Felieton: Czy nasze depozyty są bezpieczne?

Część naszych rodaków posiadających oszczędności decyduje się zdeponować je na lokatach. Skoro dziś instytucje finansowe płacą tak liche odsetki, warto się zastanowić, gdzie te środki ulokować, aby nie stracić. Lepiej w banku, czy może w jednym ze SKOK-ów?

Gdyby tak zadać pytanie, niemal 100 procent pytanych bez wahania odpowie: oczywiście, że w banku! Przecież w ostatnim okresie zbankrutowały aż trzy kasy SKOK, czyli sporym ryzykiem jest pozostawianie środków w tychże instytucjach. Co ja na to?

Nic bardziej mylnego, Szanowni Internauci!

Przeanalizujmy bardziej szczegółowo tę kwestię. Jak powszechnie wiadomo, depozyty pozostawiane w działających w Polsce instytucjach finansowych (dotyczy to zarówno banków, jak i SKOK-ów) zabezpieczone są przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Nie jest łatwo dotrzeć do informacji, jakie kwoty znajdują się kasach BFG. Jest to zrozumiałe, jeśli porównamy poniżej przedstawione dane:

Reklama

1. Środki zdeponowane w instytucjach finansowych wg stanu na koniec 2014 r. - 854 mld zł.

2. Szacunkowa kwota zgromadzona na kontach BFG: 10 - 11 mld zł.

Gołym, nieuzbrojonym okiem widać nieadekwatność kapitałową: środki, które są w posiadaniu BFG zabezpieczają ledwie 1,3 proc. zgromadzonych depozytów!

Idźmy dalej tym tokiem rozumowania. Wszystko dobrze, jak jest dobrze: ale gdyby nasz depozytariusz zbankrutował, jakie mamy szanse na odzyskanie pieniędzy? Tu zakładam, że oszczędności nie przekraczają 100 tys. euro.

Bankructwa trzech SKOK-ów uszczupliły zasoby BFG o ok. 3 mld złotych. Można domniemywać, że żaden z obecnie działających SKOK-ów nie uzbierał depozytów o wolumenie większym od 5 mld zł (za wyjątkiem SKOK-u Stefczyka, w którym jest blisko 18 mld zł depozytów). A to z kolei oznacza, że przy obecnym stanie kasy BFG, po ewentualnym bankructwie danej kasy SKOK, odzyskamy dokładnie 100 proc. naszych środków.

Pewne, jak w banku? Wolne żarty!

Takiej gwarancji nie mamy jednak, jeśli zdecydujemy się na założenie lokaty w banku. Dlaczego? Otóż średniej wielkości bank posiada depozyty na poziomie nie mniejszym niż 40 mld zł, jeśli więc taka instytucja finansowa ogłosi upadłość, na pewno nie dla wszystkich deponentów wystarczy pieniędzy.

Pewnie niejeden z czytelników tejże publikacji popuka się w czoło: przecież banki są w świetnej kondycji finansowej, a więc bankructwa nie wchodzą w rachubę! Wystarczy przytoczyć dane z "Raportu o sytuacji banków w 2014 roku", opracowanego przez KNF - otóż, banki ponoć zarobiły w ubiegłym roku ponad 16 mld zł. Jeśli jednak popatrzymy na sytuację finansową Polaków i polskiej gospodarki z nieco szerszej perspektywy, dane o tak fantastycznych wynikach banków muszą pobudzić do myślenia.

Przecież przez ostatnich 8 lat rządząca ekipa popełniła tak ogromną ilość niewymuszonych, kardynalnych błędów w zakresie tzw. polityki gospodarczej, że z zaszczytnej pozycji "zielonej wyspy" staliśmy się w Europie czerwoną latarnią. A skoro tak, to znacząca grupa naszych rodaków, a także przedsiębiorców, nie daje rady spłacać swoich zobowiązań kredytowych wobec banków. W czasie recesji gospodarczej zarabiają głównie firmy windykacyjne, a nie instytucje finansowe, zajmujące się udzielaniem kredytów i pożyczek.

Potwierdza powyższe tekst znaleziony na portalu "Eurogospodarka" z 18 maja br. dotyczący wyników firm windykacyjnych w ub. roku. Cytuję fragment tej publikacji:

"Branża windykacyjna (...) może zaliczyć miniony rok do udanych. Łączne przychody 10 giełdowych spółek z tego sektora wzrosły w 2014 roku, przekraczając 1,67 mld zł. To wynik o ponad 17 proc. lepszy niż wypracowany przez te same podmioty rok wcześniej - wówczas bowiem raportowana sprzedaż windykacyjnej dziesiątki z GPW wyniosła 1,42 mld zł.(...) Trzeba jednak jasno powiedzieć, że rezultat wzrósł w stopniu znaczącym. Łączny czysty zarobek spółek windykacyjnych z GPW na koniec 2014 roku przekroczył 360 mln zł, co oznacza, że był o blisko 25 mln zł wyższy niż w roku poprzednim".

Niby ubyło, a jednak przybyło...

Nadmierny optymizm ekspertów KNF, którzy tworzyli opracowanie "Raportu o sytuacji banków w 2014 roku" widać w wielu miejscach. Oto jeden z przykładów, cytuję fragment ze strony 60 raportu:

"W 2014 roku odnotowano poprawę jakości kredytów konsumpcyjnych, wyrażającą się znaczącym obniżeniem stanu kredytów zagrożonych o 1,7 mld zł i ich udziału w portfelu z 14,6 proc. na koniec 2013 r. do 13,7 proc. na koniec 2014 r.".

Nieco dalej, na stronie 94 cytowanego raportu znajdziemy informację, że ów spadek "złych kredytów" wynikał wprost z operacji "czyszczenia" portfela kredytowego - banki w ubiegłym roku sprzedały firmom windykacyjnym zagrożone kredyty konsumpcyjne o łącznym wolumenie prawie 5,4 mld zł. Jeśli dodamy do tej ogromnej kwoty portfele kredytów zagrożonych, które zostały sprzedane przez banki w okresie 2012-2013 - tj. łącznie ponad 11 mld zł - i doliczymy te straty do wolumenu zagrożonych kredytów konsumpcyjnych, to według stanu na koniec 2014 roku, stanowić one będą łącznie 33,1 mld zł. A to z kolei oznacza szkodowość na portfelu na poziomie... ponad 25 proc. !!!

Mając na względzie, że obecnie maksymalna stopa procentowa kredytu może wynosić 10 proc. w skali roku, co oznacza marżę na poziomie ok. 8,5 proc., to trudno dopatrzeć się wielkich zysków, przy stratach na tym portfelu przekraczających 25 proc.

Narzuca się więc naturalne pytanie:

Skąd się biorą tak potężne zyski banków?

Odpowiedź jest prosta i przewidywalna: z kreatywnej księgowości. O tym, jak banki kantują, tworząc wirtualne zyski napiszę w kolejnej publikacji. Mogę tylko zdradzić tajemniczy (dla osób spoza branży bankowej) kryptonim tego przekrętu, robionego przez banki w białych rękawiczkach: jest to system MSR 39.

Moim skromnym zdaniem, obecna autodestrukcyjna polityka większości banków, czyli nastawienie na sprzedaż kredytów konsumpcyjnych (bardzo wysoka szkodowość tychże plus brak zabezpieczeń), powali nasz system finansowy w ciągu najbliższych 4-5 lat. Wystarczy, że padnie jeden bank, a całość pseudo zabezpieczenia depozytów zostanie wyczerpana w ciągu kilku tygodni. Zaufanie do instytucji finansowych, gwarantujących "bezpieczeństwo lokat" runie jak domek z kart.

Małe jest bezpieczne

Dopóki na BFG jest - jeszcze - ok. 10 mld zł, dużo bezpieczniej jest trzymać kasę w SKOK-ach, które na dodatek dadzą nam wyższe odsetki z lokat. Trzeba tylko sprawdzić, jaką kwotę depozytów "uzbierał" dany SKOK: jeśli jest to kwota niższa od środków zgromadzonych na kontach bankowego funduszu gwarancyjnego, nasza lokata jest naprawdę bezpieczna. Także w sytuacji bankructwa tegoż SKOK-u.

Krzysztof Oppenheim

Nieruchomości Boża Krówka

Nieruchomości Boża Krówka
Dowiedz się więcej na temat: system bankowy | lokaty bankowe | Bankowy Fundusz Gwarancyjny | SKOK
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »