Cisza przed burzą w ubezpieczeniach majątkowych

Podwyżki stawek - szczególnie w ubezpieczeniach dla firm - i mniejsze natężenie szkód żywiołowych, pozwoliły ubezpieczycielom majątkowym poprawić swoje wyniki. Pytanie tylko na jak długo, bo już dają się słyszeć głosy o nowej fali wojny cenowej, szczególnie w ubezpieczeniach komunikacyjnych.

Towarzystwa w ostatnich miesiącach w miarę zgodnie podwyższyły ceny. Po I półroczu zebrały ponad 12,7 proc. więcej składek, osiągając łącznie z tego tytułu 12,8 mld zł. To wzrost nienotowany od dawna, bo w poprzednich latach był on napędzany głównie pozyskiwaniem nowych klientów - ostra konkurencja nie pozwalała na podwyżki. W efekcie dynamika wzrostu przypisu składki szła, mniej więcej, w parze z większą liczbą polis i incydentalnie sięgała 10 proc., choć zwykle rynek rósł o 3-5 proc.

Tym razem większość z tego wzrostu rynku to efekt podwyżek cen w dwóch głównych liniach biznesu ubezpieczeniowego, czyli ubezpieczeniach komunikacyjnych i mienia. Przy czym ze statystyk KNF wynika, że najbardziej podwyżki dotknęły przedsiębiorców. Jak widać z poniższej tabeli na przykład przychody ze składek z ubezpieczeń OC komunikacyjnego kupowanego przez firmy wzrosły o 33 proc., podczas gdy liczba polis o 12 proc. Dla klientów indywidualnych ten wzrost nie był tak znaczący, bo 2-proc. zmiana liczby polis OC dała 9-proc. wzrost przychodów ze składek. Podobnie było w pozostałych kluczowych liniach biznesu: AC komunikacyjnym i ubezpieczeniach mienia.

Pozwoliło to poprawić wyniki techniczne (czyli te, które pokazują jak towarzystwo zarabia na działalności wyłącznie ubezpieczeniowej). Po gigantycznej stracie w 2010 r. na poziomie 1,26 mld zł, po I półroczu towarzystwa straciły znacznie mniej, bo 257 mln zł. Na taką poprawę składają się głównie lepsze wyniki z ubezpieczeń mienia od żywiołów i innych zdarzeń (do 38 mln zł z - 493 mln zł rok wcześniej), oraz AC komunikacyjnego (62,2 mln zł wobec 154 mln zł straty w pierwszej połowie 2010 r.). Nadal problemem była rentowność w OC komunikacyjnym, na którym ubezpieczyciele stracili 174 mln zł (wobec 290 mln zł straty rok wcześniej).

Reklama

Problem z AC

To, że wyniki są nieco lepsze nie oznacza, że menedżerowie ubezpieczycieli mogą spać spokojnie. Na taki rezultat składa się nie tylko podwyżka cen, ale też po prostu mniejsza liczba i częstość szkód w tym roku, w porównaniu do roku ubiegłego. To oznacza, że np. równie sroga zima jak ta z przełomu 2009/2010 i deszczowa wiosna i lato 2010 r., powtórzone w przyszłym roku, znowu mogą zrujnować ich budżety. Ale ewentualna zła pogoda to niejedyny problem, który spędza im sen z powiek.

Niepokojący jest spadek liczby polis AC - aż o 6 proc. w segmencie klientów indywidualnych. Widać więc, że klienci na podwyżki składek (bo równocześnie przychody ze składek w skali rynku wzrosły o 11 proc.) zareagowali spadkiem chęci do kupowania AC. Tylko częściową winą można obarczyć za to zjawisko mniejszą liczbę sprzedanych nowych aut (w tym roku sprzedaż ma być około 10 proc. niższa), szczególnie klientom indywidualnym. Mniej klientów na AC, to dla towarzystw problem, bo na takim ubezpieczeniu można zarobić.

W przeciwieństwie do OC, w którym o rentowność bez znacznych podwyżek może być trudno. Wciąż rosną bowiem wypłaty za tzw. szkody osobowe (min. zadośćuczynienie za śmierć osoby bliskiej) czy inne koszty związane ze szkodą (np. wynajmu samochodów zastępczych na czas naprawy auta z polisy OC sprawcy). Brak możliwości zbilansowania sobie strat na OC, zyskami z AC, zapewne będę oznaczać dalsze podwyżki stawek za OC komunikacyjne.

Z podwyżkami nie można przesadzić

Jest ono obowiązkowe, więc klienci nie zrezygnują z umów widząc wyższe ceny, ale z drugiej strony z podwyżkami nie można przesadzić, żeby klienci nie zaczęli szukać tańszej oferty. Tym bardziej, że już pojawiają się pierwsze sygnały, że niektóre towarzystwa widząc dobre wyniki w pierwszym półroczu, zaczęły już sondować rynek obniżając ceny dla niektórych segmentów klientów. Na razie to jednak przymiarki do prawdziwej wojny, bo jednak wciąż zbyt wielu ubezpieczycieli traci na sprzedaży ubezpieczeń.

Jak widać z poniższego zestawienia na podstawie danych KNF dodatni wyniki techniczny, to głównie efekt poprawy rezultatów krajowych zakładów ubezpieczeń, czyli głównie PZU. Zagraniczni konkurenci wciąż tracą na działalności typowo ubezpieczeniowej i to już trzecie półrocze w rzędu! W tej sytuacji nie należałoby spodziewać się rozpoczęcia totalnej rywalizacji na wysokość cen w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

Jest jednak jeden element niezależny od towarzystw, który może ją wywołać: nowelizacja ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, które wchodzą w życie z początkiem przyszłego roku. Likwidacja tzw. automatycznego odnawiania umów OC, jest korzystna dla klientów, bo rzadziej będą musieli płacić za dwie polisy OC komunikacyjnego. Ale dla towarzystw to problem, bo w skali rynku zgodnie z prawem wykazywały w swoich bilansach o kilkadziesiąt milionów większy przypis składki. Teraz gdy to źródło wpływów wyschnie, trzeba będzie szukać sposobu na załatanie dziury, co zaostrzy rywalizację na tym rynku.

Firmy płacą więcej

Jak gwałtowna będzie to rywalizacja? Patrząc na rynek ubezpieczeń mienia, szczególnie większych firm, można zakładać, że w branży ubezpieczeniowej zaczął przeważać racjonalizm. Nie przypadkowo w ostatnich miesiącach w mediach dało się słyszeć głosy o problemach niektórych firm ze znalezieniem oferty na ubezpieczenie. Dotyka to głównie przedsiębiorców z branż uznawanych za szczególnie ryzykowne: drzewnej, chemicznej, meblarskiej czy produkcji z tworzyw sztucznych.

Firmy z innych branż także mają problem z uzyskaniem oferty. To efekt większej ostrożności ubezpieczycieli, którzy coraz częściej warunkują zawarcie umowy, pozytywnym wynikiem inspekcji inżynierów ds. oceny ryzyka.

Po latach spadku cen ubiegłoroczna zima i powodzie, które przyniosły straty rzędu niemal 500 mln zł (jeśli liczyć ubezpieczenia mienia od żywiołów i innych ryzyk łącznie) spowodowały otrzeźwienie i podwyżki cen idące w parze z zaostrzoną polityką akceptacyjną.

W efekcie towarzystwa odchodzą od płaskich stawek za ubezpieczenie rzędu 0,15-0,25 promilla sumy ubezpieczenia. Na rzecz większego ich zróżnicowania - nawet przez podniesienie górnej granicy do 2 czy 4 promilli. Zwracają też większą uwagę na miejsce i rodzaj prowadzonej działalności, procedury firmy, rodzaje zabezpieczeń itp.

Ubezpieczyciele spodziewają się, że takie zaostrzenie wymogów i podwyżki cen skłonią firmy do większego nacisku na zarządzanie ryzykiem. Dzięki temu będą mogły - w dłuższym okresie - obniżyć koszty ubezpieczenia czy w ogóle spełnić minimalne wymogi aby ubiegać się o ochronę. Z drugiej strony w mniej oficjalnych rozmowach przyznają, że szybciej niż efekty zarządzania ryzykiem, zobaczymy powrót do agresywnej walki o klientów i wojny cenowej również w tym obszarze. Ale taka sytuacja powinna potrwać jeszcze przynajmniej kilka miesięcy.

Mateusz Nowakowski

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: Stawek | ubezpieczony | motoryzacja | ubezpieczenia | jak długo | KNF | wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »