Czy już nigdy nie będziemy podróżować jak przed pandemią?

Azja być może wskazuje nam, jak w najbliższej przyszłości będzie wyglądało podróżowanie. Kluczowe mogą się okazać geopolityka i lokalne podróże - podaje CNN.

Turystyka to jedna z branż, która najbardziej ucierpiała z powodu pandemii koronawirusa. W Tajlandii, gdzie generuje 18 proc. PKB, władze spodziewają się, że przychody spadną w tym roku o 65 proc. Nic więc dziwnego, że aby ograniczyć straty, kraje próbują utrzymać biznes turystyczny przy życiu. Eksperci wskazują jednak, że miną lata, nim powrócimy do tak masowego podróżowania po świecie, jak przed pandemią, a nawet jeśli do tego dojdzie, to możliwe, że i tak nigdy nie wrócimy do zwyczajów sprzed 2020 roku.

Na razie połączenia lokalne

Jak podaje CNN, w tej chwili przyszłością turystyki są umowy zawierane przez poszczególne państwa. Australia i Nowa Zelandia już ustaliły, że utworzą "podróżniczy korytarz", dzięki któremu mieszkańcy obu krajów będą się mogli odwiedzać. Bliżej Polski, Litwa, Łotwa i Estonia zdecydowały o otwarciu granic 15 maja dla obywateli tych trzech krajów.

Reklama

W związku z tym, że kompletna izolacja państw na dłuższą metę jest niemożliwa, eksperci wskazują, że kolejne kraje zdecydują się na podobne rozwiązania: dogadają się z sąsiadem i ustalą, że mieszkańcy obu państw mogą swobodnie podróżować.

Sytuacja epidemiologiczna może być jednym z czynników, które będą decydować o tym, czy dany kraj zdecyduje się na umowę z innym państwem. Ważne będzie też to w jakich stosunkach są oba kraje i oczywiście położenie geograficzne.

Dużym znakiem zapytania będą Chiny - kraj, którego obywatele chętnie podróżują. Wiele wskazuje na to, że pierwsza dla Chińczyków otworzy się Tajlandia, która rocznie jest odwiedzana przez 11 milionów Państwa Środka.

- Myślę, że turystyka zostanie zniszczona przez geopolityczne gry, strategie, które powstały by skorzystać z kryzysu - twierdzi Freya Higgins-Desbiolles, zajmująca się turystyką na Uniwersytecie Australii Południowej. Jej zdaniem, Chińczycy mogą być mniej zainteresowani umożliwieniem podróży do krajów, które oskarżają azjatycki kraj o zaniedbania związane z rozwojem pandemii.

Prognozy pokazują też, że minie jeszcze sporo czasu, zanim powrócimy do długodystansowych podróży. Dopóki sytuacja w Stanach Zjednoczonych nie zostanie opanowana, to niewiele osób pozwoli Amerykanom podróżować do swoich destynacji. - Ci, którzy nie opanują pandemii, przez jakiś czas zostaną na lodzie - twierdzi Mario Hardy, szef organizacji turystycznej działającej w Azji Wschodniej. Jeśli jakiś kraj będzie chciał się otworzyć, ale nikt nie będzie miał ochoty tam podróżować ze względu na panującą tam sytuację, to pomysł się nie sprawdzi - dodaje.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Testowanie i paszporty dla ozdrowieńców

Innym wyjściem jest otwieranie tylko części państw. Tajlandia rozważa otwarcie wysp, na których mogliby przebywać zagraniczni turyści. Problemem jest jednak to, że jeśli po powrocie z Tajlandii turysta w swoim kraju będzie musiał odbyć 14-dniową kwarantannę, to prawdopodobnie po prostu nie zdecyduje się na tak daleki wyjazd.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Wciąż nie wiadomo, jakie obostrzenia zostaną wprowadzone na lotniskach. Wśród rozwiązań rozpatrywane jest wprowadzenie paszportów dla ozdrowieńców czy testowanie podróżujących. Nie wiadomo jednak, czy odporność na koronawirusa nabywa się na całe życie, a skuteczność szybkich testów jest wątpliwa.

Oprac. Nicole Makarewicz

Czytaj więcej na RMF24.pl

RMF
Dowiedz się więcej na temat: wakacje | koronawirus | koronakryzys | podróżowanie | urlop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »