Do piątkowego południa "zielony" staniał o prawie 16 groszy, docierając do poziomu 3,36 zł. Choć oznacza to umocnienie się złotego o 4,5%, wciąż trudno mówić o sile naszej waluty. Szczególnie jeśli przypomnimy sobie, że zaledwie sześć tygodni temu dolara można było kupić za mniej niż 3 zł. W przypadku euro silnym oporem okazał się poziom 4,2 zł, osiągnięty w poprzedni piątek. Do końca tygodnia kurs euro obniżył się o 12 groszy, czyli o niecałe 3%. W piątek około południa wspólną walutę wyceniano na rynku międzybankowym na około 4,08 zł. Najbardziej opornie szło odrabianie strat wobec franka. Aż do czwartkowego przedpołudnia jego kurs straszył posiadaczy kredytów w tej walucie, trzymając się w okolicach 3 zł. W piątek można go było kupić po 2,94 zł.

Najsłabszym z subindeksów branżowych był WIG Spożywczy, który stracił 0,8%. Wskaźnik WIG Telekomunikacja zniżkował o 0,5%, indeks bankowy zniżkował o 0,3%, budowlanka zakończyła tydzień spadkiem o 0,4%. Sięgającą niespełna 0,1% zniżką kończył tydzień WIG Informatyka.

Wall Street broni się przed przeceną

W ciągu minionych pięciu sesji (od 4 do 10 czerwca) byki na Wall Street przeżywały ciężkie chwile. Bilans tego okresu jest ujemny. Dow Jones stracił 0,8%, Nasdaq zniżkował o 3,66%, a S&P500 0 1,45%. Nadzieje na zakończenie spadkowej korekty, rysujące się w poprzednim tygodniu, zostały pogrzebane już w piątek, 4 czerwca. W reakcji na fatalne nastroje w Europie, sprowokowane wypowiedziami węgierskich polityków, wskazującymi na możliwość powtórki greckiego scenariusza, Dow Jones zniżkował o ponad 3 proc. S&P500 aż o 3,4 proc. W poniedziałek spadki jeszcze się pogłębiły, a większe odreagowanie nastąpiło dopiero we wtorek, gdy indeksy dotarły w ciągu dnia do dołka z lutego. Zagrożenie zostało zażegnane w czwartek, po sięgających 3% zwyżkach. Wciąż jednak sytuacja na giełdzie za oceanem jest bardziej poważna niż w Europie, gdzie rynki radzą sobie zdecydowanie lepiej. Mimo uspokajających wypowiedzi szefa Fed oraz optymistycznej wymowy raportu o stanie amerykańskiej gospodarki, nastroje inwestorów nie są najlepsze, a poważniejszej poprawy na rynkach można się spodziewać pod warunkiem pojawienia się lepszych informacji. W minionym tygodniu nie było ich zbyt wiele. Najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, według którego indeksy będą kontynuować ruch w bok, w oczekiwaniu na poważniejsze impulsy.

Węgrzy uspakajają, Niemcy oszczędzają

Dwóch dni potrzebowały europejskie giełdy, by dojść do siebie po niefortunnych wypowiedziach węgierskich polityków, straszących fatalną kondycją kraju i groźbą jego niewypłacalności. Trzeba przyznać, że większość parkietów wyszło z opresji obronną ręką. Paryski CAC40 zyskał w skali pięciu sesji ponad 3%, DAX wzrósł o 2,3%, a londyński FTSE zwyżkował 0,7%. Indeks w Budapeszcie zakończył tydzień spadkiem o zaledwie 0,4%. Największym wygranym okazał się madrycki IBEX, który wzrósł aż o ponad 7% na fali optymizmu po udanej aukcji obligacji. Spośród giełd naszego regionu najgorzej wypadł tracący 2,5% wskaźnik w Bukareszcie. W Sofii zniżka sięgała 0,8%.

Na inwestorach nie zrobiły specjalnego wrażenia wyniki opublikowanej przez agencję Bloomberg ankiety, z której wynika, że aż 73% analityków i inwestorów jest przekonanych, że bankructwo Grecji jest bardzo prawdopodobne, a 41% sądzi, że opuści ona strefę euro. Na inwestorach dobre wrażenie zrobiło przyjęcie przez rząd Niemiec programu oszczędności, który ma sięgać 80 mld euro do 2014 r. Na razie nie pojawiły się obawy, że tak duże cięcia mogą doprowadzić do spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego. A europejskie gospodarki dalekie są od rozkwitu. PKB Włoch zwiększył się w pierwszym kwartale o zaledwie 0,4%. W kwietniu niespodziewanie obniżyła się.

Ostatecznie więc piątkowy finisz notowań euro i franka spowodował, że ich kursy były zbliżone do tych z 4 czerwca. Wciąż jednak złoty nie jest w swojej najlepszej formie i bardziej sprzyja dopiero zaciągającym kredyty niż spłacającym zadłużenie. Słaby złoty powoduje, że na pożyczenie 100 tys. zł wystarczy mniej franków i euro, niż gdyby waluty były tańsze. Na każde 100 tys. zł kredytu we franku potrzeba teraz 33,8 tys. CHF, a w przypadku euro - ponad 24,4 tys. EUR. Bardzo silne wahania notowań walut powodują, że ryzyko kursowe trzeba też brać pod uwagę przy wypłacie kredytu w transzach.

Gdy np. za kilka miesięcy złoty będzie mocniejszy, w bankach, gdzie kredyt jest denominowany w walucie, czyli np. w PKO BP, BZ WBK, Nordea, DB PBC (istnieje opcja wypłaty od razu całego kredytu na specjalny depozyt), Raiffeisen i BOŚ, na konto dewelopera czy budującego dom wpłynie mniej pieniędzy. Z kolei w bankach, w których kredyt jest indeksowany do waluty (mBank, BPH, Getin Noble Bank, Kredyt Bank, Alior, Polbank EFG i DnB Nord), przy mocniejszym złotym kolejna transza może być równowartością większej liczby euro czy franków niż teraz.

Halina Kochalska

Analityk Gold Finance

Roman Przasnyski

Główny Analityk Gold Finance

Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autorów i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: DNA | WIG | złoty | waluty | kredyt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »