Kryzys zwiększy skalę upaństwowienia przemysłu

Spodziewana fala nacjonalizacji paradoksalnie może wzmocnić gospodarczo Europę w obliczu procesu przebudowy dotychczasowego modelu globalizacji.

Rządy wdrażają obecnie środki pomocowe, polegające na bezpośrednim kredytowaniu przedsiębiorstw lub udzielaniu poręczenia, gdy kredytu udziela bank.

Kolejnym krokiem będzie mniejszościowa, kilku-kilkunastoprocentowa partycypacja w kapitale korporacyjnym. A gdy i to nie wystarczy, zostanie upaństwowienie, czyli objęcie przez Skarb Państwa, za odszkodowaniem dla dotychczasowych akcjonariuszy, pakietu co najmniej 51 proc. udziałów w spółce.

Włochy już dokapitalizowały linię lotniczą Alitalia, Francja otwarcie bierze pod uwagę zwiększenie skali własności państwowej w strategicznych spółkach, nawet Niemcy powoli oswajają się z myślą o konieczności dokonania wyłomu w wolnorynkowym credo.

Reklama

Tarcza ochronna

Niektóre spółki o strategicznym znaczeniu z punktu widzenia długofalowego interesu państwa generują obecnie straty rzędu kilkudziesięciu milionów dolarów dziennie, a tym samym galopujące zadłużenie.

W warunkach popłochu na rynkach wartość spółek obniża ponadto ich topniejąca kapitalizacja. Nie tyle zresztą za sprawą popłochu, ile spekulantów, którzy grają na spadek cen akcji, stosując short-selling (dlatego wielu regulatorów krajowych wprowadziło tymczasowy zakaz krótkiej sprzedaży).

Wszystko to czyni poszkodowane spółki łakomym kąskiem dla inwestorów zagranicznych z kategorii vulture capital. W tym sensie nacjonalizacja jest tarczą, chroniącą je przed wrogim przejęciem.

Włochy w kłopotach

Włochy udzieliły właśnie kolejnej pożyczki znajdującej się w katastrofalnej sytuacji Alitalii.

Włoska linia lotnicza, która od 2002 r. nie osiąga zysków, a od 3 lat znajduje się w stanie upadłości, została formalnie wystawiona na sprzedaż, ale w obecnej sytuacji, gdy przewoźnicy na całym świecie walczą o przetrwanie, nie ma szans, aby ktokolwiek wyraził zainteresowanie zakupem.

Kolejne próby reanimacji kosztowały włoskiego podatnika 9 mld euro. Premier Giuseppe Conti poważnie rozważa więc opcję nacjonalizacji. Unia Europejska zabrania pomocy publicznej dla przedsiębiorstw ze względu na ochronę konkurencji, ale czyni od tej zasady wyjątki.
Jednym z nich, istotnym w kontekście korona-kryzysu, jest pomoc mająca na celu "zaradzenie poważnym zaburzeniom w gospodarce państwa członkowskiego" (art. 107 ust. 3 lit. b Traktatu Lizbońskiego).

W sukurs zwolennikom pomocy publicznej, która w skrajnej postaci przybiera formę nacjonalizacji, przychodzi też pojemna w swej nieścisłości kategoria "usług świadczonych w ogólnym interesie gospodarczym" (ang. services of general economic interest, SGEI).

Traktat Lizboński w art. 106 ust. 2 przewiduje możliwość derogacji reguł konkurencji wobec podmiotów świadczących tego rodzaju usługi. Samo pojęcie nie doczekało się jednak definicji w prawie pierwotnym ani wtórnym.

Pandemię COVID-19 można bez wątpienia interpretować jako "poważne zaburzenie w gospodarce państwa członkowskiego", a przedsiębiorstwa o strategicznym znaczeniu dla jego bytu - za świadczące "usługi w ogólnym interesie gospodarczym".

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Etatystyczna Francja

Francuski minister gospodarki i finansów Bruno Le Maire’a oznajmił, że podejmie wszelkie niezbędne działania w celu ochrony tego, co Francuzi nazywają "dziedzictwem przemysłowym", z nacjonalizacją włącznie.
Skarb Państwa jest we Francji udziałowcem w wielu branżach, od motoryzacyjnej po energetyczną. Kraj ma bogatą historię nacjonalizacji przemysłu.

Pierwsza fala nacjonalizacji miała miejsce po drugiej wojnie światowej, a druga w latach 80. XX wielu, kiedy to upaństwowionych zostało czterdzieści banków, pięć zakładów przemysłowych i dwie spółki finansowe.
W późniejszym czasie inwestowanie środków publicznych w prywatne przedsiębiorstwa stało się rzadsze, wręcz pojawiła się tendencja do prywatyzowania majątku państwa. Dość powiedzieć, że od 1986 r. do chwili obecnej liczba spółek Skarbu Państwa zmniejszyła się o połowę.

Portfel kapitałowy Francji jest jednym z największych na świecie - 88 spółek, których wartość wynosi ok. 110 mld euro, z czego ok. 80 mld euro stanowią aktywa notowane na giełdzie.
Przed uderzeniem COVID-19 rząd Edouarda Philippe’a szykował się do sprzedaży dwóch wielkich przedsiębiorstw (Aéroports de Paris - operator 3 paryskich lotnisk, i La Française des Jeux - odpowiednik polskiego Totalizatora Sportowego), i oczywiście musiał porzucić te plany.

Tak czy inaczej Francja nie ma ideologicznego problemu z własnością państwową w gospodarce - w przeciwieństwie do Niemiec. Bruno Le Maire zasugerował nawet, że wzrost zaangażowania kapitałowego państwa uczyni kapitalizm "bardziej sprawiedliwym, bardziej stabilnym i bardziej egalitarnym".

Nie zmienia to faktu, że pełnowymiarowa nacjonalizacja to broń jądrowa w arsenale, którym dysponuje aparat państwowy. Znacznie bardziej prawdopodobne jest zakupienie lub dokupienie udziałów w zagrożonej spółce, tak jak w 2014 r. francuski rząd ocalił przed bankructwem koncern motoryzacyjny PSA, inwestując 800 mln euro.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Ordoliberalne Niemcy

Na tle etatystycznej Francji Niemcy jawią się jako ortodoksyjny wyznawca modelu wolnorynkowego. Ordoliberalizm, który legł u podstaw niemieckiego cudu gospodarczego w latach powojennych i wywiera przemożny wpływ na politykę gospodarczą RFN po dziś dzień, jest jedną wielką pochwałą konkurencji.

Ordoliberałowie są piewcami prywatyzacji, w tym także w obrębie infrastruktury krytycznej, pogromcami monopoli i w ogóle własności państwowej, która zakłóca konkurencję.
Rola przypisywana konkurencji jest tak wielka, że jej ochrona usprawiedliwia - i to jest praktycznie jedyna różnica w stosunku do neoliberalizmu - ingerowanie w mechanizm rynkowy.
Nawet jednak Niemcy, mimo że tradycyjnie tak niechętni zwiększaniu zaangażowania kapitałowego Skarbu Państwa, przyznają, że w zaistniałych okolicznościach rząd musi za wszelką cenę ratować firmy stojące u progu bankructwa.

Optymalnym rozwiązaniem byłaby reaktywacja "Wirtschaftsfonds Deutschland" - instrumentu refinansowania spółek z wykorzystaniem kapitału dłużnego, który sprawdził się podczas kryzysu 2008-2010. Niemiecki państwowy bank rozwojowy KfW udzielił wówczas gwarantowanych przez rząd federalny pożyczek na kwotę 100 mld euro, co uchroniło przed plajtą dziesiątki tysięcy firm i miliony miejsc pracy.

A więc przywrócenie płynności obyło się bez wykupu aktywów ze środków publicznych. Wyjątkiem i czymś na kształt ewenementu był zakup 15 proc. akcji Commerzbanku, drugiego pod względem wielkości niemieckiego banku. Ale to było dekadę temu.

Obecnie pula 100 mld euro może nie wystarczyć, by powstrzymać falę bankructw. Sam tylko TUI, niemiecki tour-operator, który posiada własną flotę lotniczą, otrzymał podżyrowaną przez państwo pożyczkę w wysokości 1,8 mld euro.

Zważywszy na przedłużający się lockdown i dzienne straty liczone w milionach euro, wątpliwe, by na tym się skończyło. Dlatego nawet głosiciele ultraliberalnej teorii ekonomii zmuszeni są zweryfikować swoje podejście i dopuszczają zwiększenie majątku kapitałowego Skarbu Państwa, a nawet częściową nacjonalizację.

Ultima ratio

Jak pokazuje francuskie doświadczenie, upaństwowione spółki, zwłaszcza te, które przed korona-kryzysem były dochodowe i nie miały żadnych problemów finansowych, można będzie znów sprywatyzować i jeszcze na tym zarobić.

Podobnie, koncern General Motors, znacjonalizowany w 2009 r. przez administrację Obamy, został cztery lata później sprzedany z zyskiem.
Z punktu widzenia podatnika nacjonalizacja jest jednak niepożądanym, bo kosztownym przedsięwzięciem. Dlatego nacjonalizacja stanowi ultima ratio. A i same firmy, zwłaszcza te prosperujące w przedpandemicznych czasach, będą się przed nią broniły rękami i nogami.

Pożyczkę zaciągniętą na wolnym rynku czy nawet kapitał zainwestowany przez taki czy inny hedge fund można bowiem spłacić, gdy nadejdą lepsze czasy. Tymczasem państwo, z jego przemożnym aparatem biurokratyczno-regulacyjnym, z pewnością nie jest tak elastycznym inwestorem.

Sojuszniczka reindustrializacji?

Gdy Niemcy odmawiali brania odpowiedzialności za długi Grecji, była w tym postępowaniu głębsza logika niż tylko niechęć do płacenia cudzych rachunków.

Sami kierowali się ordoliberalnym etosem oszczędności i to rekomendowali innym. Patrząc z perspektywy stabilności finansów publicznych, trudno tej polityce odmówić słuszności. Ale w szerszym kontekście, uwzględniającym globalizację i rządzące nią prawa, dyscyplina budżetowa kosztowała utratę szans rozwojowych.

Wstrzemięźliwość fiskalna, lansowana czy wręcz narzucana innym członom UE przez Angelę Merkel, negatywnie wpłynęła na rozwój narodowych strategii inwestycyjnych. Upłynniane aktywa państwowe chętnie kupowali Chińczycy, którzy mają dziś większościowe udziały w portach morskich, sieciach elektroenergetycznych, sieciowych placówkach opieki zdrowotnej i tak znanych firmach jak Pirelli.

Paradoksalnie, nacjonalizacja może wzmocnić gospodarczo Europę w obliczu nieuchronnego - o czym wszyscy już wiemy - procesu przebudowy dotychczasowego modelu globalizacji. Silne siłą swoich aktywów przemysłowych państwa będą miały realne narzędzia do reindustrializacji Zachodu i reorganizacji łańcuchów wartości całkowicie obecnie zależnych od azjatyckich kontrahentów. Tak głębokie zmiany strukturalne trudno byłoby przeprowadzić rękami prywatnymi.

Grażyna Śleszyńska
Specjalizuje się w analizie procesów politycznych i zjawisk makroekonomicznych. Od wielu lat współtworzy Forum Ekonomiczne w Krynicy

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: koronawirus | Epidemia | pandemia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »