Coraz więcej ropy przybędzie do Polski drogą morską

Czy Polska będzie sprowadzać ropę naftową z Iranu? Kraj ten szykuje się do zwiększenia eksportu w przededniu spodziewanego zniesienia międzynarodowych sankcji.

Nawet gdyby te zapowiedzi miały pozostać na papierze, i tak wszystko wskazuje na to, że coraz więcej ropy trafiać będzie do polskich rafinerii drogą morską.

Informację o tym, że Iran i Polska prowadzą intensywne rozmowy w sprawie dostaw do naszego kraju ropy, podała agencja prasowa IRNA (Islamic Republic News Agency). Jak oświadczył Amir Hossein Zamani Nia, irański wiceminister do spraw ropy, Teheran, który zarządza trzecimi co do wielkości, potwierdzonymi zasobami ropy naftowej na świecie, jest zainteresowany jej dostarczaniem nie tylko do rafinerii znajdujących się na terytorium Polski. W grę wchodzi również orlenowska rafineria w litewskich Możejkach.

Reklama

Wiadomo, że rafineria w Gdańsku już dziś mogłaby przerabiać irańską ropę. Technologicznie byłoby to możliwe dzięki temu, że Lotos zrealizował w swoim czasie program inwestycyjny "10+". Byłoby to także opłacalne. Zresztą Grupa Lotos sprowadzała już surowiec z leżącej po drugiej stronie Zatoki Perskiej Arabii Saudyjskiej, więc bliskowschodnia ropa w instalacjach została już przetestowana.

Ropa z daleka i z bliska

Generalnie wciąż dominującym dostawcą ropy do Polski pozostaje Rosja. Ten strumień surowca zasilają jeszcze dwa główne źródła. Pierwszym są zasoby krajowe: złoża lądowe eksploatowane przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo oraz złoża bałtyckie zagospodarowane przez Grupę Lotos. Drugim źródłem jest Norwegia. W niewielkich ilościach sprowadzaliśmy także ropę z Wielkiej Brytanii, Litwy, Łotwy, Ukrainy i Danii. Również z tak odległych krajów jak Kolumbia, Algieria, Irak czy Republika Południowej Afryki.

Z końcem tego roku, gdy ruszy terminal naftowy budowany w Gdańsku przez Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych "Przyjaźń", nasze możliwości dywersyfikowania dostaw ropy naftowej wzrosną znacząco.

- Połączenie terminalu z Naftoportem oraz całą krajową infrastrukturą logistyki naftowej pozwoli zamawiającym sprowadzać ropę z dowolnego kierunku na świecie - przekonuje Marcin Moskalewicz, prezes PERN.

Jak ujawnia, jego spółka podpisała właśnie umowę z PSI Polska na wdrożenie systemu informatycznego, który zoptymalizuje planowanie, rozliczanie, transport i magazynowanie ropy. Dzięki temu będzie można z aptekarską wręcz dokładnością przeładowywać ponad 100 jej gatunków.

- Patrzymy na całe przedsięwzięcie pragmatycznie - przyznaje Moskalewicz. - To nie tylko kwestia bezpieczeństwa energetycznego i "udrożnienia" naszego okna na świat, ale także okazja do tego, by zarobić razem z firmami handlującymi ropą.

Nie ukrywa przy tym, że ich zainteresowanie współpracą jest bardzo duże. Już rok temu, gdy budowa gdańskiego terminalu była jeszcze na dość wczesnym etapie, informowano o zawarciu długoterminowego porozumienia z firmą Eni Trading & Shipping, należącą do włoskiego koncernu naftowego Eni.

Marcin Moskalewicz zapewnia, że umowa z Włochami nie jest jedynym kontraktem zawartym z firmą handlującą ropą.

- Nie podajemy do publicznej wiadomości informacji na temat każdego podpisanego przez nas kontraktu. Mogę jednak powiedzieć, że mamy już umowy praktycznie z wszystkimi najważniejszymi traderami działającymi na rynku europejskim - mówi.

Do grupy kluczowych graczy należą tu takie firmy, jak holenderski Vitol, szwajcarskie Gunvor International, Glencore Energy i Mercuria Energy Grup czy francuski Total Trading & Shipping.

Prezes PERN nie potwierdza wprawdzie oficjalnie, że właśnie z tymi firmami jego spółka zawarła umowy, ale zapewnia, że śpi spokojnie i nie martwi się tym, jak terminal będzie wykorzystywany.

- W zasadzie żałujemy, że on jeszcze nie funkcjonuje. Najlepszy bowiem biznes jest wtedy, gdy na rynku dochodzi do gwałtownych ruchów cen, z czym właśnie mamy do czynienia - mówi. I dodaje: - Śmiejemy się, że dziś niemal wszystkie tankowce pozamieniane zostały na magazyny ropy.

Większe okno na świat

Jak ocenia Dariusz Kobierecki, prezes należącego do grupy PERN Naftoportu, gdański terminal ma kolosalne znaczenie także z jego punktu widzenia.

- Z jednej strony uelastycznia on kwestię dostaw ropy - do tej pory ograniczała je pojemność magazynu w Górkach Zachodnich (ok. 900 tys. m sześc. - przyp. red.), a z drugiej: daje możliwość oferowania klientom zupełnie nowej usługi - przekonuje szef Naftoportu.

Paradoksalnie okazuje się bowiem, że przedsiębiorstwom tradingowym opłaca się sprowadzić ropę do Naftoportu, zmagazynować ją w terminalu, a po pewnym czasie ponownie załadować na statek i wyprawić w morze.

- Dla nas to czysty zysk, bo "kasujemy" takiego klienta dwukrotnie, nawet jeśli nie za tę samą stawkę, co dwóch różnych klientów - wyjaśnia Dariusz Kobierecki.

Nie ma też wątpliwości, że dostawy ropy do Polski drogą morską będą w najbliższych latach coraz bardziej zyskiwać na znaczeniu. Zresztą już zyskują. Jeszcze w 2009 r., jak wynika z danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego, na 20,3 mln ton ropy przerobionej przez polskie rafinerie jedynie 1,2 mln ton, czyli tylko niespełna 6 proc., pochodziło "z morza". Całą resztę sprowadzano ze Wschodu rurociągiem "Przyjaźń". Rok później za pośrednictwem Naftoportu trafiło do kraju około 1,5 mln ton surowca, czyli około 6,6 proc. z 22,8 mln ton całej jego dostarczonej ilości. Tymczasem w 2014 r. zużycie ropy w Polsce sięgnęło 24,2 mln ton, z czego za przyczyną Naftoportu do rafinerii Grupy Lotos i PKN Orlen trafiło w sumie 6,16 mln ton. To już ponad jedna czwarta całej krajowej konsumpcji.

Rosjanie też

Dariusz Kobierecki przewiduje, że ta tendencja się utrzyma i do Polski coraz więcej ropy trafiać będzie drogą morską.

- Po pierwsze wydaje się, że musimy nadal dywersyfikować drogi dostaw surowca; tym bardziej że ostatnimi czasy, w związku z sytuacją we wschodniej części Ukrainy, trochę zaufania do Rosji straciliśmy.

A po drugie? Prezes Naftoportu jest zdania, że również samym Rosjanom może coraz bardziej zależeć, by część ropy dostarczać morzem.

- Wygląda na to, że ze względu na wyczerpywanie się najbardziej dojrzałych, największych rosyjskich złóż, trudno im będzie utrzymać obecny poziom zasiarczenia ropy REBCO, czyli rosyjskiej odmiany eksportowej. A to może oznaczać, że tamtejsi producenci albo będą chcieli utrzymać jednolitość gatunkową rosyjskiej ropy, ale kosztem obniżenia jej jakości, a zatem i ceny, albo też z czasem zmuszeni zostaną do podjęcia decyzji o rozbiciu jej na dwa gatunki o różnych poziomach zasiarczenia - wyjaśnia Dariusz Kobierecki.

Według niego, niewykluczone, że ropa o wyższej jakości nadal popłynie przede wszystkim drogą lądową, czyli rurociągami, a surowiec o wyższej zawartości siarki trafiać będzie głównie na tankowce.

Za kilka lat dzięki Naftoportowi polski i niemiecki rynek zasilić może nawet kilkanaście milionów ton ropy rocznie. Mogłoby to oznaczać, że morzem przybędzie blisko połowa potrzebnej nam ropy.

Tyle tylko, że wzrost dostaw ropy drogą morską wcale nie oznacza automatycznego zmniejszenia roli Rosji jako naszego dominującego jej dostawcy.

Od lat udział rosyjskiej ropy w całości przerabianego przez polskie rafinerie surowca oscyluje wokół 90 proc. Wprawdzie w zeszłym roku nieznacznie się zmniejszył - z 93 proc. w latach 2012-13 do 91,1 proc. w roku 2014, - ale też był już mniejszy w latach 2010- 11, gdy wynosił około 90 proc. Systematycznie rośnie natomiast ilość rosyjskiej ropy, która, zamiast rurociągiem, transportowana jest do naszego kraju drogą morską.

- W zeszłym roku przyjęliśmy łącznie 8,89 mln ton, z czego około 7 mln ton stanowiła ropa z Rosji - informuje szef Naftoportu. Zastrzega jednak zaraz, że dotyczy to zarówno surowca dla rafinerii krajowych, jak i dla dwóch zakładów niemieckich - w Schwedt i Leunie, do których ropę z Gdańska pompuje systemem rurociągów PERN.

Takie zmiany w systemie transportu ropy ze Wschodu w dużej mierze wynikają z polityki samej Rosji: skrupulatnie dba ona, by maksymalnie wykorzystywane były jej bałtyckie terminale eksportowe w Primorsku i Ust-Łudze.

600 tankowców

Zarówno Orlen, jak i Lotos przekonują, że wcale nie jesteśmy skazani na ropę z Rosji. Przerabiamy ją, bo to się nam opłaca. Gdyby jednak z jakiegoś powodu miało jej zabraknąć, obie rafinerie bez większego problemu są w stanie przestawić się na dostawy z innych kierunków. Mimo to wizja "wyschnięcia" rurociągu "Przyjaźń" co kilka lat powraca w rynkowych komentarzach. Dziś jest jednak bardzo mało prawdopodobna. Choćby dlatego, że jednym z kluczowych udziałowców rafinerii PCK w Schwedt, którą "Przyjaźń" zaopatruje, pozostaje rosyjski Rosnieft.

Z logistycznego punktu widzenia potrzeby polskich rafinerii mogłyby w razie konieczności zostać z nawiązką zaspokojone w całości przez Naftoport. Jego zdolności przeładunkowe przekraczają 40 mln ton rocznie, gdy Płock i Gdańsk przerabiają w sumie około 24 mln ton. Prezes Kobierecki szacuje zresztą, że w sytuacji awaryjnej zdolności przeładunkowe Naftoportu można znacząco zwiększyć.

- W ciągu roku bylibyśmy w stanie rozładować nawet 200 tankowców przewożących po 100 tys. ton ropy na każdym z trzech głównych stanowisk. To daje w sumie nawet 60 mln ton ropy - wylicza.

Zastrzega jednak, że na razie ograniczeniem staje się infrastruktura logistyczna poza Naftoportem: Rurociąg Pomorski na odcinku Gdańsk-Płock ma przepustowość około 30 mln ton, a Grupa Lotos jest w stanie przyjąć nieco ponad 10 mln ton surowca rocznie.

Piotr Apanowicz

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: Rosja | gaz | ropa naftowa | paliwa | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »