Gospodarcze cuda Donalda Tuska

Zimę tego roku mieliśmy wyjątkową pod każdym względem: była wyjątkowo śnieżna, wyjątkowo mroźna i jednocześnie wyjątkowo... gorąca politycznie. Na barwne tło prac komisji hazardowej, gdzie w głównych rolach wystąpiła plejada gwiazd pierwszego planu, nałożyły się wydarzenia, które zapoczątkowały kampanię przed jesiennymi wyborami prezydenckimi.

Zimę tego roku mieliśmy wyjątkową pod każdym względem: była wyjątkowo śnieżna, wyjątkowo mroźna i jednocześnie wyjątkowo... gorąca politycznie. Na barwne tło prac komisji hazardowej, gdzie w głównych rolach wystąpiła plejada gwiazd pierwszego planu, nałożyły się wydarzenia, które zapoczątkowały kampanię przed jesiennymi wyborami prezydenckimi.

Decyzja premiera o tym, że nie weźmie udziału w wyścigu do pałacu prezydenckiego wstrząsnęła i rządzącą partią i w miarę ustabilizowanymi sondażami. Nas jednak interesuje inna strona tych wydarzeń. Premier ogłosił nowe gospodarcze otwarcie.

Warto się przyjrzeć na ile nowe gospodarcze otwarcie rządu Donalda Tuska jest nowe i na ile gospodarcze, a jak bardzo polityczne, i dlaczego jest w nim tak dużo stwierdzeń typu chcemy, przygotujemy, a tak mało konkretów w postaci gotowych rozwiązań i projektów ustaw nad którymi mogłyby ruszyć prace w parlamencie.

Chcę realnej władzy!

Osiem miesięcy przed wyborami głowy państwa, czwartek, 28 stycznia 2010 r., sala notowań warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Główny pretendent do pałacu prezydenckiego, premier Donald Tusk oświadcza: - Wybory prezydenckie są ważne, ale to są wybory, w których stawką jest bardziej prestiż, ale nie władza i instrumenty do dobrego i skutecznego rządzenia. Ja nie chcę uczestniczyć w wyścigu, którego celem jest pałac i zaszczyt. Ja chcę uczestniczyć w wielkiej batalii na rzecz wygranej Polski w wyścigu cywilizacyjnym.

Reklama

Polska na chwilę wstrzymuje oddech i dowiaduje się, że ta decyzja zapadła już... przed rokiem, a od późnej wiosny 2009 r. wiedzieli o niej najbliżsi współpracownicy premiera. Cel: utrzymać władzę, skuteczność i instrumenty będące w ręku szefa rządu. W kontekście wcześniejszych zapowiedzi zmian w konstytucji i ograniczenia roli prezydenta polityczny scenariusz Donalda Tuska zaczyna rysować się coraz wyraźniej.

Premier występuje na GPW na tle czerwonej, bo prezentującej spadki PKB w 2009 r., mapy Europy, gdzie jedyną wyróżniającą się zieloną wyspą jest Polska z wynikiem plus 1,7 proc. Mówi o szansach na utrzymanie wzrostu gospodarczego i na poprawę bytu ludzi, ale i o wzięciu na siebie odpowiedzialności wobec zjednoczonej Europy, która potrzebuje konsekwencji w wychodzeniu z gospodarczej zawieruchy.

- Chcę pojechać do Brukseli jako człowiek, który swoim partnerom powie: podejmiemy decyzje, także dotyczące zmniejszenia zadłużenia i ja to wykonam. W Europie ceni się słowa tych, o których się wie, że to oni będą za miesiąc, rok i dwa podejmować decyzje. Ja tę odpowiedzialność jestem gotów podjąć - mówi Tusk. Dodaje, że w trudnym okresie wyborów prezydenckich i samorządowych Platforma Obywatelska powinna "chronić rząd". Ten rząd ma być bliżej spraw gospodarczych niż polityki.

Plan jest taki

Piątek, 29 stycznia, aula Politechniki Warszawskiej. W roli głównej znów premier. Tym razem jednak w towarzystwie szefa resortu finansów Jacka Rostowskiego i człowieka do specjalnych poruczeń w rządzie - ministra Michała Boniego. Prezentacja Planu Rozwoju i Konsolidacji Finansów 2010?2011 r. Nieco informacji na jego temat już przeciekło, ale ekonomiści czekają niecierpliwie na więcej. Na szczegóły i konkretne propozycje.

Zaciekawienie potęguje zgrzyt w koalicji - wicepremier i szef resortu gospodarki (sic!) Waldemar Pawlak mówił dzień wcześniej, że żaden Plan nie istnieje. Dlaczego tak twierdził? Koalicyjny PSL słyszał o nim tylko tyle, co pojawiało się w mediach. Stworzyli go tylko ministrowie z PO. Ludowców zezłościło nie tylko to, że o niczym im nie powiedziano, niczego nie konsultowano, ale wśród pomysłów pojawiły się takie, które były wymierzone przeciwko ich elektoratowi.

A premier mówi o rzeczach ważnych, nawet fundamentalnych. O ograniczeniu wzrostu wydatków publicznych do 1 proc. w ujęciu realnym, obniżaniu zadłużenia i deficytu, przyspieszeniu prywatyzacji, upowszechnieniu systemu emerytalnego, podniesieniu wieku, kiedy można będzie odejść na emeryturę i zrównaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.

Tusk podkreśla, że rząd, podejmując walkę z rosnącym zadłużeniem i deficytem, robi to mając mniejszy problem niż wszystkie największe kraje w UE.

- Bardzo ważne jest, że Polska jest jednym z pierwszych krajów Unii, który na początku 2010 roku zakreśla ścieżkę wyjścia z wysokich deficytów i obniżenia długu publicznego - dodaje minister finansów Jacek Rostowski.

Szef rządu zapowiada, że jeszcze w tym roku zostaną przygotowane projekty ustaw, które rozpoczną proces upowszechniania systemu emerytalnego. Przykład to propozycje przygotowywane w odniesieniu do tzw. emerytur mundurowych, które wprowadzą "mechanizm powolnego, kroczącego upowszechnienia systemu emerytalnego" w odniesieniu do tych grup zawodowych, które dzisiaj korzystają z innego uprzywilejowanego systemu. - Kto nabył te prawa, będzie z nich korzystał. Nikt nowy ich nie nabędzie. To jest zasada, którą chcemy się kierować - podkreśla Tusk.

Zapewnia, że rząd będzie przekonywał do tego, by "nie likwidując Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego zacząć stosować kryterium dochodowe w odniesieniu do najzamożniejszych rolników, żeby ewolucyjnie wchodzili oni w system powszechny".

Ekonomiści: za dużo niewiadomych

Wiele z tych zapowiedzi to miód na serca ekonomistów od lat nawołujących do uporządkowania wydatków budżetowych i systemu emerytalnego, ale? Niestety tych "ale" było dużo. Ograniczenie wzrostu wydatków budżetowych odnosi się tylko do ich mniejszej części, dyskusja o dokończeniu reformy emerytalnej tak naprawdę ma się dopiero zacząć, a deklaracja, że KRUS zostanie nietknięty to dowód, że ruch w sprawie ubezpieczeń społecznych rolników jeśli będzie, to symboliczny.

Dobre oceny zebrała część Planu dotycząca nauki i szkolnictwa, ale co do całości zdania były podzielone nierówno. Przeważały głosy, że zabrakło konkretów.

Jako odważny politycznie określił dokument główny doradca ekonomiczny w PricewaterhouseCoopers prof. Witold Orłowski. - Przyzwyczailiśmy się, że żaden rząd nie zdecyduje się na 8?9 miesięcy przed wyborami robić coś ryzykownego - powiedział ekonomista. Dodał, że takiej determinacji, by przeprowadzać reformy, dawno w Polsce nie było. - Z punktu widzenia obecnej koalicji zaproponowanie zmian w KRUS jest bardzo ryzykowne, bo uderza w interesy koalicjanta. Od lat żaden rząd nawet nie próbował mówić o reformie - powiedział. Zauważył też, że w planie nie znalazły się propozycje dotyczące reformy i finansowania służby zdrowia. - Jest to wielkie bagno i problem nie polega tylko na zwiększeniu finansowania służby zdrowia, ale na ograniczeniu marnotrawstwa - powiedział PAP.

Zdaniem głównego ekonomisty Business Centre Club i byłego wiceministra finansów prof. Stanisława Gomułki, plan to dokument polityczny, a nie programowy, bo taki musiałby pokazać sposoby realizacji zakładanych celów. - Mówi ogólnikowo o jakichś inicjatywach ustawowych, ale nie informuje o ich potencjalnych skutkach. Mówi się o kasach fiskalnych dla lekarzy i prawników oraz nieco większych wpływach z VAT, ale w sumie będą to skromne dochody - podkreślił Gomułka.

- Można było mieć wrażenie deja vu, bo te same deklaracje słyszeliśmy rok, dwa lata temu - stwierdził ekspert Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski. Zapowiedzi premiera uznał za zbyt ogólne. Jego zdaniem część propozycji może spowodować dalszą komplikację systemu podatkowego oraz podniesienie podatków dla przedsiębiorców. Dodał, że zapowiedzi premiera są jedynie "kolejnymi deklaracjami", a nie konkretnymi projektami rządowymi. - Zauważył to sam minister Michał Boni, który stwierdził, że to dopiero są pomysły, które za pół roku przybiorą postać założeń - powiedział Sadowski.

Ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich Adam Ambrozik powiedział, że w Planie Rozwoju i Konsolidacji nie było wielu konkretów, a jedynie deklaracje polityczne. Podkreślił, że jest rozczarowany przedstawionymi przez rząd założeniami wdrażania systemu oszczędnościowego. Spodziewał się, iż premier zdecyduje się na przegląd wydatków sztywnych i ich ograniczenie tak, by w przyszłości łatwiej było zarządzać finansami publicznymi.

Według analityków BNP Paribas rząd polski uzależnia osiągnięcie zakładanych celów od silniejszego wzrostu gospodarczego i niskiej inflacji - nie wiadomo jednak, czy tak sprzyjające warunki nastąpią. "Jesteśmy sceptycznie nastawieni" - napisano w komunikacie banku. "Bez dodatkowych środków prowadzących do zwiększenia przychodów fiskalnych i redukcji podstawowych wydatków nie da się osiągnąć żadnego wymiernego zmniejszenia deficytu, z wyjątkiem zmniejszenia go na papierze" - stwierdzili analitycy.

Inny bank - Morgan Stanley napisał w komentarzu, iż rządowy plan konsolidacji fiskalnej jest "ostrożnym krokiem w dobrym kierunku". W ich ocenie plan nie zawiera szczegółów, a przekonanie do niego PSL może okazać się trudne.

Polityczny chłód

Koalicyjny partner oczywiście nie mógł nie zareagować na pomysły dotyczące rolników. Minister rolnictwa, Marek Sawicki powiedział PAP, że tzw. system powszechny, do którego mieliby przystąpić rolnicy, nie jest wydolny i PSL nie zgodzi się na to, by włączać do niego rolników.

Nie szczędził też krytyki wobec innych propozycji premiera. Stwierdził, że zapowiedzi szefa rządu były w dużym stopniu przypomnieniem expose sprzed dwóch lat, zabrakło dat i liczb a dokument jest bardziej planem stabilizacji niż rozwoju.

To, że "autorski program Platformy Obywatelskiej" nie został wcześniej zaprezentowany liderom Stronnictwa wypomniał poseł PSL Janusz Piechociński. Według niego, w zbliżającej się kampanii wyborczej nie da się uniknąć tego, że liderzy koalicyjnego rządu będą wysyłali co pewien czas przesłania do wyborców, w którym będą prezentowali własny program wyborczy.

- Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Jak się pojawią deklarowane przez premiera ustawy, to tak naprawdę zobaczymy, ile ten plan jest wart - powiedział Piechociński.

Oceny opozycji były jeszcze bardziej surowe. Wiceprzewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej i kandydat tej partii na prezydenta Jerzy Szmajdziński stwierdził, że plan PO jest spóźniony o dwa lata. Zdaniem wiceprzewodniczącej sejmowej komisji finansów Aleksandry Natalli-Świat z Prawa i Sprawiedliwości, to kolejny dokument, w którym niewiele jest konkretów. - To zestaw przymiotników, który ma zachęcić Polaków, by nie rozliczali rządu z tego, co zrobił, ale by czekali kolejny rok, dwa lata na efekty - mówiła.

Rewanż Pawlaka

Wtorek, 2 lutego. Rada Ministrów ma przyjąć Program Konwergencji, dokument oceniający stan i perspektywy polskiej gospodarki pod kątem spełnienia kryteriów z Maastricht, a więc i szans na wprowadzenie euro. Bruksela miała dostać go przed końcem stycznia, ale rząd poprosił o wydłużenie terminu, żeby uwzględnić w nim propozycje zawarte w Planie Rozwoju i Konsolidacji Finansów. I to właśnie ten fakt powoduje sprzeciw PSL. Rząd nie przyjmuje dokumentu.

Minister rolnictwa Marek Sawicki tłumaczy, że powodem jest tryb prac nad tym dokumentem. Wyjaśnia, że w wielu aspektach nawiązuje on do politycznych opracowań przygotowanych przez Platformę Obywatelską: Polska 2030 czy Planu Rozwoju i Konsolidacji, a nie są one opracowaniami rządowymi. - Nie ze wszystkimi ich zapisami się zgadzamy. Nie możemy pozwolić sobie na to, aby w dokumentach rządowych były odniesienia do opracowań partyjnych.

Donald Tusk po posiedzeniu gabinetu wyjaśnia, że zastrzeżenia zgłosił wicepremier Waldemar Pawlak. Aktualizacja uwzględnia bowiem założenia Planu Rozwoju i Konsolidacji Finansów 2010?2011. Jak mówi Donald Tusk, szef PSL miał zastrzeżenia do zawartych w nim propozycji upowszechniania systemu emerytalnego, co wiązałoby się m.in. ze zmianami w KRUS i systemie podatkowym.

Kierunek euroland

Po kilku dniach przepychanek Program Konwergencji w poniedziałek 8 lutego udaje się w końcu uzgodnić i wysłać do Komisji Europejskiej.

Dlaczego jest ważny? Bo zawiera zaktualizowane prognozy głównych wskaźników do roku 2012 i ambitny plan obniżenia deficytu sektora finansów publicznych z 7,2 proc. PKB w 2009 r. do 2,9 proc. na koniec 2012 r. Wzrośnie natomiast relacja długu publicznego do PKB, ale rząd zastrzega, że liczona według metodologii krajowej nie przekroczy progu 55 proc., a według metodologii UE pozostanie poniżej wielkości 60 proc. zawartej w kryteriach z Maastricht. W dokumencie zaznaczono, że jednym z priorytetów rządu pozostaje wejście do strefy euro. Część ekspertów zarzuca jednak rządowi, że nie zadeklarował terminu przyjęcia wspólnej waluty.

Były minister finansów Jerzy Osiatyński uważa, że liczby podane w aktualizacji programu konwergencji dotyczące wzrostu gospodarczego i deficytu finansów publicznych są mało realne. - Wynikają bardziej z myślenia życzeniowego niż wiarygodnej prognozy - ocenił Osiatyński. Jego zdaniem, aby obniżyć deficyt do 2,9 proc. PKB w 2012 r. konieczna będzie poprawa efektywności opodatkowania, zwłaszcza VAT. Jeżeli to nie wystarczy, rząd będzie musiał podnieść podatki. W przeciwnym razie program "rozsypie się".

Przeciwnego zdania był inny były szef resortu finansów Mirosław Gronicki. Ocenił w rozmowie z PAP, że zawarta w aktualizacji ścieżka wzrostu PKB w latach 2010?2012 jest "w miarę rozsądna". Według niego opis programu jest jednak niespójny z zamieszczonymi w nim wyliczeniami.

Główny ekonomista PricewatehouseCoopers Witold Orłowski uznał, że aktualizacja programu konwergencji zawiera "dość rozsądne" prognozy dotyczące wzrostu PKB i obniżenia deficytu w najbliższych latach. Według niego, jeżeli w gospodarce światowej nic nadzwyczajnego się nie wydarzy, scenariusz ten może się spełnić. Zwrócił jednak uwagę, że sam wzrost gospodarczy nie wystarczy, aby obniżyć deficyt do 2,9 proc. PKB w 2012 r. - Rozumiem, że resort finansów ma plany konkretnych reform, których my jeszcze nie znamy - powiedział.

Dużo mniejszy deficyt

Rząd napisał w aktualizacji Programu Konwergencji, że z uwagi na konserwatywne założenia makroekonomiczne przyjęte do ustawy budżetowej na 2010 r. "jest wysoce prawdopodobne", że deficyt budżetu okaże się mniejszy niż założono.

Wicepremier Waldemar Pawlak, doprecyzowując tę informację stwierdzi, że może być mniejszy o 10?15 mld zł od zaplanowanych w ustawie budżetowej 52,2 mld zł.

Istotnie rząd konstruując budżet przyjął, że tegoroczny wzrost gospodarczy wyniesie 1,2 proc. PKB. Teraz już sam mówi o 3 proc., a ekonomiści twierdzą, że może to być nawet powyżej 3,5 proc.

Wiadomość o tym, że jest szansa by Polska nie osiągnęła najwyższego w historii deficytu budżetowego oczywiście cieszy.

Z drugiej jednak strony ekonomiści szacują, że dziesiątki miliardów państwowych wydatków, m.in. budżet środków europejskich, czy finansowanie budowy dróg "wypchnięto" poza budżet, co spowodowało, że bilans dochodów i wydatków państwa jest całkiem nieprzejrzysty, a deficyt nieporównywalny z poprzednimi latami.

Jest więc sukces, czy go nie ma? Jest. Politycy zaczęli wreszcie mówić o trudnych problemach, ruszać sprawy, które przez lata wydawały się nie do ruszenia. Inna rzecz, czy przedwyborcze polityczne szachy pozwolą wypracować rozwiązania najlepsze dla gospodarczej przyszłości Polski.

Donald Tusk ma to czego chciał - realną władzę. Jeszcze przez długi czas będzie rozdawał karty i narzucał ton dyskusji - również o gospodarce. A jak koniunktura będzie sprzyjać, to pewnie zasłuży i na polityczną emeryturę w pałacu prezydenckim.

Jakie propozycje zawiera plan rozwoju i konsolidacji finansów 2010-2011
  • Wprowadzenie reguły wydatkowej - 1 proc. plus inflacja aż do osiągnięcia kryteriów z Maastricht.
  • Rozpoczęcie debaty nad stopniowym podnoszeniem i zrównaniem wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
  • Zainicjowanie debaty publicznej nad powiązaniem opłacanych przez rolników podatków i składek z wysokością uzyskiwanych przez nich dochodów, ale bez likwidacji KRUS.
  • Ujednolicenie zasad naliczania rent z zasadami wyliczania świadczeń emerytalnych.
  • Objęcie funkcjonariuszy i żołnierzy rozpoczynających służbę od 1 stycznia 2012 r. powszechnym systemem emerytalnym, rentowym i chorobowym.
  • Zwiększenie efektywności funkcjonowania funduszy emerytalnych.
  • Przyspieszenie prywatyzacji.
  • Kontynuacja działań deregulacyjnych (czyli odbiurokratyzowanie procesów inwestycyjnych i gospodarcze).
  • 360 milionów złotych na pomoc dla szpitali.
  • Tworzenie "węzłów pomocy cywilizacyjnej" (na wzór angielskich home-office) we współpracy z gminami i marszałkami województw. Chodzi o miejsca, gdzie potrzebujący pomocy spotykaliby się tymi, którzy chcą tej pomocy udzielić.
  • Możliwa redefinicja długu publicznego.
  • Obniżenie odpisów z wpływów z prywatyzacji na Fundusz Reprywatyzacji z dotychczasowych 5 proc. do 1, 5 proc. oraz na Fundusz Restrukturyzacji Przedsiębiorców z 15 proc. do 3 proc.
  • Zwiększenie wynagrodzeń nauczycieli od września 2010 roku o 7 proc.
  • Nowy model finansowania szkolnictwa wyższego.
  • Upowszechnienie edukacji przedszkolnej oraz reforma systemu kształcenia zawodowego, tak, aby przystosować go do wymagań zmieniającego się rynku pracy.
  • Wprowadzania powszechnego obowiązku stosowania kas fiskalnych przez lekarzy i prawników.
  • Ograniczenie odliczeń podatku VAT przy nabyciu samochodu z tzw. kratką oraz paliwa do tych samochodów.
  • Usprawnienie działania i zwiększenie przystępności wymiaru sprawiedliwości oraz zapewnienie niezamożnym obywatelom pomocy prawnej.

Piotr Buczek

Private Banking
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »