Grażyna Ancyparowicz, RPP: Inflacja w 2020 roku nieco powyżej celu

Obecnie nie ma powodów ani do obniżek, ani do podwyżek stóp procentowych, a obniżki mogłoby być odebrane jako obawy NBP o wystąpienie recesji - poinformowała PAP Biznes członkini RPP Grażyna Ancyparowicz. Jej zdaniem, średnia inflacja w 2020 r. wyniesie nieco powyżej 2,5 proc., a wyrok TSUE nie zagrozi stabilności sektora bankowego.

- Całkowicie zgadzam się ze stanowiskiem prezesa NBP - nie ma powodów ani żeby obniżać stopy procentowe, ani by je podwyższać. Obniżki mogłoby być odebrane przez rynek jako obawy banku centralnego o wystąpienie recesji, co absolutnie nam nie grozi. Wszystkie prognozy pokazują, że również w przyszłym roku utrzyma się relatywnie wysokie tempo PKB - powiedziała ekonomistka.

- Podwyżki stóp też nie wchodzą w grę, bo mamy bardzo duże zadłużenie w różnych sektorach gospodarki i nie ma powodu, by gospodarkę osłabiać. Wyższy koszt pieniądza to także wyższy koszt inwestycji, a mamy do czynienia w naszym kraju z szeroko zakrojonym frontem inwestycyjnym. Polska gospodarka rozwija się nieco powyżej potencjału, ale bez przegrzewania, więc nie ma czego schładzać, nie wiem czemu miałoby to służyć. Naturalnie, jeżeli w przyszłości pojawi się konieczność działania, to trzeba będzie elastycznie reagować, adekwatnie do napływających informacji - dodała.

Reklama

Prezes NBP Adam Glapiński podtrzymał na początku października opinię, że jest bardzo prawdopodobne, iż do końca jego kadencji (połowa 2022 r.) RPP nie zmieni stóp procentowych.

Dodał, że RPP jest bardzo daleko od działań na rzecz stymulowania gospodarki, a argumentów za podwyższaniem stóp błyskawicznie ubywa, wraz z pogarszaniem się koniunktury na świecie.

Ancyparowicz obecnie "bardzo by chciała", żeby udało się utrzymać politykę stabilnych stóp procentowych "jak najdłużej", nie tylko na kadencję obecnej RPP.

- Mam nadzieję, że polska gospodarka będzie rozwijać się w taki sposób, że kolejna RPP będzie stabilizować politykę monetarną. Jeżeli nie zdarzy się nic niespodziewanego, to przypuszczam, że kolejna Rada również będzie prowadzić politykę stabilnych stóp - powiedziała.

Ancyparowicz wskazała na kilka hipotetycznych przesłanek, które skłoniłyby ją do głosowania za podwyżkami stóp procentowych.

- Byłabym zwolenniczą zacieśniania polityki monetarnej, gdyby okazało się, że mamy bardzo dużą akcję kredytową, która dodatkowo ukierunkowana jest na nadmuchiwanie bąbli spekulacyjnych. Obu przesłanek obecnie nie widać na horyzoncie. Dopóki nie mamy inflacji, którą wywołują czynniki monetarne albo nieodpowiedzialna polityka luzowania fiskalnego, z czym nie mamy do czynienia - nie należy podnosić stóp - powiedziała.

- Stóp procentowych nie można podwyższać także, gdy mamy szeroki front inwestycyjny i dużą skalę samofinansowania inwestycji - dodała.

Ancyparowicz uważa, że rząd prowadzi zacieśnianie fiskalne.

- Jeżeli chodzi o politykę fiskalną, to mamy do czynienia z redystrybucją środków przez budżet na rzecz grup dotychczas radzących sobie gorzej pod względem finansowym, co można określić jako zacieśnianie fiskalne, a nie luzowanie, o czym świadczy niski deficyt budżetowy tym roku. Nawet jakby w przyszłym roku nie udało się zrównoważyć budżetu, to deficyt i tak będzie niewielki - powiedziała.

Zdaniem ekonomistki pojawiające się głosy o konieczności zbudowania bufora stóp procentowych na przyszłość można uznać za rozważania "czysto teoretyczne".

- Jeżeli mamy dobrą sytuację w gospodarce, brak nierównowag, przejrzystą sytuację sektora finansowego, przewidywalną politykę pieniężną, to takie uwagi, choć cenne z teoretycznego punktu widzenia, raczej nie będą budowały zaufania rynków do Polski - powiedziała.

Ekonomistka oceniła, że obserwowany wzrost inflacji w Polsce nie jest wywołany czynnikami monetarnymi, więc RPP nie powinna na taką sytuację reagować, przy spodziewanym spadku inflacji w okolice celu w 2020 r.

- RPP nie ma wpływu na ceny ropy czy przysłowiowej pietruszki - powiedziała.

- W pewnym momencie inflacja w 2020 r. może przekroczyć 3,5 proc., choć efekt bazy na początku roku nie będzie na tyle mocny, by wskaźnik CPI przebił 4 proc. - o ile nic nadzwyczajnego się nie wydarzy, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. W całym 2020 r. średnioroczna inflacja zamknie się w przedziale 2,5-3 proc., raczej bliżej 2,5 proc., w pobliżu celu - dodała.

Gdyby inflacja przekroczyła pasmo dopuszczalnych odchyleń od celu (2,5 proc. +/- 1 pkt. proc.), to - zdaniem Ancyparowicz - należałoby się zastanowić, jakie stoją za tym czynniki i czy RPP jest w stanie to skorygować instrumentami polityki monetarnej.

"Nie widzę jednak powodu, by się tego spodziewać" - powiedziała.

Ekonomistka wskazała, że przy okazji listopadowej projekcji inflacji RPP będzie musiała rozważyć dwa warianty ścieżki CPI - uwzględniającą kontynuację zamrożenia cen energii dla gospodarstw domowych oraz dotychczas zakładane uwolnienie cen.

"Jest bardzo prawdopodobne, że w 2020 r. przynajmniej przez większą część roku, nie będzie zmiany cen energii dla gospodarstw domowych, a jeśli zmiana nastąpi to w bardzo stopniowy sposób w II połowie roku. Do tej pory nasza projekcja zakładała uwolnienie tych cen w 2020 r., według obowiązującego stanu prawnego. Oczywiście nie da się wszystkiego przewidzieć do końca, łącznie z wynikiem wyborów i polityką nowego rządu, więc przy okazji listopadowej projekcji warto przeanalizować dwa scenariusze dla gospodarki - z zamrożeniem cen prądu dla gospodarstw domowych i bez zamrożenia" - powiedziała.

"Trudno jednak powiedzieć jak kształtowanie się cen energii wpłynie na ścieżkę inflacji, bo to będzie zależało od założeń przyjętych w projekcji. Poprzednio, założenie wzrostów cen energii w 2020 r., we wszystkich kategoriach, podbiło ścieżkę inflacji o 0,4-0,5 pkt. proc." - dodała.

Ceny towarów i usług konsumpcyjnych we wrześniu 2019 r. wzrosły o 2,6 proc. rdr vs 2,9 proc. miesiąc wcześniej - podał GUS w odczycie flash.

Centralna ścieżka lipcowej projekcji NBP zakłada wzrost PKB w 2019 r. na poziomie 4,5 proc., w 2020 r. na poziomie 4,0 proc., a w 2021 r. na poziomie 3,5 proc.

Ścieżka dla inflacji kształtuje się odpowiednio na poziomie: 2,0 proc., 2,9 proc. oraz 2,6 proc. Inflacja bazowa ma zaś wynieść 1,7 proc. w 2019 r., 2,4 proc. w 2020 r. oraz 2,3 proc. w 2021 r.

Ancyparowicz prognozuje, że wzrost gospodarczy w Polsce w 2019 r. wyniesie 4-4,5 proc.

- Nie sądzę, by problemy niemieckiej gospodarki w dużym stopniu wpłynęły na koniunkturę w naszym kraju. Nikt nie przewiduje nagłego spadku konsumpcji w Polsce, którą wspierają transfery społeczne, a tym bardziej nie można przewidywać załamania inwestycji. Przy szeroko zakrojonych programach współfinansowanych ze środków UE nie można uważać, że inwestycje indukowane będą słabły - uważa członkini RPP.

Prezes NBP poinformował w październiku, że według najnowszych prognoz banku wzrost PKB Polski w 2019 roku wyniesie 4,3 proc., co oznacza rewizję w dół ścieżki PKB względem lipcowej projekcji o 0,2 pkt. proc.

Pewne zawirowania dla polskiej gospodarki mogą pojawić się - zdaniem Ancyparowicz - dopiero po 2022 r., ale jedynie na chwilę, a wzrost PKB utrzyma się w tym horyzoncie powyżej 3 proc.

- Do 2022 r. inwestycje współfinansowane ze środków UE nadal będą realizowane i właśnie ten rok powinien być jeszcze okresem bardzo dobrej koniunktury. Na warunki europejskie bardzo dobra koniunktura to według mnie 3 do 4 proc. wzrostu PKB - powiedziała.

- Rok 2023 r. może być natomiast gorszy, z uwagi na zmianę perspektywy środków UE i możliwe problemy w dystrybucji tych środków na początku nowej perspektywy, nawet jeżeli projekty współfinansowane ze środków UE będą gotowe pod kątem merytorycznym i formalnym. Doświadczenia 2016 r. wskazują jednak, że po przejściowych problemach w 2023 r. w kolejnym roku gospodarka wyjdzie na prostą - dodała.

Ancyparowicz ocenia, że zapowiadane przez obecny obóz rządzący podwyżki płacy minimalnej mogą być korzystne dla budżetu państwa.

"Systematyczne podnoszenie płacy minimalnej może wpłynąć pozytywnie na budżet, bo ograniczy szarą strefę w zatrudnieniu. Z mojego doświadczenia wynika, że osoby, które pracują w małych i średnich przedsiębiorstwach, wbrew temu co mają wpisane w umowie o pracę, są wynagradzane raczej według stawki godzinowej. Jeżeli zwiększa się kwotę, którą pracodawca musi zadeklarować dla pracownika w umowie o pracę, to zwiększają się również odprowadzane na rzecz z państwa podatki i składki na ubezpieczenia społeczne" - powiedziała.

W połowie września rząd przyjął rozporządzenie, w którym proponuje podwyżkę minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2020 r. o 15,6 proc. do 2.600 zł brutto.

Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości zapowiedzieli we wrześniu, że w przypadku wygranej ich partii w wyborach parlamentarnych, które odbędą się 13 października, w 2021 r. płaca minimalna wzrośnie o kolejne 15 proc., będzie dalej rosła w kolejnych latach i na koniec 2023 roku wyniesie 4 tys. zł.

- Na dłuższą metę nie rozumiem natomiast dlaczego proponuje się, by płaca minimalna kształtowała się w okolicy połowy średniego wynagrodzenia. Takie założenie wskazuje, że bylibyśmy nadal gospodarką opartą o nisko wykwalifikowaną siłę roboczą. Jeżeli gospodarka będzie się dalej rozwijała, to płaca minimalna powinna po prostu zapewniać godziwy standard życia - dodała.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »