"Drugiego expose" - wzbudziło moją aprobatę!

To, w jakim stopniu pomysły premiera mi się podobają niestety w odwrotny sposób zależy od planowanych na nie nakładów. By nie zaczynać jak zwykle od krytyki, wymienię krótko te elementy wystąpienia Donalda Tuska, które wzbudziły moją zdecydowaną aprobatę.

To, w jakim stopniu pomysły premiera mi się podobają niestety w odwrotny sposób zależy od planowanych na nie nakładów.  By nie zaczynać jak zwykle od krytyki, wymienię krótko te elementy wystąpienia Donalda Tuska, które wzbudziły moją zdecydowaną aprobatę.

Po pierwsze podoba mi się położenie nacisku na politykę pronatalistyczną. Demografia w Polsce jest problemem bardzo poważnym, którego wprawdzie nie da się rozwiązać decyzjami politycznymi, ale na pewno państwo może zrobić jeszcze sporo, by ułatwić posiadanie dzieci. Przedstawiane rozwiązania nie są zbyt kosztowne, nie nakładają też dodatkowych ciężarów na pracodawców, co groziłoby wzrostem bezrobocia wśród młodych kobiet.

Po drugie z ulgą przyjąłem porzucenie pomysłu obciążenia składką na ZUS elastycznych form zatrudnienia. Zwłaszcza w czasach spowolnienia gospodarczego wzrost opodatkowania pracy groziłby niczemu nie służącym wzrostem bezrobocia. Dobrym pomysłem, choć ryzykownym ze względu na możliwość nadużyć, jest zniesienie obowiązku płacenia VAT-u od towarów, które sprzedano, ale klient jeszcze nie zapłacił.

Reklama

Po trzecie podoba mi się pomysł standaryzacji usług policyjnych, czyli jak rozumiem ułatwienia obywatelom kontaktu z komisariatem. Czasochłonna procedura zgłaszania przestępstw oraz stan i wyposażenie pomieszczeń dla interesantów na pewno nie zachęcają do zawiadamiania organów ścigania, a przecież wiadomo, że w rozwiniętych krajach większość przypadków naruszenia prawa jest zgłaszanych przez obywateli, a nie wykrywanych przez policję.

Wymienione trzy sprawy mają charakter raczej drobnych zmian. Czy polityka prorodzinna zasłuży na miano rewolucyjnej, dopiero się dowiemy. Gro środków, których mówił premier, przeznaczona zostanie na zupełnie inne cele. W pierwszej kolejności Donald Tusk wymienił utworzenie spółki pod roboczą nazwą "Inwestycje Polskie", która miałaby zająć się wspieraniem ze środków publicznych różnego rodzaju projektów inwestycyjnych, przede wszystkim - jak rozumiem - infrastrukturalnych. Co do tego pomysłu mam bardzo mieszane uczucia.

Przede wszystkim nie podoba mi się, że Inwestycje Polskie mają zostać sfinansowane ze środków pochodzących z pakietów akcji, które Skarb Państwa złoży w depozycie w Banku Gospodarstwa Krajowego. Z jednej strony bowiem oznacza to, że akcje nie zostaną szybko sprzedane, czyli wstrzymana zostanie prywatyzacja niektórych przedsiębiorstw.

Nie dziwi w tym kontekście negatywna reakcja kursów spółek z udziałem Skarbu Państwa na słowa premiera. Z drugiej strony zwiększy się wpływ urzędników państwowych na kierunek polityki inwestycyjnej w Polsce. Ambitny plan inwestycji w infrastrukturę drogową, kolejową i energetyczną może przynieść zaś gospodarce stosunkowo niewielkie korzyści, będąc jednocześnie potężnym obciążeniem dla finansów publicznych.

Na pewno cały czas brakuje w Polsce przyzwoitych połączeń drogowych między głównymi miastami. Potrzebne są z pewnością nowe bloki energetyczne, gdyż popyt na energię elektryczną będzie rósł, a dotychczasowa infrastruktura nie pozwala na jego zaspokojenie. Pytanie tylko, czy w tym drugim przypadku państwo musi wyręczać prywatnych inwestorów. Jednak plany premiera są znacznie ambitniejsze, w szczególności wspomniał o inwestycjach w tabor i sieci kolejowe wysokości 30 miliardów złotych.

Na tym przykładzie widać, że lepszą inwestycją publiczną byłoby spłacenie części długu, który kosztuje nas około 4,5% rocznie. Byłby to pewny i to w dodatku wyższy zwrot niż inwestowanie w PKP. Po pierwsze bowiem główne problemy kolei mają charakter polityczny, a nie finansowy. Są to przerost zatrudnienia, konieczność obsługi nierentownych połączeń, czy postawa wobec klienta nierozłączna, jak się zdaje, z państwową formą własności. Więcej pieniędzy tylko utrwali ten stan. Po drugie nie można zamykać oczu na efekt kanibalizmu w publicznych inwestycjach. Poprawa jakości dróg w Polsce już przyczyniła się do wejścia na rynek przewoźników autobusowych prezentujących znacznie bardziej konkurencyjną ofertę niż PKP. Niestety im więcej autostrad tym gorzej dla kolei. Za kilka lat mimo poprawy infrastruktury kolejowej i tak nie będzie klientów, gdyż będą poruszali się po nowo wybudowanych drogach.

Można by długo wymieniać, czego premier nie powiedział, a odnośnie czego miałem (raczej niewielką) nadzieję, że pojawi się w jego wystąpieniu. Zamiast tego jednak chciałbym podzielić się niepokojem odnośnie bardziej ogólnej sprawy.

Uderzyło mnie, jak bardzo premier koncentruje się na wskaźnikach (PKB, doing business, bezrobocie) zamiast na rzeczywistości gospodarczej. To, że z powodu jakiś reform przejściowo spadnie PKB lub wzrośnie bezrobocie nie jest samo w sobie dostatecznym argumentem, by ich nie podejmować. Gdyby tak konsekwentnie myśleć, nie należałoby w ogóle rozpoczynać w Polsce procesu transformacji ustrojowej - spadek PKB i wzrost bezrobocia był przecież wtedy najwyższy w historii. Na szczęście ludzie, którzy byli wtedy u władzy mieli dość politycznej odwagi, by widzieć coś więcej niż bieżące wskaźniki.

Maciej Bitner

Główny Ekonomista Wealth Solutions

Wealth Solutions
Dowiedz się więcej na temat: premier | Niestety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »