LOT otrzymał pieniądze od Ministerstwa Skarbu

Resort skarbu 20 grudnia 2012 r. przelał PLL LOT 400 mln zł w postaci pożyczki na ratowanie spółki - poinformowało MSP w komunikacie przesłanym w czwartek PAP.

Wcześniej - 21 grudnia 2012 r. - o tym, że resort przekazał już pieniądze LOT, mówił PAP przewodniczący NSZZ "Solidarność" w Polskich Liniach Lotniczych LOT Stefan Malczewski. - Część z tych pieniędzy została już przekazana na spłatę zaległych zobowiązań spółki - powiedział wówczas Malczewski.

W połowie grudnia ub.r. MSP ujawniło, że LOT ma kłopoty finansowe, dlatego zarząd przewoźnika wystąpił do ministra skarbu o przyznanie 400 mln zł pomocy w pierwszej transzy; w sumie ma to być ok. 1 mld zł. Według szacunków związków zawodowych strata LOT na koniec 2012 roku mogła wynieść nawet 300 mln zł.

Reklama

Resort pozytywnie zaopiniował wniosek PLL LOT. MSP uzależniło jednak udzielenie pomocy m.in. od prowadzonego przez KE postępowania w tej sprawie, ale także od sytuacji spółki.

W grudniu Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przekazał notyfikację w sprawie planowanej pomocy publicznej dla PLL LOT do Komisji Europejskiej. "Planowana pomoc ma być udzielona w formie pożyczki w kwocie blisko miliarda złotych. Opinia przygotowana przez UOKiK i przekazana 13 grudnia ministrowi skarbu państwa była pozytywna" - poinformowała rzeczniczka UOKiK Małgorzata Cieloch.

18 grudnia rzecznik Komisji Europejskiej ds. konkurencji Antoine Colombani informował, że KE otrzymała polski wniosek. KE zapowiedziała, że będzie badać, czy pomoc polskiego rządu dla PLL LOT jest dopuszczalna - zgodnie z zasadami konkurencji w UE. Rzecznik nie chciał powiedzieć, ile czasu zajmie Komisji zbadanie polskiej prośby. Odparł jednak, że zazwyczaj zabiera to ok. dwóch miesięcy.

Według UOKiK "łączna wartość pomocy de minimis (czyli kwoty pomocy, na którą nie musi się zgadzać KE - PAP) dla jednego beneficjenta nie może przekroczyć równowartości 200 tys. euro brutto w okresie 3 lat kalendarzowych, a w przypadku podmiotu prowadzącego działalność gospodarczą w sektorze transportu drogowego - 100 tys. euro".

LOT za 2011 r. odnotował 145,5 mln zł straty. W 2010 r. strata miała wysokość 163,1 mln zł. W bieżącym roku spółka planowała zysk w wysokości 52,5 mln zł.

Były prezes PLL LOT Marcin Piróg mówił w grudniu ubiegłego roku po swoim odwołaniu: "Wychodząc z LOT-u szacowaliśmy stratę na ok. 220 mln zł. A więc jest ona większa od tego, co było w zeszłym roku". Według wcześniejszych zapowiedzi Piróga, spółka na koniec 2012 roku miała wypracować zysk w wysokości ponad 50 mln zł.

Skarb Państwa ma 67,97 proc. akcji LOT, TFS Silesia - 25,1 proc., pozostałe 6,93 proc. należy do pracowników.

Furgalski: Pomoc finansowa dla LOT nieuzasadniona

- Udzielnie pożyczki LOT-owi przez ministerstwo skarbu jest bardzo ryzykowne - uważa Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. 20 grudnia 2012 roku została udzielona spółce PLL LOT pomoc publiczna na ratowanie w formie pożyczki i wypłacona w kwocie 400 milionów złotych - ustaliła Informacyjna Agencja Radiowa. W sumie LOT liczy na około miliard złotych pomocy.

Adrian Furgalski w rozmowie z IAR wyjaśnia, że przekazywanie pieniędzy LOT-owi jest nie do końca uzasadnione ekonomicznie. Jego zdaniem wspieranie tej firmy z budżetu państwa to rozdawanie pieniędzy lekką ręką. LOT od lat tłumaczy, że jest w restrukturyzacji, że ma problemy finansowe. - Mimo różnych działań, poprawy sytuacji spółki nie widać - tłumaczy ekspert.

Furgalski przypomina, że w ubiegłym roku państwo odkupiło od LOT-u przy pomocy państwowych spółek aktywa polskiego przewoźnika. Do LOT-u miało trafić nawet 900 milionów złotych, które zostały "przejedzone". Kolejnym problemem może być Komisja Europejska. Jak wyjaśnia, jeżeli eksperci Komisji negatywnie źle ocenią program restrukturyzacji spółki, to LOT będzie miał potężne kłopoty. Istnieje ryzyko, że pieniądze będą musiały zostać zwrócone, a to oznaczałoby definitywny koniec dla LOT-u.

--------------------------

Piróg: Nagonka na LOT. Firmę opuszczają ludzie, którzy chcieli zmian

- LOT od 20 lat traci pieniądze. Wyniki firmy były znane, niczego nie ukrywaliśmy. Rzeczywistość, w której firma poprosiła o pomoc państwa, nie była nowa. Nagonka na moją osobę i na LOT była nieuczciwa. Jestem zniesmaczony - mówił wczoraj na antenie radia RMF FM Marcin Piróg, odwołany kilka dni temu prezes PLL LOT.

Konrad Piasecki: Dlaczego my, podatnicy, mamy znów ratować LOT?

Marcin Piróg: - Dlaczego mamy płacić za autostrady, dlaczego mamy mieć szybkie koleje, dlaczego mamy mieć szkołę...

Tak, tylko jest szansa, że autostrady kiedyś nam coś przyniosą, a LOT to tak z roku na rok coraz gorzej, coraz więcej, coraz drożej.

- Straty LOT-u trzeba z drugiej strony porównać z tym, jaki jest impakt pozytywny dla gospodarki w kraju, dla turystyki. Jeden przykład: otwarcie połączenia do Chin w tym roku zwiększyło dwa razy przypływ gości z Chin do Polski, a to jest napływ pieniądza.

Czy powinniśmy ratować LOT? Dołącz do dyskusji na Forum INTERIA.PL

Będzie mnie pan przekonywał, że choć my, podatnicy, daliśmy LOT-owi 400 milionów złotych, czyli 10 złotych na podatnika, to i tak się bardziej opłaca?

- Wpływ narodowej linii lotniczej typu LOT dla kraju to jest między 0,5 a 1,5 procent PKB. Widać to było na przykładzie Maléva, który zbankrutował na Węgrzech - jak negatywny impakt i na gospodarkę, i na turystykę miało to, że nie ma już tam (narodowej - RMF FM) linii lotniczej, bo połączenia przejął Ryanair, zamknięto jeden terminal i teraz każda podwyżka np. opłat portowych powoduje, że Ryanair wycofuje samoloty i jest coraz mniej połączeń.

Ile będzie mnie kosztować ratowanie tej firmy w następnych latach?

- Teraz jest unikatowa okazja. Plan, który zarząd przedstawił i który został zaakceptowany przez właściciela, pozwala na to, żeby w 2014 roku LOT w sposób stały był firmą dochodową. A okazja ta jest unikalna, ponieważ po pierwsze będą pieniądze na to, żeby przeprowadzić restrukturyzację - bo do tej pory tych pieniędzy nie było, żeby wycofać samoloty najmniejsze oraz żeby siatka połączeń była optymalna.

Dlaczego pan ukrywał, że jest tak źle, przed ministrem skarbu? Dlatego pan ukrywał, że firma przyniesie w tym roku 220 milionów złotych strat?

- Rady nadzorcze mamy średnio co dwa tygodnie. Wyniki są publikowane co miesiąc. Nie wiem dlaczego, ktokolwiek mówił, że cokolwiek myśmy ukrywali. Wyniki były znane a to, że od września nastąpił drastyczny kryzys na przelotach europejskich to ani zarząd ani nikt w europie tego nie przewidział.

Minister mówi o pańskich błędach i o swoim zdziwieniu tym jak bardzo różni się sytuacja, którą opisywał pan podczas odbioru dreamlinera od tego co nagle zobaczył po kilku tygodniach.

- Myślę, że minister się odnosił do mojej rozmowy w Krynicy, która była piątego września. Nic wtedy nie wskazywało na to, że zalamie się traffic biznesowy w Europie. Zaskoczyło to wszystkie linie lotnicze. Stąd w tej chwili 9 krajów wystąpiło o pomoc publiczną i to było w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Podczas tej fety dreamlinerowskiej pan nie czuł się trochę jak dyrygent orkiestry na Titanicu?

- Zawsze podkreślalem, że dreamliner jest elementem koniecznym do tego, żeby LOT zarabiał pieniądze aczkolwiek niewystarczającym.

Tylko, że tu feta, tu zabawa, pani prezydentowa, wielkie słowa, dumne zapowiedzi a pod spodem skrzecząca rzeczywistość i świadomość, że za chwilę trzeba będzie wyciągając rękę po kilkaset milionów złotych.

- Ta rzeczywistość nie jest nowa ponieważ od 20 lat LOT traci pieniądze i niektóre konsekwencje z tego, że mamy wysokie koszty to jest to, że zamieniono leasingi finansowe na operacyjne stąd też ponosimy koszty i to nie jest nic nowego.

Tylko, że pan podgrzał koniunkturę tą fetą z okazji przylotu dreamlinera. Nie ma pan takiego poczucia?

- Uważam, że żeby zapełnić samolot trzeba go zareklamować. Mając ograniczone środki na wydatki marketingowe, zdecydowaliśmy się na wydatki pijarowe, które są zdecydowanie mniejsze. I inwestycja, którą spółka poniosła 200 tysięcy złotych i impakt medialny, który był wyceniany na 15 milionów , te dwie liczby mówią same za siebie.

Skoro pan zrobił taką świetną imprezę, to dlaczego pan został odwołany?

- To jest sprawa właściciela. Nie będę tego komentować.

Pan się uważa za kozła ofiarnego?

- Ja uważam, że nagonka medialna, która była po 12, 13 grudnia - była nieuczciwa. Jestem tym zniesmaczony.

Ale nagonka ze strony ministra skarbu?

- Mówię o nagonce tak na moją osobę jak i na LOT, gdzie bardzo wielu ludzi włożyło...

Ale z czyjej strony nagonka?

...bardzo wiele wysiłku po to, żeby tę linię ratować i myślę, że wydźwięk jest jednostronny. Podkreśla się tylko to, co jest złe. Aczkolwiek bardzo dużo dobrych rzeczy dzieje się w LOC-ie, bardzo dużo wsparcia dostałem z zagranicy od moich konkurentów i tak parametry jakościowe, parametry bezpieczeństwa, parametry przelotowe i rozwój formy w ciągu ostatnich dwóch lat się ma nijak do tego, jak jest przekazywany w tej chwili obraz LOT-u.

Pan mówi nagonka, ale to jest nagonka ze strony polityków?

- Mówię o mediach. Można sobie poczytać i każdy będzie mieć swoją interpretację.

Minister skarbu w tej nagonce uczestniczy?

- Nie miałem kontaktu ostatnio z ministrem skarbu.

Gdy pan go słyszy w mediach albo jak pan czyta o powodach swojego odwołania, to co on mówi?

- Uważam, że jest to przekaz, który nie jest sprawiedliwy - ani dla LOT-u, ani dla mojej osoby.

Czyli było tak, że albo pan albo minister skarbu musiałby położyć głowę pod topór za te straty LOT-u i położył pan, tak?

- Wiele linii europejskich, o których wspominałem ma rządy, które murem stoją za zarządem i tylko wspólne działania pozwalają na wyjście z sytuacji. Myślę, że to było niepotrzebne. Uważam, że plan, który został zaakceptowany przez ministerstwo był bardzo dobry. Ten plan został opracowany przez ostatnie dwa miesiące i miał bardzo duże szanse powodzenia. Zmiany, które zrobiono i ludzie, którzy opuszczają LOT, to są ludzie, którzy chcieli tych zmian, i w tej chwili jest to osłabienie firmy.

Nasi słuchacze pytają: Czy pan jest pewny, że te dreamlinery to był dobry zakup?

- Absolutnie tak.

Po pierwszych tygodniach mamy pierwsze doniesienia: a to usterka, a to gdzieś nie poleciał, a to nie mógł wylądować, musiał zawrócić. Czy nie jest tak, że z natury rzeczy są to samoloty wymagające większej ostrożności i bardziej "usterkogenne", że tak powiem?

- To są przede wszystkim samoloty, które są dużo tańsze w operacjach i to dla pasażera kompletnie inny komfort. Samoloty, którymi dysponował LOT do tej pory, nie były w stanie zapewnić zyskowności. Wyobraźmy sobie, ze Lufthansa latałaby Boeingami 767 - to by nie było dziś Lufthansy. Stąd też jest to absolutnie warunek konieczny, żeby LOT w przyszłości zarabiał pieniądze.

LOT upadnie, pańskim zdaniem?

- Mam nadzieję, że nie.

Rozmawiał Konrad Piasecki

PAP/IAR/RMF/INTERIA
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Piróg | linie lotnicze | MSP | ratowanie | PLL LOT | PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »