Czy grozi nam epidemia strachu?

Świńska grypa atakująca rynek finansowy? Niedorzeczne - chociaż... Rynki reagują na rozmaite bodźce i nieraz trudno wychwycić w gąszczu zależności czynniki decydujące.

Świńska grypa atakująca rynek finansowy? Niedorzeczne - chociaż... Rynki reagują na rozmaite bodźce i nieraz trudno wychwycić w gąszczu zależności czynniki decydujące.

Rynki finansowe są niemal zawsze podatne na nieoczekiwane, dramatyczne i groźne wydarzenia. Jak podkreśla Roman Przasnyski, główny analityk Gold Finance, zwykle najsilniejsza reakcja występuje na samym początku, zaraz po pojawieniu się informacji. Wówczas strach i niepewność są największe, a rynki są najbardziej wrażliwe na niepewność.

Mimo to, niełatwo uwierzyć, że na świńską grypę mogłyby "zachorować" finanse.

- To zestawienie wydaje się dość abstrakcyjne - uważa Arkadiusz Protas, wiceprezes Business Centre Club. - Owszem, związek pojawiłby się w przypadku rzeczywistej epidemii i paniki. Obecnie mamy do czynienia głównie z tematem medialnym i koniecznymi działaniami służb sanitarnych poszczególnych krajów w celu zapobieżenia rozprzestrzeniania wirusa. Oby się na tym skończyło - wymiar gospodarczy problemu się wtedy nie pojawi. Oczywiście, poza ograniczeniami dla rynku turystycznego w Meksyku. Żyjemy w świecie o tak silnych wpływach mediów, przy jednoczesnym braku samokontroli i refleksji w ich polityce informacyjnej, że nasza wiedza o świecie coraz mniej ma związku z rzeczywistością. Kto pięćdziesiąt lat temu z powodu śmierci kilku osób, w dalekim Meksyku, na nieznanego dotąd wirusa, rozważałby wpływ tego zdarzenia na światowe rynki finansowe?

Reklama

Zgubiliśmy rozsądek i umiejętność racjonalnej oceny zdarzeń.

Mimo to, takie zdarzenia jak - nie tylko globalne - epidemie mogą przecież zaburzyć wizerunek całych państw, a co za tym idzie zachwiać reputacją funkcjonujących na ich rynkach firm. Tu zaś zaczyna się reakcja łańcuchowa po linii wzajemnych zależności. Czy nie jest to zatem przynajmniej problem z dziedziny PR?

- Nie wydaje mi się, żeby problem świńskiej grypy miał bezpośrednie oddziaływanie na rynki finansowe - ocenia Sebastian Włodarski z agencji First PR. - Może mieć wpływ pośredni, ale w tej chwili wyłącznie teoretyczny. Można przyjąć, co chyba już ma miejsce, że wybuch pandemii i jej duże ogniska spowodują zmiany w niektórych sektorach rynku. Jeśli np. większość przypadków pochodzi z Meksyku, należy się spodziewać znacznego obniżenia ruchu turystycznego do tego kraju. Panika towarzysząca ewentualnym wyjazdom do Meksyku może więc spowodować, że znacznie ucierpi rynek usług turystycznych, hotelarstwo, gastronomia, przeloty lotnicze i transport, zmniejszą się podatki lokalne itp. Można wreszcie przyjąć, że nagły zastój spowoduje problemy w spłacie zobowiązań, obniżając płynność banków i innych instytucji finansowych.

Panika wzmagana przez media i kolejne przypadki prezentowane jako ogólnoświatowa pandemia stanowić tu już może "gwóźdź do trumny". Jeśli dana gospodarka jest znaczącym rynkiem regionalnym, a tak jest w przypadku Meksyku, efekt negatywnego wpływu może się rozprzestrzenić na sąsiednie kraje. Jak widać świńska grypa może mieć wpływ pośredni, teoretyczny i czysto hipotetyczny. W praktyce, nie uważam by obecna pandemia, która jest już właściwie pod kontrolą, mogła wyrządzić jakieś ogromne szkody międzynarodowemu systemowi finansowemu. W końcu musi się on ścierać z o wiele większym zagrożeniem, jakim jest trwająca już od jakiegoś czasu globalna recesja.

Epidemia strachu

W ciągu ostatnich kilku lat świat przeżywał trzykrotnie strach przed wielką epidemią. Dwie z nich miały swoje epicentrum w Azji. W 2003 r. mieliśmy ptasią grypę, nietypowe zapalenie płuc, znane pod nazwą SARS. Wcześniej, na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku, Europa przeżywała epidemię BSE, choroby, która spowodowała masową likwidację stad krów, a straty sięgały dziesiątek milionów euro. Obecnie panująca świńska grypa jest skrzyżowaniem ptasiej, świńskiej i ludzkiej - przypomina Roman Przasnyski. Każda z nich miała swoją dramaturgię, cechy specyficzne, różne skutki, ale też i wiele cech wspólnych, szczególnie jeśli chodzi o oddziaływanie na rynki finansowe.

- Cechą specyficzną świńskiej grypy jest duże nasilenie obaw i medialna wrzawa, ale też przesadzone reakcje niektórych ważnych przedstawicieli władz lub organizacji, których głos można powszechnie uznać za wiarygodny - mówi główny analityk Gold Finance.

- W pierwszej fazie epidemii SARS chińscy oficjele starali się bagatelizować zagrożenie i tuszować skalę niebezpieczeństwa. Stanowiskami zapłacili za to minister zdrowia i burmistrz Pekinu. Pewnie przejęli się tym dygnitarze z europejskich i międzynarodowych instytucji. Chyba aż za bardzo. Można zrozumieć ostrzeżenia głównego ekonomisty Międzynarodowego Funduszu Walutowego Oliviera Blancharda, który ostrzegał, że w niektórych krajach epidemia może spowodować bardzo poważne skutki. Co do tego nie ma wątpliwości. Szczególnie jeśli chodzi o kraj, w którym epidemia wybuchła oraz terytoria z nim sąsiadujące.

Lekki sceptycyzm urodzonych optymistów może budzić powoływanie się na teoretyczne szacunki, prowadzone przez Bank Światowy, mówiące, że gdyby doszło do poważnej epidemii na skalę globalną, koszty mogłyby sięgać bilionów dolarów. Trudno się dziwić, że w ostatnich dniach kwietnia, tuż po informacji o rozprzestrzenianiu się świńskiej grypy coraz dalej od granic Meksyku, odbyło się spotkanie w tej sprawie unijnych ministrów.

Nie można się też dziwić, że Światowa Organizacja Zdrowia podniosła do pięciu - w sześciostopniowej skali - stopień zagrożenia pandemią, bo to skutkuje uruchamianiem procedur zabezpieczających. Właściwie nie ma co dziwić się mediom, że zasypują swych odbiorców katastroficznymi wizjami, skoro dyrektor generalny Komisji Europejskiej do spraw zdrowia Robert Madelin w oficjalnej wypowiedzi stwierdza: "Tak, ludzie będą umierać. To nie jest kwestia, czy będą umierać, ale tego, jak wiele będzie ofiar, czy będą to tysiące, czy dziesiątki tysięcy". Między reakcją chińskiego i europejskiego ministra zdrowia widać skrajne różnice w podejściu do zagrożenia. I jedno, i drugie wydaje się niewłaściwe. Tym bardziej, że jednocześnie Madelin nie widział wielkiej potrzeby wprowadzenia przez Komisję Europejską zakazu podróży do Meksyku, lecz jedynie zachęcenie podróżujących do zachowania ostrożności. Wobec tak wielkiego zagrożenia pandemią, śmiercią być może dziesiątek tysięcy ludzi, środki zaradcze miałyby być niezbyt drastyczne.

Mieliśmy więc do czynienia z przesadą nie tylko w mediach.

Według danych WHO, ogłoszonych 3 maja, na świecie odnotowano 898 potwierdzonych przypadków zachorowań na świńską grypę, z czego 20 śmiertelnych. "Pandemia" pojawiła się w kilkunastu krajach. W graniczących z Meksykiem USA zachorowało 226 osób, a jedna zmarła. W Europie rekord padł w Hiszpanii - 40 chorych. Dla porównania: na SARS w 30 krajach zachorowało około 8400 osób, zmarło ponad 900. Straty związane z ptasią grypą, która miała daleko większy zasięg terytorialny i poważne skutki ekonomiczne, szacowano na kilkadziesiąt miliardów dolarów. Do bilionów, szacowanych przez Bank Światowy jeszcze bardzo daleko.

Rynki finansowe

zdaniem Romana Przasnyskiego, zachowały się wyjątkowo wstrzemięźliwie i racjonalnie. Na giełdach papierów wartościowych rzeczywiście indeksy zareagowały spadkami. Ale też epidemia nie wydaje się być jedyną ich przyczyną. Spadki cen przetoczyły się przez rynki niemal na całym świecie. Charakterystyczne jest to, że objęły nie tylko giełdy papierów wartościowych, ale i większość surowców, co było wynikiem obaw, że epidemia dołoży swoje do recesji w gospodarce. Spadki nie były jednak zbyt gwałtowne i trwały bardzo krótko. O żadnej panice nie było mowy. Stosunkowo najsilniejsza była reakcja giełd azjatyckich, ale spadki o 2-3 proc. nie należą do rzadkości w normalnych warunkach. Oczywiście niepokój był dostrzegalny i pojawiły się prognozy zakładające pogorszenie sytuacji i w globalnej gospodarce, i na rynkach finansowych. Niektóre, mocno przesadzone, wieszczyły ogromne spadki na giełdach, zawirowania na rynkach walutowych i wzrost cen złota nawet do 1800 dolarów za uncję. Po kilku dniach niepewności na rynki powrócił optymizm i indeksy biły kolejne rekordy.

Na wszystkich epidemiach najbardziej cierpiały linie lotnicze i inni przewoźnicy, biura podróży, firmy turystyczne, hotele, spółki paliwowe, handel oraz te, w które epidemia uderza bezpośrednio, np. drobiarskie, zajmujące się hodowlą i przetwórstwem mięsa itp. Tak też było i tym razem. Na świńskiej grypie najbardziej stracili posiadacze akcji linii lotniczych. Walory linii meksykańskich spadły o około 15 proc. Zniżki papierów firm azjatyckich i australijskich były znacznie łagodniejsze, w Europie akcje Lufthansy traciły około 9 proc., British Airways i Air France-KLM po 8 proc., papiery właściciela sieci hoteli Accor spadły o 6 proc. Nie były to więc spadki o dramatycznej skali. W czasie trwania kryzysu finansowego widzieliśmy już o wiele większe. W tym przypadku jedynym bankiem, który ucierpiał z powodu świńskiej grypy był największy meksykański bank Banco Bilbao Vizcaya Arentaria, którego akcji masowo się pozbywano.

Są też wygrani.

To przede wszystkim firmy farmaceutyczne i producenci sprzętu medycznego. Akcje GlaxoSmithKline i Roche, producentów leków stosowanych przy świńskiej grypie, poszły w górę o kilka procent. Błyskawicznie wyprzedano cały zapas masek chirurgicznych, więc ich producenci i dystrybutorzy z pewnością sezon zaliczą do udanych.

Skutki gospodarcze epidemii oczywiście najsilniej odczuwalne są w kraju, który stanowi centrum epidemii. Stąd tak wielki strach przed epidemią w krajach azjatyckich, dotkniętych najbardziej przez poprzednie epidemie. Podkopały one nieco gospodarki wychodzące z kryzysu, bo przecież 2003 r. to czas lizania ran po załamaniu "świata nowoczesnych technologii". W przypadku Meksyku szacuje się, że skutki świńskiej grypy spowodują uszczerbek PKB rzędu 0,5 proc. Ale to oczywiście zależeć będzie od dalszego przebiegu epidemii. Meksykańskie władze w pierwszych dniach maja ogłosiły, że epidemia jest w fazie schyłkowej, a jeśli tak, to i te szacunki wydają się przesadzone.

- W dalszej kolejności ucierpią gospodarki krajów silnie uzależnionych od przychodów z turystyki i handlu - twierdzi Roman Przasnyski. - Jeśli nastąpią perturbacje na rynku wieprzowiny, ich skutki dotkną gospodarki państw o dużym udziale rolnictwa, spadną ceny soi, kukurydzy i innych składników pasz. Dla polskiej gospodarki skutki świńskiej grypy będą mieć bardzo ograniczoną skalę i przyjmą formę chwilowych perturbacji na rynku wieprzowiny.

Medialny wirus

Również według Anny Sołowskiej, redaktor naczelnej portalu Inwestycje. pl, na razie trudno oprzeć się wrażeniu, że wirus A/H1N1 najszybciej rozprzestrzenia się w mediach.

- Z podobnymi przypadkami mieliśmy już do czynienia w niedalekiej przeszłości. Gdyby sam wirus rozprzestrzeniał się równie szybko jak informacja o nim, to nie tylko kondycja rynków finansowych, ale i populacja całego globu byłaby poważnie zagrożona - ironizuje Anna Sołowska. - Niewątpliwie takie wydarzenia jak pandemie, także wśród inwestorów, mogą mieć wpływ na kondycję globalnych rynków finansowych. Nie zapominajmy jednak, że w przypadku świńskiej grypy mówimy o zagrożeniu pandemią, a nie o samej pandemii, ale niestety już teraz można zaobserwować pewne syndromy paniki, a to nie wróży dobrze rynkom finansowym.

Jeszcze kilka dni temu temat świńskiej grypy rozpoczynał wszystkie serwisy informacyjne, a ich odbiorca mógł mieć nie lada problem z ustaleniem podstawowej kwestii - mamy pandemię czy grozi nam pandemia? Temat przewijał się również przez tytuły praktycznie wszystkich komentarzy giełdowych, walutowych i surowcowych.

Analitycy rynków akcji wiązali świńską grypę ze spadkami indeksów, zwracając przy tym uwagę, że wirus mógł być bardziej wytłumaczeniem owych spadków niż faktyczną przyczyną przeceny. Świńska grypa dotarła też na rynek walutowy. Na wartości traciła oczywiście meksykańska waluta, co pośrednio odbiło się na sytuacji złotego. Słabsze peso, które odgrywa znaczącą rolę w koszyku walut rynków wschodzących, wpłynęło na inne waluty tego koszyka, takie jak właśnie polski złoty czy węgierski forint.

Obawy o rozprzestrzenienie świńskiej grypy pojawiły się również na rynku surowców. Do głosu doszły opinie, że wirus może spowodować spadek produkcji wieprzowiny, a co za tym idzie zapotrzebowania na paszę. Mówiono wręcz o zagrożeniu dla międzynarodowego handlu żywnością. Ostatnio jednak szum medialny wokół świńskiej grypy przycichł i zaczęły się pojawiać uspokajające informacje i łagodniejsze komentarze.

Może temat się znudził?

Trudno wyrokować, jakie konsekwencje dla Polski będzie miała sprawa świńskiej grypy. Nasz kraj nie jest samotną wyspą i w razie gdyby wirus wpłynął negatywnie na zagraniczne rynki finansowe, konsekwencje mogłyby pośrednio dotknąć także Polskę.

Grypa wypiera kryzys

- Współczesne inwestowanie to bardziej gra i psychologia rynkowa niż tradycyjna ekonomia - uważa Bogusław Półtorak, główny ekonomista z portalu Bankiera - Rynki finansowe zawsze pozostają w ścisłej relacji ze sferą realną gospodarki, ale ich reakcja często jest zaprzeczeniem zdroworozsądkowych zasad. W trudnym momencie globalnego kryzysu finansowego każdy rodzaj dodatkowego ryzyka może być przecież odbierany jako kolejny element destabilizujący sytuację. Pandemia grypy nie jest oczywiście pierwszym tego rodzaju zjawiskiem w historii ludzkości. Możemy na podstawie poprzednich takich zjawisk określić możliwe scenariusze reakcji społeczeństw i gospodarek. Pandemia grypy może powodować zjawiska społeczne i wpływa na relacje międzyludzkie.

Ograniczanie podróży, kontaktów ma już negatywne skutki gospodarcze. Ignorowanie możliwej pandemii nie jest więc pożądane, tak samo jak próby izolacjonizmu. Może bowiem się okazać, że negatywne skutki ewentualnej paniki, związanej z obawami przed chorobą, mogą być dużo większe niż rzeczywiste skutki samej choroby. Z punktu widzenia uczestników rynków finansowych zmienia się w takiej sytuacji perspektywa inwestycyjna. Możliwy jest paniczny odwrót inwestorów od branż narażonych na straty w wyniku awersji do ryzyka pandemii. Duże perspektywy otwierają się natomiast przed firmami z branży farmaceutycznej lub producentów artykułów higienicznych. Najbardziej narażone na straty są państwa, w których pandemia ma swoje źródło. Dotyczy to przede wszystkim kosztów ograniczenia aktywności gospodarczej i działań prewencyjnych, a także kosztów związanych z minimalizowaniem kontaktów z zagranicą. W krajach narażonych w dalszej kolejności, działania prewencyjne mogą wręcz przynieść pozytywne efekty. W Polsce zmienia się całkowicie chociażby postrzeganie kwestii reformy służby zdrowia. Konieczne w takiej sytuacji zwiększenie jej efektywności może być argumentem za przyspieszeniem przemian polskiej służby zdrowia i np. prywatyzacją. Próbując ocenić wpływ pandemii grypy na polski rynek finansowy można stwierdzić, że pierwszym jej efektem było odwrócenie uwagi mediów od problemów sektora finansowego. Kuriozalnie sprzyja to uspokojeniu nastrojów i przywraca zaufanie do instytucji rynkowych. Skupienie negatywnych sentymentów poza rynkiem finansowym może być wbrew pozorom korzystne, pod jednym jednak warunkiem - że epidemia grypy nie przerodzi się za kilka miesięcy w ogólnoświatowy kataklizm.

Punktowy wpływ

Również Grzegorz Wach, analityk Finamo, uważa, że w ocenie tego jak świńska grypa wpłynie na światową gospodarkę, kluczowa jest odpowiedź na pytanie o jej zasięg.

- Skoro obecnie zmagamy się ze skutkami kryzysu sektora finansowego, to dodatkowo w perspektywie mogą ponownie pojawić się znaczne koszty związane z podjęciem środków prewencyjnych - zauważa Grzegorz Wach. - Obecna niewielka liczba zachorowań i przypadków śmiertelnych wskazuje na duże znaczenie aspektu psychologicznego. Natomiast wpływ świńskiej grypy na światowe giełdy jest punktowy. Wzrost notują firmy z branży farmaceutycznej w odpowiedzi na oczekiwania zwiększenia nakładów na leczenie i potencjalne prace związane z poszukiwaniem szczepionki. Atmosfera obaw może wpłynąć również na wyceny akcji biur podróży oraz innych związanych z przemysłem turystycznym.

Należy jednak wątpić, czy ta sytuacja znajdzie silne przełożenie na ocenę przez inwestorów całego koszyka emerging markets, do którego zaliczany jest Meksyk, ale też i Polska. W kontekście polskiej gospodarki istotniejsze jest to, jaki wpływ epidemia świńskiej grypy wywrze na stopień wykorzystania elastycznej linii kredytowej z MFW przez Meksyk, o którą ubiega się też nasz rząd. Jeśli Meksyk stosunkowo szybko zużyje otrzymane środki, walcząc ze skutkami grypy, może to wpłynąć negatywnie na ocenę tego nowego instrumentu oferowanego przez fundusz.

- Rynki finansowe to przede wszystkim subiektywne wyobrażenia inwestorów oraz oczywiście ich emocje - potwierdza Michał Poła, analityk New World Alternative Investments.

- Historyczne doświadczenia pokazują, że fakty dotyczące na przykład pandemii są niezbyt skrupulatnie analizowane i na wszelki wypadek inwestorzy wolą usunąć się na chwilę z rynku. Tak rodzą się nieracjonalne i często gwałtowne ruchy cen aktywów. Skojarzenia następują często hasłowo. "Świnia", "wieprzowina", "pasze" - ten łańcuch powiązań już po pierwszych doniesieniach o wybuchu epidemii negatywnie nastawił inwestorów do rynku wieprzowiny i na przykład soi. W krótkim czasie zmienność notowań na tych aktywach istotnie wzrosła. To samo dotyczy transportu czy turystyki. Jeżeli podróż nie jest konieczna, wielu ludzi może wyjść z założenia, że u siebie czują się bezpiecznie i nie chcą ryzykować.

W tej chwili jednak sytuacja wydaje się opanowana i rozprzestrzenianie się wirusa istotnie zostało zahamowane. Jednak na całokształt funkcjonowania rynków pandemia świńskiej grypy wpływa w niewielkim stopniu. Absolutnie marginalny jest aspekt rozprzestrzeniania się zarazy u świń, choć oczywiście nie pozostaje bez znaczenia - instytucje weterynaryjne na całym świecie trzymają rękę na pulsie. Oczywiście nie ma mowy o skali zagrożenia (w sensie geograficznym), jak w przypadku ptasiej grypy. Jakkolwiek mocno by chciała, świnia nie poleci.

Rynki finansowe pozostają względnie spokojne, bo względnie spokojni pozostają ludzie. Jeżeli jednak masowo ujawniać się będą przypadki zachorowań i, co gorsza, śmiertelnych ofiar nowej grypy, większość rynków może dosłownie oszaleć. W oparciu o ostatnie doniesienia medialne, taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny.

Za dobrze, by zaszkodzić

- Przypadek świńskiej grypy był potwierdzeniem zasady, że o koniunkturze na rynkach finansowych od samych napływających wiadomości więcej mogą powiedzieć reakcje inwestorów na nie - komentuje Krzysztof Stępień, główny ekonomista Expandera. - Ostatni tydzień kwietnia zdominowała dyskusja nad wpływem nasilającej się epidemii świńskiej grypy na globalną koniunkturę gospodarczą i giełdową.

Przeważało przekonanie, że choroba stanie się dodatkowym wyzwaniem przy zwalczaniu recesji. Tymczasem inwestorzy nie wystraszyli się epidemii. Ceny akcji szły w górę. Co więcej, spółki farmaceutyczne, które wskazywano jako beneficjentów choroby, zyskiwały mniej niż cały rynek. Indeks spółek farmaceutycznych w Ameryce poszedł w ostatnim tygodniu kwietnia w górę o około 0,5 proc., nieco mniej niż S&P 500. Jednocześnie to giełda w Stanach Zjednoczonych wydawała się najbardziej odporna na doniesienia związane ze świńską grypą. To mogło dziwić. Ze względu na bliskość położenia i powiązania gospodarcze z Meksykiem, to ona powinna najwyraźniej reagować na takie zagrożenie. Dlatego trudno było poważnie brać tłumaczenie słabszych nastrojów na początku ostatniego tygodnia kwietnia nasilającą się epidemią. Dla inwestorów znacznie ważniejsze pozostawały inne kwestie.

W kontekście reakcji inwestorów na pojawiające się wiadomości, ciekawa była szczególnie sesja z 29 kwietnia w USA. Pod jej koniec podniesiono alarm związany ze świńską grypą do poziomu 5. Jednak przeszło to bez echa. Inwestorzy zignorowali tamtego dnia także złe dane o amerykańskim PKB w I kwartale, jak również informacje o tym, że przynajmniej 6 z 19 badanych podczas stress testu banków potrzebować będzie wzmocnienia kapitałowego (dziś wiadomo, że takich banków będzie 10).

Dla Bank of America konieczną kwotę szacuje się na 34 mld dolarów. Do tej pory w czasie kryzysu pozyskał 78 mld dolarów świeżego kapitału. Inne instytucje potrzebować będą mniejszych środków. To oznacza, zdaniem Krzysztofa Stępnia, dalsze rozwadnianie zysków i stwarza presję na kursy akcji. Może się to przełożyć na pogorszenie klimatu wokół sektora finansowego. Jego kondycja jest zaś kluczowa z punktu widzenia możliwości poprawy koniunktury gospodarczej. Taki wynik stress testu oznacza, że sektor finansowy wciąż jeszcze nie jest w pełni uleczony. Tym samym pod znakiem zapytania staje trafność założenia inwestorów, będącego jedną z najważniejszych przyczyn ostatniej poprawy koniunktury. Dotyczyła tego, że problemy banków odchodzą do przeszłości.

Równocześnie rynek wykonał tamtego dnia jeszcze jedną nieoczekiwaną woltę. Po tym, jak Rezerwa Federalna wlała w serca inwestorów trochę optymizmu dotyczącego perspektyw gospodarki USA, wskazując na spowalnianie tempa negatywnych zjawisk, kursy akcji obniżyły się. Było to zaskakujące i pokazywało, że trudno ostatecznie znaleźć jeden schemat reakcji na pojawiające się wiadomości. Kolejnego dnia, czyli na ostatniej sesji minionego miesiąca, inwestorzy nie przejęli się słabszymi od oczekiwanych danymi o wydatkach i dochodach Amerykanów w marcu.

- W czasie dobrej koniunktury inwestorzy mają skłonność do wyolbrzymiania znaczenia dobrych wiadomości i ignorowania złych; w bessie jest odwrotnie - przypomina starą zasadę główny ekonomista Expandera. - Obserwacja reakcji inwestorów jest więc pomocna przy określaniu panujących na giełdach średnioterminowych tendencji. Te z ostatnich dni potwierdzają obecność trendu wzrostowego. Wyraźnie widać, że inwestorzy żyją nadziejami na lepszą przyszłość.

Wielkości bez znaczenia

- Problem świńskiej grypy zaskoczył rynki finansowe z początkiem ostatniego tygodnia kwietnia, najlepszego od kilku lat miesiąca dla rynków akcji - podkreśla Jacek Rzeźniczek, główny analityk Secus Asset Management. - W poniedziałek 27 kwietnia większość światowych giełd zanotowała wyraźne spadki, ale czy te spadki były faktycznie wynikiem niepokojących doniesień o rozprzestrzenianiu się wirusa? Można wskazać co najmniej kilka innych przyczyn pogorszenia nastroju na rynkach. Jedną z nich, i kto wie czy nie ważniejszą, był chociażby raport "Wall Street Journal", z którego wynikało, że wyniki stress testów przeprowadzonych dla 19 amerykańskich banków są niepomyślne dla Citigroup oraz Bank of America. Doświadczenie ostatnich lat, a zwłaszcza szalejący w 2003 r. na kontynencie azjatyckim wirus SARS, sugeruje zachowanie przez inwestorów spokoju, przynajmniej na obecnym etapie rozwoju choroby. Według szacunków meksykańskiego ministra finansów, grypa będzie kosztowała gospodarkę tego kraju 2,3 mld dolarów, a PKB może spaść 0,3-0,5 proc. Dla gospodarki globalnej te wielkości nie mają większego znaczenia. Rynki finansowe nie przejmują się problemem, czego najlepszym dowodem jest dotychczasowy (do 5 maja) wzrost samego Mexican Bolsa Index (indeksu giełdy meksykańskiej) o 3,8 proc. od 24 kwietnia (ostatnia sesja przed nagłośnieniem problemu) do najwyższego poziomu w cenach zamknięcia od 3 października 2008 r.

Obecnie rynki akcji są w fazie odreagowania wielomiesięcznej bessy oraz dyskontowania spodziewanej za kilka miesięcy poprawy w gospodarce. Problem świńskiej grypy szybko zszedł z czołówek prasy finansowej i na razie nie jest w stanie wstrząsnąć rynkami. Na razie należy się spodziewać m.in. znacznego spadku popytu na wieprzowinę czy też ograniczeń w handlu mięsem. Niektóre kraje, w tym Rosja, już wprowadziły zakaz importu wieprzowiny z krajów, w których potwierdziły się przypadki zachorowań.

Gdyby jednak doszło do ogłoszenia najwyższego, szóstego stopnia zagrożenia równoznacznego z pandemią i sprawdziłyby się czarne scenariusze UE, według których wirusem może się zarazić nawet 40 proc. ludności, negatywny wpływ na rynki byłby trudny do przewidzenia. Światowa gospodarka mogłaby się skurczyć o kilka procent, co nie pozostałoby bez wpływu na zachowanie rynków finansowych.

TOMASZ BORKOWSKI

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »