Balcerowicz o państwie socjalnym

W dyskusjach o państwie socjalnym odbija się wiele magicznego myślenia, zwykłej głupoty, demagogii i cynizmu. Ludzie często dają się na to nabrać, a potem płacą wysoką cenę. Zwłaszcza najbiedniejsi.

Skąd się wzięło państwo socjalne? Jest tworem głównie XX wieku. Jego początków szuka się zwykle u Bismarcka. Kanclerz, aby pobić socjalistów ich własną bronią, wprowadził darmowe, czyli finansowane z podatków, ubezpieczenia socjalne. W jego czasach ludzie nie żyli długo, a więc zaoferowanie obywatelom emerytur po przekroczeniu 60 czy 65 lat nie kosztowało wiele.

W krajach rozwiniętych największy wzrost wydatków socjalnych nastąpił po II wojnie światowej, zwłaszcza między 1960 a 1975 rokiem. Potem ich udział w PKB osiągał maksimum. Następnie zwykle się zmniejszał, choć nie do poziomu z początku zeszłego wieku. Jeżeli spojrzymy na Polskę, to zauważymy, że - wskutek zablokowania wielu reform - mamy obciążenia dużo wyższe niż Szwecja, Dania, Niemcy i Francja wówczas, gdy osiągały zbliżony do naszego poziom dochodu na mieszkańca.

Reklama

Demagodzy na straży

Z czego się wziął rozrost państwa socjalnego? Z biedy? Nie, gdyż następował podczas szybkiego rozwoju gospodarki. Jeżeli nie z biedy, to z czego? Ostatnio ukazała się książka znanego amerykańskiego ekonomisty Benjamina M. Friedmana (nie mylić z Miltonem Friedmanem), która próbuje wykazać, że państwo socjalne rozwijało się właśnie dlatego, że kwitła gospodarka, bo jej wzrost miał powodować, że ludzie stali się bardziej skłonni - za pośrednictwem państwa - do dzielenia się swoimi pieniędzmi, czyli płacenia większych podatków.

Interesująca teza, ale moim zdaniem dosyć naciągana. Sądzę, że rozrost państwa socjalnego wynikał ze splotu wielu czynników. Należy do nich rywalizacja polityczna w warunkach powszechnego prawa wyborczego. Historia pokazuje, że obietnicami socjalnymi posługiwali się politycy różnej orientacji ideologicznej - od Bismarcka, przez socjalistów i faszystów, po komunistów.

Umacnianiu się państwa socjalnego sprzyjała też bardzo dobra sytuacja demograficzna (nie było zjawiska starzenia się społeczeństw) oraz gospodarcza - od lat sześćdziesiątych do mniej więcej 1975 roku ubiegłego stulecia. Złoty wiek gospodarki światowej, w tym europejskiej, pomagał finansować wydatki socjalne i wydawało się, że nie pojawią się problemy. Decydowała również ideologia. Wybitny ekonomista Alberto Alessina - Włoch, jak nazwisko sugeruje, ale profesor Harvardu - zbadał przyczyny rozbudowywania państwa socjalnego w Europie i w Stanach. Doszedł do wniosku, że nie da się pominąć silnej roli marksizmu na Starym Kontynencie. I nie chodzi tu bynajmniej o oficjalny marksizm w byłych państwach socjalistycznych, lecz na przykład o jego wpływy w elitach opiniotwórczych Francji, Włoch lub Niemiec. Jawny czy utajony, marksizm jest podstawowym źródłem antykapitalizmu, tak bardzo rozpowszechnionego w Europie Zachodniej. Działały także inne ideologie. Kto był twórcą rozgałęzionego państwa socjalnego? Mussolini we Włoszech - dawny socjalista.

Rozrostowi państwa socjalnego sprzyjała też pewna asymetria. Gdy się już raz uchwali ustawy dające ludziom pieniądze lub darmowe usługi, to dużo trudniej je potem wycofać.

Wymienione czynniki działały wszędzie, ale z innym natężeniem, co tłumaczy różne wielkości, a także strukturę państwa socjalnego w poszczególnych krajach. Z badań wynika, że na przykład w Stanach Zjednoczonych jest ono, na razie, mniej rozbudowane niż w Europie Zachodniej.

Dlaczego? Większa mobilność ludzi w Ameryce przyczynia się do tworzenia innych postaw, jeżeli chodzi o ocenę biedy. Europejczycy są - przeciętnie - o wiele bardziej skłonni obarczać winą za nią czynniki zewnętrzne. Amerykanie częściej uważają zaś, że ci, którzy z jakichś powodów są biedni, sami się do tego doprowadzili. Nie ma tam więc łatwego rozgrzeszania ubóstwa.

Jeżeli popatrzy się na badania socjologów starających się odzwierciedlić, co ludzie myślą o swoim życiu - czy są z niego zadowoleni, czy nie - to się okazuje, że przeciętny poziom deklarowanej satysfakcji z życia w USA jest ponad dwa razy wyższy niż przeciętny poziom w Unii. Kontrastuje to z antyamerykańską propagandą pokazującą USA jako dżunglę.

Czas koniecznych reform

Niepohamowany rozrost państwa socjalnego - przynajmniej w niektórych krajach - ograniczano rozmaitymi reformami. Obcięto wydatki socjalne, aby zmniejszyć napięcia w finansach państwa. Jeżeli dzisiaj słyszymy w Polsce, że można ograniczyć globalne wydatki budżetu bez tykania wydatków socjalnych, to trzeba powiedzieć, że ktoś nas (a może i siebie samego) wprowadza w błąd, bo wydatki socjalne są u nas około sześć razy większe niż administracyjne.

Reformy polegały także na eliminowaniu lub przynajmniej łagodzeniu patologii. Ponieważ ludzie racjonalnie reagują również na bodźce patologiczne i wpadają w złe dla siebie sytuacje, więc starano się te bodźce ograniczać, zwłaszcza takie, które zniechęcały do poszukiwania pracy albo zwiększały liczbę samotnych matek rodzących dzieci. To ostatnie zjawisko wystąpiło na przykład w Stanach Zjednoczonych i dopiero reforma Clintona je usunęła. Przedtem samotna matka po porodzie dostawała mieszkanie, a oprócz tego zasiłki za każde dziecko. To prowadziło do różnych nadużyć niezgodnych z intencją ustawodawcy.

Kolejne reformy zmierzały do usuwania usztywnień rynku pracy, czyli nadmiernych ograniczeń w umowach pracodawców z pracobiorcami. Chodziło głównie o zmniejszanie kosztów pracy i łagodzenie restrykcji przy zwolnieniach pracowników oraz - w niektórych krajach - o obniżanie płacy minimalnej, bo jeśli jest ona wysoka, przyczynia się do bezrobocia. Reformy podejmowano zwykle pod wpływem narastających zjawisk kryzysowych: problemów budżetowych, wysokiego długofalowego bezrobocia czy jaskrawego nadużywania zasiłków. Każdego można zdemoralizować. Nawet Niemców... To u naszych zachodnich sąsiadów pojawiło się określenie "Sozialbetrug", czyli "oszustwo socjalne". W Szwecji gwałtownie wzrosła liczba osób na chorobowym, choć wskaźniki zdrowotności się poprawiły. W 1955 r. na jednego Szweda przypadało 12 dni chorobowego w roku, a w 2001 r. - aż 32 dni.

W Danii i Holandii nie tylko rozrastało się państwo socjalne, ale przez lata 70. prowadzono politykę, której w Polsce domagają się wszyscy zwolennicy "pobudzania" gospodarki, tzn. zwiększania wydatków budżetowych i prowadzenia polityki łatwego pieniądza. W rezultacie pojawiły się tam w latach 70. kryzysy, a to doprowadziło do dość głębokich reform zarówno państwa socjalnego, jak i polityki makroekonomicznej.

Prezenty z podatków

Zachowanie ludzi kształtują także bodźce patologiczne. Jeżeli się, na przykład, dostaje przez długi czas zasiłek dla bezrobotnych - na dodatek dość wysoki - to, jak pokazują badania, zmniejsza się intensywność poszukiwania pracy, a w związku z tym ludzie dłużej pozostają bezrobotni. I nie ma się co na to oburzać. Nie oburzamy się zwykle na to, że deszcz pada.

Gdy ktoś przez dłuższy czas z powodu wadliwych bodźców pozostaje bezrobotny, to jego umiejętności się deprecjonują i w miarę upływu czasu maleją szanse, że znajdzie pracę. Dodatkowo, jeśli w skali masowej pojawiają się wyłudzenia socjalne i długofalowe bezrobocie, to coś się staje ze społeczeństwem, a ściślej - z normami społecznymi. Sytuacje patologiczne traktuje się jak normalne. Następuje, co potwierdza wiele badań - erozja etyki pracy i potęgują się postawy roszczeniowe. Z tego wynika jeden główny wniosek: unikać polityki socjalnej powodującej długofalowe bezrobocie.

Duże i rosnące wydatki socjalne prowadzą do wysokich i rosnących podatków. W naszych dyskusjach o podatkach na ogół zapomina się o wydatkach, tak jakby wysokie podatki brały się ze złej woli polityków. Nie, one biorą się z uchwalania z pieniędzy podatników rozmaitych prezentów socjalnych. Jest raczej pewne, że kraj na dorobku, jak Polska, z naszymi obciążeniami fiskalnymi - około 45 proc. udziału wydatków w publicznym PKB - nie zostanie gospodarczym tygrysem. Na dłuższą metę przy tych obciążeniach maksymalne tempo naszego wzrostu wyniesie około cztery procent, ale nie sześć, siedem czy osiem.

Wszystkie tygrysy charakteryzowały się m.in. tym, że startowały z niskiego poziomu wzrostu gospodarczego i utrzymywały w granicach 20 procent relację: wydatki i podatki do PKB. Gospodarczym tygrysem były (i są) Tajwan, Korea Południowa, Tajlandia, Hongkong i Singapur. Ostatnio Litwa i Słowacja zmierzają w tym kierunku. Polska z obecną pozycją fiskalną państwa, wynikającą prawie w stu procentach z rozbudowy państwa socjalnego - bo przecież nie za dużo wydajemy na drogi - pozostanie coraz bardziej w tyle za niektórymi sąsiadami. Będzie się rozwijać, ale znacznie wolniej od nich. A kraj o wolniej rosnącej gospodarce przestaje się politycznie liczyć. Siła państwa nie zależy tylko od uroku osobistego ministrów spraw zagranicznych, premierów i prezydentów. Ona zależy w ogromnym stopniu od siły gospodarczej. Wolniejszy wzrost gospodarki to oczywiście również wolniejsza poprawa warunków życia, wolniejsze doganianie Zachodu.

Płacą słabsi

Ciężary podatkowe, zwłaszcza w postaci obciążeń kosztów pracy, hamują wzrost zatrudnienia. Ale czynią to także wbudowane w systemy socjalne pułapki bodźców. W rezultacie osłabiają motywację do szukania pracy. Bywa też tak, że nie opłaca się przejść od jakichś zasiłków do legalnego zatrudnienia, bo przyrost dochodu, jaki uzyskuje się przy tym ruchu, jest niewielki, a w skrajnych przypadkach - ujemny. Trzeba zapłacić za to, że się pracuje.

Największym nieszczęściem - powiedziałbym, przestępstwem z punktu widzenia nie tylko efektywności, ale także moralności - jest tworzenie patologicznych bodźców, które po pewnym czasie degradują ludzi. Tworzy się je oczywiście zawsze w imię "dobra człowieka", co jest niesłychaną obłudą.

Do wysokiego, długofalowego bezrobocia przyczynia się też silna ochrona pracowników przed zwolnieniem, bo zmniejsza ona skłonność przedsiębiorców do przyjmowania nowych ludzi do pracy. I wreszcie, wysoka płaca minimalna eliminuje część pracobiorców z rynku. Kogo eliminuje? Słabo wykształconych, czyli właśnie - z grubsza rzecz biorąc - biedniejszych. Dlaczego? Bo człowiek z niskimi kwalifikacjami nie wnosi dużego wkładu do przedsiębiorstwa, więc nie może mu ono dużo zapłacić. A jeżeli płaca minimalna jest powyżej owego wkładu, to firma po prostu danej osoby nie zatrudni - a więc wysoka płaca minimalna to prezent w postaci braku szans na zatrudnienie dla ludzi o niskich kwalifikacjach.

Rozdęte państwo socjalne zwiększa nierówności, choć jego ideologia głosi, że je zmniejsza. Stwierdzono empirycznie, w badaniach Organizacji Wspólnoty Gospodarczej i Rozwoju (OECD), że w krajach o wysokim długofalowym bezrobociu wśród mężczyzn w sile wieku utrzymuje się równie niski wskaźnik bezrobocia, jak w kraju, gdzie jest ono niskie. Wobec tego, kto płaci za wysokie bezrobocie? Kobiety i młodzież. Tak jest na przykład we Francji, w Niemczech, również w Polsce. Jeżeli uznamy te grupy za słabsze, to powiemy, że za rozdęte państwo socjalne płacą słabsi.

Drugi niesprawiedliwy podział to podział na "insiderów" i "outsiderów". "Insider" ma pracę, a "outsider" - to absolwent uczelni albo szkoły, który jeszcze jej nie ma. Im silniej państwa socjalne bronią już pracujących, na przykład rygorystycznymi przepisami o zwolnieniach albo dużymi odprawami, tym gorzej dla "outsiderów".

Przedsiębiorstwa boją się zatrudniać nowych. Ponadto wprowadza się swojego rodzaju apartheid - albo dualizm, jak ktoś woli. Mianowicie elastyczne formy zatrudnienia dotyczą tylko nowych, a nie tyka się przywilejów, za którymi stoją silne zorganizowane grupy pracownicze z hasłami pełnymi "wrażliwości społecznej". Także w Polsce ulegano często dyktatowi tych grup. Wreszcie, rozdęte państwo socjalne pobudza masowe wyłudzenia. Współfinansują je ludzie, którzy pracują. Czy to sprawiedliwe?

Obumieranie społeczeństwa

Państwo socjalne tworzy, nawet u wielu skądinąd inteligentnych ludzi, mentalność radzieckiego działacza. Polega ona na bezrefleksyjnym przyjmowaniu założenia, że jeśli państwo czegoś nie zrobi, to nikt tego nie zrobi. Do niedawna uważano, że jeżeli państwo nie zapewni lemoniady, butów lub cegieł, to ich nie będzie. Znam opowieści, chyba autentyczne, o tym, jak radzieckie delegacje jeździły do Stanów Zjednoczonych. Widzieli tam znakomicie zaopatrzone sklepy i pytali: Jaki minister za to odpowiada? Jakie jest demagogiczne myślenie radzieckiego działacza? Ano takie: gdyby nie państwowe szkoły, rodzice nie kształciliby dzieci, lecz kupowali sobie samochody. Gdyby nie "darmowa" służba zdrowia, ludzie by się nie leczyli. Jeżeli nie byłoby emerytur, finansowanych przecież z podatków, to nikt by nie oszczędzał na starość.

A jak wygląda rzeczywistość? Otóż gdy nie było państwa socjalnego, ludzie na rozmaite zagrożenie odpowiadali między innymi samoorganizacją, pomocą w ramach rodziny, filantropią, indywidualnym oszczędzaniem itp. To były działania na miarę ówczesnego poziomu dochodów, ale nie istniała próżnia. Leczyli się i posyłali dzieci do szkół. Z badań, które znam, wynika, że w 1833 roku na płatną edukację dzieci w Anglii przeznaczono jeden procent PKB. Potem, gdy była bezpłatna, czyli finansowana przez podatki - 0,7 proc. Przed rozrostem państwa socjalnego w Wielkiej Brytanii rozwijały się tzw. friendly societies, czyli towarzystwa samopomocowe. W 1877 roku miały one 2-3 miliony członków, w 1897 - 5, w 1910 - 6,6 miliona. Zaczęły zanikać w miarę rozrostu państwa socjalnego.

Okazuje się, że im więcej państwa socjalnego, tym mniejsza u ludzi potrzeba, aby coś zrobić samorzutnie. Poza tym rośnie przekonanie, że państwo ma załatwić wszelką opiekę. Jego rozrost blokuje więc rozwój społeczeństwa obywatelskiego. W skrajnym przypadku w jego miejsce powstaje społeczeństwo złożone nie z obywateli, lecz z klientów władzy politycznej.

Żeby nie stać się obiektem manipulacji, nie sankcjonować cynizmu i głupoty oraz nie chwalić demagogów, trzeba ocenę moralną państwa socjalnego oprzeć na badaniach faktów i skutków, a nie na pobożnych chęciach ogłupiających ludzi. Jakie są skutki niektórych rozrośniętych form państwa socjalnego, takiego jak na przykład Polska?

Przynajmniej pięć:
- tworzenie długofalowego bezrobocia przyczyniającego się do degradacji rodziny, szkodliwie wpływającego na następne pokolenia;
- erozja norm etyki pracy i odpowiedzialności;
- potęgowanie postaw roszczeniowych, czyli sankcjonowanie sięgania do owoców cudzej pracy;
- wypieranie autentycznej solidarności, bo pomoc socjalna oparta na rozbudowanym przymusie państwowym nie jest solidarnością, lecz jej przeciwieństwem;
- deformowanie społeczeństwa i czynienie z niego politycznej klienteli demagogów, co prowadzi do obumierania społeczeństwa obywatelskiego.

Rozbudowane państwo socjalne jest wynikiem złej i niemoralnej polityki. Jego zwolennicy i twórcy nie mają prawa do okazywania moralnej wyższości wobec tych, którzy się im przeciwstawiają. Przeciwnie, zasługują na moralne potępienie. Bo przeciwstawienie się temu, co szkodzi ludziom, zwłaszcza najbiedniejszym i najsłabszym, powinno być o wiele lepiej zorganizowane, bardziej profesjonalne i - dzięki temu - skuteczniejsze.

Leszek Balcerowicz

Artykuł powstał na kanwie wykładu "Ekonomia i etyka państwa socjalnego" wygłoszonego przez prof. Leszka Balcerowicza dla Polskiej Rady Biznesu. Tytuł i śródtytuły - od redakcji.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: podatki | bodźce | reformy | bezrobocie | Leszek Balcerowicz | zarobki | głupoty | procent | wydatki | PKB
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »