Europejski plan pomocowy, czyli amerykańska lekcja

Cynik mógłby powiedzieć, że europejscy liderzy czuli się jak drugoplanowi gracze w światowym systemie finansowym, po tym jak Stany Zjednoczone rozpoczęły bilionowe plany wsparcia na niemal wszystkich ważniejszych rynkach amerykańskich.

Cynik mógłby powiedzieć, że europejscy liderzy czuli się  jak drugoplanowi gracze w światowym systemie finansowym, po tym jak Stany Zjednoczone rozpoczęły bilionowe plany wsparcia na niemal wszystkich ważniejszych rynkach amerykańskich.

Realista powiedziałby, że Europejczycy w weekend przystali na plan wsparcia banków i rynku długu o wartości 750 mld euro, ponieważ nie mieli wyjścia. Liderzy nie podjęli tej decyzji dobrowolnie. Rozszerzająca się pułapka zadłużenia krajów europejskich wymusiła pojawienie się tego wielkiego i pośpiesznego planu. Jeszcze w ubiegłym tygodniu szef ECB, Jean-Claude Trichet mówił, że bank centralny nie będzie interweniował na rynku długu. W trakcie weekendu skłoniono go do zmiany zdania. Teraz ECB będzie skupował trefny dług, jeśli jest to monetyzacja, to niech tak będzie.

Reklama

Optymista może powiedzieć, że rządy poszczególnych narodów składających się na UE w końcu dostrzegli światło politycznego zjednoczenia. Kryzys grecki wymusił i stworzył jedność podatkową i kierunek, który był zawsze konieczny dla wsparcia wspólnej waluty. Po zbliżeniu fiskalnym nadejdzie polityczna dominacja Komisji Europejskiej oraz Brukseli i spełni się projekt europejski powstały po zakończeniu II Wojny Światowej. Gdzieś tam, nad Belgią, uśmiecha się duch Jacques'a Delors'a.

Wydaje się, że unia wyciągnęła wnioski po potknięciach z początku greckiej sagi. Jest to lekcja, która łatwo przyszła Hankowi Paulsonowi, szefowi amerykańskiego skarbu w trakcie ostrej fazy kryzysu finansowego. "Zacznij z największą możliwą kwotą. Rozsądne podejście do panikujących rynków jest niebezpieczne". Mógłby później dodać w zaufaniu: "Nie martw się o cel. Jeśli pieniądze zostaną już wyasygnowane, mogą być użyte na cokolwiek, co sobie rząd zażyczy. Tylko zdobądź forsę".

Koszt tego wsparcia dla Angeli Merkel, najbardziej opornego z liderów europejskich, od razu dał się zauważyć. Jej partia chrześcijańskich demokratów ucierpiała w wyborach w jednym z landów najbardziej od II Wojny Światowej. CDU straciła kontrolę nad Północnej Nadrenii-Westfalii, najbardziej zaludnionego landu Niemiec i straciła większość w koalicji w izbie wyższej parlamentu, Bundesracie. Głównym powodem tej porażki był jej odwrót w sprawie greckiego długu. Merkel wiedziała, że wsparcie dla Grecji jest niepopularne. Opóźniała sprawę głosowania nad tym wsparciem w niemieckim parlamencie jak tylko mogła, ale warunki rynkowe przeważyły jej chęć odroczenia. Parlament w piątek przegłosował udział Niemiec w kwocie 22,4 mld euro., a w niedzielę wyborcy się wypowiedzieli.

Wsparcie europejskie jest podobne do niechętnego i politycznie szkalowanego w Europie (przez północ i południe, choć z różnych powodów) amerykańskiego planu TARP, czyli wsparcia dla aktywów zagrożonych. Cichym faktem wartego 700 mld dolarów amerykańskiego planu jest to, jak niewiele pieniędzy faktycznie wykorzystano w sposób, jaki to planowano w chwili uchwalania go w listopadzie 2008 roku. Pierwotnie zamierzano skupować zagrożone aktywa prosto od banków oraz innych instytucji, ale rząd szybko zauważył, że nie ma możliwości szybkiej wyceny w sytuacji braku rynku. Szybszym i bardziej efektywnym sposobem stabilizacji sytuacji na rynku finansowym było bezpośrednie wprowadzenie pieniędzy do banków jako wsparcie ich aktywów.

Zasada bezpośredniej inwestycji została wykorzystana przy wsparciu General Motors oraz Chryslera z pieniędzy TARP, przy nie będącym częścią planu TPRP przejęciach pośredników na rynku kredytów hipotecznych Fannie Mae i Freddie Mac oraz przy wsparciu dla AIG. W przypadku programów Rezerwy Federalnej skupu papierów opartych o dług hipoteczny oraz skup obligacji skarbowych transakcji dokonano na rynku i te papiery są teraz częścią bilansu Fed.

Europejski plan stabilizujący, podobnie jak wysiłki amerykańskie, dały politykom i biurokratom kilka narzędzi oraz olbrzymią pulę pieniędzy do wykorzystania w walce o stabilność rynków. Politycy i biurokraci europejscy będą decydować, jak, dla kogo i w jakim celu fundusze pomocowe będą dystrybuowane. Presja na to, by je wykorzystać w celu wcześniej ustalonym będzie równie duża, jak w przypadku planów amerykańskich. Jeśli cały pakiet nie będzie konieczny do uruchomienia w odniesieniu do rynków finansowych, Europejczycy, podobnie jak Amerykanie, odkryją nowych godnych odbiorców ich hojności. Ponadto, podobnie jak uczynili to Amerykanie, politycy europejscy będą wprowadzać ograniczenia i nowe regulacje, jako cenę za dostęp do funduszy. W Stanach Zjednoczonych regulacje dotyczyły sektorów gospodarki, a w Europie dotyczą krajów. Czy Grecy, Hiszpanie, Portugalczycy, Irlandczycy czy Włosi zgodzą się na uciążliwe krajowe unormowania implementowane przez unijnych kolegów, a teraz i gospodarczych władców? Przyszłość euro leży w rękach wyborców krajów południa Europy.

Joseph Trevisani

City Index / o. w Polsce
Dowiedz się więcej na temat: USA | lekcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »