Po co uzdrawiać amerykańską gospodarkę?

Podobnie jak widok z lecącego na wysokości kilku tysięcy metrów samolotu może nam dać dobry pogląd na ukształtowanie znajdującego się pod nami terenu, tak widok gospodarki własnego kraju zza granicy może być niezwykle pouczający.

Przekonał się o tym Joseph Trevisani, analityk City Index Fx Sol., który odwiedził niedawno Arabię Saudyjską. Swoje wrażenia opisał w felietonie "Inflacja za granicą": Zauważył on, że poza Stanami Zjednoczonymi kolejne gafy polityczne członków rządu USA czy też afery medialne wcale nie są traktowane jako główny temat rozmów, jak to sobie wyobraża większość Amerykanów. Podobnie nikt z rozmówców Josepha nie pytał go czy uważa, że za aferę z premiami dla pracowników AIG odpowiedzialni są Demokraci czy Republikanie. Oczywiście nie jest tak, że sprawy polityki Stanów Zjednoczonych są obcokrajowcom obojętne - inne jest jedynie podejście do tych zagadnień. Jako nie-Amerykanie patrzymy na większość kwestii, w których Ameryka odgrywa kluczową role w sposób całościowy - dokładnie tak jak patrzy pasażer samolotu na ląd nad którym przelatuje.

Pytania, które w kontaktach amerykańskiego analityka finansowego z ekonomistami arabskimi przewijały się najczęściej były niezwykle ogólne: Czy system bankowy Stanów Zjednoczonych jest stabilny? Czy rząd amerykański zdoła uratować gospodarkę? Czy prowadzona przez niego polityka monetarna nie doprowadzi do dewaluacji dolara? Śledząc genezę tych pytań można zauważyć, że nie są one zadawane z troski o ojczysty kraj gościa zza oceanu, tylko o interesy własnej gospodarki.

Banki oraz system finansowy Arabii Saudyjskiej w bardzo małym stopniu ucierpiały wskutek huraganu, który przetoczył się w zeszłym roku przez kraje zachodnie. Tamtejsze instytucje nie nabyły gigantycznych ilości aktywów z wartością trudną do oszacowania, aczkolwiek zazwyczaj bliską zeru. W przeciwieństwie do krajów zachodnich, arabskie banki zamiast otrzymywać pomoc od rządu, pomagają mu we wspieraniu własnej gospodarki. Żaden jednak bank, niezależnie od kraju w którym się znajduje, nie działa w izolacji. Gdy panika oraz widmo kryzysu wkrada się do światowego systemu finansowego, cierpią wszyscy. Nie ma na świecie banków ani krajów, które w sytuacji gdy amerykańskie instytucje finansowe słaniają się na nogach, mogą czuć się w pełni bezpiecznie. Pomimo że większość z nich przetrwa zapaść rynku zza oceanu, ryzyko jest ogromne. Negatywny efekt w postaci spowolnienia gospodarczego będzie odczuwalny jeszcze przez wiele lat.

Gdy kryzys na dobre się rozkręcał, prowadzono dysputy, czy takie potęgi gospodarcze jak Chiny czy Unia Europejska mogą działać w izolacji od wydarzeń w Stanach Zjednoczonych i czy bez Stanów Zjednoczonych będą w stanie dalej dobrze prosperować. Dziś takie pytanie już nie pada... Prawdą jest, że jeżeli Stany Zjednoczone nie utorują innym drogi, naprawa globalnej ekonomi może być bardzo trudna. Dlatego też rozmówców Josepha nie interesowały szczegóły działań gabinetu Obamy, tylko ich efekty. Czy wprowadzane pakiety stymulacyjne uratują USA, a następnie pobudzą resztę światowych ekonomii? Dla większości Amerykanów celem jest powrót do stanu sprzed początku kryzysu, a specjaliści twierdzą, że rozpoczęcie tego procesu może nastąpić dopiero w 2010 roku. Dla Europejczyków natomiast samo odwrócenie spadków jest punktem, do którego dążą. W momencie, gdy obserwowany będzie wzrost gospodarczy, cel amerykański będzie już kwestią czasu.

Trzecie z zadawanych pytań, dotyczące inflacjogennej polityki monetarnej Banku Federalnego, ma również wielkie znaczenie dla wielu gospodarek światowych. Notowana w dolarach ropa naftowa jest bardzo podatna na kurs amerykańskiej waluty. Spadek jej wartości natychmiast znajduje swoje odzwierciedlenie we wzroście cen surowca, co w sytuacji obserwowanej obecnie wyjątkowo złej kondycji globalnej ekonomi, może mieć szczególnie destrukcyjne znaczenie. Spadający kurs dolara spowoduje ożywienie zapoczątkowanej pewien czas temu dyskusji na temat potrzeby notowania cen ropy w Euro. Ruch taki jeszcze bardziej pogrążyłby amerykańską walutę.

Wniosek jest zatem bardzo prosty - dla świata nie jest istotne to, dlaczego system bankowy Stanów Zjednoczonych jest stabilny, lecz sam fakt jego stabilności. Nie interesuje nas to, że amerykańskie banki zostały znacjonalizowane, a ich prezesi nie otrzymali milionowych premii, tylko to, czy ze względu na potężne zależności z naszym systemem bankowym instytucje te będą funkcjonować tak jak należy. Nie martwimy się o to, że przez swoją słabnącą walutę Amerykanie mają kłopoty, lecz o to, że konsekwencje tego odczuwamy na własnej skórze. Podobnież, jeśli stosowana przez rząd amerykański polityka quantitive easing, polegająca ogólnie rzecz biorąc na drukowaniu pieniądza, doprowadzi do dewaluacji dolara, nikt nie będzie zwracał uwagi na to, że intencje były dobre...

Maciej Leściorz

City Index / o. w Polsce
Dowiedz się więcej na temat: bank | instytucje | widok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »