Gruszecki - możliwy też jest kolejny kryzys gospodarczy

Są szanse na wzrost inwestycji, choć ich wzrost wciąż hamują obciążenia wobec drobnych przedsiębiorców - uważa prof. Tomasz Gruszecki z KUL. Jego zdaniem nie można dziś też wykluczać pogorszenia się międzynarodowej koniunktury gospodarczej, a nawet kolejnego kryzysu.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział w Nowy Rok w TVP Info, że w roku 2018 priorytetem dla jego rządu będą inwestycje, które powinny być jedną z lokomotyw wzrostu gospodarczego. Zapowiadał dalsze uszczelnienie systemu podatkowego, co umożliwi podwyżki płac.

Zapewniał, że głównym celem rządu na 2018 r. jest zapewnienie bezpieczeństwa finansowego polskich rodzin.

Prof. Tomasz Gruszecki z Instytutu Ekonomii i Zarządzania KUL, który był m.in. szefem resortu przekształceń własnościowych w rządzie Jana Olszewskiego (1991-92) przyznaje w rozmowie z PAP, że jest bardzo prawdopodobne, iż inwestycje w 2018 roku będą rosnąć, bo mamy "rozpędzoną koniunkturę".

Reklama

Zarazem, jego zdaniem, "to, że przedsiębiorcy wstrzymywali się dotąd z inwestycjami przy bardzo dobrej koniunkturze, nie brało się znikąd".

"Mamy ciągłe zmiany, jeśli chodzi o system podatkowy, teraz Jednolity Plik Kontrolny będzie obowiązywać nawet małych przedsiębiorców. Nie należy się zatem dziwić, że przedsiębiorcy czekają" - przekonuje.

"Nie ma takich cudów, żeby można było zwiększyć o dwadzieścia kilka procent wpływy z VAT bez kosztów, które poniosą przedsiębiorcy" - dodaje, zwracając uwagę, że polska gospodarka opiera się przede wszystkim na małych przedsiębiorstwach.

Prof. Gruszecki podkreśla zarazem, że jest "zwolennikiem tej zmiany, którą zapowiedział Morawiecki, w znaczeniu, że trzeba mieć duże ambicje gospodarcze".

"Zgadzam się również z tezą Mateusza Morawieckiego, że Polska doszła do takiego punktu w swoim rozwoju gospodarczym, że jeśli nie będzie zasadniczych zmian w strukturze gospodarki, jej konkurencyjności, nigdy nie wyjdzie się ponad pułap średniego rozwoju" - mówi. "Ale trzeba także chodzić po ziemi, bo koniunktura gospodarcza wcale nie jest pewna" - dodaje.

Prof. Gruszecki zwraca bowiem uwagę, że dziś wielu ekspertów gospodarczych przewiduje w najbliższym czasie kolejny duży kryzys w światowej gospodarce.

Źródła tego kryzysu mogą być różnorakie - zaznacza. Przypomina, że zarówno w UE, jak i w USA czy Japonii jest duży stosunek zadłużenia do PKB, ponadto w Stanach "ceny akcji są nadmuchane". Możliwe jest też, dodaje, że Chiny porozumieją się z Arabią Saudyjską i zrezygnują z dolarowego rozliczania za ropę.

"Byłbym zdziwiony, gdyby w tym roku nie zaszły jakieś wydarzenia na światowych rynkach, które uderzyłyby także w nas" - komentuje.

Rozmówca PAP przyznaje zarazem, że ponieważ jesteśmy na peryferiach światowej gospodarki, skutki ewentualnego załamania dotknęłyby nas w mniejszym stopniu.

Nie można jednak wykluczyć, że w efekcie kryzysowych zjawisk nastąpi "nagłe wycofywanie się inwestorów z Polski, osłabienie złotówki, spadek eksportu, produkcji i dochodów", a skumuluje się to we wzroście deficytu.

"To jest charakterystyczny cykl, który dotyka gospodarkę" - zaznacza, przypominając, że ostatnio zjawiska kryzysowe w światowej gospodarce występują co 8-9 lat. "Dlatego radziłbym dziś, by również minimalizować deficyt, żeby mieć w razie czego poduszkę" - mówi prof. Gruszecki.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »