Tarcza antykryzysowa: Pomoc konieczna natychmiast

Projekt ustawy o tarczy antykryzysowej zostawia dużo furtek i pola do interpretacji, a firmom potrzebna jest szybka i pewna pomoc, w tym zwolnienie ze wszystkich danin - alarmują przedsiębiorcy.

Przedsiębiorcy wiedzą, że źródłem prawa jest ustawa, a nie deklaracje polityków i nie rozumieją dlaczego nie uściślono wielu przepisów, tak by rozwiać wątpliwości. Projekt tarczy trafił już do Sejmu, ale dużo zgłaszanych wątpliwości zostało.

- Na pewno jest dużo potrzebnych rozwiązań, ale nie wiem po co były konsultacje skoro nie uwzględniono nawet oczywistych uwag, które rozwiałyby wątpliwości. My zgłosiliśmy 18 poprawek i żadna nie została uwzględniona - mówi Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Reklama

Jak przyznaje, sporo zrobiono dla pracowników, sporo jeśli chodzi o zastrzyk płynnościowy oferowany przez BGK, PFR i KUKE, ale jeśli chodzi o bezpieczeństwo funkcjonowanie firm i pewność obiecywanej pomocy, to jest cały szereg zapisów niedopowiedzianych i niedookreślonych.

- Cały czas zwracaliśmy uwagę na zapis, zgodnie z którym wnioski o pomoc z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych będą rozpatrywane w kolejności i do wyczerpania środków, czyli kto pierwszy ten lepszy. Będzie to preferowało duże i sprawne firmy z rozbudowanymi działami HR-owymi i księgowymi - bo szybko złożą wnioski. To spowoduje niepotrzebne zamieszanie i niepokój przedsiębiorców - tłumaczy.

To był jeden z bardziej kontrowersyjnych punktów. W czwartek na konferencji prasowej minister rozwoju Jadwiga Emilewicz zapewniała, że środki na pomoc, w tym dopłaty do wynagrodzeń są zapewnione, a Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i Fundusz Pracy, będą operatorami tych świadczeń i będą finansowane ze specjalnego funduszu, którym dysponować będzie premier.

Tylko, że przedsiębiorcy i pracodawcy patrzą na to co jest zapisane w ustawie, a nie co jest deklarowane.

- Z jednej strony słyszymy, że środków na pewno wystarczy i zapewniała o tym na spotkaniu z nami również pani minister Maląg, ale w ustawie ten zapis nie został zmieniony i na pewno będzie wprowadzał niepokój i obawy - mówi Kowalski. - Jeśli jest tak jak zapewnia pani minister, to należało to konkretnie wpisać do ustawy - argumentuje szef FPP.

Kto zna się lepiej na biznesie

Wciąż brakuje definicji ustawowej pracy zdalnej, choć coraz więcej osób teraz tak pracuje.

- W czasie epidemii zalecana jest praca zdalna tam gdzie to tylko możliwe i my zgłaszaliśmy, że brakuje definicji pracy zdalnej. Zaproponowaliśmy nawet konkretne przepisy, ale w projekcie ustawy jej jednak nie ma. Przecież to dość łatwa sprawa - dodaje Kowalski.

Podkreśla: "mamy taką sytuację, że odnosimy się do tego co w kodeksie pracy nie istnieje".

- Co w sytuacji, gdy pracownik wysłany do pracy zdalnej złamie nogę albo przyjdzie na kontrolę urzędnik i stwierdzi, że jego biurko stoi w miejscu gdzie nie ma światła dziennego, albo co w sytuacji, gdy pracując w domu zarazi się od kogoś z rodziny koronawirusem? Kto będzie w tej sytuacji za to odpowiadał? - pyta Kowalski.

Szef FPP chwali jednocześnie kilka rozwiązań m.in. dotyczących zamówień publicznych, ale i tu jest zapis, że zamawiający "może" się zgodzić na uzgodnienia z wykonawcą. - To oznacza, że może, ale nie musi. W takiej sytuacji pozostanie sąd, ale chyba nie po to tworzy się taką ustawę, zwłaszcza, że sądy są teraz nieczynne - konkluduje.

Jak dodaje Kowalski, tworzy się skomplikowane prawo, a czas oczekiwania na podatkową interpretację indywidualną się wydłuża. - Rzeczywiście jest zwiększone dofinansowanie dla firm zatrudniających pracowników niepełnosprawnych, ale nie zostały ograniczone restrykcje dotyczące posiadania wszystkich zaświadczeń, więc sytuacja może być taka, że daliśmy tym przedsiębiorcom większe pieniądze, ale żaden z nich nie będzie spełniał warunków, żeby z nich skorzystać - podkreśla szef FPP.

Zwraca też uwagę, że autorzy projektu nie uwzględnili sytuacji handlowców działających w dużych galeriach, których punkty usługowe nie zostały zamknięte specjalnymi przepisami, ale ich obroty spadły.

Ustawa zakłada, że w przypadku gdy działalność najemcy powierzchni w obiekcie handlowym o powierzchni sprzedaży powyżej 2000 m2 w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii została zakazana lub ograniczona na podstawie przepisów prawa, a najemca działalności tej nie prowadzi, wysokość czynszu najmu za ten okres ulega obniżeniu o 90 proc. w stosunku do czynszu przysługującego wynajmującemu na podstawie umowy, chyba że umowa przewiduje korzystniejsze dla najemcy obniżenie czynszu.

- Tymczasem nasze dane są takie, że te obiekty, które galeriach są otwarte, bo ustawa nie nakazała ich zamknięcia, jak pralnie, drogerie czy niektóre sklepy spożywcze, jadą na stratach, bo obroty im drastycznie spadły. Sygnalizowaliśmy ten problem i można było zaproponować, żeby również one miały w jakimś proporcjonalnym stopniu zmniejszony czynsz - mówi szef FPP.

Dlaczego te postulaty w żadnym stopniu nie zostały uwzględnione? - Nie chcę podejrzewać złej woli urzędniczej, ale ktoś kto pisał tę ustawę nie rozumie jak działa gospodarka. My jesteśmy praktykami i warto nas posłuchać - nie kryje poirytowania Kowalski.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Apel Lewiatana

Z kolei Konfederacja Lewiatan wystosowała w czwartek do rządu list z dramatycznym apelem o niezwłoczne podjęcie działań ratujących miejsca pracy i przedsiębiorstwa przed upadkiem.

- Po pierwsze - pomoc musi trafić do firm do 10 kwietnia. Najbliższe 2-3 tygodnie zdecydują o przyszłości dziesiątek tysięcy firm. W najbliższych dniach pracownikom trzeba wypłacić wynagrodzenia. Firmy, które dzisiaj są w kłopotach muszą natychmiast dostać pomoc. Bez względu na ich wielkość. Wsparcie musi obejmować okres od 13 marca, gdy ogłoszono stan zagrożenia epidemicznego, a nie od dnia wejścia w życie ustawy - apeluje Lewiatan.

Zdaniem Lewiatana potrzebne jest niezwłoczne, jasne zapewnienie rządu, z jakich danin i obowiązków będą zwolnieni przedsiębiorcy, i to od 13 marca 2020 r. Przedsiębiorcom brakuje również precyzyjnych informacji na jakich zasadach mogą działać, aby - tu gdzie to możliwe - nie zamykać działalności.

Zdaniem Lewiatana w tarczy musi się znaleźć zwolnienie na trzy miesiące z danin publicznych, płaconych do ZUS i US, dla wszystkich firm przeżywających trudności ekonomiczne w związku ze skutkami COVID-19, bez ograniczeń co do ich wielkości.

Domaga się też między innymi, uwolnienia środków z kont VAT i przyspieszonego zwrotu VAT (14 dni) poprzez zagwarantowanie w przepisach, a nie oddanie tego uznaniowości urzędów.

Z najnowszego badania Lewiatana wynika, że 69 proc. pytanych firm planuje redukcje zatrudnienia. Prawie połowa, jeżeli nie otrzyma wsparcia od państwa, będzie zmuszona zwalniać pracowników w ciągu trzech tygodni. 55 proc. już dziś odczuwa bardzo poważnie skutki pandemii.

Monika Krześniak-Sajewicz

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tarcza antykryzysowa | koronawirus | firmy | koronakryzys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »