Nie tylko bogaci korzystają z futer

Hodowla zwierząt futerkowych jest ważną gałęzią polskiego rolnictwa i eksportu towarów rolnych, ale jej duże znaczenie widać też przez pryzmat gospodarki lokalnej. Ta działalność ma nie tylko wysoką rentowność, zapewnia dochody pracownikom ferm, ale też innym przedsiębiorcom - zazwyczaj w najbliższym otoczeniu, w tej samej gminie.

Przypomnijmy najważniejsze fakty. Polska jest trzecim na świecie (po Chinach i Danii) producentem skór ze zwierząt futerkowych. W sumie w Polsce produkuje się rocznie 8,64 mln skór, z czego 8,5 mln skór z norek. To 17 proc. całej światowej produkcji.

Wartość skór wyprodukowanych w Polsce wynosi od 400 do 600 mln euro, w zależności cen na światowych rynkach. Ok. 95 proc. skór z Polski idzie na eksport, a to oznacza, że eksport skór zwierząt futerkowych stanowi bez mała 2 proc. całego polskiego eksportu rolno-spożywczego i blisko jedną dziesiąta wartości sprzedawanych za granicę towarów przez całą branżę mięsną. W 2013 roku hodowcy zwierząt futerkowych zapłacili 291 mln zł podatków.

Reklama

W Polsce w 2016 roku działały 1144 fermy hodujące zwierzęta futerkowe, czyli norki, lisy, jenoty i szynszyle. Dają one pracę 10-13 tys. osób, głownie w regionach o wysokim, strukturalnym bezrobociu. Oprócz tego - jak wynika ze specjalistycznych analiz - branża daje pośrednio zatrudnienie jeszcze ok. 40 tys. osób. Z perspektywy gminy, w której działa ferma, liczba utworzony przez nią miejsc pracy może być naprawdę duża.

Czy Polacy wiedzą cokolwiek o branży hodowli zwierząt futerkowych i co o niej sądzą? Co myślą o proponowanym obecnie także przez parlamentarzystów zakazie takiej hodowli? W badaniach Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRIS z czerwca 2017 roku 56 proc. pytanych z 1100-osobowej losowo dobranej próby respondentów opowiedziało się przeciwko zakazowi. 31 proc. pytanych było za wprowadzeniem zakazu.

Co jeszcze ważnego wynika z badań? Otóż wśród popierających zakaz była wyraźna przewaga osób z dużych miast. Hodowcy norek argumentują - zwolennikami zakazu hodowli są w 95 proc. ludzie, którzy żadnej hodowli na oczy nie widzieli i mają bardzo niewielką wiedzę o tym, jak ona wygląda i na czym polega. A to także trochę inaczej widać z lokalnej perspektywy.

Fermy zwierząt futerkowych w Polsce zlokalizowane są głównie w województwach zachodniopomorskim i południowej części woj. wielkopolskiego. W wielu gminach wiejskich nawet średniej wielkości ferma bywa jedynym zakładem dającym dobrze opłacaną pracę równie wielu ludziom.

Ale nie tylko zatrudnienie jest istotne, gdyż ferma aktywizuje zarówno samą miejscowość, w której działa, jak i lokalny rynek pracy i usług. Pośrednio daje zatrudnienie głównie osobom z okolicznych miejscowości, najczęściej z sąsiedztwa w promieniu 5-10 km - podaje firma doradcza PwC, która kilka lat temu przeprowadziła badania branży. Korzyści odnoszą firmy transportowe, budowlane i remontowe, serwisujące maszyny i pojazdy, świadczące usługi elektryczne, IT, księgowe, prawnicze, firmy asenizacyjne, dezynfekcyjne i deratyzacyjne, miejscowi rolnicy, firmy przetwórstwa mięsnego i ubojnie, producenci pasz.

Władze samorządowe w powiatach południowej Wielkopolski, gdzie skoncentrowana jest hodowla norek, wskazywały na wzrost atrakcyjności inwestycyjnej gminy czy też całego powiatu. Wraz ze wzrostem hodowli, który nastąpił w minionej dekadzie, poprawiały się tam warunki życia społeczności lokalnej. Powstawały nowe perspektywy rozwoju przedsięwzięć biznesowych związanych pośrednio z branżą futrzarską - twierdzą na podstawie przeprowadzonych ankiet naukowcy z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.

Natomiast badanie PwC z 2013 roku pokazuje, że zakup przez fermę towarów o wartości 1 zł, co następuje głównie na lokalnym rynku, zwiększa pośrednio sprzedaż w gospodarce o 2,3 zł. Z każdej wydanej złotówki duża część z tych wygenerowanych 2,3 zł to pieniądz, którym obraca się właśnie w lokalnej gospodarce.

Oczywiście, jak w przypadku każdej dużej działalności gospodarczej, a zwłaszcza hodowlanej, dochodzi też do konfliktów. Cześć z nich związana jest z niewłaściwą lokalizacją ferm, panującymi tam warunkami sanitarnymi czy zagrożeniami stwarzanymi przez nie dla środowiska naturalnego. Nie ma wątpliwości, że władze lokalne, którym zależy na impulsie ekonomicznym, powinny bardziej angażować się w przestrzeganie prawa i standardów. Także w zakresie dialogu społecznego.

Z badań IBRIS wynika, że właśnie to dla opinii publicznej w Polsce byłoby najważniejsze - podwyższenie standardów hodowli. Niemal połowa (47 proc.) respondentów wskazała, że poprawa warunków hodowli byłaby najlepszym rozwiązaniem problemu.

Autorzy sondażu przeanalizowali odpowiedzi na pytanie dotyczące oceny możliwości zmian i wnioskują, że ankietowani deklarujący początkowo umiarkowane poparcie dla zakazu hodowli, gdy przedstawiono im inne możliwości i rozwiązania, opowiadają się właśnie za podwyższeniem standardów, a nie za całkowitym zakazem. Odsetek zwolenników radykalnych rozwiązań spada wówczas do 16 proc. badanych, czyli blisko o połowę.

W tym kierunku zmierza środowisko hodowców zwierząt futerkowych. Skłonne jest zaaprobować stanowisko - fermy naruszające prawo powinny być zamykane. Wprowadziło Kodeks Dobrych Praktyk, którego zapisy w wielu miejsca idą dalej niż obowiązujące przepisy, zwłaszcza jeżeli chodzi o uciążliwość ferm dla środowiska, kwestie sanitarne czy też humanitarne postępowanie wobec hodowanych zwierząt.

Zxc

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bogaci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »