Giełdy pogrążyły się w letargu

Dzisiejsza sesja pokazała, że bez wskazówek z Wall Street inwestorzy na naszym kontynencie nie byli w stanie podejmować bardziej odważnych decyzji. Dane dotyczące europejskiej gospodarki nie zdołały pobudzić ich do działania.

Dzisiejsza sesja pokazała, że bez wskazówek z Wall Street inwestorzy na naszym kontynencie nie byli w stanie podejmować bardziej odważnych decyzji. Dane dotyczące europejskiej gospodarki nie zdołały pobudzić ich do działania.

Wskaźniki aktywności gospodarczej w sferze usług okazały się zbliżone do oczekiwań, zaś nieco rozczarowująca informacja o wzroście sprzedaży detalicznej w maju nikogo nie przestraszyła. W kolejnych dniach makroekonomicznych impulsów także nie będzie zbyt wiele, jest więc bardzo prawdopodobne, że na emocje i rozstrzygnięcia przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać.

Polska GPW

Inwestorzy na warszawskiej giełdzie jedynie przez pierwszych kilkanaście minut handlu cieszyli się niewielkim wzrostem indeksów. Zwyżki nie przekraczały na otwarciu 0,2 proc. Wskaźnik największych spółek przez moment przebił się nieznacznie powyżej 2300 punktów, jednak nie był w stanie utrzymać się powyżej tego poziomu zbyt długo. W pierwszej części sesji w gronie dużych firm liderami wzrostów były akcje BRE, zwyżkujące o 1,9 proc. i BZ WBK, rosnące o 0,9 proc.

Reklama

O 0,7 proc. w górę szły walory Telekomunikacji Polskiej. WIG20 szybko jeszcze tracił ich wsparcie, a za spadek odpowiedzialne były głównie papiery Pekao i PKN Orlen, które zniżkowały po około 1 proc. Przez większą część dnia WIG20 poruszał się w bardzo wąskim przedziale 2284-2304 punktów, z tendencją do przebywania bliżej jego dolnego ograniczenia. Ostatecznie zniżkował o 0,42 proc., indeks szerokiego rynku stracił 0,3 proc., a sWIG80 spadł o 0,26 proc. mWIG40 nie zmienił swojej wartości w porównaniu do piątkowego zamknięcia. Obroty wyniosły zaledwie 541 mln zł.

Giełdy zagraniczne

Indeksy na Wall Street wciąż nie mogą podnieść się z kolan i oderwać od poziomów straszących możliwością dalszej przeceny. Piątkowym spadkom trudno się dziwić. Publikacja wyczekiwanych w napięciu danych dotyczących sytuacji na rynku pracy była rozczarowująca. Można nawet powiedzieć, że sięgająca niespełna 0,5 proc. zniżka to stosunkowo niewielki "wymiar kary", szczególnie jeśli przypomnimy sobie równie kiepskie wcześniejsze informacje.

Byki pod koniec sesji zdołały o połowę zmniejszyć skalę spadków, notowanych w połowie dnia. W tym tygodniu istotnych danych makroekonomicznych będzie niezbyt wiele, więc inwestorzy będą kontemplowali stan rynku i czekali na zbliżające się rozpoczęcie sezonu publikacji wyników finansowych amerykańskich firm.

Tydzień na rynkach azjatyckich rozpoczął się sporym zróżnicowaniem nastrojów. Nikkei zwiększył swoją wartość o prawie 0,7 proc. i kontynuował dość rachityczne odreagowanie wcześniejszych spadków. Trudno się po tym ruchu spodziewać czegoś więcej. Shanghai B-Share zniżkował o niemal 0,5 proc., zaś Shanghai Composite stracił 0,8 proc. I w tym przypadku trudno mówić o przełomie. Nieco ponad 0,3 proc. spadek zanotowano w Hong Kongu, zaś na Tajwanie indeks wzrósł o 1,5 proc.

Na głównych parkietach europejskich na otwarciu indeksy zyskiwały po 0,1-0,4 proc., jednak już w trakcie pierwszej godziny handlu znalazły się na niewielkim minusie. Sytuacji nie poprawiły zgodne z oczekiwaniami odczyty wskaźników aktywności gospodarczej w sferze usług. Atmosfera wyraźnie nie sprzyjała zwyżkom. Także na giełdach naszego regionu nie działo się najlepiej. Rano nieznacznie zyskiwały jedynie indeksy w Bukareszcie i Budapeszcie.

O 2,5 proc. w górę szedł wskaźnik w Tallinie. Giełdy w Sofii i Moskwie lekko traciły, zaś spadek w Rydze sięgał 1,6 proc. W ciągu dnia zmiany były zupełnie kosmetyczne. Tuż po godzinie 16.00 paryski CAC40 tracił 0,3 proc., londyński FTSE tyle samo zyskiwał, a DAX był na niemal takim samym poziomie jak w trakcie piątkowego zamknięcia.

Waluty

Po dynamicznej zwyżce z końca ubiegłego tygodnia wciąż mocno trzymała się wspólna waluta. Kurs euro przebywał w poniedziałek przed południem powyżej poziomu 1,25 dolara, a zmiany nie były zbyt dynamiczne. Sprzyjał temu brak aktywności świętujących dziś inwestorów amerykańskich.

Nasza waluta kontynuowała dziś przed południem odrabianie strat. Ruchy nie były jednak także zbyt wielkie. Dolara można było kupić po 3,277-3,297 zł. Nieco bardziej dynamicznie taniało euro. W piątek wieczorem kurs wspólnej waluty sięgał niemal 4,15 zł, w poniedziałek rano zaś euro można było kupić nawet po 4,11 zł. Franka wyceniano na 3,08-3,09 zł, czyli o 1-2 grosze mniej niż w piątek.

Podsumowanie

W warunkach braku impulsów makroekonomicznych, nieobecności świętujących inwestorów amerykańskich oraz marazmu na głównych parkietach europejskich handel na warszawskim parkiecie toczył się w bardzo leniwym tempie i przy niewielkich zmianach wartości indeksów. Na tle pozostałych giełd nasz WIG20 należał do najsłabszych, po Sofii i Rydze. Byki własnej siły nie mają więc zbyt wiele. Niechętnie reagowały też na słabe sygnały wysyłane przez indeks giełdy we Frankfurcie. Szansa na kontynuację piątkowej zwyżki nie została wykorzystana, zaś podciągnięcie rynku przy bardzo niskich obrotach nie było zbyt trudnym zadaniem.

Roman Przasnyski

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: wall | inwestorzy | WIG20 | giełdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »