Ważą się losy naszych umów śmieciowych

Posłowie wszystkich klubów poparli wczoraj propozycję ozusowania umów zleceń oraz dochodów członków rad nadzorczych. We wtorek w Sejmie odbyło się drugie czytanie rządowego projektu nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz niektórych innych ustaw.

Mają jednak różne zdania, jeśli chodzi o termin wejścia w życie nowych przepisów.

We wtorek w Sejmie odbyło się drugie czytanie rządowego projektu nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz niektórych innych ustaw.

Sprawozdawca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny Izabela Mrzygłocka (PO) mówiła, że projekt zawiera rozwiązania polegające na rozszerzeniu grona podmiotów podlegających obowiązkowemu ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu o członków rad nadzorczych. Zmiany wprowadzają także obowiązek odprowadzania składek do ZUS od wszelkich umów zleceń do wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę.

Reklama

"Dzięki temu wskazane grupy będą generowały kapitał istotny z punktu widzenia ich przyszłych świadczeń emerytalnych lub rentowych" - wskazywała.

Dodała, że rozwiązania te mają zawierać też zapisy uniemożliwiające zawieranie podwójnych umów, w taki sposób, aby unikać ozusowania. Unikanie płacenia składek było możliwe przy zawarciu dwóch umów - jednej na niską kwotę, od której odprowadzana była niska składka; druga, z wyższą kwotą, nie była oskładkowana.

- W projekcie zaproponowano też wprowadzenie zmian do ustawy o ubezpieczeniu społecznym rolników dotyczące osób podejmujących się dodatkowo pracy na umowy zlecenie - mówiła.

Mrzygłocka poinformowała, że komisja wniosła kilka poprawek, wśród których najważniejsza dotyczy daty wejścia w życie nowych przepisów. Zgodnie z nią dochody członków rad nadzorczych miałyby być opodatkowane już od stycznia 2015 r. Z kolei od stycznia 2016 r. pracodawcy będą musieli odprowadzać składki na ubezpieczenie społeczne już od wszystkich umów zleceń.

Inna poprawka wniesiona przez komisję daje możliwość renegocjacji niektórych umów o zamówieniach publicznych, które zostały zawarte przed wejściem w życie nowych przepisów.

Mrzygłocka wskazała, że do sprawozdania z prac komisji dołączono wniosek mniejszości dotyczący wejścia w życie ustawy. Złożył go Tadeusz Tomaszewski z SLD.

Podczas wystąpienia w Sejmie Tomaszewski apelował do posłów o jego poparcie. Jak podkreślał, Polska w ostatnich latach była w Europie liderem wzrostu gospodarczego, ale też i liderem, jeśli chodzi o umowy śmieciowe. "Według danych Eurostatu 1/3 aktywnych Polaków pracuje na umowach śmieciowych, a jeśli chodzi o osoby młode poniżej 35. roku życia, to podaje się, że może to być prawie 65 proc. osób" - mówił.

Dodał, że mimo kompromisu, jaki wypracowano podczas prac nad projektem, nadal kwestią sporną pozostaje termin wejścia w życie ustawy. "Stoimy na stanowisku, że trzeba to zrobić jak najszybciej i skończyć tę patologię" - mówił.

Dlatego - jak dodał - złożył w imieniu SLD wniosek, aby ozusowanie umów zleceń zaczęło obowiązywać od 1 lipca 2015 r. a nie od 1 stycznia 2016 r.

Agnieszka Hanajczyk (PO) wskazywała, że wypracowane rozwiązania są kompromisowe. Ponadto skutek finansowy tej ustawy to dodatkowe wpływy do ZUS w wysokości 650 mln zł, z czego 350 mln zł to dochód z pieniędzy członków rad nadzorczych. Poinformowała też, że jej klub będzie głosował za przyjęciem tego projektu w przedłożeniu zaproponowanym przez komisję.

W podobnym tonie wypowiadał się Piotr Walowski (PSL). Stwierdził on, że niezależnie, czy rząd wykonuje małe czy też duże kroki w walce z umowami śmieciowymi, to zmierzają one do rozwiązania problemu. "PSL jest za przyjęciem proponowanych zmian" - poinformował poseł.

Janusz Śniadek (PiS) stwierdził natomiast, że proponowane przepisy są dość błahe w porównaniu do skali problemu. "Problemu uchylania się pracodawców od płacenia składek na ZUS, co naraża Skarb Państwa i budżet ZUS na wielomiliardowe straty. Ten projekt to tylko mała kropla w morzu potrzeb" - podkreślał.

"Rząd ma pełną świadomość pozorności proponowanych działań" - dodał. Jak mówił, jego klub ocenia tę ustawę, jako "pozorowanie walki z plagą śmieciówek". "Mimo to PiS zagłosuje za proponowaną ustawą. Jednocześnie zdecydowanie poprze wniosek mniejszości o skrócenie vacatio legis" - podkreślił.

Zofia Popiołek z Twojego Ruchu wskazała, że jej klub popiera wszystkie zapisy projektu i go poprze. "Ten dziki rynek pracy trzeba wreszcie znormalizować" - mówiła. Zaznaczyła jednak, że jeśli chodzi o termin wejścia w życie nowych przepisów, to jej klub jeszcze się nad tym zastanawia.

Głosowanie w sprawie projektu zaplanowano jeszcze na trwającym do czwartku posiedzeniu Sejmu.

PAP

WAŻNE

Pracownicy zamiast dnia wolnego za pracę w sobotę, mieliby możliwość otrzymania dodatkowego wynagrodzenia. Taką zmianę przewiduje projekt nowelizacji kodeksu pracy autorstwa PO. Dziś w Sejmie pierwsze czytanie projektu.

Jak zaznaczył europoseł Adam Szejnfeld, pracujący w niedzielę i święta mogą otrzymać wynagrodzenie a pracujący na przykład w sobotę tylko dzień wolny. Trzeba więc wyeliminować tę lukę w przepisach - podkreślił Szejnfeld. Wyraził nadzieję, że projekt poprawi sytuację pracowników, którzy nie powinni pracować w sobotę, ale jeśli już pracują, to powinni być tak samo dobrze traktowani jak w niedzielę czy inne święta.

Za takim uelastycznieniem kodeksu pracy opowiadają się pracodawcy. Uważają, że na zmianie przepisów skorzystaliby zarówno oni sami jak i pracownicy. Jak powiedział IAR Witold Polkowski z organizacji Pracodawcy RP, to niesprawiedliwe, że praca w sobotę jest inaczej traktowana niż praca w niedzielę. Dodał, że pracownicy przeważnie wolą zarobić dodatkowo niż dostać dzień wolny. Zaznaczył, że z punktu widzenia pracodawcy zapłata za pracę będzie kosztowniejszym rozwiązaniem niż udzielenie dnia wolnego. Nie ma więc obawy, że pracownik będzie przychodził do pracy w każdą sobotę.

Strona związkowa twierdzi jednak, że taka nowelizacja to nic innego jak próba likwidacji pięciodniowego tygodnia pracy. Jak tłumaczy Andrzej Radzikowski z OPZZ soboty ustawowo są dniami wolnymi od pracy. Projekt który dopuszcza nie oddawanie dnia wolnego za pracę zmierza w kierunku wydłużenia tygodnia pracy do 6 dni. - dodaje rozmówca Informacyjne Agencji Radiowej. Podkreśla, że nie jest prawdą,. jak twierdzą posłowie PO i pracodawcy, że nowelizacja nie otworzy drogi do pracy we wszystkie soboty.

Maksymalny limit godzin nadliczbowych w roku jaki przewiduje polski kodeks wynosi bowiem 416. Jest to dokładnie pięćdziesiąt dwie, czyli wszystkie soboty w roku - podkreślił Radzikowski. W przypadku, gdy pracodawca uzna to za stosowne - tak jest w projekcie napisane - będzie mógł nakazać pracownikom pracę we wszystkie soboty nie oddając im za to dnia wolnego tylko wypłacając pieniądze.

Według Andrzeja Radzikowskiego argumentacja, że zatrudniony więcej zarobi jest dwuznaczna moralnie, gdyż zamiast podwyższyć wynagrodzenia za ośmiogodzinną pracę przez pięć dni w tygodniu, pracodawcy będą mogli tłumaczyć, że podwyżka należy się za dodatkową pracę. Andrzej Radzikowski dodał, iż Polacy są jednym z najbardziej wydajnych narodów na świecie. Ci zaś, którzy pracy nie mają, chętnie zatrudnią się w sobotę. Może warto podzielić się pracą z tymi, którzy jej poszukują - podkreślił Andrzej Radzikowski.

IAR

PAP/IAR
Dowiedz się więcej na temat: kodeks pracy | umowy czasowe | umowy o pracę | umowa śmieciowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »