Tydzień rekordowej zmienności złotego

Bez wątpienia miniony tydzień był jednym z rekordowych pod względem zmienności w notowaniach złotego. Kurs EUR/PLN, będący głównym miernikiem wartości polskiej waluty, w pierwszej części tygodnia zwyżkował w okolice rekordu z 2004 roku usytuowanego w pobliżu 4,9400, czyli o 30 groszy w porównaniu z poziomem zanotowanym w poniedziałek.

Kolejne dni przyniosły odreagowanie kursu z powrotem w kierunku 4,6000 PLN za EUR, by ostatecznie zakończyć tydzień w okolicach 4,7300. Osłabienie polskiej waluty w pierwszej części tygodnia miało miejsce w wyniku kolejnej fali pogorszenia nastrojów wokół krajów Europy Środkowo - Wschodniej. Inwestorzy zagraniczni zaczęli dyskontować w wycenie walut regionu możliwość wystąpienia poważnych problemów z płynnością, a nawet wypłacalnością silnie zadłużonych za granicą gospodarek.

Szczególnie źle pod względem nierównowag na rachunku obrotów bieżących i kapitałowych prezentują się Kraje Bałtyckie, Rumunia oraz Bułgaria. Spore zapotrzebowanie na finansowanie zewnętrzne mają także Węgry oraz Polska, nasz kraj jednak wygląda dość stabilnie na tle regionu, nawet pomimo spowolnienia gospodarczego. Z drugiej strony Polska ma najlepiej rozwinięty rynek finansowy w regionie, toteż zagraniczne przepływy finansowe są tu zdecydowanie większe, za tym natomiast idzie większa zmienność PLN.

Reklama

Silne osłabienie złotego zaniepokoiło polski rząd. Premier Donald Tusk zapowiedział, że Ministerstwo Finansów podejmie odpowiednie kroki w celu obrony złotego jeśli kurs EUR/PLN wzrośnie powyżej 5,0000. Działania te miały polegać na sprzedaży na rynku euro pochodzących z funduszy unijnych. Do tej pory bowiem środki te wymieniane były za pośrednictwem Narodowego Banku Polskiego, co nie miało wpływu na notowania złotego.

Jak się jednak okazało MF nie czekało na zdobycie tego bardzo silnego psychologicznie oporu i zaczęło sprzedawać niewielkie kwoty euro za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego przy poziomie powyżej 4,9000. Sam moment na tego typu działania był bardzo dobry - nastroje dla gospodarek regionu uległy poprawie po słownej interwencji ze strony czeskiego Banku Centralnego oraz węgierskiego rządu. Bank Czech zapowiedział, iż ze względu na silne osłabienie korony, może zakończyć cykl obniżek stóp procentowych.

Z kolei węgierskie Ministerstwo Finansów zapowiedziało, iż jest gotowe sięgnąć po "niekonwencjonalne środki" w celu obrony forinta. Do tego doszły informacje o rozpoczęciu rozmów Polski z Europejskim Bankiem Centralnym odnośnie przystąpienia do ERM-2, a rząd poinformował, że wejście do Europejskiego Mechanizmu Kursowego będzie możliwe nawet bez uprzedniej zmiany konstytucji, na którą nie chce się zgodzić PiS.

W efekcie tego splotu sprzyjających okoliczności kurs EUR/PLN w ciągu zaledwie dwóch dni zniżkował do poziomu 4,6400. Spadek EUR/PLN wsparł chwilowo amerykański bank Goldman Sachs, który w oficjalnym komunikacie skierowanym do swoich klientów podał, że zamyka pozycje nastawione na osłabienie złotego, forinta węgierskiego oraz korony czeskiej. Oświadczenie to zasiało jednak dużo zamieszania.

Wiadomo bowiem, że sytuacja jeśli chodzi o płynność krajów Europy Środkowo - Wschodniej jest nieciekawa i choćby dlatego nie należałoby oczekiwać diametralnej poprawy nastrojów wokół naszego regionu. Oświadczenie Banku wydało się zatem zagadkowe. Na rynku pojawiły się głosy, że być może działanie Goldman Sachs jest celową grą pod obniżenie kurów EUR/PLN, EUR/HUF oraz EUR/CZK, tak by dojść do poziomów korzystnych dla zajęcia długich pozycji w euro.

Koniec tygodnia przyniósł powrót notowań euro względem złotego do wyższych poziomów w okolicach 4,7300, zdecydowanie jednak poniżej wtorkowych szczytów. Jeśli silniejszą deprecjację polskiej waluty hamują jedynie działania MF, wkrótce, wraz z ubywaniem środków unijnych, złoty prawdopodobnie powróci do większego osłabienia. Jeśli z kolei nie traci on obecnie silnie na wartości dlatego, że kapitał zagraniczny przestał panicznie uciekać z naszego regionu, w najbliższym czasie notowania PLN prawdopodobnie się ustabilizują, a w okresie poprawy nastrojów polska waluta zyska na wartości.

Miniony tydzień rozpoczął się od doniesień z jakże istotnego dla rynków walutowych, jak i całej gospodarki, spotkania grupy G-7, czyli ministrów finansów i prezesów banków centralnych z siedmiu najbogatszych państw świata - USA, Kanady, Japonii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji oraz Włoch. Niestety ci, którzy oczekiwali pozytywnych wiadomości zawiedli się, spotkanie nie przyniosło bowiem większych nadziei na poprawę sytuacji światowych gospodarek. Przyniosło za to wiele pytań i niepokojów.

Rozczarował m.in. brak dyskusji na temat silnego i bardzo dynamicznego w ostatnich miesiącach umocnieniu jena, które szkodzi opartej głównie na eksporcie japońskiej gospodarce. Ponure perspektywy znalazły odbicie w dalszym osłabianiu się euro wobec amerykańskiej waluty. Od początku tygodnia kurs EUR/USD silnie zniżkował, w środę za euro płacono niewiele ponad 1,2530 dolara w porównaniu do 1,2800 w poniedziałek.

Do ucieczki inwestorów od wspólnej waluty przyczyniają się coraz to nowe informacje napływające ze świata. Tych zaś w tygodniu nie brakowało. Na początek renomowana agencja ratingowa Moody's zapowiedziała, że może obniżyć ratingi banków posiadających swe oddziały w Europie Wschodniej, która "wyjątkowo odczuwa skutki kryzysu". Obawy o przyszłość Eurolandu nie wydają się do końca nieuzasadnione. Niektóre państwa, jak np. Grecja, Hiszpania, Irlandia czy Portugalia są mniej odporne na zawirowania, jakim podlega światowa gospodarka.

Sytuacja stwarza poważne zagrożenie dla stabilności deficytu budżetowego tych krajów, a także utrudnia prowadzenie jednolitej i skutecznej polityki pieniężnej. W przeciwieństwie do silnych i bogatych gospodarek, które mogą pozwolić sobie na różnego rodzaju pakiety stymulacyjne, państwa wymienione wyżej mają ograniczone pole zwiększania wydatków fiskalnych.

W dalszej części tygodnia publicznie wypowiadał się m.in. prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama oraz szef amerykańskiego Fed Ben Bernanke. Po wystąpieniach można jednak było odnieść wrażenie, że "Yes, we can" Obamy inwestorzy zaczęli interpretować jako "No, we can' t". Trudno się dziwić - do tej pory administracja prezydenta jest bardzo oszczędna jeśli chodzi o szczegóły na temat planów swoich działań.

Dużo mówi się o kolejnych miliardach dolarów pakietów pomocowych, nikt jednak nie tłumaczy w jaki sposób naprawić amerykański system finansowy. Na rynku zaś coraz częściej pojawiają się plotki o nacjonalizacji dużych banków, szczególnie głośno mówi się o Citigroup i Bank of America. Wszystko to poskutkowało masowymi wyprzedażami na światowych parkietach, w szczególności akcji instytucji finansowych.

Po raz kolejny warto zaznaczyć, że od dłuższego czasu notowania EUR/USD pozostają w dość wysokiej dodatniej korelacji ze światowymi indeksami giełdowymi. Te zaś w skali tygodnia spadały "na łeb na szyję" - np. Dow Jones osiągnął na czwartkowym zamknięciu poziom najniższy od października 2002, czyli od ponad 6 lat. Jeżeli giełdy w dalszym ciągu będą przebijały kolejne minima, nie należy się spodziewać odwrócenia trendu spadkowego w notowaniach EUR/USD.

Joanna Pluta, Artur Pałka

TMS Brokers SA
Dowiedz się więcej na temat: notowania | bank | rekordowe | osłabienie | waluty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »