Prezes ING - bankowa rewolucja co pół roku

Przewidywanie zmian w bankowości w horyzoncie 10 czy 20 lat jest czystą futurologią. Nie podzielam obaw, że maszyny przejmą władzę nad ludźmi, ale pół żartem pół serio mogę przyznać, że pewne ryzyko jest - mówi Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku w rozmowie z Moniką Krześniak-Sajewicz i Pawłem Czuryło z Interii.pl.

Monika Krześniak-Sajewicz, Paweł Czuryło; Interia: Internet i cyfryzacja w błyskawicznym tempie zrewolucjonizowały styl życia, a jak będzie wyglądała bankowość za 10 czy 15 lat? Mamy erę aplikacji mobilnych, co będzie potem?

To jest w dużym stopniu nieprzewidywalne. Natomiast elementem, który w dłuższym horyzoncie czasu zmieni świat jest to co dziś nazywamy sztuczną inteligencją i zdolnościami samouczących się maszyn. Interakcje z człowiekiem już dziś możemy przenieść w środowisko maszyn, a jesteśmy dopiero przed eksplozją zdolności i umiejętności, które ma sztuczna inteligencja i tego co może zmienić w naszym codziennym życiu.

Reklama

Czy dominacją sztucznej inteligencji będzie można zarządzać, czy to jest proces, który może się wymknąć spod kontroli?

To jest scenariusz takich filmów jak z serialu Black Mirror (śmiech). Ja też je oglądam, ale nie podzielam obaw, że maszyny przejmą władzę nad ludźmi, ale pół żartem pół serio mogę przyznać, że pewne ryzyko jest (śmiech).

Jest filozofia lansowana przez część futurologów, która mówi o tym że wchodzimy w kolejną fazę ewolucyjnego przełamania, współdziałania organizmu ludzkiego i maszyny, a kolejne będą rozwojem tych drugich. Gdy mówimy o samouczących się maszynach, to mamy na myśli ich ewolucję. Maszyny z inteligencją wyższą niż ludzie to jest kwestia kilku najbliższych lat i musimy sobie zdawać z tego sprawę.

Dlatego też przewidywanie efektów zmian w bankowości w horyzoncie 10 czy 20 lat jest czystą futurologią. Zaczynamy wyłapywać i rozumieć pewne trendy i schematy, ale proszę sobie uświadomić, że 20 lata temu czyli w 1997 roku przewidzenie togo co będzie głównym tematem dyskusji o bankowości w roku 2017 też było niemożliwe. Jeszcze bardziej abstrakcyjne jest przewidywanie tego dziś w perspektywie kolejnych 20 lat.

Czy to oznacza, że okres na jaki banki mogą przygotowywać swoje strategie będzie się skracał?

Nie zupełnie. Strategia zmienia swoje oblicze. Z modelu rozpisywania nakładów finansowych i wieloletnich projektów przechodzi w strategie, w których budujemy umiejętności i zdolności. Pojedyncze projekty służą właśnie do ich budowy i maja dużo krótszy charakter.

Co to znaczy w praktyce?

Taka perspektywa w której wiem co chciałbym wytworzyć za 5 lat i dziś tworzę pod to proces produkcyjny jest kompletnym absurdem. Po pierwsze, elementy potrzebne do tego co chcę osiągnąć są dostępne już w ciągu kilku miesięcy, ponieważ okres potrzebny do wytworzenia czegoś nowego bardzo się skrócił. Po drugie, musimy funkcjonować w środowisku, w którym zamiast 3-4 dużych projektów uruchamiamy 100- 150 małych i działamy ewolucyjnie. W trakcie sprawdzamy, czy te projekty osiągają zamierzony cel, czy przypadkiem nie zmieniły się uwarunkowania zewnętrzne. Nie wykluczamy przy tym, że i ostateczny cel również może się zmieniać.

A co tak zasadnicza zmiana w podejściu do budowania i wprowadzania strategii oznacza dla takiej instytucji jak bank? W ING Banku Śląskim wprowadziliście zupełnie nowy system zarządzania. Wewnętrznie to chyba oznacza prawdziwą rewolucję?

To jest proces ewolucyjny, bo przecież nie jest tak, że z dnia na dzień wywróciliśmy do góry nogami sposób funkcjonowania organizacji. Natomiast zmiany, które obecnie wprowadzamy są coraz powszechniejsze, a pod drugie w coraz większym stopniu pracujemy nad samymi zmianami, a nie nad "utrzymaniem", bo to w coraz większym stopniu robią za nas automaty. W efekcie, bank jest w ciągłej transformacji, więc to co jeszcze 10 czy 15 lat temu moglibyśmy określić gwałtowną rewolucyjną zmianą, dziś przeprowadzamy co pół roku. Do tego organizacja musi się przyzwyczaić, bo ten proces jeszcze przyspieszy.

Na rynku bankowym widać nowy trend: wchodzenie we współpracę, a nawet zakupy startup-ów fintechowych. To tylko moda czy konieczność?

W 90 procentach jest to konieczność, a w 10 procentach działanie na pokaz. Choć patrząc na ostatnie transakcje tego typu, to oceniam, że w 70 proc. są to działania czysto wizerunkowe, a w 30 proc. realna korzyść. Ale to się będzie szybko zmieniało. Teraz jest to modny temat, mnóstwo ludzi chce na tym zarobić.

Z jednej strony jest duża presja ze strony różnorakich funduszy, organizatorów konferencji, żeby ten rynek napompować i tak się dzieje. Natomiast z drugiej, istnieje bezpośrednia potrzeba wykorzystania fintechów. Warunkiem koniecznym jest odczytanie potrzeb klienta i dostarczenie wartości dodanej, a to jest trudna i rzadka umiejętność. Dlatego warto współpracować z dużą grupą podmiotów. Drugi warunek to umiejętność wykorzystania najnowszych technologii i ich odpowiedniego połączenia, co też nie jest proste. Trzeci wymóg jest związany z elementem kosztowym po stronie banków, bo musimy się oduczyć formuły, w której robimy wszystko sami.

Banki zbudowały bankowość internetową, potem mobilną własnymi siłami. Co takiego się zmieniło, że już nie mogą iść tą samą drogą i teraz muszą się posiłkować fintechami?

Mogą, ale to nie jest ani ekonomiczne ani najlepsze dla klienta. Poza tym nie jest już tak, że konkretny produkt jest związany z jedną firmą - większość z danej kategorii ma te same komponenty. To dotyczy także usług bankowych. Chodzi o to, żeby podstawić klientom najlepsze rozwiązania, ale nie muszą być one przez nas wytworzone.

Niedawno mBank uruchomił fundusz, który ma inwestować w startupy, a PKO BP kupił fintechowy Zencard. Czy ING też się rozgląda za ciekawymi firmami z tego rynku?

Współpracujemy już z firmami z tej branży, ale nie widzimy powodu, żeby działać pod presją mody.

Takie decyzje podejmuje się wówczas gdy ma to głębsze uzasadnienie. Dla przykładu, Grupa ING kupiła w Belgii firmę Qustomer, będącą cyfrową platformą lojalnościową, czyli działającą w podobnej sferze tak jak Zencard. Dziś jej działalność jest rozszerzana także na rynek holenderski, razem z Payconiq, który jest odpowiednikiem polskiego BLIK.

Dla klienta nie ma znaczenia czy to jest firma niezależna czy należąca do banku, bo dla niego istotne jest by dostał dobrą usługę. Modele mogą być różne, zarówno w oparciu o własne technologie jak i współpracę z zewnętrznymi dostawcami. ING Bank Śląski współpracuje np. z firmą InviPay, zajmującą się mikrofaktoringiem. Są rzeczy na których się mniej znamy. Przykładowo - we wszystkich palcówkach obsługujemy klientów niesłyszących dzięki temu, że mamy urządzenia, na których są zainstalowane aplikacje "migam". Ta funkcja z kolei została uruchomiona dzięki współpracy z firmą, która online tłumaczy na język migowy.

Na jakich polach banki, które na co dzień ze sobą konkurują powinny działać razem. Udało się to w przypadku BLIK. Gdzie takiej współpracy brakuje?

Infrastrukturę buduje się razem. Do tej pory banki postrzegały się nawzajem bardziej jako konkurenci niż sojusznicy, a to jest zła optyka. Razem prowadzimy już wiele projektów, jak budowa baz danych we współpracy ze Związkiem Banków Polskich, rozbudowa funkcjonalności Krajowej Izby Rozliczeniowej, współpraca w ograniczaniu ryzyka związanego z cyberprzestępczością, wymiana informacji, centralna baza rachunków. Powinniśmy jednak jeszcze mocniej współpracować z innymi podmiotami, np. z telekomami czy z rządem, głównie ministerstwem rozwoju i finansów, cyfryzacji oraz edukacji.

Jakiej współpracy najbardziej brakuje?

Powinniśmy mieć większy dostęp do baz publicznych, żeby lepiej chronić interesy klientów. Mam na myśli głównie cyberbezpieczeństwo. To jest kluczowa kwestia i albo razem, we współpracy z innymi instytucjami i rządem dopracujemy ten system, albo będzie on dziurawy.

Musimy mieć świadomość, że cyfryzacja diametralnie zmienia dotychczasowy porządek i relacje między uczestnikami rynku. Informacja, które była do niedawna elementem konkurencyjnym, dziś już nie może nim być, bo musi być elementem infrastruktury. To jest warunek, by cyfryzacja była bezpieczna, maksymalnie sprawna i przyjazna dla obywateli.

A jak pan ocenia cyfrowy stan państwa i plany na przyszłość?

Jest dużo do zrobienia we wszystkich obszarach, ale widać też, że rząd nie tylko deklaruje chęć, ale działa w kierunku umożliwienia przeprowadzenia różnych czynności administracyjnych bez wychodzenia z domu.

Czy umożliwienie składania wniosków o 500 + przez bankowe systemy transakcyjne to było dobre przetarcie?

Tak i pokazało, że Polska już dysponuje infrastrukturą, umożliwiającą budowanie wielu elementów w zakresie potwierdzania cyfrowej tożsamości. Można ją wykorzystać w bardzo krótkim czasie, a rozwiązania te są bezpieczne. To pokazuje, że wystarczyło do tego odpowiednie zorganizowanie procesów. Wszyscy na tym skorzystają, oczywiście pod warunkiem, że zrobimy to z zachowaniem bezpieczeństwa danych personalnych. Jesteśmy w stanie to zrobić. ING Bank Śląski włącza się w te projekty.

Jednym z elementów budowy Polski cyfrowej jest uruchomienie krajowego schematu płatniczego. Jakie warunki powinien spełnić, żeby miał sens?

Ten projekt prowadzi Związek Banków Polskich. Jest kilka warunków, które powinny być zachowane. Po pierwsze nie może się opierać na tworzeniu systemów alternatywnych, tylko rozbudowie istniejących. Tworzenie nowych bytów jest drogie i nieefektywne.

Trzeba jasno określić cele, do których zmierzamy, czyli do ograniczenia operacji gotówkowych w gospodarce do minimum, bo ten obrót jest drogi, a dodatkowo ułatwia funkcjonowanie szarej strefy.

Rząd ma trochę inny priorytet niż banki, bo chce osiągnąć większą ściągalność podatków, a my transparentność obrotu, porównywalność danych, co pozwoli nam w jeszcze większym stopniu zautomatyzować proces podejmowania decyzji kredytowych.

Zależy nam na upowszechnieniu płatności kartowych i mobilnych, choć wiemy, że zdobycie dominującego udziału płatności opartych na telefonach zajmie jeszcze trochę czasu, ale chodzi o to, by infrastruktura - zarówno dla płacącego jak i sprzedającego - była maksymalnie efektywna i tania.

Reasumując, drogą do tego jest ujednolicanie, a nie duplikowanie infrastruktury, regulacje zniechęcające do używania gotówki i upowszechnienie tanich narządzi płatniczych. W tych kierunkach mamy porozumienie z Ministerstwem Rozwoju.

Rozmawiali Monika Krześniak-Sajewicz i Paweł Czuryło

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ING Bank Śląski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »