Wojna w królestwie kryształów

W sklepie sąsiadującym z muzeum firmy w Wattens przywiezieni autokarem turyści płacą 3490 euro za kryształowego tygrysa wielkości talerza albo 4200 euro za dużego łabędzia. Interesy idą doskonale, jednak rodzina właścicieli jest skłócona. Dokąd zmierza kryształowy koncern?

Gernot Langes-Swarovski (l. 63) jednym haustem opróżnia kieliszek czerwonego wina oraz od razu zamawia dla siebie i trzech kompanów nową butelkę. Tego pogodnego jesiennego wieczora nastroje dopisują znakomicie. Mężczyźni siedzą w ogródku gospody Pod Łabędziem, w centrum małej tyrolskiej miejscowości Wattens, która leży u podnóża stromo wznoszących się gór Karwendel. Opowiadają niewinne dowcipy i serdecznie się śmieją.

Jeszcze jeden kieliszek wina, jeszcze jeden papieros i spotkanie dobiega końca. Langes-Swarovski poprawia beżową kurtkę od ludowego stroju i powoli zmierza do ciemnozielonego audi. Na tylnym siedzeniu siedzi tam pies myśliwski. Właściciel głaszcze go, sadowi się za kierownicą i odjeżdża.

Reklama

Obywa się bez szofera, bez drogiej limuzyny i kosztownych ubrań. Największy udziałowiec austriackiego koncernu wytwarzającego wyroby z kryształu nie przywiązuje zbytniej wagi do zewnętrznych oznak statusu. Unika także wystąpień publicznych.

Zupełnie inaczej niż jego siostrzenica Fiona Swarovski (l. 41), która gustuje w niekończących się, suto zakrapianych imprezach. Ta atrakcyjna projektantka mody pewnego dnia odziedziczy po matce ponad 13 proc. rodzinnego imperium. Wcześnie zaczęła się wdrażać do korzystania z przyszłego bogactwa: huczne przyjęcia, domy w Kitzbühel i Nowym Jorku, na Capri i Sardynii. Jej rozrzutny i obfitujący w miłosne afery styl życia dostarcza materiału pismom bulwarowym. Dwukrotna rozwódka, krótko związana z menedżerem Formuły 1 Flavio Briatore (l. 56) i przedsiębiorcą Florianem Haffą (l. 41). Przed rokiem odbył się jej wystawny ślub z ówczesnym austriackim ministrem finansów Karl-Heinzem Grasserem (l. 37), który - po przegranej konserwatystów w wyborach - zostanie zapewne jednym z menedżerów firmy Swarovski.

Tak odmienne osobowości - hedonistycznej Fiony i jej wujka Gernota, który jest typem swojaka - dobrze oddają różnorodność familii Swarovskich. Wśród co najmniej 150 członków klanu spotkamy modnych młokosów i posiwiałych hodowców róż, przedsiębiorców o perspektywicznym myśleniu i zwykłe gospodynie domowe. W gronie tym rzadko panuje zgodność co do przyszłej strategii koncernu. Niewielka frakcja optuje za wejściem na giełdę. Inni opowiadają się za podziałem firmy między udziałowców. Jeszcze inni są za sprzedaniem części imperium, zaś tradycjonaliści opierają się wszelkim próbom zmian.

Każda grupa rodu, którego matecznikiem jest Wattens, chce czegoś innego i żadna nie jest skłonna ustąpić. A ponieważ obowiązuje zasada jednomyślnego podejmowania decyzji w ważnych kwestiach, właściciele wzajemnie się blokują, ponieważ koncern w 100 proc. należy do rodziny.

- To sytuacja, w której nie sposób podejmować jednoznacznych decyzji - skarżył się już przed dwoma laty Gerhard Swarovski (62).

Gerhard ma rację

Firmą właściwie nie da się zarządzać. W rodzinnym imperium trwają ustawiczne kłótnie, ale mimo to interesy kwitną. W 2005 r. obroty wzrosły o 17 proc., do 2,14 mld euro. Znawcy branży oceniają, że zysk po opodatkowaniu wzrósł do blisko 300 mln euro. Dokładnych danych przedsiębiorstwo nie ujawnia.

Reflektory, lornetki i maszyny do cięcia kryształu - "wszystkie działy przynoszą solidne, a nawet doskonałe zyski", jak mówi Markus Langes-Swarovski (l. 32), syn Gernota, będący rzecznikiem pionu produkcji kryształów.

To właśnie dział kryształów, który sprzedaje ozdobne żyrandole, biżuterię i figurki, daje niewątpliwie najwyższe dochody. Zatrudnieni tu specjaliści wymyślają ciągle nowe błyskotki: szkiełka, które można prasować wraz z ubraniem, błyszczące tapety, bogato zdobione telefony komórkowe.

Firma zaopatruje w kryształy klientów na całym świecie i na żadnym rynku nie musi się zmagać z poważną konkurencją. Fundament pod tę komfortową sytuację położył założyciel firmy. Daniel Swarovski wynalazł przed ponad stu laty maszynowe szlifowanie kryształów. Poza tym koncern już od dawna sam produkuje szlifierki i ma własną hutę szkła w Wattens.

Produkcja szkła kryształowego i technologia szlifowania kamieni do dzisiaj są starannie strzeżoną tajemnicą. Nikomu obcemu nie wolno przestąpić progu zakładów. Konkurencji nie udało się uzyskać jakości, którą prezentuje firma z Tyrolu. Wprawdzie fabryki w Czechach, Chinach i Egipcie często wytwarzają taniej, ale ich kamienie nie wzbudzają entuzjazmu.

Dawniej Swarovski wcale nie był odporny na ciosy, bowiem oferował tylko bezmarkowy, masowy towar na potrzeby przemysłu jubilerskiego. Jeśli branża ta przeżywała kryzys, bardzo dotkliwie odczuwała go również tyrolska firma. Dopiero po wielkim kryzysie z roku 1974 szefowie przedsiębiorstwa przestali się ograniczać do roli dostawcy i rozbudowali własną markę. Obecnie w 565 sklepach firmowych (łącznie z placówkami koncesjonowanymi) sprzedawane są przeróżne ozdoby, biżuteria, figurki, breloczki do kluczy? Można dojść do wniosku, że...

klienci zaakceptują każdą cenę

W sklepie sąsiadującym z muzeum firmy w Wattens przywiezieni autokarem turyści płacą 3490 euro za kryształowego tygrysa wielkości talerza albo 4200 euro za dużego łabędzia. Zasobne damy lekką ręką wydają tysiące euro za naszpikowane kryształami wieczorowe kreacje.

A trzeba jeszcze pamiętać o ponad 420 tys. członków firmowego klubu kolekcjonerów. Mogą oni każdego roku nabywać kryształowe figurki z limitowanych kolekcji. Fani czerpią z tego satysfakcję, a dla firmy stanowi to niewyczerpane źródło dochodów.

Uwieńczona sukcesem zmiana wizerunku i rozszerzenie biznesu na międzynarodową skalę - to głównie zasługa Gernota Langes-Swarovskiego, który zaczął kierować koncernem w roku 1974. Kiedy w 2002 r. wycofał się z operacyjnego zarządzania oraz przeszedł do rady doradczej, przedsiębiorstwo było w nienagannej kondycji, aczkolwiek tylko pod względem ekonomicznym. Nie zadbał bowiem o unowocześnienie struktur rodzinnej firmy.

Tradycja

Swarovski funkcjonuje według zasad ukształtowanych w przeszłości. Blisko pięć tuzinów właścicieli tworzy trzy klany, które wywodzą się od trzech synów założyciela: Fritza, Alfreda i Wilhelma. Każdy klan deleguje po dwóch przedstawicieli do rady - Beiratu.

Rada doradcza jest najwyższym gremium koncernu, w którym pracuje prawie 17 tys. ludzi. Do jej kompetencji należy powoływanie szefów poszczególnych firm.

- Jeżeli kandydaci posiadają podobne kwalifikacje, to członkowie rodziny mają pierwszeństwo przed osobami z zewnątrz - mówi Markus Langes-Swarovski.

Nie ma przejrzystych reguł postępowania przy naborze. Członkowie rady (wszyscy z czwartego pokolenia rodu) targowali się o każdą posadę, kiedy przed czterema laty do operacyjnego zarządzania szykowało się piąte pokolenie rodziny. Rozgrywkom przyświecało motto: "Jeśli mój syn zostanie dyrektorem, twój też awansuje".

Ledwie zapobiegliwi rodzice uzgodnili, po wielu trudach, stanowiska dla swych dzieci, kiedy wiosną 2003 r. doszło do poważnego zatargu. Wywołał go Gernot Langes-Swarovski, który zaproponował sprzedaż należącej do rodziny firmy Tyrolit. Dominuje ona na europejskim rynku narzędzi do szlifowania i cięcia kamieni, a jej roczne obroty sięgają 500 mln euro. Transakcję sprzedaży Langes-Swarovski przygotował z jednym z krewnych, a umowa z koncernem Boscha leżała już w pełni gotowa do podpisu.

Jednak inna grupa udziałowców miała odmienne plany - sama chciała kupić Tyrolit. To z kolei nie odpowiadało większości współwłaścicieli. Doszło do utarczek słownych i wzajemnych oskarżeń. W efekcie Tyrolit pozostał w koncernie.

Gerhard Swarovski, który w 2003 r. był szefem spółki Optik (80 mln euro obrotów), nie chciał tak zostawić tej sprawy. Już od dłuższego czasu zabiegał o środki na inwestycje, bo zamierzał wzbogacić ofertę firmy, która produkuje lornetki i teleskopy. Jednak familijna kiesa była dla niego zamknięta.

W celu zrealizowania planów rozwoju, Gerhard Swarovski razem ze swymi stronnikami pragnął przejąć 75 proc. udziałów w firmach Optik i Tyrolit. W ramach rekompensaty grupa ta była gotowa oddać udziały w innych działach koncernu. Koncepcję tę do dziś zdecydowanie odrzucają Gernot Langes-Swarovski i jego poplecznicy.

Spór doprowadził do zmian personalnych

Jeden z członków rodu ustąpił - sfrustrowany - ze stanowiska dyrektora generalnego, a inny został odwołany z funkcji szefa rady doradczej. Gerhard Swarovski - który okazał się niespokojnym duchem - musiał opuścić skład rady. Kiedy potem usunięto jego syna Daniela (36) z dyrekcji w Optiku, Gerhard w 2004 r. zrezygnował ze stanowiska szefa tej firmy.

Długotrwały spór, o którym rozpisywała się prasa, dał rodzinie do myślenia. Jej członkowie zrozumieli, że tak dalej być nie może.

- Opracowujemy teraz klasyczne zasady corporate governance - zapewnia Markus Langes-Swarovski.

Ma w tym pomóc specjalny zespół ekspertów, który przystąpił do pracy z początkiem roku 2005. Po dziesięciu miesiącach szef projektu Martin Reitz

(40 lat; bankier inwestycyjny w UBS), trzej renomowani adwokaci, dwóch profesorów i jeden doradca inwestycyjny przedstawili koncepcję nowej organizacji przedsiębiorstwa. Zaproponowali utworzenie holdingu, który łączyłby pod jednym dachem różne firmy.

Członkowie rodu byliby udziałowcami tylko holdingu, a nie poszczególnych wchodzących do niego firm. Miałoby to sprzyjać większej przejrzystości i usprawnić podejmowanie decyzji. Dzięki temu łatwiej byłoby tworzyć joint ventures, a udziały można by szybciej sprzedawać. Jednak większość zainteresowanych nie mogła przeboleć, że zmalałyby ich wpływy. W rezultacie koncepcja powędrowała do szuflady.

Teraz specjaliści z zespołu naprawczego pracują nad cząstkowymi projektami. Na przykład ustalają, jakie kworum będzie wymagane do podjęcia wiążących decyzji w określonych sprawach (100, 90, 75 czy 51 procent). Szkopuł w tym, że starą zasadę jednomyślności, która obowiązuje przy podejmowaniu wszystkich ważnych decyzji, można unieważnić tylko przez głosowanie... jednomyślne. Rzecz jasna blokuje to do dziś realizację projektu.

Bez odpowiedzi pozostaje też pytanie o wartość rodzinnego koncernu. Czy w przypadku, w którym udziałowiec chce sprzedać swoją część majątku, obowiązuje cena rynkowa, czy niższa od niej cena ustalana według wartości księgowej? Jedno wydaje się na razie pewne: członkom rodu również w przyszłości nie będzie wolno sprzedawać nabytej spuścizny postronnym.

Nie podoba to się Marinie Giori (l. 64), która jest drugim udziałowcem, i Gerhardowi Swarovskiemu. Chcą mieć możliwość korzystnej sprzedaży udziałów, a poza tym nalegają na debiut giełdowy, co wcale nie spotyka się ze zrozumieniem reszty familii.

Równie mało skuteczni są Gernot Langes-Swarovski oraz jego zwolennicy, którzy od pewnego czasu bez powodzenia proponują, by przekształcić austriackie firmy koncernu ze spółek komandytowych w kapitałowe.

Sprzeciw, opór, pat

Pracę zespołu naprawczego można porównać do łykania relanium: ludzie trochę podyskutują, a wszystko i tak zostaje po staremu - szydzi jeden z ekspertów.

Jednak uspokajająca tabletka działa. Sześciu członków rady doradczej znowu łączą przyjazne relacje - przynajmniej tak to wygląda. Pocałunek tu, całus tam, jakiś żart czy dowcip.

A kiedy nie mogą znaleźć porozumienia, po prostu zmieniają temat.

Ale to spokój pozorny. Za kulisami dalej tlą się konflikty. Chodzi np. o sprawę Nadji Swarovski (36), która z Londynu koordynuje współpracę ze znanymi projektantami. Odwołała się do sądu arbitrażowego - chce wejść do kręgu komplementariuszy i zostać dyrektorem.

- To moje prawo - uznała Nadja Swarovski już jakiś czas temu.

Argumentuje, że to ona spopularyzowała firmę w świecie mody. Na razie postępowanie arbitrażowe wstrzymano. Zespół naprawczy ma opracować zasady awansu. Wszyscy przyjęli postawę wyczekującą, przyczaili się i bacznie obserwują innych. Nikt nie ma na tyle dużo władzy, by samodzielnie wyznaczyć strategię firmy. Jednak przeważająca większość pragnie utrzymać jedność i zwiększyć wartość spuścizny. A robią to skutecznie: w 2005 r. udziałowcy dostali ponad 100 mln euro dywidendy netto.

Strumień pieniędzy pozwala familii korzystać z niejednej przyjemności. Posiadają domy w najpiękniejszych zakątkach świata. Gernot Langes-Swarovski jest właścicielem jednej z wysp niedaleko Wenecji. Jego kuzynka Evelyn

Haim-Swarovski (l. 52) ma znaną stadninę koni w malowniczej miejscowości Fritzens, nieopodal Wattens. A jeśli któraś z zamieszkujących Tyrol pań Swarovski pragnie zrobić zakupy w Paryżu lub Monachium, do dyspozycji zawsze stoi firmowy samolot.

Królowie kryształu, mimo że nie stronią od luksusu, pilnie zważają, by w firmie pozostało dostatecznie dużo pieniędzy na inwestycje. Cały czas zwiększają ofertę produktów oraz przeznaczają pokaźne kwoty na rozbudowę sieci sprzedaży, np. w Chinach i Indiach.

Tylko w dziale kryształów badaniem i wdrażaniem nowości zajmuje się 600 pracowników. A do tego dochodzą jeszcze "poszukiwacze trendów", w metropoliach rozglądający się za nowymi ideami biznesowymi. Swarovski sprzedaje teraz również kamienie szlachetne i perły, okulary, wysadzaną świecidełkami armaturę łazienkową, breloczki oraz błyskotki do zdobienia modnych damskich kreacji.

Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że w centrali finansowej w Feldmeilen pod Zurychem spoczywa 500 mln euro w gotówce. Pokaźna suma jak na 2,14 mld obrotów koncernu. O lokacie kapitału decydują w znacznym stopniu samodzielnie eksperci z Zurychu, pod kierunkiem wpływowego szefa finansów Heinza Molana (61). W zasadzie rada doradcza zostawia dużo swobody menedżerom z pionu operacyjnego.

Nowe produkty, pokaźne zapasy finansowe, a także wartość firmy - którą znawcy branży szacują, ze względu na dużą rozpoznawalność marki, nawet na 8 mld euro - sugerują, że koncern jest w rewelacyjnej kondycji.

A jednak firma nie jest wolna od zagrożeń. Do ataku mogą przystąpić agresywni konkurenci. W kapryśnym światku mody mogą się zmienić tendencje i skurczy rynek na błyskotki. Czy w takiej sytuacji skłócona rodzina rzeczywiście byłaby w stanie podjąć szybko właściwe decyzje strategiczne?

- Swarovski kojarzy mi się z autem wyścigowym Formuły 1 bez kierowcy - odpowiada obrazowo jeden z konsultantów zespołu naprawczego. - Na prostych nie ma problemów i auto przyspiesza, ale na zakręcie trzeba jednak kogoś, kto nim pokieruje.

Ursula Schwarzer

Lśniące towarzystwo

Trzy gałęzie familii

Największy na świecie koncern produkujący kryształy należy do rodu Swarovskich. W skład wielkiej rodziny wchodzi co najmniej 150 osób. Udziały w firmie ma prawie 60 jej członków.

Do klanu należą potomkowie założyciela firmy Daniela Swarovskiego i jego wspólnika Franza Weissa (który był jego szwagrem). Potomkowie Weissa mają około 10 proc. udziałów, a reszta jest w rękach zstępnych Daniela. Wielki rodzinny związek dzieli się na trzy gałęzie, które wywodzą się od synów Daniela: Alfreda, Fritza i Wilhelma.

Każda gałąź deleguje dwóch członków rady doradczej, która powołuje dyrektorów firm.

Linia Alfreda

Linia wywodząca się od Alfreda, mimo że najmniej liczna, jest bardzo wpływowa, gdyż w jej rękach znajduje się ok. 36 proc. udziałów. Należy do niej Gernot Langes-Swarovski - największy udziałowiec koncernu (21,6 proc.), który prawie 40 lat kierował działem kryształów i odcisnął piętno na firmie. W 2002 r. przeszedł do rady doradczej, a jego syn Markus Langes-Swarovski odpowiada od tego czasu za PR i budowę marki w dziale kryształów. W radzie zasiada też Marina Giori - siostra Gernota. Ma 13,7 proc. udziałów. Jej pozycję odziedziczy Fiona Swarovski.

Linia Fritza

Klan wywodzący się od Fritza jest najliczniejszy i występują w nim największe różnice poglądów. Skupia on ok. 26 proc. udziałów. Najbardziej wpływową osobą jest tu Helmut Swarovski. Należy do niego wprawdzie tylko 2,5 proc. udziałów, ale kieruje on działem kryształów i jest członkiem rady. Jego córka, Nadja Swarovski, odwołała się do sądu arbitrażowego, ponieważ nie powołano jej na stanowisko dyrektora. Gerhard Swarovski - brat Helmuta - po sporach odszedł w 2003 r. z rady doradczej. Jego miejsce zajęła kuzynka, Gerlind Buchbauer.

Linia Wilhelma

W porównaniu z niektórymi krewnymi z linii Fritza i Alfreda, trafiającymi z powodu sporów lub ekstrawaganckiego trybu życia na pierwsze strony gazet, linię Wilhelma (ok. 27 proc. udziałów) cechuje powściągliwość. Monika Schiestl-Swarovski już od dawna zasiada w radzie doradczej, a jej córka, Carina Schiestl-Swarovski, została niedawno przyjęta w skład komplementariuszy. Hulda Margreiter, do której należy 3,4 proc. udziałów, jest jednym z najbardziej wpływowych udziałowców, przewodzi też radzie doradczej.

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: linia | firma | muzeum | wojna | figurki | kryształy | wojny | turyści | koncern | interesy | firmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »