W Kopenhadze nasi negocjatorzy popełnili fatalny błąd

25-35 mld zł musi wydać polska energetyka na wdrożenie unijnych norm ochrony środowiska. Co gorsza, ostre limity emisji zaczną obowiązywać dużo wcześniej, niż obiecywano.

25-35 mld zł musi wydać polska energetyka na wdrożenie unijnych norm ochrony środowiska. Co gorsza, ostre limity emisji zaczną obowiązywać dużo wcześniej, niż obiecywano.

25-35 mld zł musi wydać polska energetyka na wdrożenie unijnych norm ochrony środowiska. Co gorsza, ostre limity emisji zaczną obowiązywać dużo wcześniej, niż obiecywano."Sukces" polskich negocjatorów, którzy uzgodnili z Unią Europejską odroczenie o 7 lat terminu wdrożenia tzw. dyrektywy LCP, okazał się nic nie warty. Dyrektywa nakładająca na duże źródła energii ostre normy w zakresie emisji zanieczyszczeń (SO2 i NOx) ma zacząć obowiązywać w UE w 2008 r. Polskie elektrownie miały dostać więcej czasu, bo żeby wywiązać się z unijnych limitów, muszą zainwestować aż 25-35 mld zł.

Reklama

Dostały, ale... tylko na papierze.

- W traktacie akcesyjnym znalazł się zapis o harmonogramie ograniczania emisji zanieczyszczeń w skali kraju. Zgodnie z nim już w 2008 r. Polska musi zmniejszyć emisję dwutlenku siarki niemal o połowę w stosunku do aktualnego poziomu. Cztery lata później redukcja powinna wynosić już 60 proc. Te normy są co najmniej równie ostre, jak ograniczenia wynikające z dyrektywy LCP. A to oznacza, że de facto Unia wcale nam nie popuściła - mówi Robert Adamczyk, szef zespołu ochrony środowiska w firmie doradczej WS Atkins-Polska.

Zrobili nas w balona

Zdaniem eksperta, to fatalny błąd naszych negocjatorów. - Trudno powiedzieć, czy Unia zrobiła to z premedytacją, czy też zapis w traktacie powstał w wyniku przeoczenia. Jednak niezależnie od tego, skutki dla branży energetycznej będą bardzo poważne - mówi Robert Adamczyk.Sławomir Krystek, dyrektor Izby Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska (IGEiOŚ), nie ma takich wątpliwości.

- Jestem przekonany, że UE świadomie nas oszukała. Najpierw wynegocjowała z nami szczegółowe derogacje dotyczące pojedynczych bloków energetycznych, a później wprowadziła limity krajowe, które uniemożliwiają wykorzystanie tych derogacji - mówi dyrektor.Szef IGEiOŚ podkreśla, że spośród kandydatów do Unii, oprócz Polski, okresy przejściowe wynegocjowały Czechy i Estonia, ale żadnemu z tych krajów nie narzucono krajowych limitów emisji dla energetyki.

Chodzi o parę lat

Jeśli chodzi o skutki zapisów traktatu dla polskich producentów energii, obaj eksperci są zgodni. - Żeby spełnić unijne normy musielibyśmy wyciąć około połowy dzisiejszych mocy produkcyjnych i importować prąd z Francji lub Niemiec - twierdzi Robert Adamczyk.Sławomir Krystek jest zdania, że gdyby nie limity, te bloki mogłyby jeszcze spokojnie pracować przez co najmniej kilka lat. - Nie opłaca się budować na nich kosztownych instalacji odsiarczania spalin, bo nie zdążą się zwrócić. I tak już w 2017 r. większość bloków będzie trzeba wyciąć i wybudować od nowa ze względu na zaostrzające się, w myśl dyrektywy LCP, normy emisji tlenków azotu - dodaje dyrektor IGEiOŚ.

Nieliczni są bezpieczni

Jak podaje izba, problem ograniczenia emisji SO2 nie dotknie tylko nielicznych źródeł energii. Spokojnie może spać Elektrownia Opole i Łaziska (stanowiąca część Południowego Koncernu Energetycznego (PKE). Normy będą również spełniać nowo wybudowane instalacje Elektrowni Turów i planowane bloki w Bełchatowie, Zespole Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (PAK) i PKE. Powodów do zmartwienia nie mają też elektrociepłownie opalane gazem lub posiadające kotły fluidalne. Reszta znajdzie się w opałach. - Największe problemy będą miały Kozienice, PKE i PAK. W PAK planowano, że po zbudowaniu Pątnowa II w miejsce najstarszych kotłów reszta bloków zostanie zmodernizowana i będzie mogła pracować dalej. Jeśli podporządkujemy się unijnym regulacjom, elektrownia będzie do wycięcia - twierdzi Sławomir Krystek.Według Roberta Adamczyka, negatywne konsekwencje błędu naszych negocjatorów będzie można trochę ograniczyć, wprowadzając w Polsce wewnętrzny system handlu emisjami SO2 i NOx.

- To pozwoli nam ukryć 20-30 proc. nadwyżki, ale nie wystarczy, żeby rozwiązać problem. I tak pula do podziału będzie za mała i w branży zacznie się wojna o limity - dodaje specjalista z WS Atkins.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: energetyka | polska energetyka | limity
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »