Członek RPP jak rolnik

Będący dotąd wyznacznikiem temperatury atmosfery wokół Rady Polityki Pieniężnej proces kilku jej członków o domniemane zaległe wynagrodzenia traci tempo.

Będący dotąd wyznacznikiem temperatury atmosfery wokół Rady Polityki Pieniężnej proces kilku jej członków o domniemane zaległe wynagrodzenia traci tempo.

Pewnie z tego powodu atmosfera wokół sprawy, która wczoraj doczekała się kolejnej odsłony, robi się senna. Proces tymczasem ma dla tej i kolejnych rad znaczenie fundamentalne - wyrok usankcjonuje - lub nie - stosunek między członkami RPP a Narodowym Bankiem Polski.

Sześcioro członków RPP - Wiesława Ziółkowska, Bogusław Grabowski, Cezary Józefiak, Jerzy Pruski, Grzegorz Wójtowicz i Dariusz Rosati domagają się od Leszka Balcerowicza, prezesa NBP, ponad 325 tys. zł każdy. Twierdzą bowiem, że przez trzy lata nie otrzymywali - jak chce ustawa - pensji wiceprezesów NBP. Członkowie uważają także, że pozostają w stosunku pracy z bankiem centralnym. I to jest główny punkt sporu.

Reklama

I tu jest pies pogrzebany. Jak dowodziła wczoraj przed sądem Hanna Gronkiewicz-Waltz, ówczesna prezes NBP, członkowie RPP sami nie chcieli, by z bankiem łączył ich stosunek pracy. Punktem zapalnym były przeróżne wyjazdy, na które kierownictwo NBP nie wyrażało zgody. Wówczas członkowie rady uznali, że bank nie ma takiego prawa, bo oni są organem, a nie pracownikami. NBP wziął więc sobie sprawę do serca i płacił członkom RPP jak organom, nie zaś jak pracownikom. Stąd - w telegraficznym skrócie - uzbierało się 325 tys. zł na każdego członka.

Ustalenie, czy zarząd NBP ma, czy nie ma nad członkami RPP uprawnień pracodawcy w stosunku do pracowników, ma dwa istotne aspekty. Po pierwsze finansowy - pracownik ma prawo do - ogólnie rzecz ujmując - większych pieniędzy. Jednak jeśli tak uzna sąd, będzie to oznaczało, że członkowie rady będą musieli zachowywać się jak wszyscy pracownicy - przychodzić do pracy, pytać o zgodę na urlop czy wyjazd.

Skarżący prezesa NBP członkowie rady zdają się stać po środku - pieniądze tak, obowiązki raczej nie.

Pozostaje oczywiście pytanie, czy będąc urzędnikiem państwowym i zarabiając kilka średnich krajowych powinno się walczyć o dodatkowe - bagatela - 300 tys. zł. Z prawnego punktu widzenia należy się. Z drugiej strony awantura wokół dopłat dla rolników pokazuje, że każdy woli mieć więcej, niż mniej. Czy są jednak granice przyzwoitości? Moim zdaniem, są. Najlepiej pokazuje to przykład trzech pozostałych członków RPP, którzy do sądu nie poszli. Znaczy, że ich sytuacja życiowa nie jest taka zła. I dobrze - RPP powinna pracować w komforcie. Który przede wszystkim musi sobie stworzyć sama.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »