Belka nie krytykuje rozmiaru deficytu, ale przestrzega przed możliwą "katastrofą"

- To logiczna konsekwencja działań przeciwko pandemii - w taki sposób były premier i minister finansów Marek Belka ocenił rozmiar deficytu budżetowego. Jak przyznał w "Gościu Wydarzeń", dzięki zadłużeniu "na razie gospodarka przechodzi przez pandemię stosunkowo nieźle".

W czwartek wieczorem premier Mateusz Morawiecki głosił nazwiska nowych ministrów spraw zagranicznych oraz zdrowia. Zbigniew Rau, oraz Adam Niedzielski zastąpią w rządzie Jacka Czaputowicza oraz Łukasza Szumowskiego. 

- Termin zmiany na stanowisku szefa MSZ jest niefortunny. Za naszą wschodnią granicą dzieją się rzeczy o kapitalnym znaczeniu dla Białorusi, a być może także dla Polski. To pokazuje nasze małe zaangażowanie w sprawy tego kraju - powiedział w Marek Belka. Wyraził opinię, iż nowy minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau nie jest bliżej znany jako ekspert w sprawach dyplomacji.

Stwierdził też, iż "nieprawdą jest, że z inicjatywy Polski zwołano nadzwyczajne spotkanie Rady Europejskiej ws. Mińska".

- Nasze możliwości dyplomatyczne są ograniczone z tego powodu, że w żadnym kraju na świecie nie myślą o nas poważnie, jako o obrońcach demokracji. Nasza propozycja, aby zwołać Radę Europejską została zignorowana przez Brukselę - powtórzył. 

W jego opinii "dziś pierwszoplanową rolę w dyplomacji wokół Białorusi odgrywają Litwini i stają się potęgą dyplomatyczną w naszym regionie".

Reklama

Rząd przyjął w czwartek projekt nowelizacji budżetu na 2020 r.; założono w nim, że deficyt wyniesie 109,3 mld zł, wobec zakładanego wcześniej zerowego deficytu.  

- To logiczna konsekwencja działań przeciwko pandemii. Oczywiście nie mogę być zadowolony z tego olbrzymiego deficytu, ale dzięki temu, jak na razie, gospodarka przechodzi przez kryzys stosunkowo nieźle - skomentował eurodeputowany. 
Przestrzegł jednak, że nie ma nic gorszego jak ukrywanie długów. - Jeżeli okaże się, że te 110 mld to rzeczywiście wszystko, to w tych warunkach funkcjonowania, uważam, że mogło być gorzej - zauważył. 

Pytany przez Piotra Witwickiego, gdzie jako minister finansów szukałby pieniędzy, odparł, że "ostatnie dane są co najmniej zachęcające". 

- Produkcja przemysłowa niemal wróciła do okresu sprzed pandemii, konsumpcja właściwie już przekroczyła poziom sprzed kryzysu. Boję się jednak, że II fala spowoduje powtórny lockdown, powtórne zamrożenie. To byłaby katastrofa dla właściwie całej gospodarki, już nie tylko dla jej wybranych sektorów. Wówczas należałoby przedłużyć te tarcze kryzysowe, co odbiłoby się na długu publicznym, który później musielibyśmy spłacać - wytłumaczył Belka.

laf/luq/ml/ polsatnews.pl

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Polsat News
Dowiedz się więcej na temat: budżet | deficyt budżetowy | makroekonomia | Marek Belka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »