Ewakuacja w chorzowskiej kopalni

Kilku pracowników Centralnego Zakładu Odwadniania Kopalń (CZOK) w Chorzowie musiało w miniony poniedziałek ewakuować się z wyrobiska 630 metrów pod ziemią, gdy nagła awaria spowodowała wstrzymanie dostaw prądu.

Urządzeniom odwadniającym groziło zalanie. Górnicy obwiniają dostawcę energii; ten uważa, że nie zawinił.

O sprawie poinformowano w piątek w związku z listem, jaki dyrektor Urzędu Górniczego do Badań Kontrolnych Urządzeń Energomechanicznych wysłał w tej sprawie do szefa dostarczającej na Śląsku energię firmy Vattenfall Distribution. Wskazał w nim m.in. na spowodowanie zagrożenia, konieczność przeprowadzenia akcji ratowniczej i ewakuowania pracowników bez udziału wyciągu szybowego.

CZOK zajmuje się odpompowaniem wody, gromadzącej się w podziemnych wyrobiskach dawnych kopalń. Gdyby zaniechać odwadniania, woda mogłaby zalać sąsiednie, czynne kopalnie, a w niektórych przypadkach także zagrozić powierzchni. Dlatego wodę trzeba pompować jeszcze długo po zamknięciu zakładów górniczych.

Reklama

Przerwa w dostawach prądu do chorzowskiego zakładu CZOK trwała w poniedziałek po południu 81 minut. W tym czasie przekroczony został alarmowy poziom wody, a urządzeniom odwadniającym groziło zalanie. Brak zasilania nie tylko unieruchomił windy, ale też zaszkodził wentylacji. W tej sytuacji podjęto decyzję o szybkiej ewakuacji trzech pracowników, którzy musieli wyjść na powierzchnię po drabinach.

Ewa Pfutzner z Vattenfall Distribution podkreśliła, że ta sytuacja nie była wynikiem złej woli czy zaniedbań ze strony dostawcy energii, ale wynikała z poważnej, nagłej awarii, jaka dotknęła firmę tego dnia. M.in. z powodu upałów przegrzał się główny transformator zasilający Chorzów. Przez około dwie godziny 23 tys. mieszkańców miasta oraz liczne instytucje były pozbawione dostaw energii, nie jeździły tramwaje. Firma zapewnia, że dołożyła starań, aby jak najszybciej włączyć drugi transformator.

Jednak przedstawicieli nadzoru górniczego i Spółki Restrukturyzacji Kopalń, do której należy CZOK, nie przekonuje to wyjaśnienie. Ich zdaniem, drugi transformator powinien być uruchomiony niemal natychmiast, a o tym, że wcześniej był on wyłączony, zakład powinien być powiadomiony. Przerwa w zasilaniu nie powinna natomiast trwać dłużej niż 20 minut.

Vattenfall wyjaśnia, że drugi transformator przeszedł krótko przed incydentem naprawę gwarancyjną. Gdy pracujący transformator uległ awarii, zdecydowano o włączeniu drugiego, choć firma nie dysponowała jeszcze kompletną dokumentacją naprawy. W pierwszej kolejności włączane były szpitale i inne instytucje, wymagające ciągłości dostaw prądu.

Poszkodowana spółka i nadzór górniczy uważają jednak, że wina leży po stronie dostawcy, który nie dotrzymał warunków umowy. Gdyby poszczególne sekcje rozdzielni były zasilane z niezależnych źródeł, awaria jednego transformatora nie spowodowałaby tak długiej - jak na warunki CZOK - przerwy w dostawie energii.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Vattenfall | awaria | ewakuacje | zalanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »