Duży wzrost cen. Inflacja przyspiesza nie tylko w Polsce

Polska nie jest jedynym krajem, który notuje coraz wyższą inflację, ale nasz skok cen z 2,4 proc. w lutym do 3,2 proc. w marcu jest wyjątkowy w grupie dużych i dobrze rozwiniętych gospodarek. Możemy się pocieszać, że szybko od deflacji do inflacji przechodzą kraje strefy euro i że coraz większe tempo wzrostu cen mają Amerykanie.

Jest przesądzone, że światowa gospodarka wychodząca z pandemicznego kryzysu i wracająca do wysokiego poziomu aktywności zapłaci za tę dobrą zmianę podwyższoną inflacją. Kreacja pieniądza przez banki centralne i utrzymywanie niskich stóp procentowych nie może na dłuższą metę pozostać bez wpływu na ceny towarów i usług.

Jest drożej

W największych krajach Europy Zachodniej jeszcze pod koniec 2020 roku notowano spadek cen (deflację). W tej chwili w strefie euro dominuje ponadjednoprocentowa inflacja. Przy okazji przekonaliśmy się, ile daje obniżanie stawek VAT. Na takich ruch przez kilka miesięcy w zeszłym roku zdecydowali się Niemcy. I właśnie u naszych zachodnich sąsiadów po powrocie do wyższego VAT nastąpiło wyjątkowo dynamiczne przejście od deflacji do inflacji.

Reklama

W Stanach Zjednoczonych inflacja konsumencka wzrosła z 1,7 proc. w lutym do 2,6 proc. w marcu, a inflacja bazowa z 1,3 do 1,6 proc. Jerome Powell, szef amerykańskiego banku centralnego (Fed), przypomina jednak, że jego instytucja nie będzie spieszyła się z normalizacją polityki monetarnej. Podkreśla, że Fed nie zacznie rozważać podwyżek stóp procentowych, zanim stopa bezrobocia w USA nie spadnie z 6 proc. do 3,5 proc. Z kolei inflacja zaniepokoiłaby sterników amerykańskiej polityku pieniężnej, gdyby przez dłuższy czas utrzymywała się powyżej 2 proc.

Szefa oddziału Fed w St. Louis James Bullard dokłada do tego jeszcze jeden warunek, bardziej medyczny niż ekonomiczny - konieczne jest zaszczepienie przeciwko covidowi 75-80 proc. Amerykanów.

Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!

Dużo pustego pieniądza

Pewne zjawiska i trendy w Polsce są bardzo podobne do tych amerykańskich. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że duży udział w śrubowaniu polskiej inflacji ma emitowanie przez NBP pustego pieniądza, który w postaci tarcz antykryzysowych trafia na rynek. Swoje znaczenie mają też podwyższone wydatki socjalne, czyli dodatkowe pieniądze trafiające w ostatnich latach i miesiącach głównie do rodzin z niepełnoletnimi dziećmi, a także do emerytów i rencistów. Warto dodać, że w USA w marcu miliony ludzi odebrały czeki pomocowe, co przyczyniło się do wzrostu konsumpcji, sprzedaży detalicznej i inflacji.

Niektórzy eksperci są pewni, że globalna gospodarka zmierza w złą stronę. Słynny profesor ekonomii Nouriel Roubini (Doktor Zagłada) jest konsekwentnie pesymistyczny w swoich prognozach już od roku, czyli od czasu, gdy pandemia zaczęła się na dobre rozwijać w USA i na świecie. Twierdzi, że banki centralne i rządy robią zbyt dużo, by stymulować rynki. Pyta co się stanie, gdy drukowany na wielką skale pieniądz wróci do ludzi pozbawiony wartości?

Michael Arone, główny strateg inwestycyjny w State Street Global Advisors uważa, że "Fed może łatwo uznać skok inflacji za tymczasowy, ale kto bierze pod uwagę obserwowany w ostatnich miesiącach wzrost cen aluminium, miedzi, ropy, tarcicy i mieszkań, ten nie może ignorować możliwości, że mamy do czynienia z bardziej trwałą zmianą inflacyjną".

Z kolei analityk Wall Street Christopher Wood jest zdania, że "inwestorzy powinni być przygotowani na największy strach przed inflacją w Ameryce od wczesnych lat 80., kiedy to ówczesny prezes Fed Paul Volcker zmiażdżył dwucyfrowy wzrost cen poprzez narzucenie gospodarce wysokich realnych stóp procentowych".

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Winowajcy polskiej inflacji

GUS podaje, że bardzo poważny udział w marcowym skoku polskiej inflacji miał wzrost cen usług wyliczony na 7,3 proc. W dodatku, najbardziej, bo o 47,6 proc., podrożały usługi finansowe. To nie przypadek, gdyż banki podnosząc stawki opłat dla klientów rekompensują sobie straty wynikające z niskich stóp procentowych.

Ważnym elementem krajowej inflacji są także nośniki energii. W zeszłym miesiącu za energię elektryczną płaciliśmy o 9,5 proc. więcej niż w marcu 2020 roku. W tym samym czasie benzyna podrożała o 7,4 proc., olej napędowy o 4,8 proc., a LPG aż o 20,9 proc.

Wiadomo, że w tym roku inflację nadal będą podsycać ceny paliw. Międzynarodowa Agencja Energii podwyższyła właśnie prognozy globalnego popytu na ropę naftową w związku z lepszymi perspektywami gospodarczymi dla USA i Chin.

Stratedzy z Capital Economics są przekonani, że choć kartel OPEC+ podjął właśnie decyzję o zwiększeniu produkcji, to podaż ropy pozostanie ograniczona, a popyt powinien systematycznie rosnąć. W rezultacie za baryłkę surowca będzie się płacić w drugim kwartale tego roku 70 dolarów, a w trzecim - 75 dolarów. Dziś baryłka ropy Brent kosztuje niecałe 67 dolarów.

Niewzruszony NBP

Na wyższe ceny ropy zwracają uwagę także analitycy z polskiego oddziału Credit Agricole. Uważają, że w maju na rynku krajowym może dojść do dynamicznego wzrostu cen paliw i do podbicia miesięcznej inflacji nawet do poziomu powyżej 4 proc. Credit Agricole zakłada, że w całym 2021 roku inflacja średniorocznie wyniesie 3,3 proc.

"Podtrzymujemy naszą prognozę, że RPP rozpocznie cykl zacieśniania polityki pieniężnej w marcu 2023 roku. Oprócz inflacji kształtującej się powyżej celu inflacyjnego NBP argumentem na rzecz podwyżki stóp procentowych będzie wysokie tempo wzrostu gospodarczego wspieranego przez projekty realizowane w ramach unijnego funduszu odbudowy - podsumowuje Credit Agricole.

Podobny scenariusz inflacyjny wyłania się z ankiety przeprowadzonej przez NBP wśród ekspertów reprezentujących instytucje finansowe i analityczno-badawcze. Spodziewają się, oni że w tym roku wzrost cen wyniesie 3,4 proc. Tu także górę bierze pogląd, że w latach 2021-23 inflacja będzie się kształtować powyżej celu NBP (2,5 proc.). Jednak z wielu wypowiedzi członów RPP wynika, że w najbliższych kwartałach stopy procentowe nie zostaną podniesione, bo taki ruch szkodziłby ożywieniu koniunktury niezbędnemu do przezwyciężenia ekonomicznych skutków pandemii.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | banki centralne | wzrost cen | drukowanie pieniędzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »