Nie przesadzać z regulacjami - sektor finansowy o kredytach walutowych

- Ustawowe rozwiązywanie problemu kredytów walutowych, jeżeli będzie zbyt daleko idące, może stanowić zagrożenie dla stabilności sektora - takie głosy dominowały we wtorkowej debacie na temat kredytów walutowych. Wzięli w niej udział bankowcy i przedstawiciele instytucji regulacyjnych.

Debatę "Kredyty walutowe, a stabilność sektora bankowego" zorganizowało Towarzystwo Ekonomistów Polskich oraz Związek Banków Polskich.

Problem zdefiniował dyrektor Andrzej Banasiak z KNF. - Jeśli ktoś w roku 2008 kupił mieszkanie za milion złotych, wziął na to kredyt za milion złotych, kurs franka wynosił dwa złote, jego kredyt walutowy wynosił 500 tys. franków. Do dziś spłacił 100 tys. franków, ma 400 tys. franków. Tymczasem wartość mieszkania spadła do 800 tys. złotych, a kredyt pozostały do spłacenia to 400 tys. franków razy cztery, czyli 1 mln 600 tys. złotych - mówił.

Reklama

Przyznał zarazem, że i tak "większość tych ludzi dzisiaj, w przeliczeniu na złotówki, ma niższe raty niż gdyby od początku wzięli kredyty w złotówkach". - Gdyby wziąć te wszystkie raty i zsumować je aż do dzisiaj, to oni jeszcze nie są na minusie - powiedział Banasiak.

Poza nim w debacie wzięli udział prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz, wiceprezes NBP Jacek Bartkiewicz, były prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Jerzy Pruski, prezes mBanku Cezary Stypułkowski oraz prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło.

Cezary Stypułkowski zaznaczył, że nie powinno ulegać dyskusji, że umowy na kredyty walutowe były umowami kredytowymi. "Kwestionowanie tego to jest załamanie całego konceptu, na podstawie którego my funkcjonujemy i na tej płaszczyźnie sektor bankowy nie może prowadzić dialogu" - powiedział.

- Przyjęcie założenia, że to nie były umowy o kredyt walutowy prowadziłoby to tego, że dyskusja odbywałaby w kategoriach stabilności polskiego sektora bankowego, i przesądzałoby to, że nie będzie tej stabilności - dodał prezes mBanku.

Przekonywał też, że "do roku 2015 co do zasady nie było to kwestionowane", że to umowy kredytowe. Zwracał także uwagę, że w latach 2005-07 w Polsce "nie było kapitału, by taką akcję kredytową przeprowadzić", jaka została przeprowadzona. - Zaimportowaliśmy kapitał i dzięki temu pieniędzmi ludzi z innych krajów sfinansowana została ekspansja mieszkaniowa - powiedział Stypułkowski.

Mówił także, że zdolność kredytowa wielu posiadaczy kredytów, przynajmniej w jego banku, "urosła bardzo istotnie" od czasu, gdy brali kredyty. - To oznacza, że my nie mamy strukturalnego problemu z tym portfelem - powiedział Stypułkowski.

Jego zdaniem, w sprawie kredytów frankowych potrzebna jest "rozsądna dyskusja, a nie zgiełk". - Żaden bank nie jest zainteresowany złą sytuacją swoich kredytobiorców, to jest ostatnia rzecz, którą my byśmy chcieli, zwłaszcza że jesteśmy prezentowani jako ludzie, którzy świadomie doprowadzili do tego, by ktoś miał kłopot. To figura retoryczna, z którą trudno mi się pogodzić - zaznaczył.

W opinii Stypułkowskiego jednak koncepcja zwrotu spreadów jest "problematyczna", bo "spready były pobierane z różnych źródeł". - Zajmujmy się ludźmi, którzy są w potrzebie i to jest droga, którą sektor bankowy od początku formułuje - przekonywał.

Zbigniew Jagiełło zwracał z kolei uwagę, że w razie czego na pomoc frankowiczom będą składać się nie banki, tylko za wszystko będą płacić klienci, których depozyty są w bankach zgromadzone. - Same banki za nic nie płacą - przekonywał.

Polemizował z tymi, którzy straszą perspektywą "gdy frank będzie po 6 zł". - Moje pytanie jest wtedy takie: Jakie wydarzenie spowoduje, że frank będzie po 6 zł? Czy wówczas będziemy się bardziej martwili o franki, czy o coś innego? - mówił prezes PKO BP.

Prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz przekonywał, że koszty kredytów, zarówno złotowych, jak i walutowych były i tak mniejsze, niż koszty wynajmu mieszkania w połowie ubiegłej dekady. "Właśnie dlatego wiele osób brało kredyty" - podkreślał. - Opłacało się bardziej wziąć kredyt i budować swój majątek - dodał.

Jerzy Pruski, który był też moderatorem debaty, przyznawał, że nadmierne rozwiązania regulacyjne mogą być zagrożeniem dla sektora.

Wiceprezes NBP Jacek Bartkiewicz zwracał uwagę, że posiadaczami kredytów frankowych są generalnie ludzie bardziej zamożni i są to kredyty dobrze spłacane. I bardziej stabilności całego sektora zagraża dyskusja o kredytach walutowych i niektóre pomysły rozwiązania tego problemu.

Przyznał zarazem, że gdyby interwencja ustawowa ograniczyłaby się do propozycji zawartych w prezydenckim projekcie o zwrocie spreadów, a więc np. zapisu, że zwrot spreadów dotyczyłby tylko kredytów do wysokości "kredytu konsumenckiego", byłoby to "mniej niebezpieczne". Nie zagrażałoby bowiem funkcjonowaniu sektora i nie powodowała "ewentualnych akcji ze strony właścicieli banków".

Bartkiewicz przeciwstawił się zarazem pomaganiu tym frankowiczom, którzy brali kredyty, by kupić sobie kilka mieszkań na wynajem. Jego zdaniem najlepszym sposobem rozwiązania problemu są negocjacje między stronami umów kredytowych. "Wchodzenie ustawowe w umowy cywilno-prawne zawsze jest ryzykowne" - ocenił wiceprezes NBP.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »