Jest szansa dla naszych stoczni

Dokończenie prywatyzacji stoczni oraz produkcja statków wysoko zaawansowanych technologicznie - to zdaniem szefa Forum Okrętowego Piotra Soyki niezbędne warunki dla przetrwania branży stoczniowej w Polsce.

Dokończenie prywatyzacji stoczni oraz produkcja statków wysoko zaawansowanych technologicznie - to zdaniem szefa Forum Okrętowego Piotra Soyki niezbędne warunki dla przetrwania branży stoczniowej w Polsce.

W Gdańsku odbyła się w czwartek konferencja "Dziś i jutro przemysłu stoczniowego", współorganizowana przez Zarząd Regionu Gdańskiego NSZZ "Solidarność". Jej gośćmi byli m.in. marszałek pomorski Mieczysław Struk oraz wojewoda pomorski Roman Zaborowski.

"Nie ma na świecie przypadku, aby np. stocznie remontowe, tak jak gdyńska Nauta, były w rękach państwa" - mówił na konferencji Piotr Soyka, wieloletni prezes Gdańskiej Stoczni Remontowej, a obecnie przewodniczący rady nadzorczej tej firmy oraz szef Związku Pracodawców Forum Okrętowe.

Zdaniem Soyki, jeśli polskie stocznie mają się utrzymać na rynku i się rozwijać, trzeba ułatwić finansowanie gwarancji na zaliczki armatorskie poprzez preferencyjne kredyty. Niezbędne jest również, wzorem innych krajów europejskich, lokowanie przez rząd zamówień na produkcję okrętów dla Marynarki Wojennej w polskich stoczniach.

Reklama

Soyka uważa, że konieczna jest nowa strategia asortymentowa. "Szansą jest m.in. produkcja statków niszowych i wysoko zaawansowanych technologicznie, przebudowy i remonty statków, produkcja pływających konstrukcji stalowych. Można także współpracować ze stoczniami zachodnioeuropejskimi w podwykonawstwie np. przy budowie kadłubów" - wyjaśnił.

Dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego prof. Jerzy Bieliński podkreślił, że trudna sytuacja w przemyśle okrętowym nie dotyczy tylko Polski.

"W stoczniach europejskich kończy się w tym roku realizacja statków zakontraktowanych w 2008 r., co w sytuacji, kiedy w ubiegłym roku portfel zamówień był znikomy, oznacza, że nie będą one miały wkrótce pracy. Zwolnienia w tysiącach pracowników szykują się np. w Danii, Francji, Malcie i Niemczech" - dodał prof. Bieliński.

W opinii naukowca, do kryzysu europejskich stoczni przyczyniła się także konkurencyjność przemysłu okrętowego na Dalekim Wschodzie oraz gwałtowny spadek cen na statki - są one teraz na poziomie z połowy lat 90.

"Europejskie stocznie już dawno zostały wyprzedzone przez azjatyckie stocznie w produkcji kontenerowców, masowców i tankowców, najważniejszych jednostek w tej branży. Główna część europejskiej produkcji to dziś m.in. promy i statki wycieczkowe. Nieźle trzymają się natomiast na rynku producenci łodzi i jachtów - zatrudniają oni ponad 270 tys. ludzi, gdy w tradycyjnych stoczniach pracuje dziś w Europie 85 tys. osób" - wyjaśnił Bieliński.

Zdaniem Bielińskiego, szansą dla europejskich stoczni może np. specjalizacja w produkcji jednostek dla tzw. żeglugi średniego zasięgu i śródlądowej (promy fiordowe, barki, pchacze, pogłębiarki, holowniki) oraz potrzeba wymiany floty ze względów ekologicznych.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: stoczni | stocznie | forum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »