Choroba czerwonych oczu

Kiedy w Piotrogrodzie wybuchła rewolucja, wielka księżna zaniepokojona narastającym hałasem na ulicy wysłała pokojówkę, żeby sprawdziła, co się dzieje. Dziewczyna wróciła z rekonesansu i powiada: - Wybuchła rewolucja, proszę księżnej pani. - Rewolucja, powiadasz - zamyśliła się księżna. - No a powiedz, gołąbeczko, czego właściwie chcą ci rewolucjoniści? - Oni chcą, żeby nie było bogatych - odpowiedziała dziewczyna.

Kiedy w Piotrogrodzie wybuchła rewolucja, wielka księżna zaniepokojona narastającym hałasem na ulicy wysłała pokojówkę, żeby sprawdziła, co się dzieje. Dziewczyna wróciła z rekonesansu i powiada: - Wybuchła rewolucja, proszę księżnej pani. - Rewolucja, powiadasz - zamyśliła się księżna. - No a powiedz, gołąbeczko, czego właściwie chcą ci rewolucjoniści? - Oni chcą, żeby nie było bogatych - odpowiedziała dziewczyna.

Właśnie pan prezydent RP podpisał ustawę nowelizującą ustawę o PIT, która zawiera m.in. nową, 50-procentową stawkę podatku dochodowego od osób osiągających dochód powyżej 600 tys. zł. rocznie. Można by powiedzieć, że i on chce, by w Polsce nie było bogatych, tylko sami biedacy, gdyby nie pewna okoliczność.

Janosik z duszą poborcy

Pan prezydent już w pierwszej kadencji przyzwyczaił nas do tego, że nigdy nie wiadomo, kiedy mówi serio, a kiedy nie. Tak samo i teraz. Wprawdzie b. prezydent Lech Wałęsa ostentacyjnie nie lubi prezydenta Kwaśniewskiego i vice versa, ale trudno, żeby następujący po sobie prezydenci chociaż trochę się do siebie nie upodabniali. Prezydent Wałęsa zasłynął m.in. z takich wynalazków, jak "plusy dodatnie i plusy ujemne" oraz z niezwykle precyzyjnego stanowiska: "jestem za, a nawet przeciw". Prezydent Kwaśniewski chyba jeszcze trochę wstydzi się posługiwać tymi wynalazkami na co dzień, ale już w tym duchu postępuje. Podpisał wprawdzie ustawę, ale w 10 dni po terminie wynikającym z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. Zatem zadośćuczynił życzeniom i oczekiwaniom tych, którzy nie chcą bogatych, ale i bogatych nie pozostawił bez nadziei. Jest więc "za", a nawet "przeciw".

Reklama

Jest charakterystyczne, że ustawa z 18 listopada br. o podatku dochodowym od osób fizycznych została uchwalona przytłaczającą większością głosów. Dowodzi to, że również ugrupowania prawicowe hołdują mentalności rewolucyjnej. Najwyraźniej wiele racji mieli ci, którzy utrzymywali, że polska scena polityczna zdominowana jest przez ugrupowania socjalistyczne, różniące się między sobą stosunkiem do Pana Boga i historii. Krótko mówiąc...

... mamy socjalistów bezbożnych i socjalistów pobożnych

Socjalistyczny charakter partii nie wynika wyłącznie z jej nazwy, tylko z przekonań, w jakie wierzy. Socjaliści hołdują poglądowi, że najwłaściwszym sposobem redystrybucji dochodu narodowego jest redystrybucja przymusowa poprzez budżet.

W odróżnieniu od socjalistów, przedstawiciele prawicy uważają, że najwłaściwszym sposobem jest redystrybucja dobrowolna poprzez rynek. Jeśli przyłożymy do polskiej sceny politycznej to obiektywne kryterium, nie ma najmniejszych wątpliwości, że prawica jest u nas w zdecydowanej mniejszości.

Taka sytuacja na scenie politycznej rzutuje oczywiście na gospodarcze poglądy obywateli. Przeważają postawy równościowe, utożsamiane z tzw. "sprawiedliwością społeczną". Chodzi tu o dominujący sposób reagowania na nierówności społeczne.

Możliwe są dwojakie reakcje. Jedna, którą Chińczycy nazywają "chorobą czerwonych oczu", wyraża się w pragnieniu, żeby każdemu było tak źle, jak mnie. Społeczność, w której dominuje taki właśnie typ reakcji, zagryza się wzajemnie i marynuje w niedostatku.

Reakcja druga wyraża się w pragnieniu dorównania bogatszemu. Społeczność, w której taki typ reakcji dominuje, zazwyczaj burzliwie się rozwija. Głosowanie nad ustawą o podatku dochodowym od osób fizycznych pokazuje, że politycy są przekonani, iż schlebiając "chorobie czerwonych oczu", mogą zbić kapitał polityczny. Schlebianiem tym, niestety, wzmacniają objawy tejże choroby, ponieważ ludzie utwierdzają się w mniemaniu o słuszności takiej postawy.

Krótki kurs ekonomii na mszy

Dodatkowym problemem jest słaba znajomość zagadnień gospodarczych wśród duchowieństwa. Niedawno w moim kościele parafialnym odbywała się adoracja Najświętszego Sakramentu, podczas której ksiądz komentował aktualne problemy społeczno-ekonomiczne, ubierając ten komentarz w formę modlitwy. W pewnym momencie wyraził pogląd, że "im większy rozmiar własności prywatnej, tym większy jej procent powinien stanowić dobro wspólne".

Po nabożeństwie zapytałem go, kto jest autorem wysłuchanej właśnie "modlitwy", w której są tezy bolszewickie? Zaskoczony ksiądz zapytał, co konkretnie mam na myśli. Przypomniałem zatem zacytowany wcześniej pogląd wyjaśniając, że skoro "większy" procent własności prywatnej stanowi "dobro wspólne, to dobrze, to jeszcze większy procent" - to jeszcze lepiej. Najlepiej zatem, kiedy procent jest największy, czyli sytuacja, gdy 100 proc. własności prywatnej stanowi "dobro wspólne".

Postulat likwidacji własności prywatnej jest typowo bolszewicki - powiedziałem - i mam nadzieję, że Pan Jezus nie wysłucha tej niemądrej modlitwy. Najwyraźniej ów ksiądz uważał, że z "dobrem wspólnym" mamy do czynienia tylko wtedy, kiedy majątek pozostaje pod kontrolą i zarządem władzy publicznej.

Okazało się, że ksiądz ów nie słyszał o książce Jerzego Gildera "Bogactwo i ubóstwo" wydanej w "drugim obiegu" jeszcze w latach 80-tych. W niej to bardzo klarownie przedstawiono sposób, w jaki własność prywatna, bez żadnego jej "uspołeczniania", spełnia postulat powszechnego przeznaczenia dóbr, podkreślany przez naukę społeczną Kościoła. Dzieje się tak mianowicie, kiedy właściciel inwestuje. Czyni wtedy ze swego majątku dar dla innych ludzi, stawiając do ich dyspozycji dobra, których przedtem nie było, albo w ogóle, albo w tym miejscu. Jeśli trafnie odgadł rzeczywiste potrzeby innych, wówczas, w warunkach wolnego rynku, zostanie wynagrodzony zyskiem. Jeśli potrzeb tych nie odgadł, albo je zlekceważył (np. postanowił wypiekać chleb z cementu), zostanie za to ukarany utratą tego, co zainwestował.

Niestety, znaczna część, a może nawet większość środowisk opiniotwórczych nie zdaje sobie z tego sprawy i hołduje anachronicznym pragnieniom ożywiającym bojowników rewolucji bolszewickiej, którzy chcieli, żeby nie było bogatych. No, to nie było.

Stanisław Michalkiewicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Okami | prezydent | czerwony | ksiądz | procent | OCZ | choroby | rewolucja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »