Kryzys pogrąża polskie firmy

Na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy znacząco wzrosła liczba przedsiębiorstw, mających złą kondycję finansową. To efekt zatorów płatniczych, które od lat pogrążają polskie firmy.

Według wywiadowni gospodarczej Bisnode Polska na koniec stycznia br., aż 43,7 proc. polskich firm znajdowało się w słabej lub bardzo złej kondycji finansowej. Rok temu w złej kondycji było 38,7 proc. ogółu przeanalizowanych firm. Tym samym tylko na przestrzeni ostatniego roku pogorszeniu kondycji finansowej uległo blisko 5,5 proc. przedsiębiorstw. Jednocześnie ubywa firm w bardzo dobrej i dobrej kondycji finansowej. Tych w chwili obecnej jest 56,2 proc. przy 61,6 proc. w styczniu ubiegłego roku. Ogółem przebadano kondycję finansową ponad 300 tysięcy firm działających na terenie Polski. Aby określić kondycję finansową pod lupę wzięto zarówno wyniki finansowe, jak i wskaźniki płynności, zadłużenie, poziom rentowności, wielkość płatności przeterminowanych.

Reklama

Rośnie efekt domina

Głównej przyczyny pogarszającej się kondycji finansowej polskich firm upatruje się w zatorach płatniczych. W Polsce zaledwie 30 proc. faktur opłacanych jest w terminie. Tym samym blisko połowa ma opóźnienie większe niż 30 dni, co sytuuje nasz kraj raczej w końcu Europy. Zjawiskiem charakterystycznym dla Polski jest to, że najgorszymi płatnikami są te najmniejsze firmy. Względem firm mikro zaledwie 33 proc. płatności dokonywanych jest na czas. Jednocześnie to właśnie te najmniejsze podmioty najdłużej wstrzymują środki pieniężne na własnych kontach. Blisko 10 proc. faktur ma znamiona opóźnienia powyżej czterech miesięcy. Przyczyn upatruje się w pogarszającej się koniunkturze na rynku i znacznie mniejszych od oczekiwań liczbie zleceń, co zmusza firmy do konkurowania ceną. Uwidocznił się efekt domina, jedna firma poprzez niezapłacone zobowiązania ciągnie w dół swoich kontrahentów. Przedsiębiorcy w ten sposób finansują swoją bieżącą działalność. Traktując opóźnione płatności jako darmowy sposób na kredytowanie działalności. Siłą rzeczy wiele z nich ma problemy z rentownością. Część firm nie płaci faktur świadomie. W taki sposób finansują swoją bieżącą działalność. Dostają nieoprocentowaną pożyczkę. Co więcej, na tworzeniu zatorów płatniczych mogą nawet zarabiać. Pieniądze, którymi powinny opłacić rachunki, umieszczają na oprocentowanych kontach.

Konsumpcyjne apetyty Polaków

W trudnym czasie spowolnienia gospodarczego najlepiej radzą sobie firmy handlu detalicznego artykułami spożywczymi. Z ponad 13 tys. przebadanych sklepów spożywczych blisko 80 proc. znajduje się w bardzo dobrej i dobrej kondycji finansowej. Na miejscu drugim wśród dobrze sytuowanych jest detaliczny handel ubraniami. Problemów z finansami nie ma tutaj blisko 77 proc. przedsiębiorstw. Choć tak dobre wyniki finansowe dla wielu mogą okazać się zaskoczeniem, trzeba wziąć pod uwagę to, że Polacy do połowy 2012 r. kupowali na potęgę. Sprzedaż detaliczna rosła niemal dwucyfrowo. To wszystko wpłynęło na doskonałą kondycję finansową polskich firm działających w sektorze handlu detalicznego. Wartym podkreślenia jest fakt, że zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku notuje się blisko 6-proc. spadek firm w dobrej i bardzo dobrej kondycji finansowej. Nic dziwnego, bowiem w ostatnim czasie coraz bardziej odczuwalne jest spowolnienie gospodarcze, które w ogromnym stopniu wyhamowało konsumpcyjne apetyty większości Polaków. Rosnące ceny i widmo utraty pracy spowodowały, że Polacy kupują mniej i coraz bardziej zaciskają pasa.

Gdzie szukamy oszczędności?

Zaciskanie pasa zaczęliśmy od żywności. Nie kupujemy jej wprawdzie zdecydowanie mniej, ale szukamy sklepów, gdzie można kupić taniej. Nie chodzimy do delikatesów czy drogich supermarketów, tylko wybieramy dyskonty, hurtownie czy bazary, gdzie towary są o 10 - 30 proc. tańsze. O zmianie preferencji zakupowych świadczą nie tylko problemy finansowe sieci delikatesów, lecz także m.in. dynamiczny rozwój dyskontów od 2007 r. Ich udział w handlu detalicznym podwoił się do 15 proc. W tym czasie udział małych sklepów zmalał z 46 proc. do 39 proc. Przyczyn zamykania małych osiedlowych sklepów należy upatrywać na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim ekspansji sieci handlowych. Nie da się ukryć, że "wielki format" wypiera z rynku mniejszych przedsiębiorców. Tam też przeciętny i statystyczny Kowalski znajduje nie tylko artykuły spożywcze, ale coraz częściej się ubiera, kupuje środki chemiczne i kosmetyki. Wraz ze spadającą liczbą małych osiedlowych sklepików rośnie liczba powstałych sklepów wielkopowierzchniowych.

Dyskonty, hipermarkety i supermarkety kontrolują dziś w sumie ok 45 proc. całego rynku detalicznego. Te najczęściej powstają w dogodnych dla klientów lokalizacjach, czyli w pobliżu ich miejsc zamieszkania, na dużych osiedlach mieszkaniowych. W efekcie to te właśnie sklepy przejmują konsumentów, głównie kosztem najmniejszych sklepików czy kiosków. Zainteresowanie sklepami wielkopowierzchniowymi wiąże się ze zmianą nastrojów konsumenckich. Polacy z dnia na dzień w swoich portfelach odczuwają wzrost cen i spadającą siłę nabywczą złotego. Gorzej oceniają perspektywy na rynku pracy i zaczynają dbać o domowe finanse. W konsekwencji szukają oszczędności i wybierają sklepy, w których mogą taniej robić zakupy. Dlatego też w boju o klienta największymi przegranymi są małe sklepy osiedlowe, które oferując ceny o 20 - 30 proc. wyższe, stają się mniej atrakcyjne dla szukających oszczędności Polaków.

Pozorna sprzeczność zależności

Jeszcze większą skłonność do oszczędności widać na rynku odzieży. Coraz chętniej zaopatrujemy się na bazarach, w miejscach takich jak np. domy kupieckie czy gigantyczne centra handlowe z tanią odzieżą. Ewidentnie ograniczamy też zakupy. Świadczy o tym m.in. spadająca liczba klientów w eleganckich centrach handlowych, sieciowych sklepach i drogich butikach. Szacuje się, że w porównaniu do roku ubiegłego liczba kupujących spadła o ok. 20 proc. Bez wątpienia taka sytuacja w przyszłości odbije się w drastyczny sposób zarówno na detalicznych sprzedawcach żywności i odzieży.

Na przeciwległym biegunie znaleźli się producenci odzieży, wśród których aż 71 proc. znajduje się w bardzo złej i złej kondycji finansowej. To tylko pozorna sprzeczność. Bowiem znaczna część odzieży sprzedawana w Polsce jest produkowana poza granicami naszego kraju. Taka sytuacja w bezpośredni sposób wpływa na rodzimych producentów odzieży. Spadająca liczba zleceń pogrążą polskie firmy działające w sektorze tekstylnym.

Prognozowanie przyszłości w chwili obecnej jest niezwykle trudne, jednak wszystko wskazuje na to, że w kolejnych kwartałach będziemy obserwować dalsze pogarszanie się kondycji finansowej przedsiębiorstw. W chwili obecnej w złej i bardzo złej kondycji znajduje się ponad 47 proc. firm. Na koniec 2013 r. odsetek ten może oscylować w granicach 50 proc.

Tomasz Starzyk

Autor jest ekonomistą, specjalistą ds. analizy danych ekonomicznych, współpracuje także z wywiadownią gospodarczą D&B Poland, HBI Polska, Soliditet Polska, jak również z portalem doradztwa finansowego verdict, jest specjalistą ds. public relations Bisnode Polska

Gazeta Finansowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »