Indeks największych spółek poniżej 2500 punktów

Wisząca w powietrzu korekta znalazła dziś sprzyjające warunki do rozwoju. I tak nie najlepsze już nastroje popsuła "nowelizacja" wielkości deficytów budżetowych Grecji i Irlandii. Trudno jednak sądzić, że amerykańscy inwestorzy przejęli się tym aż tak bardzo, by tamtejsze indeksy traciły po ponad 1 proc. Mieli więc pewnie swoje powody, by pozbywać się akcji.

Wisząca w powietrzu korekta znalazła dziś sprzyjające warunki do rozwoju. I tak nie najlepsze już nastroje popsuła "nowelizacja" wielkości deficytów budżetowych Grecji  i Irlandii. Trudno jednak sądzić, że amerykańscy inwestorzy przejęli się tym aż tak bardzo, by tamtejsze indeksy traciły po ponad 1 proc. Mieli więc pewnie swoje powody,  by pozbywać się akcji.

Nie ucieszył ich ani spadek liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych, ani wzrost sprzedaży domów. W każdym razie nastroje panujące na początku handlu na Wall Street bardzo pomogły niedźwiedziom i w Warszawie, i w całej Europie.

Polska GPW

Na warszawskiej giełdzie spokój panował jedynie przez pierwsze dwie godziny handlu. Główne indeksy zyskiwały po około 0,2 proc., z wyjątkiem zniżkującego o 0,3 proc. wskaźnika małych spółek. W tej fazie sesji nieźle radziły sobie akcje Pekao, PKO i PKN Orlen, zyskujące po około 1 proc. Obraz rynku zmienił się diametralnie po informacjach o zwiększeniu deficytu budżetowego Grecji i Irlandii. Około południa WIG20 i sWIG80 traciły prawie 0,9 proc., indeks szerokiego rynku zniżkował o 0,7 proc., a wskaźnik średnich firm o 0,6 proc. Największej przecenie uległy walory największych spółek. Liderem były akcje Lotosu, PKN i Telekomunikacji Polskiej, spadające po 1,6-1,9 proc. Nastroje wciąż się pogarszały i niedźwiedzie panowały na naszym parkiecie niepodzielnie. Co gorsza, działo się to przy większych niż w ostatnich dniach obrotach. Na końcowym fixingu prawie 4 proc. traciły akcje BRE i Lotosu, papiery Pekao i PKN Orlen zniżkowały po ponad 3 proc., 2,85 proc. w dół poszły walory PKO, a akcje KGHM zniżkowały o 2,6 proc.

Reklama

Indeks największych spółek stracił w efekcie 2,45 proc., WIG poszedł w dół o 1,99 proc., a sWIG80 o 1,26 proc. Znacznie lepiej poradził sobie wskaźnik średnich firm, który zmniejszył swoją wartość o "zaledwie" 0,85 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły 1,5 mld zł i były najwyższe od pięciu sesji.

Giełdy zagraniczne

Duża zmienność i niewielkie zmiany - tak można skwitować to, co działo się w środę na Wall Street. Indeksy zmieniły swoje wartości w bardzo niewielkiej, wręcz symbolicznej skali. Ale kierunek ich ruchu zmieniał się w ciągu dnia kilka razy. Brak zdecydowania inwestorów był bardzo wyraźnie widoczny. S&P500 zniżkował o zaledwie 0,1 proc., jednak w trakcie sesji zszedł na moment poniżej 1200 punktów. Widać więc, że korekta jeszcze się nie zakończyła.

Niezbyt entuzjastyczna reakcja na publikację w większości znacznie lepszych, niż się spodziewano wyników amerykańskich firm, nie świadczy najlepiej o sile rynku. Dojrzewa on najwyraźniej do korekty. Wisi też nad nim niepokój, związany z wydarzeniami okołorynkowymi, takimi jak Grecja, Goldman Sachs, czy zapomniana nieco kwestia stóp procentowych w Chinach. W obecnej sytuacji jakiekolwiek negatywne impulsy mogłyby doprowadzić do spadku indeksów, to zaś do pogorszenia technicznego obrazu rynku, a chętnych do sprzedaży akcji po ponad rocznej zwyżce nie powinno brakować.

Na giełdach azjatyckich wciąż utrzymuje się huśtawka nastrojów. Po środowych sporych zwyżkach pozostało tylko wspomnienie. Wczoraj Nikkei zyskał 1,7 proc., dziś stracił prawie 1,3 proc. Podobnie było w Chinach, gdzie Shanghai Composite zniżkował o 1,1 proc., a Shanghai B-Share ledwie zdołał się obronić przez większą przeceną dopiero w końcówce sesji i stracił zaledwie 0,14 proc.

Na głównych parkietach europejskich handel zaczął się w okolicy zamknięcia ze środy. Po publikacji lepszych, niż się spodziewano wskaźników aktywności gospodarczej we Francji, Niemczech i strefie euro oraz dynamiki sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii indeksy gwałtownie skoczyły w górę. Jednak już po kilkudziesięciu minutach pogrążyły się po informacji o skorygowaniu w dół wielkości deficytu budżetowego Grecji i Irlandii. Paryski CAC40 około południa tracił ponad 1 proc., DAX zniżkował o 0,8 proc. Jedynie londyński FTSE trzymał się 0,3 proc. nad kreską. Gwałtownie pogorszyły się nastroje na rynkach naszego regionu. Na plusie zdołały się utrzymać jedynie wskaźniki w Budapeszcie i Sofii. Indeks w Atenach tracił 2 proc., podobnie jak hiszpański IBEX. Gorsze, niż się spodziewano wyniki Nokii spowodowały spadek indeksu fińskiej giełdy aż o ponad 4 proc. Spółka ma 25 proc. udział w kapitalizacji tamtejszego parkietu. Tuż po godzinie 16.30 indeksy w Paryżu i Frankfurcie traciły po ponad 1,1 proc., londyński FTSE zniżkował o 0,4 proc. Wskaźnik w Atenach spadał o 3,9 proc., a w Helsinkach o prawie 4,4 proc.

Waluty

W środę przez większą część dnia trwała przepychanka między dolarem a euro, w trakcie której kurs wspólnej waluty poruszał się między 1,344 a 1,336 dolara. Dopiero wieczorem sytuacja nieco się uspokoiła i kurs ustabilizował się w okolicach 1,34 dolara. Ta stabilizacja przedłużyła się aż do dzisiejszego przedpołudnia. Rano dolar próbował zepchnąć euro niżej, lecz natknął się na zdecydowaną kontrę. Wspólną walutę pogrążyła jednak informacja o wyższym deficycie Grecji i Irlandii. Kurs euro błyskawicznie znalazł się na poziomie 1,334 dolara, najniższym od 9 kwietnia, a w ciągu dnia jeszcze nieznacznie powiększył stratę.

Na naszym rynku dolar w jednej chwili zdrożał z 2,88 do prawie 2,9 zł. Niewiele też zostało z porannego umocnienia się złotego wobec wspólnej waluty. Na początku dnia za euro płacono 3,86 zł, zaś około południa już ponad 3,87 zł. Franka można było kupić po 2,7 zł. Około godziny 16.00 dolar zdrożał o kolejne 2 grosze, a euro i frank o grosz.

Podsumowanie

Korekta rozwija się coraz bardziej. Jeszcze raz potwierdza się zasada, że powód zawsze się znajdzie. Tym razem znów wzmocniły ją informacje makroekonomiczne, dotyczące wyższych deficytów w Grecji i Irlandii. Wskaźnik naszych największych spółek od niedawnego szczytu stracił 4,6 proc., po spadku S&P500 o zaledwie 1,3 proc. Widać więc, że "potencjał" niedźwiedzie mają całkiem spory. Po raz pierwszy od sześciu sesji zanotowaliśmy dziś wzrost obrotów, co zwiększa "wiarygodność" spadkowego ruchu. Pytanie o jego zasięg wciąż pozostaje otwarte.

Roman Przasnyski

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: nastroje | korekta | waluty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »