Saudyjczycy przywracają produkcję ropy

Minister dodał, że 50 proc. wyłączonych w wyniku sobotnich ataków mocy zostało już przywróconych w ciągu ostatnich dwóch dni. Zapewnił, że do końca września moce wzrosną do 10 mln baryłek dziennie, a do końca listopada - do 12 mln baryłek dziennie.

To uspokajające informacje - wcześniej na rynkach pojawiały się doniesienia, że naprawa uszkodzonych instalacji może się przedłużyć. Szacowano nawet, że "może potrwać miesiące". Obawy, że zabraknie surowca, windowały ceny ropy.

Przedstawiciele saudyjskich władz zapewnili też, że kontynuowane mają być przygotowania do oferty publicznej Saudi Aramco. Wcześniej na rynku pojawiały się obawy, że koncern przełoży debiut giełdowy ze względu na szkody, które obniżą wycenę firmy.

Zgodnie z wcześniejszymi planami, do końca tego roku na giełdę w Rijadzie ma trafić 1 proc. akcji spółki, a w 2020 roku kolejny 1 proc. Docelowo w publicznym obrocie ma się znaleźć 5 proc. papierów firmy. O pracę przy debiucie ubiegało się wiele globalnych banków inwestycyjnych.

W związku z sobotnimi pożarami Saudi Aramco musiała ograniczyć produkcję o 5,7 mln baryłek dziennie, co stanowi 5 proc. światowej produkcji ropy i 50 proc. wydobycia w Arabii Saudyjskiej.

Do ataków przyznali się rebelianci z ruchu Houthi w Jemenie. O tym, że za atakami stoją bojownicy Huti, poinformował rzecznik szyickiego ugrupowania, Yahia Sarie. Ostrzegł, że ataki będą groźniejsze, jeśli będzie kontynuowana wojna w Jemenie.

Stany Zjednoczone oskarżają o ataki Iran, który z kolei zarzucają USA kłamstwo. Również sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział w poniedziałek, ze jest "poważnie zaniepokojony" groźbą eskalacji napięć w regionie, oskarżając Iran o próby "destabilizowania całego Bliskiego Wschodu".

morb

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze