Czym zajmuje się firma Monsanto? Jeśli myślicie, że zarabianiem na produkcji oraz sprzedaży pestycydów i genetycznie modyfikowanego ziarna, to jesteście w błędzie. Na oficjalnej stronie koncernu możecie przeczytać, że firma "dostarcza produktów, które wspierają farmerów na całym świecie". I bez których to farmerów ona sama "nie mogłaby istnieć", ponieważ są oni nie tylko jej "klientami i życiodajną krwią", ale także "wspierają światową gospodarkę, codziennie pracując, by wyżywić, ubrać i zapewnić energię całemu światu".
Na podstawie tego opisu można pomyśleć, że Monsanto nie jest kapitalistycznym przedsiębiorstwem o rocznych obrotach na poziomie 15 mld dol., a wyjątkowo skromną organizacją dobroczynną. Czyż to nie piękne?
Owszem, to mogłoby być piękne. Jest jedno "ale".
Skąd zło w kapitalizmie?
Złe korporacje, których szefowie knują, jak przejąć władzę nad światem oraz jak skutecznie spacyfikować konkurencję, uciszyć krytyków i uzależnić od siebie klientów, to lejtmotyw niezliczonej ilości filmów. Dla przykładu firma U-North w "Michaelu Claytonie" z 2007 r. posuwa się do wysłania zabójców, by rozprawili się z ludźmi oskarżającymi ją o produkowanie toksycznych agrochemikaliów.
Monsanto nie idzie tak daleko, ale kaliber zarzucanych jej czynów też jest poważny. Krytycy firmy uważają, że podobnie jak w przypadku filmowego U-North, produkty giganta z Saint Louis są toksyczne dla ludzi, a sam koncern robi wszystko, by to ukryć. Najbardziej niebezpieczny, bo rakotwórczy, ma być jej flagowy produkt roundup, stosowany do selektywnego zwalczania chwastów (selektywnego, bo chwasty zwalcza, ale oszczędza rośliny genetycznie modyfikowane). Gdyby to udowodniono, firma straciłaby potężne źródło dochodu. Jaką strategię obrony przyjęło Monsanto? Sianie zamętu uniemożliwiającego naukowy konsensus, który mógłby być podstawą zakazu stosowania roundupu. Jak wskazują ujawnione przez amerykański sąd w marcu tego roku dokumenty firmy, posuwała się ona do fabrykowania wyników badań naukowych. Miała też manipulować opinią publiczną poprzez zatrudnianie internetowych trolli. Udając osoby niepowiązane z firmą, mieli oni "obiektywnie" komentować każdy krytyczny komentarz pod adresem Monsanto. Nic dziwnego, że wielu we wzniosłej korporacyjnej autocharakterystyce Monsanto widzi nie tyle zwykłą hipokryzję, ile element planu zatuszowania sprytnym PR szkodliwej działalności.
W żadnym wypadku nie rozstrzygam tutaj, czy zarzuty przeciw Monsanto są prawdziwe. Ale gdyby były, nie byłaby to sytuacja wyjątkowa. Przedsiębiorców i firm, które dla zysku szkodzą klientom w historii kapitalizmu, nie brakowało. W XIX-wiecznych Stanach Zjednoczonych niemal wszystkie sprzedawane przez obwoźnych handlarzy lekarstwa były w najlepszym przypadku placebo. Do najbardziej znanych sprzedawców cudownych eliksirów należał sam William Rockefeller, ojciec "tego" Rockefellera. Obecnie także łatwo wskazać firmy, które cynicznie nami manipulują, wciskając nam bezwartościowe śmieci, a czasami okradając. Polacy pamiętają złote góry obiecywane przez Amber Gold, inwestorzy Wall Street zaś czarującego Berniego Madoffa, który w założonym przez siebie funduszu zdefraudował należące do nich 65 mld dol. Szefowie Toyoty wciąż nie mogą wybaczyć firmie reklamowej Dentsu, że ta przez lata zawyżała rachunki, a Komisja Europejska wciąż dziwi się, że Volkswagen z premedytacją fałszował wyniki pomiaru emisji spalin tak, by pozornie spełniały jej wytyczne.
Przykładów takich patologii można znaleźć o wiele więcej, a wszystkie one są jak sztylet wbity w serca obrońców kapitalizmu. Każą zadać pytanie: Unde malum? Skąd zło na wolnym rynku? Czy proces doskonalącej towary i usługi konkurencji nie powinien już dawno go wyplenić?
A przecież złe firmy istnieją i nie są to wyłącznie firmy krzaki, zakładane tylko po to, by oszukać, zgarnąć zysk i zapaść się pod ziemię - to także szacowne koncerny z długoletnimi tradycjami i przedsiębiorcy w nienagannych garniturach. Czy to zatem rzeczywiście takie pewne, że rynek premiuje uczciwych graczy? A może każdy na rynku ma coś za uszami, tylko nie każdy jeszcze dał się złapać?
Okazja czyni złodzieja
Odpowiedzią raczą nas profesorowie Robert Shiller z Yale University, laureat ekonomicznego Nobla (dostał go w 2013 r. za analizę empiryczną cen aktywów), i George Akerlof z University of California (także noblista) w opublikowanej dwa lata temu książce "Łowiąc głupców. Ekonomia manipulacji i oszustwa". Ich zdaniem nie ma się co łudzić: próby manipulowania klientami tak, by działali wbrew własnemu interesowi, nie są zjawiskiem rzadkim. Są powszechne. Przy czym pojęcie manipulacji nobliści traktują bardzo szeroko. Chodzi im nie tylko o te wielkie rynkowe oszustwa, o których czytamy w gazetach, lecz także o te małe kłamstewka i chytre triki, które są zbyt powszednie, by media uznały je za newsa i skandal.
"Używamy sformułowania ?łowić głupców? jako metafory zbioru wydawałoby się nieszkodliwych manipulacji rynkowych, jak chociażby eksponowanie batoników oraz tabloidów zaraz przy kasie, gdzie znudzeni i zmęczeni ludzie będą skuszeni, by wydać te dodatkowe kilka dolarów" - napisał Shiller w jednym z artykułów. Oszukują nas też reklamy i ogłoszenia, niepotrzebnie przepłacamy za karty członkowskie na siłownię, kupujemy szkodliwe pseudolekarstwa, namawia się nas na karkołomne inwestycje, pozorując doradztwo finansowe itp. Firmy dobrze wiedzą, że umysł ich klientów jest niedoskonały i podatny na różne skrzywienia poznawcze, więc bez skrupułów to wykorzystują. Co więcej, jedna firma manipulant wciąga w proceder inne. "Jest tak nie dlatego, że wszyscy biznesmeni mają złowrogie zamiary, a ze względu na działanie sił rynkowych. Gdy uświadomisz sobie, że konkurent używa wymyślnych trików, to będziesz w tyle, jeśli nie zaczniesz go naśladować" - uważa Shiller. W tej wizji wolny rynek przypomina łąkę pełną nieracjonalnych, łatwych do omotania owieczek, między którymi przemykają głodne i cyniczne wilki, wzdychające, że "muszą oszukiwać", chociaż właściwie to byłyby uczciwe, gdyby nie ta wredna konkurencja... To smutna wizja, bo oszustwo uznaje za coś, co jest po nieodłącznym produktem relacji rynkowych. Shiller i Akerlof zastrzegają, że są obrońcami kapitalizmu, lecz jednocześnie patrzą nań realistycznie i widząc niedoskonałości, wzywają do rozsądnej rządowej interwencji regulacyjnej.
Ci dwaj nobliści są jednak na tle innych ekonomistów szczególnymi pesymistami. Spróbujmy więc pójść odrobinę bardziej optymistycznym tropem. Załóżmy, że rynki działają, ponieważ w zdecydowanej większości przypadków obie strony, a nie tylko sprzedający, zyskują coś na transakcji, i że to dobrze, że ktoś coś produkuje, bo dzięki temu zaspokaja realne, a nie narzucone potrzeby innych. Myślę, że każdy, kto zrobił dzisiaj zakupy, używa telefonu, czyta książki, jeździ samochodem i ma konto w banku, przyzna mi ostatecznie rację (chyba że ma się za ofiarę losu) i powie, że ci, z którymi zadajemy się na rynku, są zazwyczaj uczciwi.
A są uczciwi, bo jest to dla nich korzystne. W tym świetle odpowiedź na pytanie, skąd bierze się nieuczciwość na rynku, wydaje się prostsza: pojawia się ona tam, gdzie daje większe korzyści niż uczciwość. Żeby tak się jednak stało, muszą zajść sprzyjające okoliczności. Okazja czyni złodzieja. Ktoś się obruszy, że nie z każdego?
Kto pamięta Enron
Oczywiście, nie z każdego, ale jak udowodniono to już nieraz eksperymentalnie, mamy o sobie mniemanie cokolwiek zawyżone. Co tam manipulacja czy kradzież. W odpowiednich warunkach jesteśmy w stanie - my, zwykli ludzie - dopuścić się poważniejszych czynów, z fizyczną napaścią i zabójstwem włącznie.
Klasyczny eksperyment dowodowy przeprowadził w 1971 r. prof. Philip Zimbardo z Uniwersytetu Stanforda. Kilkunastu ochotnikom przydzielił role więźniów i strażników. Po sześciu dniach normalni zdawałoby się studenci strażnicy zaczęli zamieniać się w sadystów, coraz poważniej traktujących swoje role. Zimbardo badanie przerwał, nie chcąc mieć na sumieniu czyjejś śmierci. Podobne eksperymenty przeprowadzał w latach 60. XX w. Stanley Milgram z Yale. On podzielił badanych na uczniów i nauczycieli. Zgodnie z jego instrukcją nauczyciele prosili uczniów o wykonanie relatywnie prostego testu pamięciowego, a jeśli ci się mylili, za karę razili ich prądem (przy czym nie wiedzieli, że wstrząsy nie są prawdziwe, a uczniowie tylko udają ból). Wielu z nauczycieli posunęło się do porażenia uczniów prądem o śmiertelnym napięciu 450 V! Dlaczego? Bo mogli. Bo inni nie protestowali, a wręcz z lubością robili to samo.
Eksperymenty Zimbardo i Milgrama są powszechnie uznane. Wiedza, że zło rodzi się w człowieku pod wpływem sprzyjających okoliczności i intensyfikuje się dzięki presji otoczenia i naśladownictwu, pozwala w dużym stopniu dociec, dlaczego nawet duże, poważane firmy czasami się degenerują. - Korporacja, zwłaszcza duża, to w pewnym sensie cały zestaw sytuacji. W innej sytuacji działa zarząd, w innej księgowość. W każdym z tych miejsc istnieje odrębny zestaw norm mówiących pracownikowi, co ma robić, żeby zostać członkiem zespołu. To tworzy klasyczną sytuację my/oni, a jeśli ktoś chce dostawać premie, musi stać się jednym z nas - zauważa Zimbardo w rozmowie z prorynkowym pisarzem Michaelem Shermerem.
Wasze komentarze (23)
Dodaj komentarzObojętny Cyrulik33 -
Brak regół i kontroli tego co jeszcze zostało na szeroką skalę zapoczątkował Regan, podobno pogromca komunizmu. Dopóki wkurzeni podatnicy nie zlinczują kilku prezesów większych przekrętów tak już będzie. Tylko likwidacja złych genów uzdrowi ogół.
~glupitytul -
Najlepiej zamknąć wszystkich właścicieli firm oraz ich pracowników. Przecież wiadomo, że jeszcze nie dali się złapać. Więc po co łapać? Od razu zamykać?
~Prawda -
Kapitał dla zysku to degeneracja ludzi . Co dasz do ciebie wróci!. Dajesz zło powróci zło , Dajesz dobro powróci dobro.
~Wilalia -
Świat zmierza do zagłady poprzez te wszelkie machlojki. Gdzie są przyzwoici ludzie? Gdzie poszanowanie podstawowychy przykazań bozych? Dlaczego prezesi korporacji nie myślą o przyszlości? Czyżby nie wiedzieli, że "trumna nie ma kieszeni"? Boże, dziekuje, że stworzyłeś zjawisko smierci. Tej nikt się nie wymiga, tu jakiekolwiek sztuczki i przekręty nic nie dadzą. Dlaczego nikt nie myśli o czymś co nieuchronnie go czeka: śmierć i rozliczenie z włodarstwa ziemskiego bez względu na wyznanie religijne, rasę, kolor skóry.
~MIMI -
Życie to wolna wola i cały czas dokonujesz wyborów. Te wybory to ZAWSZE miecz obosieczny. Od Ciebie zależy co wybierzesz, a to co wybierzesz i tak z powrotem trafi w Ciebie. Wybieraj więc mądrze i odpowiedzialnie bo nigdzie nie uciekniesz przed wiecznym prawem przyczyny i skutku. Oszukujesz?- będziesz ofiarą oszustwa, kradniesz? - będziesz okradany, zabijasz? - to pewnie sam zaraz zginiesz. Nie ma schronienia przed tym prawem - jest bezlitosne i nie ma względu na osobę. Żyjąc na ziemi, uczymy się dwóch rzeczy - miłości do wszystkiego i odpowiedzialności za wszystko.
~Daro -
Może i każda, ale tylko Volkswagen oszukiwał wprost! I pewnie to będzie koniec tej marki, skoro odszkodowania siegają już 100 miliardów USD, a to nie koniec spraw przeciw VW. Marka założona przez Hitlera przechodzi do historii.
~józek -
Co to znaczy "mieć coś za uszami" ?
~Qo Vadis -
Czy ,,nasz,, lewitujący w temacie GMO jak poprzednicy w kieszeniach Monsanto itp ?
~rpm -
Pozostaje nadzieja ,z e ktos madry z rzadu przeczyta komentarze z tego forum.Szkoda tylko , ze normalni ludzie widza prawde a rzad udaje ,ze wszystko jest OK.
~co masz? -
Wsrod mlodych to jest dfopiero kto wyjdzie z paki ten ma posluch i powazanie tak ze wiekszaosc chce nawet z nie swoje czyny siedziec w pace.Zlodziej ma poszanoawnie a gangster to dopiero szycha i co tu mowic dzisiaj to jest prestiz dla mlodych przyklad daja kryminalisci wiec tyle mamy przestepcow bo to jest taki hit .No moda moda ale nie kazdy to uznaje wiec jak mlodzi taki przyklad maja tylko nie mow nikomu taka pancia wszystko organizuje a oni sa od wykonania zadania wiec jak mozna teraz byc uczciwym takiego nie uznaja .Taki co nie ma za uszami sie nie liczy a kto umie przeplacic sad to jest bohatarka