Euronext: Paryż żyje na koszt sojuszników

Wzrost obrotów na giełdzie paryskiej odbywa się kosztem dwóch mniejszych parkietów sojuszu Euronext - Amsterdamu i Brukseli - alarmuje Reuters.

Wzrost obrotów na giełdzie paryskiej odbywa się kosztem dwóch mniejszych parkietów sojuszu Euronext - Amsterdamu i Brukseli - alarmuje Reuters.

Paryż przejmuje rolę centrum obrotu akcji najlepszych spółek z parkietów w Amsterdamie i Brukseli. Korzystają na tym francuscy brokerzy. Ich konkurentom z Holandii i Belgii pozostaje szukanie szansy w pośredniczeniu w handlu walorami mniejszych firm. Alain Beckman z brukselskiego oddziału Fortisa przyznaje, że - z powodu konkurencji Paryża - jego firma będzie musiała wyspecjalizować się w akcjach małych i średnich spółek. Zmniejszenie możliwości handlowych zmusi belgijskich brokerów do łączenia się.

Jak się okazuje, dominacja Paryża to nie jedyny problem, jaki spotkał jego sojuszników. Na Euronext nie chce handlować Bernard Busschaert, szef stowarzyszenia 15 niezależnych domów maklerskich w Belgii. - To kosztuje trzy razy więcej niż wcześniej - tłumaczy. Euronext pobiera bowiem 12 euro za każdą transakcję. Fatalnych skutków wzrostu kosztów boją się także w Portugalii. - Patrząc ze strony inwestorów, uważam, że niektórzy mogą ucierpieć z powodu wzrostu opłat, a w efekcie wycofać się z rynków kapitałowych - martwi się Carlos Gago, makler z lizbońskiego CIP Broker.

Reklama

Również w Polsce nadzieje związane z ewentualnym członkostwem w Euronext mieszają się z obawami. Z jednej strony bowiem inwestorzy europejscy uzyskają łatwiejszy dostęp do polskich papierów. - Na jednym ekranie klient z Europy złoży zamówienia na akcje Kodaka i Elektrimu - wyjaśnia Mariusz Pawlak, makler z SG Securities. Z drugiej jednak - wspólna platforma obrotu może wyeliminować potrzebę korzystania z usług polskich domów maklerskich. - Ewentualna fuzja oznaczałaby śmierć dla polskich domów maklerskich - ostrzega Mariusz Pawlak.

Niekorzystna, choć logiczna, dominacja Paryża w "sojuszniczych" układach z partnerami to fatalny prognostyk dla Warszawy. Ale to nie Euronext jest niebezpieczeństwem dla polskiego rynku kapitałowego. Prawdziwym, śmiertelnym zagrożeniem jest widoczny brak zainteresowania w Polsce. Wydaje się, że wielu decydentów kompletnie nie obchodzi, co się stanie zarówno z szeroko rozumianym rynkiem kapitałowym, jak i z samą warszawską giełdą. Slogany, przeżywanie przeszłych sukcesów, papierowe strategie rozwoju rynku i samozadowolenie - to wszystko niemal gwarantuje postępy w marginalizacji rynku. Oczywiście, finansowanie rozwoju firm można oprzeć na samym tylko systemie bankowym. Ale to oznaczałoby zmarnowanie szans, jakie daje gospodarce sprawnie funkcjonujący rynek kapitałowy. A poza tym - czy nam wszystkim nie szkoda polskiej giełdy?

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: Paryż
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »