Era dotcomów powraca

To już nie moda na internet. Teraz to bardzo poważna gałąź przemysłu mediów, która właśnie zaczęła realizację ery zysku. Internet stał się - mimo początkowych problemów - siłą gospodarki światowej.

Te firmy internetowe, które przetrwały ciężkie chwile wiosną 2000 roku, kiedy to na amerykańskiej giełdzie NASDAQ wybuchła afera spekulacyjna, wprawdzie nie mogą spać spokojnie i bezstresowo, ale mogą zacząć podliczać pierwsze profity swojego funkcjonowania. Portale internetowe zaczynają być zyskowne. Opłaciło się więc przeczekać zapaść tej gałęzi przemysłu.

Rok 2000 zaznaczył się w pamięci inwestorów krachem na giełdach. Wówczas to często zawyżone kursy "beniaminków giełdy" - głównie amerykańskich firm z sektora internetowego - poszybowały ostro w dół, grzebiąc nie tylko siebie, ale i ludzi, którzy zainwestowali w nie nierzadko oszczędności całego życia [pets.com, flooz.com, boo.com]. Jak obliczył amerykański Webmergers.com, od stycznia 2000 r. - epoki świetności tej branży - zbankrutowało w USA co najmniej 835 spółek internetowych. Dotcomy - jak nazwano firmy nowych technologii - padały jak muchy.

Reklama

Zwiastunem załamania się nowej technologii była też klapa handlu elektronicznego. W 1999 r. w tej właśnie dziedzinie upatrywano siłę nowej gospodarki i upadek z tradycyjnego handlu. Pierwszym szokiem było spektakularne bankructwo internetowego sklepu Boo.com, który zgromadził imponujący kapitał, a wśród inwestorów znalazły się takie tuzy światowej finansjery, jak Goldman Sachs i JP Morgan, konglomerat LVMH oraz włoski Benetton. W ciągu 18 miesięcy istnienia Boo.com wydał na reklamę i marketing 85 mln funtów.

We Francji firmy internetowe - reprezentujące tzw. Nową Ekonomię - otrzymały w 1998 roku dotację w wysokości 1 mld franków. Dwa lata później otrzymały 7,5 raza więcej.

Po okresie dramatycznej bessy, kiedy w ciągu zaledwie trzech lat z 15 działających w Polsce portali internetowych przed bankructwem uratowały się zaledwie trzy - dominujące na rynku internetowym - internet znów przeżywa boom. Krótki żywot miały portale Arena.pl, Yoyo.pl, Ahoj i Portal.pl. W 2000 roku wyszło na jaw, że Optimus miał 40 mln zł strat a miesięczne utrzymanie Wirtualnej Polski kosztowało ok. 5 mln zł.

Ale nawet trudna sytuacja nie przeraziła ekspertów, którzy zgodnie twierdzili, że po otrząśnięciu się z tego giełdowego upadku boom i dobra passa dla internetu i przedsiębiorstw internetowych powróci. I mieli rację.

Mieć pomysł na pomysł

Początkowe zafascynowanie możliwościami, jakie niesie globalna sieć internetowa, zaowocowało pojawieniem się na tym rynku dużej liczby inwestorów. Wszyscy wyczuli siłę drzemiącą w tym nowoczesnym i dynamicznym medium. Jednak nie każdy umiał to odpowiednio wykorzystać; nie każdy też miał oryginalny pomysł, który przyciągnąłby internetową społeczność. Dlatego zapaść na rynku internetowym przetrwało tylko kilkanaście procent najsilniejszych firm.

Firmy działające w oparciu o internet działają na takich samych zasadach ekonomicznych, jak pozostałe branże, czyli: maksymalizacja przychodów przy minimalizacji kosztów. Stało się jasne, że aby zarabiać "na sieci", nie wystarczy w niej po prostu być. Trzeba stworzyć unikatowy model - np. portalu.

Siłą portali jest dywersyfikacja: wielość i różnorodność m.in. usług: komunikacyjnych i handlowych oraz informacji - teraz wszystko to internauta znajduje "pod jednym dachem". Pod koniec 1999 roku większość z działających w polskim internecie portali stawiała na bycie nowoczesną wersją gazety, która błyskawicznie i szybciej niż tradycyjna trafia z informacjami do czytelników, poznaje ich opinie dzięki komentarzom i w ten sposób może od razu reagować na potrzeby użytkowników i sprawdzać kategorie oraz tematykę poszukiwanych informacji. To oczywiście jak najbardziej słuszne i podstawowe założenie dla portalu.

Po pewnym czasie okazało się, że internauci nie chcą szukać informacji porozrzucanych po całej "globalnej wiosce". Portale zareagowały od razu - rozbudowano serwisy, pojawiły się nowe kategorie informacji, publikowanie danych (np. z giełdy papierów wartościowych) w wersji on-line, w zasadzie bez większych opóźnień. Dołożono darmowe konta pocztowe, miejsca na serwerach portali, na których użytkownicy, nie płacąc ani grosza, mogą zakładać własne strony www. Można powiedzieć, że obecna wersja współczesnego portalu to gigantyczny interaktywny rynek informacyjno-handlowo-komunikacyjny.

Nadchodzą tłuste lata?

Branża internetowa szybko podnosi się po krachu "z przełomu wieków". Ważne jest też i to, że mimo trudnych chwil nie straciła zaufania najważniejszych dla niej dwóch życiodajnych źródeł: internautów i reklamodawców. Czy oznacza to, że polskie firmy internetowe złapią teraz wiatr w żagle, by w pełni rozwinąć działalność?

W naszym kraju barierą rozwoju tego sektora jeszcze długo będzie niezbyt duża, acz dynamicznie rosnąca liczba internautów. W chwili obecnej szacuje się ich na ok. 9 mln osób (25 proc. społeczeństwa), podczas gdy np. w Stanach Zjednoczonych już ponad 65 proc. mieszkańców ma dostęp do łączy szerokopasmowych.

Niestety, w rozwoju polskiej dzielnicy globalnej wioski nie pomoże podatek VAT w wysokości 22 proc., który już 1 marca 2005 obciąży dostęp do internetu w Polsce. Dotychczas usługi dostępowe były zwolnione z podatku.

Celem nowelizacji ustawy o VAT jest dostosowanie do przepisów UE. Ministerstwo Finansów uzasadniało, że od początku prac nad stawką VAT na internet było oczywiste, że zwolnienie z tego podatku jest niezgodne z przepisami unijnymi. "Rząd polski zapewnił Unię Europejską, że dostosuje się do prawa unijnego i wprowadzi stawkę podstawową na usługi dostępu do internetu" - powiedział w połowie grudnia 2004 roku wiceminister finansów Jarosław Neneman.

Na pocieszenie otrzymamy ulgę internetową. W rozliczeniu za 2005 r. podatnik będzie mógł odliczyć od podatku wydatki poniesione z tytułu użytkowania sieci internet w lokalu (budynku), będącym miejscem jego zamieszkania, w wysokości nieprzekraczającej w roku podatkowym 760 zł.

Internet i portale nie mogą żyć bez społeczności internetowej, a ta nie będzie istniała bez infrastruktury, która zapewnia jej w miarę sprawne poruszanie się po wirtualnym świecie niewirtualnych, czyli jak najbardziej prawdziwych informacji, rzeczywistych usług i towarów oraz komunikacji z innymi użytkownikami.

Oczywiście, nie da się jednoznacznie - tylko pozytywnie lub wyłącznie negatywnie - scharakteryzować globalnej sieci. Jedno jest pewne: internet jest potrzebny, wręcz niezbędny. Będzie niezastąpiony.

A.J. Kozak

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: T-Mobile | gałąź | firmy | VAT | internet | Ero
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »