Prokuratura stawia zarzut byłemu prezesowi Totalizatora Sportowego

Kontrowersyjny. Ryzykant. Fachowiec. Człowiek lewicy. Sobiepan. W opiniach o Sławomirze S. dobre i złe prawie zawsze się przeplata. Warszawska prokuratura postawiła właśnie byłemu prezesowi Totalizatora Sportowego zarzut popełnienia przestępstwa. Chodzi o niekorzystny dla spółki obrót wierzytelnościami Polskich Kolei Państwowych.

Kontrowersyjny. Ryzykant. Fachowiec. Człowiek lewicy. Sobiepan. W opiniach o Sławomirze S. dobre i złe prawie zawsze się przeplata. Warszawska prokuratura  postawiła właśnie byłemu prezesowi Totalizatora Sportowego zarzut popełnienia przestępstwa. Chodzi o niekorzystny dla spółki obrót wierzytelnościami Polskich Kolei Państwowych.

Według naszych informacji większość z innych zastrzeżeń Urzędu Kontroli Skarbowej i urzędujących dziś władz firmy, nie spełnia - zdaniem prokuratury - znamion przestępstwa. Dotarliśmy jednak do informacji, które stawiają Sławomira S. w negatywnym świetle - może nie pod względem prawnym, ale na pewno etycznym. Po odejściu z TS Sławomir S. pracował bowiem nie tylko dla Polsatu (o czym już pisaliśmy), ale i dla Banku Handlowego. Co w tym złego? Ano nic - poza tym, że przed opuszczeniem Totalizatora Sławomir S. podjął decyzje bardzo korzystne dla obu tych firm. W grę wchodziły miliony złotych.

Reklama

Prezes za prezesem

- Sławomir S. jest podejrzany o wyrządzenie firmie szkody majątkowej wysokości 250 tys. zł. Były prezes TS nie przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia - potwierdza Maciej Kujawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Przypomnijmy, że pod koniec stycznia zarzuty działania na szkodę spółki przedstawiono także innemu prezesowi Totalizatora, Władysławowi J. (szefował TS po Sławomirze S., od niemal roku siedzi w celi - to efekt jego poczynań na fotelu prezesa PZU) i Zbigniewowi W. (wiceprezes za czasów Władysława J.). Im stołeczna prokuratura zarzuca narażenie firmy na stratę ponad 49,4 mln zł przy zakupie obligacji krakowskiej spółki Code.

Przy prawie 50 mln zł strata 250 tys. zł wydaje się niewielka. Inaczej sądzą związkowcy w Totalizatorze Sportowym.

- Może dla Sławomira S. to nieduża kwota - szczególnie, że po swoim odejściu z firmy z tytułu wypowiedzenia, odprawy i umowy o zakazie konkurencji odebrał ponad 600 tys. zł! Ale przecież taka strata wpływa na wielkość zysku TS, a tym samym - na wysokość naszych wynagrodzeń. No i liczy się zasada... - mówi pracownik TS.

Drogie parkowanie

Naganny obrót wierzytelnościami to jeden z najciekawszych wątków prokuratorskiego śledztwa. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożył Urząd Kontroli Skarbowej.

O co poszło? Totalizator Sportowy wszedł w posiadanie wierzytelności Polskich Kolei Państwowych 23 grudnia 1998 r., kiedy zakupił je od Banku Współpracy Europejskiej, kontrolowanego przez Aleksandra Gudzowatego. Były to zaległe płatności, dotyczące sprzedaży lub dostawy energii elektrycznej o łącznej wartości 19,86 mln zł (należność plus odsetki).

Już sam zakup wierzytelności PKP przez TS wzbudził sporo wątpliwości - choćby wśród przedstawicieli Ministerstwa Skarbu Państwa, które m.in. z tego powodu nie udzieliło Sławomirowi S., ówczesnemu prezesowi spółki, skwitowania za 1999 r. Zarzuty UKS - teraz i prokuratury - nie dotyczą jednak nabycia wierzytelności PKP, ale późniejszego nimi obrotu.

Do marca 2000 r. wierzytelności PKP pozostawały w posiadaniu TS. Powodowało to korzystny dla Totalizatora wzrost odsetek, ale i zagrożenie przedawnieniem, do którego dochodzi po dwóch latach od wystawienia faktury. W marcu 2000 r. ówczesny zarząd (z Sławomirem S. jako prezesem) stanął przed koniecznością utworzenia rezerw z tytułu posiadania tych wierzytelności. Aby tego uniknąć, władze TS postanowiły "zaparkować" wierzytelności - na czas audytu. I 31 marca 2000 r. sprzedały je sopockiej spółce Greenhouse Capital Management, zajmującej się m.in. sekuratyzacją długów szpitali. GCM za wierzytelności na łączną kwotę 25,18 mln zł zobowiązał się zapłacić 24,66 mln zł do - co ważne - 20 kwietnia 2000 r.

Interes życia

14 kwietnia TS zawarł z Bankiem Handlowym umowę na odkupienia od GCM tych samych wierzytelności za 24,91 mln zł, czyli o 250 tys. zł drożej niż suma, za którą je sprzedał. 27 kwietnia Totalizator przelał pieniądze na konto GCM. Zadziwiające: TS zapłatę za pierwszą sprzedaż otrzymał od GCM dopiero 4 maja, a więc długo po terminie określonym w umowie i po tym, kiedy Totalizator zapłacił za ponowne kupno długów...

- GCM zrobił interes życia: nie wydając złotego, korzystając z pieniędzy TS, zarobił 250 tys. zł i odsetki! Przy tym nie ma większego znaczenia, że - na co zwrócił uwagę UKS - cena transakcji była wyższa od majątku GCM. Do przeprowadzenia transakcji firmie tej nie był potrzebny jakikolwiek majątek. Jaki miał w tym wszystkim interes ówczesny zarząd, tego nie wiem... - mówi nasz informator.

Sławomir S. broni ówczesnych decyzji.

- 4 kwietnia podpisaliśmy porozumienie z Pocztą Polską. Zakładało, że urzędy pocztowe zajmą się sprzedażą gier liczbowych TS przez lottomaty, za co Poczta będzie pobierać prowizje. Porozumienie zawierało rozliczanie się za pomocą tych wierzytelności. My płacilibyśmy Poczcie długami PKP, a ona wykorzystywałaby je do płatności na rzecz kolei. Zdecydowaliśmy się więc, by - za pośrednictwem Banku Handlowego - odkupić wierzytelności PKP. Przed tą operacją analizy wykazały opłacalność przedsięwzięcia. Niestety, 17 kwietnia zostałem odwołany ze stanowiska i współpraca z Pocztą ugrzęzła - tak tłumaczy okoliczności transakcji Sławomir S.

Warto zwrócić uwagę na - z pozoru mało istotny - szczegół. Na własne oczy widzieliśmy, że art. 6, par. 1 umowy z 14 kwietnia między Totalizatorem a BH brzmi: "Przyjmujący zlecenie (czyli BH - przyp. aut.) w okresie od zawarcia Umowy Sprzedaży Wierzytelności do dnia 31 maja zobowiązuje się informować Dającego Zlecenie (czyli TS - przyp. aut.) o zdarzeniach, które miały miejsce po zawarciu Umowy Sprzedaży Wierzytelności, a które mogą mieć wpływ na istnienie oraz wysokość wierzytelności."

W wymienionym czasie przedawnieniu uległy wierzytelności na kwotę około 7 mln zł. Tymczasem w TS brak dokumentów, które świadczyłyby o tym, że BH informował o tym władze TS...

U znajomych

Pod koniec działalności w Totalizatorze Sławomir S. korzystał z usług Banku Handlowego wyjątkowo chętnie. Tuż przed odwołaniem go ze stanowiska w jednej ze spółek tego banku - Handlowy Zarządzanie Aktywami - zdeponował, bagatela!, 100 mln zł. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie dokumenty, do których właśnie dotarliśmy. Wynika z nich, że w trzy miesiące po odejściu z Totalizatora, Sławomir S. znalazł pracę w Banku Handlowym właśnie. Został doradcą prezesa Cezarego Stypułkowskiego, który był asystentem na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego w czasach, kiedy Sławomir S. tam studiował. Bankowa przygoda Sławomira S. trwała prawie półtora roku - do końca 2001 r.

Kiedy przed rokiem pierwszy raz pisaliśmy o obrocie wierzytelnościami PKP, Iwona Ryniewicz, rzecznik prasowy BH, odmówiła komentarza w tej sprawie. Przedstawiciele banku są nadzwyczaj konsekwentni - komentarza i tym razem nie będzie.

- Gdzieś przecież muszę zarabiać! Wcześniej pracowałem już w banku, więc takie rozwiązanie wydało mi się naturalne. Był to krótki okres, po którym sam - w związku z fuzją Banku Handlowego z Citibankiem - złożyłem wypowiedzenie - mówi Sławomir S.

Wkrótce po odejściu z Totalizatora (konkretnie od sierpnia 2000 r.), Sławomir S. zaczął świadczyć usługi doradcze dla innego z gigantów polskiego biznesu: Telewizji Polsat. Jak się dowiedzieliśmy, współpraca trwa do dziś. Podobnie jak w przypadku Banku Handlowego, i Polsat odniósł pożytek z decyzji Sławomira S. - szefa TS.

Losowania gier liczbowych Totalizatora emitowane są w stacji należącej do Zygmunta Solorza od 1996 r. 31 grudnia 1999 r. współpracę obu spółek utwierdziła umowa: TS nie musi płacić za czas antenowy przeznaczony na emisje losowań. W zamian zobowiązał się lokować w TV Polsat minimum 75 proc. wydatków reklamowych swojej firmy (rocznie ponad 30 mln zł). Urząd Kontroli Skarbowej ocenił taki sposób ułożenia współpracy z Telewizją Polsat jako niekorzystny dla Totalizatora.

Nie zgadza się z tym Sławomir Sykucki. I nie tylko on: prokuratura - według nieoficjalnych wiadomości - zamierza ten wątek śledztwa niebawem umorzyć.

Współpraca TS z Polsatem za czasów Sławomira S. to także zakup przez Totalizator za 3 mln zł udziałów w Powszechnym Towarzystwie Emerytalnym Polsat (do dzisiaj Sławomir S. jest członkiem rady nadzorczej tej firmy).

Zdaniem naszych rozmówców bliska współpraca z Polsatem była także efektem przyjaźni, jaka od wielu lat łączy Sławomira S. z Piotrem Nurowskim, prawą ręką Zygmunta Solorza (znają się od czasów wspólnej działalności w organizacjach młodzieżowych).

Zmiana warunków

Z Totalizatorem Sławomir S. pożegnał się w kwietniu 2000 r., po konflikcie z ówczesnym prawicowym ministrem skarbu, Emilem Wąsaczem. Jego następcą został kontrowersyjny lekarz-menedżer Władysław J. Gdy ten doczekał się dymisji, do spółki wszedł Urząd Kontroli Skarbowej. I to właśnie UKS był autorem większości wniosków do prokuratury.

Dużą część zarzutów, formułowanych przez UKS i obecne władze TS wobec poczynań Sławomira S., stanowią nieprawidłowości w działalności spółek zależnych Totalizatora. Jednym ze strategicznych pomysłów prezesa było stworzenie wokół TS łańcucha firm (tzw. podatkową grupę kapitałową). Spółki zależne, zajmujące się m.in. handlem i rozrywką, miał finansować TS. Zdaniem urzędników MSP, podobna operacja miała doprowadzić do ograniczenia wielkości wypracowywanych przez TS zysków i odprowadzanych podatków VAT (Totalizator jako jednostka zwolniona z VAT nie może go bowiem odliczać; mógłby to robić w ramach grupy podatkowej). Według UKS i obecnych władz TS, nieprawidłowości w pracy tylko dwóch kluczowych spółek - Toto Sport i Lotto Merkury - naraziły Totalizatora na straty sięgające 50 mln zł!

- Kiedy tworzyliśmy te firmy, ustawa o grach losowych i przygotowywana jej nowelizacja pozwalały nam na prowadzenie działalności poza sferą, objętą monopolem państwa. Niestety - nagle wprowadzono słynną poprawkę do art. 4 tej ustawy, która zakazała nam wszelkiej działalności poza hazardem... Mimo że Ministerstwo Skarbu Państwa wiedziało o skali środków, zaangażowanych przez TS w te spółki! Po prostu nagle przerwano marsz w połowie drogi! - wyjaśnia Sławomir S.

Jego zdanie zdaje się potwierdzać prokuratura.

- W tak dużej firmie nie wszystkie decyzje muszą przynosić zysk. Prokuratorzy uznają, że koncepcje Sławomira S. były dobre, lecz z powodu - w dużym stopniu niezależnych od niego warunków - nie udało się ich wprowadzić w życie. Poza obrotem wierzytelnościami PKP wszystkie inne, dotyczące Sławomira S. wątki nie spełniają znamion przestępstwa i zmierzają do umorzenia. Może to zmienić jedynie protokół pokontrolny NIK. Właśnie trafił do prokuratury... - mówi nasz informator.

Impulsem do kontroli NIK w Totalizatorze stał się słynny tzw. raport otwarcia rządu Leszka Millera, opisujący nieprawidłowości w zarządzaniu spółkami skarbu państwa. Wedle naszych informacji raport Izby jest raczej korzystny dla Sławomira S. i nie powinien wpłynąć na zmianę spodziewanej decyzji prokuratury.

Bez powrotu

A co na to obecne władze TS, które niezmiennie skarżą się na straty, sprowokowane przez wcześniejsze zarządy (audytorzy spółki ocenili, że w latach 1999-2001 było to ponad 134 mln zł, blisko połowa według nich idzie na konto Sławomira S.)?

- Zawiadomienia do prokuratury składał głównie Urząd Kontroli Skarbowej. Cierpliwie czekamy na efekty jej pracy. Według nas nieprawidłowości, wykazane przez UKS oznaczają wymierne straty dla firmy - podtrzymuje opinię władz Totalizatora Paweł Burdzy, rzecznik TS.

Związkowcy firmy również nie chcą oficjalnie rozmawiać o czasach, gdy spółką zarządzał Sławomir S. Nieoficjalnie przyznają jednak, że ich ocena jest zdecydowanie negatywna. Po wyborach parlamentarnych w 2001 r., triumfie SLD (Sławomir S. wpałcił na konto wyborcze parę złotych) pojawiły się plotki, dotyczące powrotu do firmy byłego prezesa. Wtedy Związek Zawodowy Pracowników TS wysłał pismo do szefa OPZZ, a więc organizacji blisko współpracującej z SLD. Przeczytać w nim można opinię, że Sławomir S. nie zasługuje na miano "człowieka lewicy" i prosili, by zrobić wszystko, aby do TS nie wrócił.

- Związkowcom bardziej odpowiadają władze, które wstrzymały reorganizację firmy. A taki jest obecny zarząd - wystarczy popatrzeć na wyniki... Kiedy odchodziłem z TS, obroty wzrastały o niemal 20 proc. rocznie, teraz to poniżej 5 proc. Ale nic dziwnego, jeśli dyrektorami departamentów zostają ludzie z ulicy... W takiej sytuacji najłatwiej zająć opinię publiczną atakami na byłe władze. Prawda jest taka, że ja nawet teraz wiem o grach losowych wszystko i - w przeciwieństwie do obecnych władz - mam pomysł na reformę spółki - mówi Sławomir S.

- To może Pan jeszcze kiedyś do Totalizatora wróci?

- Pewnie że chciałbym coś udowodnić... Ale mimo wszystko nie! Nigdy!

Człowiek lewicy

To właśnie dzięki działalności w Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, gdzie poznał wiele osób spośród rządzącej dziś SLD-owskiej elity - choćby Jerzego Szmajdzińskiego czy Krzysztofa Janika - Sławomir S. zyskał miano "człowieka lewicy". Kiedy był prezesem Totalizatora sam tak zresztą o sobie mawiał - choć z zastrzeżeniem, że jest nim tylko i wyłącznie przy urnie wyborczej.

Dziś ten 44-letni prawnik z wykształcenia opowiada o sobie nieco inaczej: "Już się starzeję". To dlatego - sentymenty - jeździ czarnym volkswagenem garbusem z 1973 r., a gdy słonecznie - starym motocyklem kawasaki vulcan o pojemności 1500 cmszesc.

Po studiach na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego szefował zarządowi dzielnicowemu ZSMP na Żoliborzu i był wiceprzewodniczącym zarządu warszawskiego. Praca ideowa nie przeszkadzała jednak zawodowej - sumiennie kierował wydziałem handlu w Urzędzie Dzielnicowym Warszawa Żoliborz.

Trafił do licznej grupie działaczy organizacji młodzieżowych, która na przełomie lat 80. i 90. zainteresowała się biznesem. Oparcie znalazł w młodzieżowej przybudówce partii lewicy: został udziałowcem i prezesem - powołanej przez ZSMP - spółki ZAM. Mniej więcej w tym samym czasie założył też Fundację Mierki, zarządzającą majątkiem ZSMP (później fundacją kierowała jego żona, Agnieszka). Ale - mimo takich tradycji - po latach oświadcza: "Nie jestem z ZSMP, ale z Ministerstwa Finansów". W tym resorcie pojawił się tuż po przygodzie z biznesem - na początku lat 90.

- Inaczej niż większość członków ZSMP, zaczął być widoczny w związku dopiero po studiach. A gdy okazało się, że nie ma czasu na aplikację, postanowił specjalizować się w wąskiej dziedzinie. Wybór padł na hazard. Swietna decyzja! Dziś to w Polsce jedna z zaledwie kilku osób, doskonale znających się na rzeczy - mówi nasz rozmówca.

Sławomir S. nabywał doświadczenia jako urzędnik departamentu gier losowych w Ministerstwie Finansów. Kiedy ministrem mianowano Grzegorza Kołodkę, Sławomir S. awansował na wicedyrektora departamentu. Stamtąd - w czerwcu 1995 r. - trafił wprost do Totalizatora.

- Fakt, sprowadził współpracowników, głównie z Ministerstwa Finansów, ale potrafił też korzystać ze specjalistów wewnątrz firmy. Członkiem zarządu został na przykład Henryk Miś, który w TS przepracował jakieś 20 lat i naprawdę znał się na rzeczy - opisuje świadek tamtych przetasowań.

Co go dziś łączy z Toatalizatorem?

Wspomnienia i regularna gra w toto-lotka. Z sukcesem. W zeszłym roku trafił "piątkę".

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »