Polityczność kandydata nie wyklucza fachowości

Przygotowany przez prezydenta zestaw kandydatów na kandydata na prezesa NBP częściowo zaskoczył rynki kapitałowe - a także nas. Ze względu na specyficzny harmonogram produkcji "PB", dostosowany do godzin funkcjonowania GPW, we wczorajszym numerze mogliśmy analizować tylko listę hipotetyczną, powszechnie oczekiwaną - która jednak okazała się inna od rzeczywistej.

Przygotowany przez prezydenta zestaw kandydatów na kandydata na prezesa NBP częściowo zaskoczył rynki kapitałowe - a także nas. Ze względu na specyficzny harmonogram produkcji "PB", dostosowany do godzin funkcjonowania GPW, we wczorajszym numerze mogliśmy analizować tylko listę hipotetyczną, powszechnie oczekiwaną - która jednak okazała się inna od rzeczywistej.

Ścisłe embargo informacyjne dotyczące listy złamał w środę dopiero po spotkaniu u prezydenta szef SLD, Leszek Miller. Sojusz jest również pierwszą partią, która oficjalnie ogłosiła swój stosunek do wszystkich kandydatów z listy. Te dwa proste zabiegi socjotechniczne oczywiście dołożą SLD następne ułamki procentów do imponującego wskaźnika popularności. Inne siły polityczne kompletnie nie rozumieją znaczenia nic nie kosztujących, a przysparzających sympatii elektoratu gestów.

Ze wstępnych i często wyrywkowych deklaracji polityków wynika, że:

Reklama

- Sojusz Lewicy Demokratycznej poprze każdego przedstawionego przez prezydenta kandydata z pozycji (na zamieszczonej obok liście alfabetycznej) od 3 do 5. Oczywiście chętnie głosowałaby za Markiem Belką, ale uważa, iż dla dobra sprawy prezesem NBP nie powinien zostać żaden z dwóch byłych wicepremierów i ministrów finansów, czyli profesorów B.

- Unia Wolności poprze tylko i wyłącznie Leszka Balcerowicza, uważając, że termin "polityk" nie wyklucza "fachowca". O innej kandydaturze unici w ogóle nie podejmują rozmowy.

- Akcja Wyborcza Solidarność poprze (choć nie w całości) Leszka Balcerowicza, za cenę zobowiązania się (może notarialnego) UW do głosowania za budżetem; na pewno nie poprze Marka Belki oraz raczej nie poprze Dariusza Filara (jako posiadającego jeszcze z czasów gdańskich związki z Aleksandrem Kwaśniewskim).

- Polskie Stronnictwo Ludowe nigdy nie poprze Leszka Balcerowicza.

- Koła prawicowe (KdP, PP i ROP-PC) nigdy nie poprą Leszka Balcerowicza, Marka Belki oraz raczej nie poprą Dariusza Filara.

- Posłowie nie zrzeszeni - w tej grupce reprezentowane są wszystkie opcje.

Uczestnicy opublikowanego przez nas 24 października sondażu (patrz "PB" nr 206) zgłaszali dowolnych kandydatów na prezesa NBP, nie mając pojęcia o stanie rekrutacji prowadzonej przez prezydenta. Ankietowani ekonomiści i przedsiębiorcy powszechnie twierdzili, że szef banku centralnego powinien być wybitnym ekonomistą i nie może być utożsamiany z żadną siłą polityczną. Najwięcej głosów - choć tylko 36 proc., a zatem daleko od większości bezwzględnej - zebrał Leszek Balcerowicz. Na tym nieszczególnym wyniku głównego architekta polskich przemian gospodarczych wyraźnie odcisnęła się polityczna skaza.

Tymczasem Leszek Balcerowicz w duchu jest właśnie bezpartyjnym technokratą, który do struktur politycznych powrócił (nie zapominajmy o jego epizodzie w SGPiS-owskiej organizacji PZPR) z czystej pragmatyki. Wstąpił do Unii Wolności tuż przed kongresem dokładnie po to, aby objąć jej przewodnictwo, następnie zrealizował zwyczajny kontrakt menedżerski opiewający na dwie kadencje - i teraz po grudniowym kongresie wystąpi, zgłaszając gotowość zawarcia z kim innym następnego, 6-letniego kontraktu menedżerskiego na poprowadzenie NBP.

Prezydent wpisał na swoją wstępną listę aż trzech kandydatów spoza klasy politycznej, choć niewątpliwie zaliczających się do pierwszej ligi w kategoriach fachowych. Czy jednak możliwa jest powtórka sytuacji sprzed ośmiu lat, gdy prezydencki prawnik Lech Falandysz wyciągnął niemal z kapelusza króliczkę - w osobie swojej młodszej koleżanki z wydziału? Przypomnijmy, że kandydatura Hanny Gronkiewicz-Waltz ówczesnemu rozczłonkowanemu Sejmowi najpierw się nie spodobała, ale dzięki uporowi prezydenta Lecha Wałęsy - za drugim podejściem przeszła.

Ze względów psychologicznych Aleksandrowi Kwaśniewskiemu oczywiście zależy na bezbłędnym trafieniu - aby pierwszy wytypowany kandydat już w pierwszym głosowaniu uzyskał wymaganą liczbę głosów i został powołany na prezesa NBP. Jednak z drugiej strony - prezydent ma obecnie tak silną pozycję, iż może sobie pozwolić na pewną konfrontację z Sejmem (ostatnia zdarzyła się ledwie dwa miesiące temu, przy okazji ustawy uwłaszczeniowej) i spróbowanie przeforsowania kandydata, który w teoretycznym rozliczeniu poselskich głosów ma małe szanse. Czwartkowe głosowanie nad nowelizacją kodeksu pracy dowodzi, że w Sejmie możliwe są najdziwniejsze rozdania i zwroty wykonywane w ostatniej chwili.

Przypuszczalnie Sejm podejmie uchwałę o przyjęciu rezygnacji i odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezesa NBP oraz przeprowadzi głosowanie nad powołaniem jej następcy na ostatnim tegorocznym posiedzeniu, zaplanowanym na 20-22 grudnia. Następnego dnia, w sobotę 23 grudnia odbędzie się zaprzysiężenie Aleksandra Kwaśniewskiego na drugą kadencję. Na pewno prezydent chciałby sobie zrobić prezent w postaci trafnego wytypowania prezesa NBP. Poza tym dobrze by było, gdyby Rzeczpospolita jednak nie wchodziła w nowe stulecie z długiem - w postaci wakatu na stanowisku prezesa banku centralnego.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: prezydent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »