Uwaga: Czeka nas druga fala

Najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia było z pewnością zatwierdzenie drugiej tury ilościowego luzowania polityki pieniężnej w USA (tzw. QE2, czyli quantitative easing 2).

Najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia było z pewnością zatwierdzenie drugiej tury ilościowego luzowania polityki pieniężnej w USA (tzw. QE2, czyli quantitative easing 2).

W ostatnią środę amerykański bank centralny zdecydował, że do końca pierwszego półrocza 2011 skupi z rynku amerykański obligacje skarbowe o wartości 600 mld dolarów. Decyzja o uruchomieniu tego programu była powszechnie oczekiwana, jednak konsensus rynkowy mówił o sumie 500 mld. Nabywane obligacje mają mieć średnie duration (miara ryzyka stopy procentowej) z przedziału od 5 do 6 lat. Zniesiony został też limit posiadania przez Fed nie więcej niż 35% obligacji jednej emisji. Ben Bernanke, szef Fed tłumaczył, że ten ruch powinien zwiększyć dynamikę ożywienia koniunktury w gospodarce dzięki niższemu kosztowi kredytu oraz wyższym cenom akcji.

Reklama

Z pewnością jednak nie bez znaczenia dla zwiększenia konkurencyjności amerykańskiej gospodarki będzie też spodziewane osłabienie dolara. Niewykluczone, że to właśnie ten efekt, chociaż nie podkreślany przez amerykańskie władze monetarne, był głównym celem uruchomienia QE2. Dlatego też decyzja Fed spotkała się w ostatni piątek z ostrą krytyką Niemiec, Chin i Brazylii. Kraje te twierdzą, że ilościowe luzowanie uderzy w pozostałe gospodarki i w rezultacie może pogrążyć globalną koniunkturę.

Niewzruszony szef Fed w odpowiedzi stwierdził tylko spokojnie, że amerykański bank centralny musi koncentrować się na gospodarce USA, a nie na sytuacji innych krajów.

Trzeba przyznać, że chyba tylko USA, z niezagrożonym jeszcze długo statusem dolara jako globalnej waluty, może pozwolić sobie na prowadzenie tego typu polityki pieniężnej.

Bardzo interesująca była też decyzja podjęta w minionym tygodniu przez bank centralny Japonii. Jeżeli ktoś zastanawia się jaki następny ruch może wykonać Fed, jeżeli druga tura ilościowego luzowania polityki pieniężnej nie odniesie sukcesu w stymulowaniu gospodarki, to warto zapoznać się właśnie z ostatnimi krokami podjętymi przez Bank Japonii. Instytucja kreująca politykę pieniężną w Kraju Kwitnącej Wiśni ogłosiła powstanie nowego, wartego 62 miliardy dolarów funduszu. Jego zadaniem będzie skupowanie funduszy japońskich nieruchomości oraz funduszy typu ETF odzwierciedlających główne indeksy japońskich akcji, czyli Nikkei 225 oraz Topix. Jak nietrudno się domyślić decyzja ta wywołał euforię wśród inwestorów giełdowych.

Miniony tydzień to okres publikacji tzw. wskaźników menedżerów logistyki, czyli PMI. Zdecydowana większość z tych, bacznie obserwowanych przez inwestorów, wskaźników wyprzedzających koniunktury gospodarczej wskazuje na przyśpieszenie dynamiki ożywienia. PMI dla Polski wzrósł o 0,9 punktu do poziomu 55,6. Krajowy PMI nieprzerwanie od roku utrzymuje się na poziomie większym niż 50, co oznacza poprawę sytuacji rodzimego przemysłu. Co ciekawe, indeks ten, w całej historii jego publikacji, czyli od 1998 roku, tylko dwa razy znalazł się na poziomach wyższych od październikowego odczytu.

TRENDY

Ilościowe luzowanie w USA ma i najprawdopodobniej przez jeszcze wiele tygodni będzie miało wpływ na kształtowanie się trendów na globalnych rynkach finansowych. Inwestorzy szczególnie bacznie obserwują notowania dolara, w tym kurs pary EURUSD. Praktycznie mało kto zakłada już dzisiaj możliwość wzmocnienia się amerykańskiej waluty w perspektywie najbliższych miesięcy. Historia notowań, wyrażonego w dolarze kursu euro, pokazuje jednak, że właśnie takie powszechne przekonania często wyznaczały ważne punkty zwrotne, będące początkiem trendów o kierunku zupełnie przeciwnym do masowych oczekiwań.

Dolar osłabiał się wobec euro niemal nieprzerwanie od roku 2000 do 2008. Z początku trudno było uzasadnić tą deprecjację nie budzącymi wątpliwości argumentami. Jednak pierwsze objawy kryzysu finansowego w USA utwierdziły inwestorów w przekonaniu, że spadek wartości dolara był uzasadniony oraz, że niewątpliwie będzie on kontynuowany. Niespodziewanie jednak samo apogeum kryzysu przyniosło silne wzmocnienie dolara, który jak się okazało wciąż postrzegany był jako "bezpieczna przystań".

Gdy inwestorzy już oswoili się z tym faktem, dolar ponownie rozpoczął na początku 2009 roku trend spadkowy napędzany ekspansywną polityką pieniężną i fiskalną o niespotykanej dotychczas skali. Pod koniec 2009 roku, gdy wielu obserwatorów rynku wieszczyło z tego powodu rychły upadek amerykańskiej waluty. Trend znowu odwrócił się właśnie w momencie, gdy tego typu przekonania nabrały masowego charakteru.

O ile z początku trudno było znaleźć uzasadnienie poprawy notowań "zielonego", to dosyć szybko okazało się, że powodem jest kryzys fiskalny w strefie euro. I znowu, sam moment apogeum tego kryzysu, któremu towarzyszyły powszechne opinie o nieuchronnym końcu unii walutowej, przyniósł ponowne odwrócenie tendencji. Rozpoczęcie silnej aprecjacji euro w czerwcu bieżącego roku znowu z początku ciężko było uzasadnić. Gdy jednak okazało się, że opinie o nieuchronnym bankructwie krajów PIIGS były przesadzone, a w USA pewnikiem jest uruchomienie drugiej tury ilościowego luzowania, na rynkach zapanował konsensus co do nieuchronnej dalszej deprecjacji dolara.

Ciekawe, czy pojawienie się tak niemal jednogłośnych opinii znowu towarzyszyć będzie lokalnej górce na parze EURUSD? W końcu europejski kryzys finansów publicznych daleki jest od definitywnego zakończenia.

QE2 najprawdopodobniej wpłynie pozytywnie na trendy na rynkach surowców oraz giełdach akcji rynków wschodzących. Globalny kapitał już od dłuższego czasu płynie w kierunku emerging markets. Ożywienie gospodarcze w tych krajach jest zdecydowanie bardziej dynamiczne niż w zdecydowanej większości krajów o rozwiniętej gospodarce. Z uwagi na relatywnie dobrą sytuację fiskalną rynków wschodzących, zmienia się też ich tradycyjne postrzeganie jako krajów o bardzo wysokim ryzyku inwestycyjnym. W końcu, kondycja ekonomiczna wielu z tych państw zależy w dużym stopniu od cen surowców, które powinny teraz drożeć. Jak na razie więc nie zanosi się, aby trwający trend wzrostowy na giełdach akcji rynków wschodzących mógł ulec zahamowaniu. Wielu analityków wskazuje, że indeksy giełdowe w tych regionach będą kontynuowały dynamiczne wzrosty także w przyszłym roku. Jedyne co może niepokoić to właśnie znowu powszechność tego typu poglądów.

RYZYKO

W minionym tygodniu mocno wzrosły rentowności obligacji i notowania CDS (instrumenty zabezpieczające przed niewypłacalnością emitenta obligacji) grupy PIIGS, czyli krajów gdzie finanse publiczne znajdują się w najgorszej, spośród państw strefy euro, kondycji. Według niektórych obserwatorów rynków może to być pierwszą oznaką nadchodzącej kolejnej fali europejskiego kryzysu zadłużeniowego.

Wyraźnie natomiast spadały rentowności obligacji i spready CDS dla długu krajów zaliczanych do rynków wschodzących. Ciekawostką jest, że nieważony wielkością emisji średni spread CDS dla najważniejszych rynków wschodzących jest obecnie niższy niż przeciętna dla najważniejszych rynków rozwiniętych. Tradycyjne przypisywanie większego ryzyka rynkom wschodzącym powoli przestaje mieć potwierdzenie w faktach.

Rafał Lerski, CFA

Doradca inwestycyjny

Expander - Niezależny Doradca Finansowy

Expander.pl
Dowiedz się więcej na temat: Uwaga! | Fed | druga tura | USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »