Bez złotej akcji

Obecnie polskie przepisy dają zarządom spółek dość duże możliwości obrony przed tzw. wrogimi przejęciami. Sytuacja ta może jednak za jakiś czas ulec zmianie. Unia Europejska przygotowuje bowiem dyrektywę w tej sprawie.

Obecnie polskie przepisy dają zarządom spółek dość duże możliwości obrony przed tzw. wrogimi przejęciami. Sytuacja ta może jednak za jakiś czas ulec zmianie. Unia Europejska przygotowuje bowiem dyrektywę w tej sprawie.

Być może już niedługo polskie firmy będą miały bardzo ograniczone możliwości bronienia się przed tzw. wrogimi przejęciami, czyli wykupieniem przez inną firmę. Wynika to z konieczności dostosowania polskiego prawa handlowego do rozwiązań obowiązujących w Unii Europejskiej. W UE tymczasem już w tym roku mogą zakończyć się prace nad dyrektywą regulującą te sprawy.

Przypomnijmy, że w zeszłym roku niepowodzeniem zakończyły się kilkunastoletnie prace nad wydaniem dyrektywy Unii Europejskiej dotyczącej rynku przejęć. Całe przedsięwzięcie storpedowali Niemcy, obawiając się obcego kapitału w swoich największych narodowych przedsiębiorstwach. Jednak w połowie stycznia br. grupa unijnych ekspertów przedstawiła Komisji Europejskiej oficjalny raport, w którym wypowiedziała się m.in. za liberalizacją rynku przejęć i koniecznością wyeliminowania z obrotu tzw. złotych akcji, czyli uprawnień pozwalających akcjonariuszom rządzić spółką bez posiadania w niej faktycznej większości. Ku zdziwieniu wszystkich, reprezentanci Niemiec tym razem poparli te propozycje. Ich warunkiem jest zakaz stosowania tzw. zatrutych pigułek, czyli działań zarządów spółek zmierzających do maksymalnego utrudnienia przejęcia już po ogłoszeniu zamiaru przejęcia.

Reklama

Tymczasem w Polsce regulacji takich nie ma. Stosowanie zatrutych pigułek nie jest co do zasady zabronione. Nieco inaczej jest ze złotymi akcjami. Prawnicy nie są zgodni, czy obowiązujące przepisy dają podstawy do ich przyznawania. W praktyce złote akcje występują zazwyczaj w spółkach posiadających niewielu akcjonariuszy, a więc tam gdzie nie istnieje znaczne rozproszenie akcjonariatu, a ponadto w przypadkach dofinansowania spółki przez inwestora obejmującego akcje emitowane przez spółkę nie mająca dobrej sytuacji finansowej, bądź w przypadku, gdy obejmujący takie akcje wnosi do spółki znaczący know-how. W takich sytuacjach obejmujący akcje zazwyczaj chce posiadać większą, aniżeli pozostali akcjonariusze, kontrolę nad spółką - powiedział PG Michał Mysłowski, radca prawny w kancelaria prawnej Hogan&Hartson.

Faktem jest, że obowiązujący od roku Kodeks spółek handlowych pozwala na wydawanie tzw. akcji uprzywilejowanych. Uprzywilejowanie to może dotyczyć w szczególności prawa głosu, prawa do dywidendy lub podziału majątku w przypadku likwidacji spółki. Jednej akcji można przyznać co najwyżej dwa głosy. Jedynie w przypadku spółki publicznej Kodeks wyraźnie wyłącza możliwość uprzywilejowania akcji co do głosu. Ksh, oprócz uprzywilejowania akcji, pozwala również na przyznanie dodatkowych uprawnień indywidualnie oznaczonym akcjonariuszom. Mogą one dotyczyć m.in. prawa powoływania lub odwoływania członków zarządu, rady nadzorczej lub prawa do otrzymywania oznaczonych świadczeń od spółki. Problem sprowadza się do tego, że Kodeks wymieniając możliwe uprawnienia używa sformułowania "w szczególności". Tym samym możliwe jest - przynajmniej teoretycznie - powstawanie uprawnień innych niż wymienione w Ksh.

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: kodeks | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »