Prąd będzie musiał zdrożeć

Musimy mieć świadomość, że ceny energii w perspektywie kolejnych lat będą szły w górę. Będą musiały uwzględnić koszty tzw. rynku mocy i rozwoju odnawialnych źródeł energii - oceniają analitycy.

Ze strony przedstawicieli rządu (np. wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin) pojawiły się ostatnio zapowiedzi pozostawienia obecnych cen energii dla gospodarstw domowych na niezmienionym poziomie.

- Ryzyka takiego scenariusza są uzależnione od formuły, w jakiej ten plan miałby zostać zrealizowany. Jeśli miałoby to się odbyć podobnie jak w tym roku, byłoby regulowane podobną ustawą, bezpośrednich negatywnych konsekwencji dla największych krajowych spółek by nie było. Jeśli jednak dyskusja na ten temat będzie się przedłużała i będzie jej towarzyszyła niepewność, w jaki sposób cały proces miałby być finansowany, rynek zareaguje negatywnie - mówi Interii Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku zajmujący się m.in. sektorem energii.

Reklama

Dodaje on, że ręczne sterowanie zagłusza sygnały cenowe płynące z rynku, a klient końcowy płaci stawkę nierynkową. - Pytanie, jak w tej sytuacji przywrócić normalne relacje biznesowe. Tego typu działania stanowią obciążenie dla budżetu i wcześniej czy później będzie się trzeba się z nich wycofać. Tym bardziej, że w perspektywie kolejnych lat ceny energii będą szły w górę, bo będą musiały uwzględnić koszty rynku mocy, koszty rozwoju OZE - przekonuje Kliszcz.

Z punktu widzenia całego rynku, takie operacje jak tegoroczne wstrzymanie podwyżek są ryzykowne. Komplikują funkcjonowanie na rynku. Marże się nie zmieniają, nie ma za bardzo powodu, by zmieniać sprzedawcę, by konkurować o klienta. Według Kliszcza cofa to nas, jeśli chodzi o rynkową rzeczywistość.

Sprzedawcy prądu pod presją

Zamrożenie cen prądu wpływa na kondycję spółek sprzedażowych. Trzeba bowiem pamiętać, że mówimy tu nie tylko o czterech państwowych firmach, ale też mniejszych podmiotach, które zajmują się handlem energią i nie mają innych segmentów, które rekompensują słabsze wyniki na sprzedaży.

Analityk wskazuje, że bieżący rok był bardzo trudny dla spółek handlujących energią. Pojawiły się obawy o spadek rentowności, jednocześnie zakłócone zostały przepływy pieniężne, czyli przepływ gotówki. Mimo bowiem zapowiedzi, że firmy otrzymają rekompensaty, przez trzy pierwsze kwartały musiały one same finansować obniżki dla klientów, oczekując na wypłatę rekompensat w czwartym kwartale.

- O ile duże spółki mają otwarte linie kredytowe i mogą zapewnić sobie finansowanie, o tyle mniejsze mogą się zastanawiać, czy jest sens kontynuować działalność w takich warunkach. Tym bardziej, że obciążają je dodatkowo depozyty zabezpieczające na kontraktach terminowych w sytuacji wzrostu cen energii na rynku, jak również kontrakty na giełdzie zawarte pod budowę portfela. Niepewność jest bardzo duża i ciężko w takiej sytuacji zarządzić ryzykiem - powiedział analityk.

Rekompensaty z tytułu zamrożonych w 2019 roku cen energii są kalkulowane od sierpnia. Kliszcz informuje, że pierwsze płatności trafiły do spółek obrotu dopiero w październiku, przy czym firmy księgowały je już w trzecim kwartale, gdy pojawiły się rozporządzenia i można było wyliczyć konkretne kwoty.

Na ile te rekompensaty pokryły rzeczywiste koszty wstrzymania podwyżek? - Spółki twierdzą, że wychodzą na zero. Zapewne jedni wychodzą na tym lepiej, inni gorzej. Wszystko zależy od jakości portfela klientów. Jest jeszcze opcja, by postulować o indywidualne rozpatrzenie sprawy, jeśli kalkulacje są krzywdzące dla spółki - mówi ekspert.

Będzie drożej

W tym roku średnioroczna cena energii na giełdzie wynosiła ok. 245 zł za MWh. Analityk szacuje, że w 2020 roku będzie to zapewne w ok. 260 zł za MWh.

Ceny energii w Polsce dla gospodarstw domowych są zasadniczo niższe niż np. w Niemczech. - Dzieli nas przepaść. Niemcy mają bardzo wysokie ceny, gospodarstwa domowe ponoszą tam m.in. koszty rozwoju OZE. Ale nie należy się przyzwyczajać, że prąd jest tani. Również w Polsce ceny wzrosną, choćby ze względu na opłatę mocową czy uwzględnienie kosztów budowy OZE, których dziś nie mamy w cenie energii - podkreśla Kliszcz.

Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, informował kilka dni temu, że rząd stara się, by w 2020 roku nie było podwyżek cen energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych. Mówił jednocześnie, że podmioty gospodarcze muszą liczyć się z tym, że będą musiały płacić za prąd tyle, ile wynika z rynkowych cen wytwarzania energii.

URE analizuje wnioski

Tymczasem do Urzędu Regulacji Energetyki, który zatwierdza ceny dla gospodarstw domowych, wpłynęły wnioski taryfowe na sprzedaż energii na kolejny rok od wszystkich czterech sprzedawców z urzędu. Chodzi o spółki z grup PGE, Energi, Tauronu i Enei. Są one obecnie analizowane.

Urząd poinformował, że we wnioskach sprzedawcy kalkulowali swoje taryfy w oparciu o ceny energii z Towarowej Giełdy Energii.

URE podkreśla, że na całkowity koszt energii elektrycznej składają się też koszty dystrybucji. A ponieważ dystrybutorzy nie złożyli jeszcze wniosków dotyczących taryf na dystrybucje energii w 2020 roku, nie da się ocenić ewentualnego poziomu przyszłorocznej zmiany. Tymczasem w prasie pojawiły się informacje, że niektórzy sprzedawcy wnioskują podwyżki cen energii nawet o 40 proc.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ceny prądu | energetyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »