Bezpieczeństwo gazowe Polski

Budowa Baltic Pipe z problemami. Na drodze stały nietoperze i myszy

Gazociąg Baltic Pipe został uruchomiony sześć lat po ostatecznym rozpoczęciu prac nad tym projektem. Historia budowy połączenia gazowego ze złożami na Morzu Północnym jest jednak dużo dłuższa. Kolejne rządy od lat 90. minionego stulecia rozważały tę inwestycję, a następnie wycofywały się z niej. Ostatecznie udało się sfinalizować prace w 2022 roku. W samą porę, bo wchodzimy właśnie w środek kryzysu energetycznego.

  • Baltic Pipe ma przepustowość 10 mld m sześc. rocznie. 
  • Inwestycja składa się z pięciu elementów - gazociągu na dnie Morza Północnego łączącego systemy przesyłowe Norwegii i Danii, rozbudowy duńskiego systemu przesyłowego, tłoczni gazu na duńskiej wyspie Zelandia, gazociągu na dnie Bałtyku między Danią a Polską i z rozbudowy polskiego systemu przesyłowego.

Liczący ok. 900 km rurociąg według pierwotnych szacunków miał kosztować co najmniej 1,6 mld euro. Z tej kwoty 821 mln euro miał wyłożyć Energinet, a 784 mln euro - Gaz-System. W 2021 r. Energinet podniósł szacunki swoich kosztów do ok. 1 mld euro, co częściowo miało być efektem opóźnień przy realizacji inwestycji. Projekt otrzymał też unijne dofinansowanie w kwocie ponad 260 mln euro.

Reklama

Historia budowy Baltic Pipe

Pomysł budowy gazociągu łączącego Polskę z Norwegią pojawił się dekady temu. Rozmowy w tej sprawie zapoczątkowano w 1991 roku, ale podpisanie umowy gazowej z Rosją dwa lata później sprawiło, że plany zostały zarzucone. W 1997 r. pojawiła się opcja dostaw gazu z Norwegii za pośrednictwem Niemiec, wykorzystując wirtualny rewers. Pomysł ten konkurował z wciąż tlącą się koncepcją budowy bezpośredniego połączenia. I tym razem nie doszło do żadnych rozstrzygnięć.

Po raz kolejny temat powrócił w 1999 r. W grę wchodziły dwie opcje - budowa gazociągu wokół wybrzeży Danii lub po terytorium kraju. W 2000 r. ówczesny premier Jerzy Buzek podpisał deklarację z premierem Norwegii Jensem Stoltenbergiem, w której odnotowano toczące się negocjacje handlowe w sprawie dostaw do Polski w ramach długoterminowego kontraktu 5 mld m sześc. gazu rocznie. Rok później PGNiG podpisał umowy handlowe z pięcioma norweskimi firmami. Jednak za czasów rządu SLD odstąpiono od pomysłu budowy tej infrastruktury.

W 2009 roku planowano budowę gazociągu Skanled, biegnącego z Norwegii do Danii i Szwecji. Również Polska przy tej okazji liczyła na połączenie z Norwegią. Zakładano, że tą drogą mogłoby do kraju przypłynąć ok. 2,5 mld m sześc. rocznie. PGNiG przystąpiło do konsorcjum realizującego projekt, ale i tym razem plan spalił na panewce ze względu na kryzys gospodarczy, który w tym czasie dotknął światowe rynki.

Czytaj także: Skąd Polska ma gaz?

Ostateczny przełom i budowa gazociągu Baltic Pipe

2016 rok przyniósł przełom - rozpoczęto prace nad budową połączenia. Proces nadzorował Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. W 2016 r. firmy Gaz-System i duński Energinet opracowały studium wykonalności, z kolei w 2017 r. ogłoszono procedurę open season, w ramach której PGNiG zarezerwował 8,1 mld m sześc. przepustowości połączenia. W listopadzie 2018 roku operatorzy Polski i Danii podjęli decyzje inwestycyjne i rozpoczęto przygotowania do budowy na lądzie.

W 2019 r. przygotowano niezbędne analizy techniczne i w krajach, przez które miał biec gazociąg, złożono też raporty oddziaływania na środowisko. Do 2020 r. Gaz-System uzyskał komplet decyzji środowiskowych i lokalizacyjnych, dostał też pozwolenie na budowę dla wszystkich elementów części lądowej na terenie Polski. Jednocześnie trwały przygotowania do budowy gazociągu podmorskiego. Dokonano też wyboru dostawcy rur i wykonawcy prac budowlanych. W 2021 r. rozpoczęto układanie rurociągu.

Nietoperze i myszy na drodze inwestycji

Nie obeszło się bez problemów. Pod koniec maja 2021 roku na kilka miesięcy wstrzymano prace w Danii na odcinku lądowym ze względu na uchylenie pozwoleń środowiskowych przez Duńską Agencję Ochrony Środowiska. Oznajmiła ona, że musi przeprowadzić dodatkowe badania, by stwierdzić, czy inwestycja może zniszczyć lub uszkodzić tereny rozrodu lub odpoczynku niektórych gatunków myszy i nietoperzy występujących na tym obszarze.

W efekcie Energinet wstrzymał budowę. Po pewnym czasie na odcinkach, co do których Agencja nie miała zastrzeżeń, wznowił prace. Ostatecznie w marcu tego roku wydana została nowa decyzja środowiskowa dla lądowych odcinków Baltic Pipe, co umożliwiło pełną . Energinet deklarował, że zrobi wszystko, by nadrobić stracony czas. Uzgodnił z kontrahentami, że oddelegują oni do prac więcej maszyn i ludzi, by przyspieszyć realizację projektu.

Ogłoszono, że z powodu opóźnienia początkowa przepustowość gazociągu od 1 października 2022 r. będzie wynosić ok. 2-3 mld m sześc. w ujęciu rocznym, natomiast pełna, czyli 10 mld m sześc. rocznie, zostanie osiągnięta od początku 2023 r. W międzyczasie do przesyłu gazu miała być wykorzystana część systemu duńskiego. Jednak w ostatnią sobotę Duńczycy poinformowali, że prace poszły na tyle sprawnie, że duński odcinek Baltic Pipe może osiągnąć pełne zdolności przepustowe wcześniej, od końca listopada.

Monika Borkowska

    

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »