Giełda wspiera politykę gospodarczą państwa

GPW, mimo że jest spółką giełdową i działa komercyjnie, cały czas patrzy na możliwości wspierania polityki gospodarczej państwa, bo im większy rozwój gospodarczy tym lepiej dla giełdy - mówi Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.

Stanisław Koczot: Gospodarka potrzebuje kapitału, inwestorzy potrzebują kapitału, spółki również... Czy GPW jest w stanie im go dostarczyć? I w takiej ilości, jakiej potrzebują?

Marek Dietl, prezes GPW: - Giełda potrafi przyciągnąć tyle kapitału, ile jest dobrych projektów. W zglobalizowanym świecie finansów, w którym wydrukowano dużo pieniędzy, ograniczeniem nie jest dostęp do kapitału. Istnieje natomiast problem stóp zwrotu, które zapewniają poszczególne przedsięwzięcia.

Pytanie jest takie: po pierwsze, czy w polityce gospodarczej państwa można w większym stopniu wykorzystać giełdę? Wyobraźmy sobie sytuację, że w celu sfinansowania poprawienia spławności rzek powstaje spółka, która emituje swoje akcje i obligacje i pozyskuje pieniądze na zbudowanie kanałów łączących dorzecza. Zaletą takiego typu podejścia, z wykorzystaniem giełdy czy szerzej rynku kapitałowego, jest to, że rachunkowość budżetowa staje się rachunkowością kasową, w rezultacie wydatek na przykład 10 mld zł na wykonanie kanałów od razu zapisuje się w budżecie. Jeżeli spółka specjalnego przeznaczenia wykona tę inwestycję za pieniądze swoich akcjonariuszy czy obligatariuszy, i będzie wynajmować ją państwu przez 100 lat, co roku 100 mln zł znajdzie się w budżecie państwa. Tak to wygląda z punktu widzenia państwa.

Reklama

A z perspektywy przedsiębiorstw?

- I to jest ten drugi aspekt. W grupie 500 największych firm w Polsce, jest grono około 50 prywatnych przedsiębiorstw, które nie są notowane na giełdzie. A szkoda, bo byłyby atrakcyjnym aktywem. Firmy te mogłyby pozyskać kapitał, ale też włączyć swoich klientów, czyli de facto społeczeństwo, do uczestniczenia w zyskach, które generują. Na tym polega demokratyzacja własności. Przez giełdę łatwiej też rozwiązuje się wiele problemów, związanych na przykład z sukcesją czy z wyceną firmy.

Rynek finansowy jest rozbudowany, duże są możliwości wyboru finansowania przez biznes. Jak pan ocenia tę różnorodność ofert?

- Jeżeli chodzi o część kapitałową najważniejsze jest to, by ci, którzy mają pomysł, mieli szansę go zrealizować. Jeżeli miałbym do wyboru dwie nieefektywności: brak kapitału i małą liczbę spółek, w które można zainwestować, wolałbym to drugie. Bo wtedy wiem, że wszyscy pomysłodawcy, którzy posiadają sensowny biznesplan, mają szansę się sfinansować. Polski rząd to zauważył, i - nie licząc środków płynących z Unii Europejskiej - mamy do dyspozycji 5 mld zł na szeroko rozumiany venture capital. Dla startujących biznesów jest to bardzo dużo.

Jak giełda odnajduje się w tej wielości instrumentów?

- Chcielibyśmy możliwie wcześnie przyzwyczajać inwestorów do dywersyfikacji inwestycji, a spółki do tego, by szanowały mniejszościowych akcjonariuszy. To jest esencja giełdy. Dlatego uważam, że crowdfunding jest bardzo dobrym rozwiązaniem - oferuje rzeczywiście zdywersyfikowany akcjonariat. Wymaga jednak wsparcia, dlatego rozważamy udostępnienie mu platformy wspierającej, czegoś w rodzaju "słupa ogłoszeniowego".

Nie chcemy zastępować instytucji crowdfundingowych, natomiast planujemy zapewnić temu rynkowi większą przejrzystość. Ponieważ informacja jest pierwszą linią obrony mniejszościowych akcjonariuszy. Jeżeli platforma powstanie, zrobimy to raczej w ramach Fundacji GPW, ponieważ jest to działalność misyjna, a nie nastawiona na zysk. Crowdfunding jest na pewno przyjacielem giełdy, bo uczy zdywersyfikowanego inwestowania. Gdyby ubrało się go w pewne ramy, nie zawierałby efektu rozczarowania, który pojawia się, gdy drobny akcjonariusz nie jest należycie traktowany przez spółki, w które zainwestował.

A fundusze private equity czy venture capital? One też nie działają w zupełnej próżni.

- I potrzebują inwestorów, szczególnie te, które korzystają ze wsparcia państwa. Potrzebują komponentu prywatnego. Można sobie wyobrazić, że będą powstawały wehikuły finansowe, notowane na giełdzie, które byłyby dla nich zapleczem kapitałowym. Mogłyby inwestować w nie takie instytucje, jak fundusze emerytalne. By uniknąć zbyt dużych wahań, nie powinny mieć one zbyt często fixingu. Taki wehikuł inwestowałby w jeden lub kilka funduszy VC. Jest to koncepcja technical listing, rozważana przez giełdę.

Dotyczy ona również projektów infrastrukturalnych, które tak naprawdę nie potrzebują bieżącej wyceny, tylko bycia regulowanym i przejrzystym.

- Jak pan widzi, nie możemy przejść obojętnie wobec dużej aktywności podmiotów działających na rynku kapitałowym, czy pominąć kwestię dostępu do kapitału podwyższonego ryzyka, bardzo mocno propagowanego w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.

Mocno zróżnicowany jest też rynek dłużny. Jak według pana, giełda sobie na nim radzi? I co zamierza zrobić, by zwiększyć swoje udziały w tym rynku?

- W tej chwili kilka procent wszystkich obligacji znajdujących się w obrocie jest aktywnie handlowanych na Catalyst. Z czego to wynika? Po pierwsze, wielu inwestorów kupujących obligacje korporacyjne trzyma je do momentu ich wykupu. Gdyby płynność była wyższa, inwestorzy byliby gotowi zgodzić się na mniejszy kupon w zamian za to, że mają możliwość zmiany decyzji, szczególnie, gdyby dotyczyło to obligacji długoterminowych. Jest też potrzebne zmniejszenie spreadów, by sprzedaż nie wiązała się z utratą znacznej części zarobku.

Z zadowoleniem przyjmuję to, że niektóre banki, rozważają powiększenie swoich portfeli handlowych, a także zapowiadają aktywną animację na rynku obligacji.

Sądzę, że jesteśmy dobrze spozycjonowani, by zapewnić bankom serwis. Trzeba też pamiętać o tym, że GPW, mimo że jest spółką giełdową i działa komercyjnie, cały czas patrzy na możliwości wspierania polityki gospodarczej państwa, bo im większy rozwój gospodarczy, tym lepiej dla giełdy. Płynny rynek Catalyst pozwoliłby plasować obligacje przez spółki specjalnego przeznaczenia realizujące projekty ściśle publiczne, infrastrukturalne czy obronne.

Myśli pan o konkretnych przedsięwzięciach, które mogłyby być wzmocnione w ten sposób?

- Wspomniałem już o poprawie spławności rzek, ale interesujący byłby także przemysł obronny, który zamiast sprzedawać sprzęt wojsku, mógłby go leasingować na czas jego użytkowania, a leasing finansować obligacją długoterminową, na przykład 20-letnią, spłacaną przez państwo. Można sobie wyobrazić, że obligacje miałyby bardzo wysoki rating, i żeby ułatwić bankom ich obejmowanie, mogłyby również jako papiery najwyżej wyceniane służyć bankowi centralnemu jako zastaw w zamian za gotówkę.

Pamiętajmy, że NBP jest tzw. lender of last resort, czyli pożyczkodawcą ostatniej instancji. Byłoby to odejście od dotychczasowej bardzo konserwatywnej polityki pieniężnej państwa. Na pewno warto o tym dyskutować. W wielu krajach rozwiniętych już dawno działa się w ten sposób. Ułatwia to ponoszenie wieloletnich wydatków infrastrukturalnych i obronnych.

A zatem jaka jest rola giełdy według pana? Stymuluje rozwój gospodarki, wspiera jej finansowanie, a może powinna po prostu dbać o optymalizację zysku dla akcjonariuszy?

- Jeżeli patrzymy na obecność GPW na giełdzie w ostatnich pięciu latach, to Total Shareholder Return, czyli całkowity zwrot z kapitału, jest wyższy niż stopa zwrotu z indeksu WIG20TR. Drugim elementem, wpływającym na kluczowe kompetencje giełdy, jest wspieranie rozwoju gospodarczego i polityk publicznych. Można to robić, nie rezygnując z zysku. Radzimy sobie ze złożonymi regulacjami, jesteśmy sprawdzonym partnerem prywatnym, oczywiście z udziałem Skarbu Państwa. Dobrze współpracuje się nam z ministerstwami.

Przykładowo, dobre relacje z resortem energii przełożyły się na rozwój rynku towarowego. Gdyby nie dobra współpraca z Ministerstwem Rolnictwa, nie staralibyśmy się o granty NCBR na prowadzenie rynku produktów rolnych.

- Na uczciwej i przejrzystej współpracy z państwem naprawdę można zarabiać. Nie chcę wybierać między tymi dwoma sferami. Chcę doprowadzać do wzrostu giełdy poprzez wspieranie polityki gospodarczej państwa.

Jakie są plany GPW na 2018 rok? Czy giełda będzie wprowadzała zmiany w swojej strategii?

- Strategia GPW, obowiązująca do 2020 r., opiera się na pięciu filarach: akcjach, obligacjach, instrumentach pochodnych, rynku towarowym i sprzedaży informacji. Na przełomie stycznia i lutego 2018 r. wystartujemy z projektami strategicznymi związanymi z nowymi obszarami biznesowymi, czyli z szóstym filarem. Będziemy starali się - z jednej strony - dać własny wkład w strategię rynku kapitałowego, na której opracowanie ogłosił przetarg Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (chcemy być jej aktywnym współtwórcą), a z drugiej - będziemy szukać nowych obszarów biznesowych. Zostały one już wstępnie zdefiniowane, ale trzeba je ocenić, wybrać te, na których chcielibyśmy się skoncentrować. Naszą ambicją jest, by przynajmniej jedno z przedsięwzięć ruszyło w przyszłym roku.

Jakie to będą przedsięwzięcia? Związane z Państwa działalnością? Czy coś zupełnie nowego?

- Możemy podzielić je na dwie grupy: spróbujemy dla pięciu naszych kluczowych kompetencji znaleźć partnera za granicą. Na przykład, rośnie świadomość ekologiczna w Azji, a my mamy bardzo dobry system obrotu tzw. zielonymi certyfikatami. Dlaczego nie mielibyśmy znaleźć partnera w Azji, który go potrzebuje? To tylko przykład naszej ekspansji geograficznej. Druga dziedzina to nowe obszary biznesowe. Zastanawiamy się, komu byłaby potrzebna nasza umiejętność łączenia podaży z popytem, potrafimy przecież wyznaczać cenę rynkową, stosować do tego zaawansowane narzędzia informatyczne. Szukamy takich miejsc i kolejnych rynków. Może rynek rolny, gdyby udało się uzyskać dotację NCBR na m.in. wystandaryzowanie produktów, które miałyby być przedmiotem obrotu na elektronicznej platformie żywnościowej.

Jakie są to produkty?

- Właśnie nad tym pracujemy. Koncepcyjnie interesuje nas też urban mining, czyli wydobywanie surowców z odpadów miejskich, recykling. Nie mamy w Polsce ani kopalni ziem rzadkich, ani złota, ale produkujemy mnóstwo śmieci. Może tutaj udałoby się stworzyć rynek obrotu? Każdy uczestnik tego rynku chciałby mieć punkt odniesienia do cen. Na razie jesteśmy po etapie generowania pomysłów, teraz je konkretyzujemy. To tylko przykłady pokazujące nasze kierunki myślenia.

- Jest jeszcze trzeci sposób wzrostu, czyli pogłębianie łańcucha wartości. W naszym przypadku polega to na technologii. Wiemy, że w ostatnich latach światowe giełdy właśnie w nią inwestowały. My wyspecjalizowaliśmy się we wdrażaniu zaawansowanych systemów informatycznych, jesteśmy w tym bardzo dobrzy, jednak relatywnie mamy mało własnych technologii. Chcielibyśmy w tej dziedzinie zafunkcjonować, bo jestem przekonany, że ma to sens biznesowy. Szczególnie, że nie tylko możemy zaoferować kapitał na rozwój produktu, ale przede wszystkim jesteśmy dobrym klientem referencyjnym. A to znaczy, że kiedy my zaczniemy używać jakichś technologii, istnieje duże prawdopodobieństwo, że znajdą się naśladowcy.

Czy są to technologie, które GPW wykorzystuje w handlu?

- Wszystko musi być powiązane z giełdą. Na przykład giełdy kupowały narzędzia związane z semantyką. Możemy sobie wyobrazić, że będziemy mieli zautomatyzowane analizatory semantyki pracujące nad raportami kwartalnymi spółek, albo przykładowo znajdziemy jeszcze lepszy system rozliczania transakcji. Wymaga to wielu miesięcy, a nawet lat testowania. Perspektywa jest bardzo długa, jednak, żeby tworzyć nowe produkty i dokonywać ekspansji międzynarodowej, własna technologia bardzo by w tym pomogła.

W jakim byłoby to robione modelu? GPW inwestowałaby samodzielnie, a może z jakimś partnerem?

- Nie podjęliśmy jeszcze decyzji. Możemy zatrudniać informatyków, projektować własne systemy i potem je realizować. Możemy również zaprojektować systemy, sprzymierzyć się z producentem oprogramowania i produkować je wspólnie. Możemy przeprowadzić inwentaryzację naszych potrzeb i ogłosić konkursy na ich zrealizowanie. Moglibyśmy też założyć fundusz typu corporate venture capital, który będzie dokupywał potrzebne nam produkty technologiczne. Są na to pieniądze publiczne, proces się profesjonalizuje, ale jest to proces dość złożony. Zarządzający są tam wynagradzani ze względu na osiągany sukces, mogą kierować środki nie na to, czego my najbardziej potrzebujemy, tylko na to, na czym da się zarobić. Żadnego z tych wariantów nie wykluczamy.

Co może zaszkodzić realizacji tych pomysłów?

- Jesteśmy gotowi sprostać wszelkim wyzwaniom, stąd poszukiwanie nowych źródeł przychodów. Nasz podstawowy biznes możemy oczywiście doskonalić operacyjnie, próbować go eksportować, natomiast atrakcyjny potencjał do IPO w Polsce to około 50, może 100 spółek.

Jakie czynniki globalne w 2018 r. mogą mieć wpływ na giełdę i polski rynek kapitałowy? Polityka banków centralnych, geopolityka?

- Dla giełd wszystkie zdarzenia o charakterystyce "czarnych łabędzi" (wydarzenie rzadkie, o ekstremalnym zasięgu i niedających się jasno przewidzieć skutkach - przyp. red.) mają dobry wpływ. Giełdy żyją ze zmienności. Giełda jest odporna na geopolitykę, a nawet do pewnego stopnia na konflikty na arenie międzynarodowej. Handel na giełdzie jest głęboko zakodowany w naturze człowieka, istnieje potrzeba miejsca spotkania podaży i popytu. Normalizacja w polityce monetarnej, która miejmy nadzieję, że nastąpi w 2018 r., mieć będzie generalnie pozytywny wpływ. Rozwój giełd zachodnioeuropejskich w ostatnich latach mógł być podyktowany niestandardową polityką monetarną.

Może atrakcyjność giełdy wzrośnie, gdy będzie pojawiać się na niej coraz więcej innowacyjnych, nowoczesnych firm?

- Chciałbym, żeby większość firm z WIG20 miała produkt lub usługę o potencjale globalnym. Banki i energetyka, patrząc na WIG20, są bardzo ważnymi sektorami gospodarki, natomiast ich wyskalowanie globalne jest bardzo trudne. W przypadku banku jest to zadanie na pokolenia. Firmy energetyczne również są trudne do umiędzynarodowienia. Potrzebujemy nie tylko przeniesienia Polski do kategorii rynków rozwiniętych przez FTSE Russell, ale również tego, by szansa na napływ nowego kapitału - jaka dzięki temu się pojawia - zmieniła kompozycję naszego indeksu najbardziej płynnych 30-40 spółek.

Chodzi o to, żeby polskie przedsiębiorstwa wykorzystały kapitały z funduszy global public equity, inwestujących na rynkach rozwiniętych. Są to bardzo stabilni inwestorzy, posiadający środki głównie z funduszy emerytalnych. Jest duża szansa na pozyskanie długoterminowych inwestorów i na ekspansję globalną polskich firm. Tego bardzo bym sobie życzył.

Rozmawiał Stanisław Koczot

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: giełda papierów wartościowych | GPW | rynek kapitałowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »