Będzie waloryzacja kontraktów drogowych

Za 14 miesięcy wejdą w życie nowe regulacje dotyczące zamówień publicznych. Jak podkreśla minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, to nowa ustawa, a nie kolejna nowelizacja starych przepisów. Co się zmieni?

- Nowe Prawo Zamówień Publicznych to nasza odpowiedź na bolączki obecnego systemu: niską konkurencyjność, słabą pozycję wykonawców i podwykonawców, mały udział MŚP. Przygotowaliśmy je m.in. po to, aby w kolejnej perspektywie finansowej UE uniknąć takich sytuacji, z jakimi często mieliśmy do czynienia dotychczas, czyli bankructw podwykonawców czy schodzenia wykonawców z budów - podkreśla minister Jadwiga Emilewicz.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Reklama

Nacisk na konkurencyjność

Wartość rynku zamówień publicznych w 2018 roku wyniosła 202 mld złotych. Tyle wydały podmioty publiczne na zakup dostaw, usług i robót budowlanych od przedsiębiorców. To 10 proc. polskiego PKB.

- To znaczący, jeśli nie największy zastrzyk kapitału, jaki rok do roku trafia na rynek. Z drugiej strony widzimy, że w kolejnych latach spadał poziom konkurencyjności tych zamówień. Statystycznie w ubiegłym roku niewiele ponad 2 podmioty ubiegały się o zamówienie w jednym postępowaniu. Biorąc po uwagę populację firm, jaką mamy w Polsce, oznacza to, że zamówienia publiczne były traktowane przez rynek jako klub dla wybranych - mówi Emilewicz. W 2018 roku w połowie przetargów złożono tylko jedną ofertę. Najniższy poziom konkurencyjności występował w sektorze IT.

- Zwiększenie konkurencyjności na rynku zamówień publicznych to największe z wyzwań, które stoją przed nową ustawą i systemem zamówień publicznych. Bez większego zainteresowania wykonawców zamówieniami nie uda się poprawić efektywności, uzyskiwać dobrych produktów w dobrej cenie. Dlatego każda z propozycji zawartych w projekcie, niezależnie od tego, czy realizuje również inne cele, w założeniu ma przyczynić się do wzrostu liczby ofert składanych w postępowaniach - wyjaśnia wiceminister przedsiębiorczości i technologii Marek Niedużak.

Obowiązkowa waloryzacja

Nowe prawo zamówień publicznych zawiera ważne przepisy dla branży budowlanej. W ustawie pojawiły się obowiązkowe klauzule waloryzacyjne. - Umowa, której przedmiotem są roboty budowlane lub usługi, zawarta na okres dłuższy niż 12 miesięcy, będzie musiała zawierać zasady waloryzacji wynagrodzenia wykonawcy w przypadku zmiany cen materiałów lub kosztów - mówi Niedużak.

- W ustawie jest zawarty niemalże przewodnik, jak masz napisać klauzulę waloryzacyjną - mówi Hubert Nowak, prezes Urzędu Zamówień Publicznych. Jak dodaje, rozwiązania dotyczące waloryzacji, które są zawarte w ustawie już dzisiaj stanowią podstawę do wprowadzania ich w nowych kontraktach, bo to nie jest zakazane w obecnym prawie.

- Mechanizm waloryzacji przewidziany w nowej ustawie jest czymś, na co rynek bardzo mocno czekał i to z pewnością krok w dobrym kierunku. Regulacje dotyczące waloryzacji nie są jednak idealne - mówi dr hab. Piotr Bogdanowicz z kancelarii Clifford Chance. Jak tłumaczy, przepisy wskazują, że należy określić w umowie maksymalną wartość możliwej zmiany wynagrodzenia wykonawcy. - Jest ryzyko, że jeżeli zamawiający określi wartość zmiany jako zbyt niską, a inflacja poszybuje mocno w górę, to w praktyce postanowienia dotyczące waloryzacji nie będą działały - wyjaśnia Bogdanowicz. Jak dodaje, to pewien minus, na który zwracano uwagę już podczas prac nad nowym PZP, ale ustawodawca pozostał w tej kwestii nieprzejednany. Zdaniem prawnika lepszym rozwiązaniem byłoby na przykład określenie maksymalnego pułapu waloryzacji poprzez wskazanie procenta wartości umowy.

Ważne to, co zakazane

Oczekiwania przedsiębiorców ma spełnić także katalog zakazanych postanowień umownych. Ma on zapobiegać sytuacji, w której wykonawca jest obarczony większością ryzyk związanych z realizacją kontraktu.

- Przepisy dotyczące klauzul abuzywnych wydają się bardzo istotne zwłaszcza, że mówi się o tym, że w przyszłości będą one rozszerzane - mówi Piotr Bogdanowicz. Jak tłumaczy, nowe regulacje mają szansę doprowadzić do tego, że umowy między zamawiającym a wykonawcą nie będą tak jednostronne jak teraz. - Niedopuszczalne będą na przykład postanowienia umowne, zgodnie z którymi wykonawca odpowiada za opóźnienie w realizacji zamówienia, a więc kiedy wystąpiło ono bez jego winy. Obecnie to jedno z najczęstszych źródeł sporów, które wiążą się z nakładaniem kar umownych na wykonawców - dodaje prawnik.

Wraz z wejściem w życie ustawy pojawi się także obowiązek stosowania zaliczek lub częściowych płatności w umowach powyżej 12 miesięcy. To rozwiązanie skrojone pod małe i średnie przedsiębiorstwa. Otrzymanie zaliczki umożliwi im realizację zamówienia ze środków zamawiającego, bez konieczności kredytowania zamówienia do czasu jego zakończenia.

Ustawa znosi także obowiązek wnoszenia wadium w zamówieniach powyżej progu unijnego. Od tej pory będzie ono fakultatywne. W mniejszych postępowaniach krajowych, maksymalna wartość wadium, której będzie mógł żądać zamawiający, 1,5 proc. wartości zamówienia.

W nowym PZP zamówienia o wartości poniżej progów unijnych będą udzielane z wykorzystaniem uproszczonej i bardziej elastycznej procedury, czyli w trybie podstawowym. - Tryb ten zakłada, że pojawia się ogłoszenie o zamówieniu publicznym, a następnie zainteresowane podmioty składają oferty. Instytucja zamawiająca albo wybierze najkorzystniejszą ofertę, albo przeprowadzi negocjacje w celu ulepszenia ofert - tłumaczy Piotr Bogdanowicz.

Więcej kontroli nad kontrolą

Naprzeciw przedsiębiorcom wychodzą także wspólne przepisy kontrolne dotyczące zamówień publicznych. Do tej pory pojawiały się narzekania zamawiających na dużą liczbę kontroli ze strony różnych instytucji. Teraz, zanim organ kontrolny podejmie działania, będzie musiał sprawdzić, czy kontrola została już dokonana w przypadku konkretnego przedmiotu zamówienia. Pojawią się także kwestionariusze kontrolne, poza które organy nie powinny wykraczać, przeprowadzając kontrolę.

Kolejnym nowym rozwiązaniem jest powołanie przy ministrze właściwym ds. gospodarki komitetu kontroli w zamówieniach publicznych. - Postępowania kontrolne nie zostaną zdjęte z barków zamawiających, natomiast jest szansa, ze zostaną wypracowane jednolite standardy kontroli u różnych instytucji kontrolnych - mówi Piotr Bogdanowicz.

Jak wyjaśnia, obecnie problemem dla zamawiających jest to, że od różnych podmiotów słyszą oni różne stanowiska na temat kontroli. NIK działa inaczej niż prezes Urzędu Zamówień Publicznych. Uchwały kontrolne wydawane przez KIO nie są jednolite, a swoje pięć groszy dorzuca UOKiK i instytucje audytowe.

- Biorąc pod uwagę fakt, że do tej pory negocjacje w sprawie ofert, były czymś co właściwie nie istniało, to bardzo dobre rozwiązanie. Ten model może przyczynić się do tego, że oferta końcowa będzie najbardziej dostosowana do potrzeb zamawiającego - dodaje Bogdanowicz.

Jeden sąd ds. zamówień publicznych

Zmiany czekają także procedurę odwoławczą w zamówieniach publicznych. - Należy zwrócić uwagę na wprowadzenie zasady rozpoznawania odwołań przez Izbę w składzie trzyosobowym w przypadku zamówień o wartości równej lub przekraczającej progi unijne oraz jednoosobowym w przypadku zamówień o wartości mniejszej niż progi unijne. Zasada ta może być modyfikowana jedynie w szczególnych okolicznościach - wyjaśnia Małgorzata Rakowska, prezes Krajowej Izby Odwoławczej.

Powstanie także jeden sąd ds. zamówień publicznych, który będzie rozpoznawać skargi od wyroku lub postanowienia Izby. Ma on powstać przy Sądzie Okręgowym w Warszawie. Do tej pory sprawy trafiały do sądu okręgowego właściwego dla siedziby, bądź miejsca zamieszkania zamawiającego. Powodowało to rozbieżności w orzecznictwie, bo sędziowie rozpoznający sprawy nie zawsze byli wyspecjalizowani w dziedzinie zamówień publicznych.

- Do tej pory skarga do sądu w procedurze odwoławczej była w praktyce iluzoryczna. To wynikało z różnych względów. Z przekonania, że w sądzie nic się nie zmieni. Z faktu, że sędziowie rozstrzygający te sprawy pochodzili z różnych wydziałów i nie mieli na co dzień styczności z prawem zamówień publicznych - mówi Piotr Bogdanowicz. I jak prognozuje, teraz pojawia się nadzieja, że II instancja stanie się realnym instrumentem odwoławczym.

Dominika Pietrzyk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »