Biznes o planach rządu: Kluczowa stabilność prawa i podatków

"Nowy ład", zapowiedziany przez przedstawicieli PiS jeszcze pod koniec 2020 r., wywołuje dzisiaj mieszane odczucia. Nie brakuje opinii, że jest to plan PR-owy PiS. Pytani przez Interię w ostatnim czasie przedsiębiorcy do zapowiadanych reform podchodzą z pewną dozą ostrożności, wskazując na pożądaną większą stabilność i przejrzystość przepisów oraz podatków.

- Premier przykłada do tego wielką wagę i liczy na duży impuls modernizacyjny. I tylko wtedy będzie to miało sens, jeśli nowy ład społeczno-gospodarczy będzie wielkim impulsem rozwojowym, dzięki któremu moglibyśmy dokonać co najmniej tyle, co w ostatnim 10-leciu - mówił Interii Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Podkreślił również, że "w Polsce, jeśli chodzi o to, co trzeba zrobić, mamy to już dobrze opracowane. (...) jako naród mamy jednak problem z realizacją planów. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej".

Inwestycje, inwestycje, inwestycje

Piętą achillesową kolejnych planów rządu okazują się np. inwestycje. O ile jeszcze te centralne infrastrukturalne są realizowane, to o wiele gorzej jest z tymi prywatnymi. W rezultacie

Reklama

Inwestycje są w trendzie spadkowym od 2016 r. W 2020 r. stopa inwestycji spadła do 16,7 proc. - najniższego poziomu od lat 90. XX wieku. Według programu konwergencji będzie spadać też w 2021 r. (do 16,4 proc.). Tymczasem celem premiera Mateusza Morawieckiego był poziom 25 proc. w 2020 r.

Paweł Kisiel, prezes Grupy Atlas, podkreśla, że zapowiadane programy przez rząd powinny być szybko wprowadzane w życie (z czym dzisiaj jest problem), a podejście państwa powinno orientować się na tworzenie rozwiązań zachęcających firmy do inwestowania.

 - Komponent podatkowy powinien zachęcać. Mówimy, że nie ma w Polsce inwestycji - ale jak się ogłasza programy, a później nic się w tym temacie nie dzieje, to co się dziwić. Wielu przedsiębiorców wstrzymuje się z decyzjami. Biznes jest od tego, żeby zarabiać pieniądze. Dziś inwestycje się nie dzieją, bo każdy czeka chcąc skorzystać z zapowiedzianych ulg i grantów. Najpierw mówi się, że nowe rozwiązania będą za pół roku, później, że za rok. I tak mija czas, a dalej, jak nic nie było, tak nie ma. Deklaracje są potrzebne z jednej strony, żeby się przygotować, ale nie może być aż tak dużej zwłoki. To negatywnie wpływa na gospodarkę - powiedział Interii Paweł Kisiel.

Wyższe podatki wstępem do rozwoju szarej strefy

Kisiel podkreśla, że zapowiadany wzrost podatków dla lepiej zarabiających uderzy np. w pracowników Grupy Atlas odpowiedzialnych za badania i rozwój.

- Rząd ogłasza wzrost podatków, mówi, żeby lepiej zarabiający płacili sprawiedliwe podatki. Dla takiej firmy jak Atlas jest to dużym problemem. W porównaniu do konkurencji - współczynnik osób lepiej zarabiających mamy wyższy. Mamy własne działy B+R. W przypadku tamtych firm są one ulokowane za granicą. Zmiany w podatkach uderzą bardziej w nas niż konkurencję - firmy zachodnie - wskazywał w rozmowie z Interią.

- Nie do końca zgadzam się z narracją premiera, że ci lepiej zarabiający płacą mniej. Jest to narracja polaryzująca, nie do końca prawdziwa i całkowicie niepotrzebna. Ostatnio był dostępny raport, według którego w Polsce co ósmy pracownik otrzymuje wynagrodzenie pod stołem. Pytanie czy tędy droga w podnoszeniu podatków, by szara strefa rosła. Czy jednak nie powinniśmy iść w stronę gospodarki bardziej transparentnej, spowodować, żeby takich osób dostających do ręki wynagrodzenia było mniej - dodał.

Liczą się działania, nie hasła

Prezes Grupy Atlas przypomina, że np. "do dziś nie ma regulacji" związanych z ulgą na robotyzację dala przedsiębiorstw.

- Kiedy była ogłoszona ulga na robotyzację dla przedsiębiorstw? Pamięta pan? Do dziś nie ma regulacji. To wpływa na stopy zwrotu i na szybkość podejmowania decyzji biznesowych. Dzisiaj dla wielu maszyn i urządzeń czas oczekiwania na dostawę to 12 miesięcy. A nie mówimy o jakiejś dużej fabryce tylko o modernizacji i automatyzacji - podkreśla Paweł Kisiel.

Pytany przez Interię o nową politykę przemysłową, która ma zdaniem rządu pomóc pobudzić inwestycje odpowiada:

- To znowu są ładne hasła. Dawno zostało powiedziane: nie wygrywają najmądrzejsi, ale ci, co się potrafią dostosować, nie ci, co ogłaszają ambitne plany, tworzą prezentacje, a działają. W biznesie nie wygrywają firmy, które dużo mówią o planach rozwojowych, ale komercjalizują, inwestują. Podobnie powinno podchodzić do tego państwo - podkreśla szef Grupy Atlas.

- Konieczna jest motywacja pozytywna, tj. jak ulgi B+R czy zachęty podatkowe. W Polsce poza niektórymi regionami nie mamy problemów z bezrobociem. Mamy problem z brakiem siły roboczej, odpowiednio przygotowanej. Także tutaj dialog rządu z przedsiębiorcami byłby jak najbardziej wskazany. Wiem, że jest pandemia, ale od tego są określone służby w państwie. Można ten czas wykorzystać na to, by dobrze się przygotować do odbicia i wyzwań stojących przed społeczeństwem. Proszę mi wierzyć, że to nie jest tak, że przedsiębiorcy chcą tyko otrzymać od państwa pieniądze. Apelujemy o to, aby wspólnie szukać pragmatycznych rozwiązań. Chodzi o to, by firmy, które chcą inwestować, angażować do działania, motywować je do tego stosownie do skali nakładów inwestycyjnych - kończy Kisiel.

Nieśmiałe zachęty podatkowe

Krzysztof Pawiński, współzałożyciel i prezes Grupy Maspex mówił niedawno Interii, że z nadzieją patrzy na estoński CIT, który miał być jednym ze sposobów na pobudzenie inwestycji w Polsce.

 - Gdy patrzę na eksperyment z estońskim CIT-em, to widzę, że jest on robiony z dużą nieśmiałością, a liczba ograniczeń tam wskazana pokazuje, że na dziś nie jest to instrument taki, jak byśmy chcieli. Ale zakładam, że jest to tylko "poligon doświadczalny". Skoro moje państwo decyduje się na podobny eksperyment, czyli de facto wypycha z rynku spółki komandytowe, a wprowadza dla mniejszych przedsiębiorstw ofertę estońskiego CIT-u, to przypuszczam, że docelowo będzie to model podatkowy dla całej gospodarki i wszystkich podatników, tworząc w Polsce najbardziej atrakcyjne w UE miejsce dla inwestycji. Byłaby to wielka rewolucja, coś co zmieniłoby obraz naszego kraju i zniosłoby mordęgę sprawozdawczo-ewidencyjną, z którą mamy teraz do czynienia. Chciałbym, żeby tak było. Czy tak się stanie - czas pokaże - mówił Interii Pawiński.

- Nowy ład dotyczy bardziej procesów inwestycyjnych i kierunków wydatkowania pewnych pieniędzy. Jak już wspomniałem, z nadzieją patrzę na estoński CIT. Gdybyśmy wybrali ten kierunek dla wszystkich, będzie to prawdziwa rewolucja, która nie tylko zwiększy naszą konkurencyjność, ale i wyciągnie nasz kraj na czoło otwartości na biznes. To nie jest pomysł jak np. z podatkiem bazującym na przychodzie, który brzmi dobrze, ale po pierwsze większość firm się na to nie zgodzi, a po drugie intelektualnie nikt się z nim nie zderzył i go nie przepracował. Podatek estoński jest praktycznym narzędziem, dobrze już zbadanym. Dla Polski będzie to zmiana reguł gry. Zakłada on, że wypracowane środki finansowe służące prowadzeniu działalności są nieopodatkowane tak długo, jak długo pozostają w spółce. Podatek ten nie opiera się na zysku, lecz na obłożeniu daniną wypłat dokonywanych na rzecz właścicieli (dywidend i transferów o podobnym charakterze). Jestem mocnym zwolennikiem takiego rozwiązania - uważam, że będzie ono służyło zarówno przedsiębiorcom, jak i polskiej gospodarce - dodał.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Udręka administracyjna i koszmar sprawozdawczości

Szef Grupy Maspex podkreśla konieczność uproszczenia przepisów. - Nie chodzi o ryzyka biznesowe, których nikt z nas nie zdejmie, bo to jest nasza odpowiedzialność jako przedsiębiorców, ale o udrękę administracyjną i koszmar sprawozdawczości, które da się przecież zmniejszyć. Mam nadzieję, że coś się w tym kierunku zmieni - dodał.

Pawiński ma świadomość, że "nadchodzi czas wyższych podatków". - Dla mnie mechanizm jest oczywisty i z tym nie dyskutuję. Nie sądzę, aby po wpompowaniu w otoczenie biznesowe około 200 mld zł nic się nie zmieniło. Nie ma darmowych obiadów - mówił w rozmowie z Interią.

- Za obiad, który cała gospodarka dostała, a raczej za regeneracyjną zupę, żeby przetrwać, trzeba będzie zapłacić. Nie obrażam się na to. Chciałbym tylko, żeby to były podatki nowożytne, w miarę automatyczne, by nie generowały dodatkowych obciążeń, aby były mało manipulowalne i mało wątpliwe, co do późniejszego ustalania ich podstawy. Dużo więcej uwagi przykładam do tego, jak podatki są pobierane, konstruowane, czy dotyczą kategorii obiektywnych dla kontrolowanego i kontrolującego - podkreślił.

Bartosz Bednarz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polski Ład | przedsiębiorcy | prawo | podatki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »