Coraz szybsze giełdowe spadanie

Przeszło 7-proc. zniżkę przyniosła pierwsza połowa września na warszawskim parkiecie. Tym samym giełda powróciła do zniżek, zapoczątkowanych półtora miesiąca wcześniej. Coraz bardziej realne staje się, że rynki ryzykownych aktywów znalazły się w wielomiesięcznej bessie. To nie wygląda na krótkotrwałą korektę wzrostu, jakie trwały od początków 2009 r. do lata tego roku.

Na niekorzystny w dłuższym terminie scenariusz wskazuje stopniowo pojawiająca się słabość tych rynków ryzykownych aktywów, które pierwszą falę odwrotu od tego rodzaju inwestycji bardzo dobrze przetrwały. Chodzi przede wszystkim o obligacje i waluty z rynków wschodzących, obligacje korporacyjne firm z wysokimi ratingami oraz surowce. Wszystkie te rynki są we wrześniu na minusie, podobnie jak akcje i obligacje korporacyjne wysokiego ryzyka, które mocno się przeceniły także w sierpniu.

Tym samym niekorzystna tendencja obejmuje już praktycznie wszystkie rynki ryzykownych aktywów, choć ma różną siłę na każdym z nich. Najmniej zaawansowana jest ona w przypadku obligacji przedsiębiorstw z wysokimi ratingami. W tym wypadku jest to zrozumiałe w kontekście czasu potrzebnego na to, by spowolnienie gospodarcze zaczęło być widoczne nie tylko w sferze makroekonomicznej, ale też w kondycji firm.

Reklama

W tym kontekście bardzo istotna będzie publikacja wyników finansowych za trzeci kwartał, w którym to niekorzystne tendencje gospodarcze objawiły się już z całą mocą. Na razie prognozy zysków ograniczane są w dość nieznacznym stopniu. W przypadku amerykańskich spółek z indeksu S&P 500, dla których najłatwiej o takie dane, prognozy dopiero zaczynają być ścinane. Zjawisko to ma ograniczoną siłę. W całym 2011 roku zysk na akcję ma wzrosnąć o 15,7 proc., a w przyszłym roku o 13,7 proc. W kontekście pojawienia się tendencji recesyjnych w amerykańskiej gospodarce zwłaszcza ta druga liczba wydaje się wygórowana. Tym bardziej, jeśli koniunktura nie będzie się szybko odradzać.

Inflacja wciąż daje znać o sobie

Na razie nic nie wskazuje na tak dobre wyniki. Pierwsze publikowane dane o sytuacji gospodarek we wrześniu wskazują na kontynuację negatywnych tendencji. Wskaźnik Empire State w USA, obrazujący kondycję przemysłu w rejonie Nowego Jorku, spadł w porównaniu z sierpniem i pozostał na poziomie wskazującym na spowolnienie. Gorzej od oczekiwań wypadł też inny indeks aktywności przemysłu. Opracowywany przez oddział Fed z Filadelfii wskaźnik również utrzymał się na mocno ujemnych poziomach. Warto zauważyć, że w poprzednich miesiącach pierwsze pojawiające się dane trafnie zapowiadały to, co przynosić będą kolejne dane.

Warto też zauważyć, że tak w Polsce, jak na świecie, osłabienie koniunktury gospodarczej coraz wyraźniej obejmuje późnocykliczne sektory, głównie związane z konsumpcją. Pierwszy raz od 2007 r. roczna zmiana sprzedaży detalicznej w USA spadła poniżej 12-miesięcznej średniej. W przeszłości trafnie taki sygnał diagnozował zmianę tendencji na zniżkową. U nas widać coraz większe trudności z poprawą sytuacji na rynku pracy. W sierpniu br. kolejny miesiąc malała dynamika przyrostu zatrudnienia. W ujęciu realnym płace natomiast praktycznie nie rosną.

Zauważalny jest również problem utrzymującej się wysokiej inflacji. Dotyczy to Polski, gdzie pozostaje ona powyżej górnej granicy celu RPP, ale dotyczy to i innych krajów, gdzie inflacja albo nie spada, albo tak jak w Ameryce ciągle rośnie. Dziś gospodarki, zwłaszcza krajów dojrzałych, potrzebują wsparcia w postaci obniżek stóp procentowych przez banki centralne. Banki te nie mogą im dać oczekiwanego wsparcia, gdyż koszt pieniądza jest praktycznie zerowy. Grozi raczej zaostrzanie kursu przez władze monetarne. Ostatnio stopy procentowe podniesiono w Indiach.

Banki centralne w akcji

Potwierdzeniem pogarszania się sytuacji wokół rynków finansowych była ostatnia skoordynowana interwencja banków centralnych, mająca na celu wsparcie europejskiego systemu bankowego. Cierpi on nie tylko ze względu na zaangażowanie w grecki dług, co będzie prawdopodobnie pociągać za sobą konieczność ich dokapitalizowania miliardami euro, ale również z uwagi na wycofywanie pieniędzy z funduszy lokujących w europejskie papiery krótkoterminowe. Realnie patrząc taki ruch na dłuższą metę nie jest powodem do optymizmu. Może on jedynie przeciwdziałać pogłębieniu się problemów, ale nie doprowadzi do przezwyciężenia dotychczasowych trudności.

Równocześnie widać brak konsekwencji władz monetarnych i fiskalnych. W czwartek podejmowana jest interwencja banków centralnego, w piątek natomiast ze szczytu ministrów finansów Unii Europejskiej płynie sygnał, że są oni niechętni wspieraniu gospodarek, czy to wydatkami rządowymi, czy niższymi podatkami. Zauważalna przy tym jest rozbieżność pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi, które do takich kroków nawołują. Do tego dochodzą deklaracje chińskich władz, które niezbyt chętnie myślą o pomocy zadłużonej Europie poprzez zwiększenie zakupów ich obligacji.

Jeszcze jedna fala wyprzedaży

W tych okolicznościach uzasadnione jest oczekiwanie na kontynuację wyprzedaży ryzykownych aktywów na świecie. Dla nas oznacza to dalszą presję na notowania złotego i obligacji oraz złą koniunkturę na giełdzie. WIG z obecnych 38 tys. pkt może spaść w okolice 33 tys. pkt. Koszyk walut złożony po połowie z euro i dolara, kosztujący dziś 3,78 zł ma szanse dojść do 4 zł, a niewykluczone, że nawet wyżej. Dochodowość naszych obligacji 10-letnich wynosząca jeszcze w pierwszej dekadzie września nieco ponad 5,5 proc. i sięgająca teraz ponad 5,9 proc. może osiągnąć okolice 6,4 proc. Takie zachowanie byłoby potwierdzeniem niekorzystnych perspektyw dla tych rynków na kolejne miesiące.

Kondycja złotego ma wymierne znaczenie nie tylko z uwagi na zadłużenie gospodarstw domowych w walutach, głównie we frankach szwajcarskich. Ten problem za przyczyną szwajcarskiego banku centralnego, który jest zdeterminowany, bronić kursu EUR/CHF powyżej 1,2, został przynajmniej na jakiś czas "zamrożony". Kurs złotego nabiera jednak coraz większego znaczenia w kontekście utrzymania długu publicznego w naszym kraju poniżej konstytucyjnego poziomu 55 proc. PKB. Za sprawą drożejących walut denominowana w nich część długu zwiększa się. Pogarsza to postrzeganie polskich aktywów.

W tak trudnych warunkach rynkowych, w jakich się znaleźliśmy warto pamiętać o kilku kluczowych zasadach inwestycyjnych - inwestowaniu zgodnie z kierunkiem panującego trendu oraz zarządzaniu kapitałem i wielkością otwieranych pozycji. Ta ostatnia sprawa ma znaczenie głównie z uwagi na wysoką zmienność notowań na rynkach. O ile jeszcze do końca lipca typowy zakres wahań warszawskiej giełdy nie przekraczał 1,1 proc., teraz nie schodzi poniżej 2,6 proc. Dopóki amplituda wahań nie obniży się mniej zaprawionym w bojach inwestorom trzeba zalecać jak najbardziej ostrożną postawę.

Krzysztof Stępień

Autor jest głównym analitykiem, dyrektorem inwestycyjnym Opera TFI

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | PLN | rynki wschodzące | Fed | obligacje skarbowe | USA | zarobki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »