Przyszłość auta elektrycznego w Polsce pod znakiem zapytania

Przyszłość aut elektrycznych w Polsce pod 4 znakami zapytania. Zdaniem ekspertów z EFL, odpowiedzi warto szukać w ekorozwiniętych gospodarkach świata. Zdaniem analityków, co czwarty Polak byłby skłonny zapłacić za samochód elektryczny do 10 proc. więcej niż za auto z silnikiem spalinowym.

W Norwegii na 100 tys. mieszkańców przypada 185 stacji ładowania. W Chinach w 2012 roku sprzedano blisko 10 tys. aut elektrycznych, podczas gdy 5 lat później ponad 600 tys. W Japonii najszybciej sprzedającym się samochodem elektrycznym jest rodzimy Nissan Leaf.

W Stanach Zjednoczonych ponad połowa nowych aut elektrycznych jest finansowana leasingiem. Czy Polska ma szansę na takie lub zbliżone statystyki?

W Norwegii na 100 tys. mieszkańców przypada 185 stacji ładowania. W Chinach w 2012 roku sprzedano blisko 10 tys. aut elektrycznych, podczas gdy 5 lat później ponad 600 tys. W Japonii najszybciej sprzedającym się samochodem elektrycznym jest rodzimy Nissan Leaf.

Reklama

W Stanach Zjednoczonych ponad połowa nowych aut elektrycznych jest finansowana leasingiem. Czy Polska ma szansę na takie lub zbliżone statystyki?

Na to pytanie spróbowali odpowiedzieć eksperci EFL w raporcie "Czy jesteśmy gotowi na auta elektryczne?", w którym przeanalizowali podejście do elektromobilności najbardziej rozwiniętych gospodarek świata i Polski w czterech obszarach.

- Rynek samochodów elektrycznych w Polsce to wciąż raczkująca gałąź motoryzacji. Przy tak rozwiniętych w tym obszarze gospodarkach jak Chiny, Stany Zjednoczone czy Norwegia, liczba sprzedawanych ekoaut czy gęstość sieci stacji ładowania, nie dają powodów do zadowolenia. Jesteśmy jak przedszkolacy, podczas gdy oni z elektromobilności zrobili już doktorat. Ale wiele działań w naszym kraju już zostało uruchomionych i warto przy ich realizacji korzystać z doświadczeń i praktyk, jakie wdrażały w życie najbardziej rozwinięte kraje.

Z pewnością nie 1:1, bo w wielu aspektach jesteśmy różnymi państwami, jednak czasami nie trzeba wywarzać okna, kiedy drzwi są otwarte - mówi Radosław Kuczyński, prezes EFL.

Pytanie 1: czy dopłaty rządowe zachęcą Polaków do ekozakupów?

Elektromobilność to motoryzacyjny kierunek przyszłości i większość państw już to dostrzegła i stymuluje sprzedaż aut elektrycznych. Numerem jeden, i to zarówno w obszarze produkcji jak i sprzedaży, są Chiny. W 2017 roku w Państwie Środka zostało sprzedanych ponad 600 tys. elektryków, czyli więcej niż łączna sprzedaż nowych aut osobowych w Polsce w ubiegłym roku. Przyczyn tak intensywnego rozwoju elektromobilności jest kilka.

Pierwsza z nich to zdecydowana polityka chińskiego rządu zmierzająca do poprawy jakości. W wyniku dopłat, zakup auta elektrycznego może być nawet 40% tańszy niż spalinowego. Po drugie, władze wprowadzają restrykcje wobec aut spalinowych. Np. w Pekinie obowiązuje zakaz ich używania w dniach, kiedy normy smogu są przekroczone. Dodatkowo, wiele miast zabrania korzystania ze spalinowych skuterów.

Również, a może przede wszystkim, w Polsce, wyzwaniem, przed którym stoimy w procesie rozwoju elektromobilności w naszym kraju, jest stworzenie warunków do zdynamizowania rynku oraz wykreowanie popytu na samochody elektryczne. - Argumenty ekologiczne, np. dotyczące poprawy jakości powietrza w miastach, nie są wystarczające. Elektromobilność musi się po prostu przedsiębiorstwu opłacać, a dziś koszty zakupu auta elektrycznego są nawet dwukrotnie wyższe od kosztów zakupu auta z napędem konwencjonalnym. Niezbędny jest zatem system zachęt, które spowodują wzrost zainteresowania nabywaniem tego typu aut.

Dlatego pozytywnie patrzymy na pierwsze deklaracje rządu dotyczące dopłaty na zakup samochodu elektrycznego. Ważne będzie również zwolnienie z podatków, co ma miejsce w najbardziej ekorozwiniętym kraju europejskim, czyli Norwegii - mówi Prezes EFL.

Pytanie 2: kiedy uzyskamy optymalną gęstość sieci stacji ładowania?

Ulgi i dopłaty to jedno, ale dla kierowców równie ważna, jeśli nie ważniejsza jest rozbudowana infrastruktura. Ograniczony zasięg samochodów elektrycznych zniechęca wielu do ich zakupu, stąd zainteresowanie mieszkańców danego kraju elektrykami jest często proporcjonalne do gęstości sieci stacji ładowania. I tak, w Norwegii na 100 tys. mieszkańców przypada aż 185 ładowarek. Numerem dwa zestawienia krajów z największą liczbą ładowarek na mieszkańca jest Holandia (180 sztuk na 100 tys. mieszkańców), a podium domyka Szwajcaria ze wskaźnikiem na poziomie 46.

Sytuacja Polski na tle innych krajów nie wygląda zachęcająco.

U nas działa 329 stacji ładowania, co nie daje nam nawet jednej ładowarki na 100 tys. mieszkańców (28. miejsce w Europie). Nadzieję na zmianę przynosi przyjęta na początku tego roku ustawa o elektromobilności, zgodnie z którą do 2020 roku w Polsce powstanie 400 szybkich i 4000 wolnych ładowarek.

Pytanie 3: czy auto elektryczne "made in Poland" zdobędzie serca Polaków?

W Chinach rządowe dotacje obejmują tylko pojazdy wyprodukowane w kraju, w związku z czym liderem sprzedaży, i to nie tylko chińskiej, ale i światowej, jest chiński producent BYD Auto. Tylko w 2017 roku firma sprzedała ponad 100 tys. aut elektrycznych. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w Japonii, gdzie najchętniej kupowanym elektrykiem jest rodzimy Nissan Leaf, co więcej ten model jest najchętniej kupowany również na świecie.

Jednym z głównych obszarów rządowego Planu Rozwoju Elektromoblności, którego realizacja przypada na lata 2016-2025, jest rozwój przemysłu elektromobilnego w Polsce i produkcja rodzimego auta elektrycznego. - Niestety, teoria nie idzie w parze z praktyką. Jak na razie udało się rozstrzygnąć tylko konkurs na wizualizację auta, a zgodnie z planem do 2018 roku miał zostać zbudowany prototyp, a od 2019 roku mieliśmy mieć już do czynienia z produkcją krótkoseryjną.

Taki plan wprowadzenia na rynek polskiego e-auta moim zdaniem jest zbyt ambitny. Polacy, którzy będą przesiadać się za kierownice samochodów elektrycznych, będą raczej w pierwszej kolejności wybierać sprawdzone modele zagranicznych producentów - mówi Radosław Kuczyński z EFL.

Pytanie 4: czy firmy wezmą udział w elektrycznej rewolucji?

W Polsce za ponad dwie trzecie sprzedaży nowych aut osobowych odpowiadają firmy. Jeśli zatem elektromobilność ma w Polsce nabrać tempa, nie może odbyć się to bez udziału przedsiębiorstw. Ale z badania zrealizowanego przez Instytut Keralla na zlecenie Carefleet wynika, że sektor MŚP z dużym dystansem podchodzi do samochodów z napędami alternatywnymi.

Jedynie nieco ponad 4% mikro, małych i średnich firm w Polsce posiada samochody z napędami alternatywnymi, a tylko niecałe 2% badanych przedsiębiorców deklaruje chęć nabycia tego typu aut w najbliższym czasie. Prawie 92% ankietowanych przedsiębiorców deklaruje, że nie zamierza na razie kupić auta elektrycznego.

- Poza rozbudową infrastruktury oraz wabikiem w postaci ulg i zwolnień z podatków, rząd we współpracy z instytucjami finansowymi powinien też postawić na edukację w zakresie metod finansowania i zakupu pojazdów elektrycznych.

Sfinansowanie za gotówkę w przypadku firm albo będzie niemożliwe albo po prostu będzie się mniej opłacało. Istotny udział w finansowaniu elektrycznej floty, głównie firmowej, będą miały z pewnością firmy leasingowe - dodaje prezes EFL.

Pełna wersja raportu EFL "Czy jesteśmy gotowi na auta elektryczne?" jest dostępna na stronie http://www.autoelektryczne.pl .

............................

Co czwarty Polak byłby skłonny zapłacić za samochód elektryczny do 10 proc. więcej niż za auto z silnikiem spalinowym; tyle samo ankietowanych zapłaciłoby 10-25 proc. więcej, podczas gdy samochody elektryczne są obecnie około dwa razy droższe od spalinowych - wynika z najnowszego raportu ING.

Barometr Finansowy ING to cykliczne badanie międzynarodowej Grupy ING, sondujące zachowania i postawy konsumentów w Polsce i na świecie wobec różnych zagadnień. Badanie, którego wyniki zaprezentowało w środę biuro prasowe ING Banku Śląskiego, zostało przeprowadzone wiosną tego roku na próbie blisko 15 tys. respondentów w 15 krajach, w tym ponad 1 tys. z Polski.

Z raportu wynika, że obecny koszt samochodu elektrycznego wydaje się być psychologiczną barierą dla Polaków; ankietowani nie byliby skłonni zapłacić za takie auto więcej niż 10-25 proc. powyżej ceny tradycyjnego samochodu. Co piąty Polak chciałby zapłacić za auto elektrycznie nie więcej niż za samochód z silnikiem spalinowym, a tyle samo respondentów zadeklarowało, że w ogóle nie są zainteresowani elektrycznym samochodem.

"Polacy postrzegają auta elektryczne jako pojazdy prestiżowe. Osoby, które widzą w samochodzie oznakę statusu i dobrego wizerunku, byłyby gotowe zapłacić za +elektryka+ 10-25 proc. więcej niż za zwykłe cztery kółka. W tej chwili jednak to za mało, żeby myśleć o własnej Tesli. Samochody elektryczne są obecnie około dwa razy droższe niż analogiczne samochody z silnikiem spalinowym. Trudno spodziewać się, żeby ich cena znacząco obniżyła się, dopóki nie spadną koszty produkcji" - skomentował, cytowany w komunikacie prasowym, ekonomista ING Banku Śląskiego Karol Pogorzelski.

Spadek kosztów produkcji elektrycznych aut może nastąpić ze względu na postęp technologiczny (tańsze i bardziej pojemne baterie) oraz na tzw. ekonomię skali (masowa produkcja). Aby przyspieszyć ten proces, rządy niektórych państw, m.in. USA i Norwegii, zdecydowały się subsydiować zakup aut elektrycznych. Zdaniem Pogorzelskiego, polski rząd nie powinien jednak spieszyć się z podobnymi dopłatami do zakupu samochodów elektrycznych.

"Ich upowszechnienie nie zmniejszy w istotny sposób zanieczyszczenia środowiska, jak ma to miejsce np. w Norwegii. Większość energii w naszym kraju jest wciąż produkowana z tzw. brudnych źródeł. Zamiast w samochodach, paliwa kopalne byłyby więc spalane w elektrowniach. Ponadto w Polsce nie są na razie produkowane na szeroką skalę ani samochody elektryczne, ani komponenty do nich. Dlatego subsydiowanie zakupu takich aut w Polsce, byłoby de facto wspieraniem przemysłu zagranicą, który już obecnie cieszy się wsparciem publicznym. Warto natomiast wspierać inwestycje, które sprawią, że Polska zajmie istotne miejsce w globalnym łańcuchu dostaw przy produkcji samochodów elektrycznych oraz infrastruktury do nich" - ocenił ekspert.

..................

Zbyt drogie samochody elektryczne!

Z raportu ING wynika, że gdyby Polacy kupowali dziś nowy samochód, najczęściej byłoby to auto z silnikiem benzynowym, a w dalszej kolejności rozpatrywaliby pojazd hybrydowy. Mimo że najmniej osób rozważałoby zakup auta elektrycznego, to popularnością tylko nieznacznie ustępuje ono dieslowi.

Badanie wykazało, że samochód z silnikiem wysokoprężnym rozważałoby dziś 36 proc. Polaków, kupno hybrydy za prawdopodobne uznaje 45 proc. badanych, a auta elektrycznego 32 proc. Zdecydowanie najpopularniejszym rozwiązaniem pozostaje silnik benzynowy (57 proc.).

Do ewentualnej przesiadki na samochód elektryczny Polaków przekonują przede wszystkim względy finansowe: niższe koszty eksploatacji - wskazuje na nie trzech na czterech respondentów - i potencjalne ulgi podatkowe przy zakupie (70 proc.). Istotnym czynnikiem zachęcającym Polaków do kupna elektryka byłby także odpowiednio duży zasięg samochodu, na który wskazuje 69 proc. ankietowanych. Nieco mniejsze znaczenie ma natomiast pozytywny wpływ samochodów elektrycznych na środowisko (61 proc.).

Choć Polska nie wyróżnia się na tle innych krajów pod względem odsetka osób posiadających samochód (67 proc.), to Polacy należą do największych miłośników prowadzenia auta. Siedzieć za kierownicą lubi co drugi Polak (54 proc.), podczas gdy - dla porównania - tylko co trzeci mieszkaniec wysp brytyjskich (32 proc.).

W maju br. grupa ING opublikowała raport o elektromobilności, przygotowany wspólnie z firmą doradczą EY. Eksperci prognozują, że do 2023 r. sprzedaż samochodów elektrycznych podwoi się; ich cena będzie stopniowo spadać, wraz z rozwojem technologicznym - obecnie próg rentowności jest osiągany dopiero po przejechaniu 50 tys. km rocznie.

W ocenie analityków, prognozowane podwojenie sprzedaży aut elektrycznych w ciągu najbliższych pięciu lat będzie efektem rozwoju technologii produkcji baterii, a co za tym idzie spadku cen samochodów tego typu; nie bez znaczenia będą też rosnące wymogi środowiskowe związane z emisją gazów cieplarnianych. Eksperci szacują, że w 2023 r. auta elektryczne będą stanowić ok. 6 proc. wszystkich sprzedawanych samochodów.

Obecnie największą przeszkodą w rozwoju tego rynku jest cena samochodów elektrycznych, w tym cena baterii, odpowiadająca nawet za połowę całego kosztu auta. Eksperci EY i ING uważają, że nowe technologie produkcji baterii Li-ion z jednej strony spowodują spadek ceny, z drugiej odpowiedzą na oczekiwania użytkowników - czyli pozwolą na swobodne przejechanie 600 km. Drugą najpoważniejszą barierą jest infrastruktura. Użytkownicy elektrycznych aut oczekują większej liczby miejsc do ładowania, zwłaszcza szybkiego. Z badania przeprowadzonego przez ING w Holandii wynika, że prawie 75 proc. kierowców oczekuje, że ładowanie baterii będzie trwać maksymalnie 15 minut.

Poza ceną samego auta (czyli w dużej mierze ceną baterii) ważnym parametrem jest też koszt użytkowania takiego samochodu i różnica pomiędzy ceną energii elektrycznej, a ceną innych paliw: benzyny, ropy czy gazu. Według ekspertów EY w rozwoju mogłoby pomóc, poza niższą ceną baterii, zwolnienie z VAT - wtedy próg rentowności byłby osiągany już przy 30 tys. km rocznie.

W ciągu 2-3 miesięcy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska uruchomi program, dzięki któremu będzie można sfinansować sto planów - strategii rozwoju ekomobilności w miastach i gminach na terenie całego kraju.

Chodzi o sto samorządów. Zakłada się, że na konkretne inwestycje może trafić prawie 10 miliardów złotych. Pieniądze będa pochodziły z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu.

Minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz powiedziała, że jeśli chodzi o elektromobilność w transporcie publicznym zakładane cele są stopniowo realizowane. "W zakresie transportu indywidualnego widać od początku tego roku, że samochodów elektrycznych zakupiono więcej o 30 procent niż w 2017 roku. To ciągle mało, ale popularność rośnie" - dodała. Jej zdaniem, dla rozwoju elektromobilności w Polsce oprócz m.in. rozbudowy infrastruktury to dyskusja o tym, w jaki sposób Polska "wpina się do łańcucha wartości europejskiego".

Elektromobilność jest jednym z programów Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.

IAR

PAP/IAR/INTERIA
Dowiedz się więcej na temat: elektromobilność | samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »