Lekarze podzieleni w ocenie pakietu onkologicznego

Lekarze niejednoznacznie oceniają pakiet onkologiczny. Wskazują wiele wad tego rozwiązania, choć przyznają, że niektóre jego elementy usprawniły proces leczenia chorych na nowotwory.

Lekarze niejednoznacznie oceniają pakiet onkologiczny. Wskazują wiele wad tego rozwiązania, choć przyznają, że niektóre jego elementy usprawniły proces leczenia chorych na nowotwory.

Lepsza i szybsza diagnostyka, obowiązek konsultowania decyzji dot. terapii w czasie konsyliów - to zalety pakietu onkologicznego, na które wskazują lekarze. Z drugiej jednak strony zwracają uwagę na nadmierną biurokrację i niedostosowanie procedur do realiów leczenia. Zdaniem przedstawicieli dyrekcji Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. Jana Biziela w Bydgoszczy mocną stroną pakietu jest lepsza jakość diagnostyki, która obecnie odbywa się w jednym ośrodku, a także możliwość pogłębienia wiedzy i praca w zespole wielodyscyplinarnym, czyli w konsylium.

Reklama

Rzeczniczka szpitala Kamila Wiecińska wskazuje także na wady nowego systemu, w tym na problemy z funkcjonowaniem systemu informatycznego - codzienne kłopoty z wejściem do systemu, zapisami i znikaniem danych. Zwolennikiem pakietu jest m.in. dyrektor Centrum Onkologii w Bydgoszczy prof. Janusz Kowalewski, bo - jak wskazuje - dzięki jego wprowadzeniu pacjent, u którego podejrzewa się lub stwierdza nowotwór, ma prawo do skorzystania z szybkiej diagnostyki i komisyjnej decyzji o szybkim leczeniu.

- Niewątpliwie stanowi to obciążenie dla lekarzy, pielęgniarek i sekretarek medycznych, choćby ze względu na reżimy czasowe i kolegialne podejmowanie decyzji. Ale z punktu widzenia dobra chorego taka komisyjna ocena jest potrzebna, ponieważ zdecydowana większość nowotworów wiąże się z leczeniem skojarzonym - powiedział Kowalewski PAP. Także prof. Mariusz Wysocki, kierownik Katedry Pediatrii, Hematologii i Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. Antoniego Jurasza w Bydgoszczy, zarazem kujawsko-pomorski konsultant wojewódzki w dziedzinie onkologii i hematologii dziecięcej, pozytywnie ocenia konieczność zwoływania konsylium lekarskiego przed rozpoczęciem leczenia.

Według niego jest to korzystne, ponieważ wcześniej konsultacje lekarskie nierzadko odbywały się telefonicznie. - Aczkolwiek nie widzę potrzeby, aby do białaczki był potrzebny radioterapeuta. Myślę, że należałoby uelastycznić skład konsylium, w którym dziś muszą być chirurg, radioterapeuta i onkolog - zaznaczył Wysocki. Również w opinii onkologa prof. Sergiusza Nawrockiego z Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach skład konsylium jest zbyt sztywny. Wskazał m.in., że hematologom w większości przypadków nie jest potrzebny radioterapeuta. Jego zdaniem konsylia mogłyby odbywać się też w formie tele- lub wideokonferencji.

Zdaniem prof. Kowalewskiego pakiet wymaga dopracowania, szczególnie w zakresie listy nowotworów, które można leczyć w jego ramach. Niektóre z nich, jak mięsaki, czyli nowotwory złośliwe kości, tkanek miękkich, chrząstek, nie są objęte pakietem, a - zdaniem szefa bydgoskiego CO - powinny być. Podobnie jak rak wargi.

W jego ocenie dopracować należy także sposób rozliczania świadczeń. Prof. Nawrocki zwrócił uwagę, że w pakiecie nie przewidziano wielu możliwych przypadków klinicznych. "Kiedy ktoś ma jeden nowotwór, niestety, ryzyko drugiego jest o wiele większe niż w przypadku statystycznej osoby. Tak się zdarza u kilku procent chorych.

Takiej opcji nie przewidziano w ramach pakietu, jak wielu innych klinicznych sytuacji" - powiedział. Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Gdańsku dr Roman Budziński podkreślił, że rozwiązania przewidziane w pakiecie wymuszają dla wszystkich nowotworów jednolity sposób postępowania, w określonych ramach czasowych. Jego zdaniem "z medycznego punktu widzenia jest to absurd, a tworzenie tego typu rozwiązań prawnych jest postępowaniem głęboko nieodpowiedzialnym".

Podał, że według danych Izby w przypadku ok. trzech czwartych chorych dochodzi do sytuacji, w których konieczne działania medyczne stoją w sprzeczności ze ścieżką określoną w pakiecie. Zaznaczył, że lekarze "oczywiście wybierają wskazania wynikające z wiedzy medycznej, ale to oznacza, że NFZ nie zapłaci za część albo za wszystkie procedury medyczne u takiego pacjenta". Budziński poinformował ponadto, że tylko kilka procent kart DiLO (Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego) udaje się rozliczyć z NFZ. Prezes ORL w Gdańsku uważa, że "jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest obecnie jak najszybsze odwołanie przepisów pakietu onkologicznego".

Jego zdaniem cel pakietu - wczesną diagnostykę nowotworów w Polsce - można było osiągnąć, likwidując limity na wszelkie badania diagnostyczne u chorych, u których podejrzewana jest choroba. Zdaniem prof. Nawrockiego istnieją obawy, że pakiet wydłuża, a nie skraca drogę pacjenta do leczenia. Jego zdaniem naprędce przygotowane przez urzędników, a nie przez praktyków, warianty postępowania, w rzeczywistości się nie sprawdzają.

Podkreślił, że czas diagnostyki w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS) często się wydłuża, jest ona niekompletna. Dodał, że w związku z określonym maksymalnym czasem na jej wykonanie, wielu chorych trafia na konsylium bez potrzebnych badań. "Konsylium się odbywa - lepiej je zrobić, bo inaczej będzie problem z rozliczeniem.

Ale po konsylium ścieżka diagnostyczna pacjenta się skończyła - nie można w ośrodku onkologicznym, gdzie chory trafia na leczenie, uzupełnić diagnostyki w poradni, bo nie ma jej jak rozliczyć. Nie ma opcji przyjęcia w poradni chorego po konsylium, bo trzeba go od razu leczyć" - powiedział Nawrocki. Prof. Wysocki zwrócił z kolei uwagę, że u dzieci przebieg nowotworu jest znacznie bardziej burzliwy niż u dorosłych, w związku z tym "nie było i nie ma czasu na diagnozowanie go w poradni specjalistycznej".

"Dziecko najczęściej od razu trafia do szpitala. Etapy pośrednie w idei pakietu onkologicznego, czyli lekarz rodzinny, a następnie specjalista, i dopiero na samym końcu szpital, nie pasują do typu nowotworów i ich przebiegu u dzieci" - powiedział. Podkreślił, że realizacja pakietu, która w pediatrii również wiąże się z wystawianiem kart DiLO, skutkuje dodatkowym obciążeniem administracyjnym, a to nie przyspiesza całego procesu. Dlatego, jego zdaniem, pakiet w przypadku dzieci wymaga modyfikacji. Rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych Michał Sutkowski ocenił w rozmowie z PAP, że wciąż jest zbyt mało danych, by całościowo móc ocenić funkcjonowanie pakietu. Zaznaczył jednak, że już teraz pojawiają się postulaty, by powstała platforma informacyjna dla lekarzy, na której znajdą się informacje o pakiecie, a dla pacjentów - infolinia. Lekarze AOS postulują również, by także oni, a nie tylko lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, mogli wystawiać kartę DiLO w przypadku podejrzenia choroby nowotworowej. Dziś, podobnie jak szpitale, mogą zrobić to tylko, gdy potwierdzą diagnozę na podstawie badania histopatologicznego. Jak ocenił Sutkowski, wprowadzenie takiego rozwiązania mogłoby wyeliminować przypadki odsyłania pacjenta z placówki AOS do lekarza POZ, by ten wystawił mu kartę.

Podkreślił, że lekarze rodzinni postulują też opracowanie szczegółowych wskazań do wystawiania karty DiLO. - Uważamy, że to jest niezbędne, żeby wiedzieć, w jakiej sytuacji klinicznej wykorzystywać pakiet jako narzędzie diagnostyczne - powiedział.

Dodał, że opracowaniem takich wytycznych prawdopodobnie zajmie się powołany przy ministrze zdrowia zespół, w którego skład weszli onkolodzy i lekarze POZ. Po raz pierwszy zespół zebrał się pod koniec lutego, kolejne spotkanie zaplanowane jest na ten tydzień.

Ocenił też, że zakres badań, które w związku z wejściem w życie pakietu mogą zlecać lekarze POZ, jest niesatysfakcjonujący. Zaznaczył jednak, że nie da się go poszerzyć bez zapewnienia odpowiedniego finansowania. Wśród badań, które mogłyby być zlecane przez lekarzy rodzinnych, wymienił cytologię, USG piersi i mammografię.

Pytany, czy wystawienie karty jest problematyczne, powiedział, że nie jest prawdziwe twierdzenie, że trwa to aż pół godziny. - Ja wystawiłem dotychczas może pięć kart i to mi zajmuje 3-4 minuty - powiedział Sutkowski.

Zdaniem prof. Nawrockiego program do wystawiania kart DiLO jest niedopracowany i nieintuicyjny, a sama karta zbyt skomplikowana. - Nonsensem jest założenie, że to lekarze są odpowiedzialni za wypełnienie karty i to oni mają loginy do systemu. W innych krajach, gdzie funkcjonują podobne rozwiązania, np. w Wielkiej Brytanii czy Danii, lekarze w ogóle nie widzą karty. Karta powinna być zintegrowana automatycznie z innymi, już istniejącymi elektronicznymi narzędziami, a nie stanowić odrębny system do wklepywania danych - ocenił.

Według danych centrali NFZ, dotychczas kartę DiLO wydano blisko 80 tys. pacjentów. Najwięcej wystawiono ich w szpitalach - ponad 45 tys.; lekarze rodzinni wydali ich prawie 21 tys., a specjaliści w placówkach AOS ponad 13,5 tys.

Fundusz podkreśla, że pierwsze podsumowanie funkcjonowania pakietu onkologicznego będzie możliwe po I kwartale br. Podstawą do oceny wprowadzonych rozwiązań ma być analiza danych raportowanych przez placówki medyczne, ale także uwag zgłoszonych przez świadczeniodawców i pacjentów.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »