Ład korporacyjny usprawni rynek

Wierzę, że wprowadzenie zasad corporate governance przyniesie pozytywne zmiany na naszym rynku kapitałowymi, wzmocni nie tylko emitentów, ale i Giełdę.

Wierzę, że wprowadzenie zasad corporate governance przyniesie pozytywne zmiany na naszym rynku kapitałowymi, wzmocni nie tylko emitentów, ale i Giełdę.

Wywoła zmiany, które zachęcą inwestorów do silniejszego zaangażowania się na giełdzie. W naszym zamyśle jest to jeden z fundamentów nowoczesnego, uczciwego wobec inwestorów rynku kapitałowego - mówi Wiesław Rozłucki, prezes GPW.

Panie Prezesie, to był bardzo trudny rok zarówno dla gospodarki, jak i rynku kapitałowego. Jak w tym nieszczególnym otoczeniu odnajdywała się Giełda?

Bez wątpienia to był bardzo kiepski rok, o którym najlepiej byłoby jak najszybciej zapomnieć. Nie ma co ukrywać, że podobnie jak wielu innych uczestników rynku kapitałowego, także i my jako spółka, cierpieliśmy na problem zyskowności. Jako instytucja zajmująca się obrotem papierami wartościowymi odczuliśmy odpływ inwestorów i kapitałów, co skutkowało niskimi obrotami. Uwarunkowania ekonomiczne spowodowały, że musieliśmy się także pogodzić z wyjściem z giełdy kilkunastu spółek. Nowi emitenci nie byli w stanie zrównoważyć odpływu spółek z giełdy.

Reklama

Czy mimo tych problemów, Giełda odnotowała jednak jakieś sukcesy?

Były dwa wydarzenia, które napawają optymizmem i podtrzymują na duchu. Pierwszym jest cały ruch ładu korporacyjnego. Drugim, poprawa wyników finansowych spółek jaką obserwowaliśmy w III kwartale.

Dlaczego Giełdzie tak bardzo zależy na wprowadzeniu zasad ładu korporacyjnego?

Wierzę głęboko, że przyniesie to pozytywne zmiany na naszym rynku kapitałowymi, wzmocni nie tylko emitentów, ale i Giełdę. Wywoła zmiany, które zachęcą inwestorów do silniejszego zaangażowania się na giełdzie. W naszym zamyśle jest to bowiem jeden z fundamentów nowoczesnego, uczciwego wobec inwestorów rynku kapitałowego. Inicjatywa ta powinna oczyścić giełdę z chorych podmiotów, co w efekcie powinno podnieść bezpieczeństwo obrotu i zmniejszyć ryzyko strat.

Cały ruch corporate governance rozpoczął się u nas cztery lata temu. Jednak w 2002 r. prace nad ostateczną redakcją mocno przyspieszyły. W ich toku wywiązywały się liczne dyskusje i polemiki. W pewnym momencie spory tak się zaostrzyły, że zacząłem się obawiać, iż znajdziemy się w typowym polskim piekiełku i nie zdołamy zakończyć tego procesu.

Z pomocą przyszłą nam jednak zagranica. Dynamika wydarzeń na tamtejszych rynkach, głównie w Stanach Zjednoczonych gdzie problem ten stał się problemem wiodącym, pokazała aktualność i niezbędność tego procesu. Podjęto tam szybkie i daleko idące decyzje. Stało się jasne, że my też nie możemy czekać, że ruch ładu korporacyjnego trzeba szybko wdrożyć.

Nie poprzestajemy tylko na krajowych doświadczeniach. W niektórych przypadkach chcemy wzorować się na zagranicy, głównie na rozwiązaniach kanadyjskich. Kraj ten ma chyba najdłuższe doświadczenie z opracowaniem i wdrożeniem zasad corporate governance.

Jak ocenia Pan obecny stan przygotowań?

Jeszcze miesiąc, dwa temu wiele spółek giełdowych podchodziło do sprawy z dużą ostrożnością. Pojawiały się pytania świadczące nie o chęci wprowadzenia zasad corporate governance, lecz o szukaniu dziury w całym. Próbowano - nie boję się użyć tego określenia - zdusić w zarodku całą inicjatywę.

Od początku grudnia otrzymujemy jednak coraz więcej konstruktywnych pytań. Wydaje się, że spółki zaczęły wewnętrznie dyskutować. Ta dyskusja uświadomiła wielu podmiotom charakter i naturę całego problemu. Do niedawna emitenci postrzegali ład korporacyjny jako coś zewnętrznego, niezależnego od nich. Debata pozwoliła im zrozumieć, że muszą zajrzeć w głąb swoich spółek, zastanowić się nad swoimi praktykami.

Nie wszystkie firmy są jednak nadal przekonane co do celowości wprowadzenia zasad corporate governance. Czy wynika to z ich złej woli, czy też faktycznie nie są w stanie sprostać nowym regułom?

Nie ma co ukrywać, że na rynku giełdowym funkcjonują podmioty, które były i będą do tego tematu negatywnie nastawione. Z prostego powodu: chcą nadal drenować akcjonariuszy. Istnieje - na szczęście - nieliczne grono spółek, które nie mają żadnej recepty na swój rozwój, są opanowane przez grupy o charakterze, niemalże przestępczym. Ich zamiarem jest wyłącznie bogacenie się kosztem drobnych akcjonariuszy. Z takimi spółkami, a właściwie osobami, które nimi kierują, dialog jest niemożliwy. To jest jednak margines.

Są też spółki, którym wydaje się, że nie będą w stanie wprowadzić zasad corporate governance. Często jest to jednak tylko ich błędne wrażenie. Emitenci nierzadko obawiają się, że nie będą w stanie sprostać regułom ładu korporacyjnego, że staną się obiektem szantażu. Te obawy jestem w stanie zrozumieć. Dlatego cały czas jesteśmy otwarci na dialog ze spółkami, by systematycznie dopracowywać reguły, tak, by emitenci byli przekonani do zasad ładu korporacyjnego i potrafili je ze swojej strony dobrze opisać.

Jak to rozumieć? To nie Giełda narzuca reguły, tylko tworzą je emitenci?

W pewnym sensie tak. My tworzymy swego rodzaju ramy, a szczegóły dopracowują spółki. Wymagamy jedynie, by do połowy 2003 r. emitent zdeklarował się, czy akceptuje zasady ładu korporacyjnego w całości, w części, czy też w ogóle nie będzie ich przestrzegał. Jeśli spółka przyjmie reguły, musi opisać które - być może wszystkie - i jak rozumie ich przestrzeganie. To jest najistotniejsze. Inwestor, akcjonariusz musi wiedzieć, jak sama spółka interpretuje daną kwestię i jak zamierza postępować. W razie sporu, przy ocenie spółki będzie brane pod uwagę to, czy działała ona według przyjętych przez siebie i upublicznionych zasad. Jeśli tak, nie będzie można mówić, że emitent postąpił źle. Nawet informacja o tym, że spółka nie wprowadzi zasad corporate governance, będzie istotną wiadomością. Zawsze jest to lepsze niż stan niepewności.

Zarzuca się nam często, że tylko obciążamy dodatkowo emitentów. Sprzeciwiam się takiemu stawianiu sprawy. Przecież dążymy jedynie do tego, by spółki publicznie poinformowały, jakimi regułami się kierują w codziennej praktyce.

Uważam, że jest to rozwiązanie bardzo korzystne dla spółek. Mogą one bowiem niejasną dla nich zasadę dostosować do własnej specyfiki. Nie ma bowiem gotowego wzorca, każdy emitent będzie musiał sam opracować dla siebie szczegółowe zasady. Ta autorefleksja spółek jest najcenniejszym elementem całego ruchu korporacyjnego.

Są to w pewnym sensie działania post factum. Czy Giełda nie jest w stanie już na etapie dopuszczania do obrotu oddzielać ziarno od plew?

Żadna giełda nie jest w stanie tego zrobić. Pojawiają się co jakiś czas głosy, by wzmocnić kontrolę emitentów, nie wpuszczać ich tak łatwo na rynek giełdowy, dopuszczać do obrotu tylko dobre podmioty. Nie jesteśmy w stanie, zarówno tu w Polsce, jak i zagranicą, stworzyć zespołu ekspertów, który byłby mądrzejszy od całego rynku. Na giełdzie handluje się akcjami. Naszym zadaniem jest organizowanie handlu. To rynek ma weryfikować emitentów.

Giełda nie ponosi więc odpowiedzialności za to, jakie podmioty znajdą się w obrocie? Tak mocno zliberalizowane zostały kryteria dopuszczeniowe?

Nie do końca. Powstanie nowych, przyszłościowych segmentów gospodarki zmieniło postrzeganie spółek, li tylko poprzez pryzmat zysków. Także Giełda nie może obecnie oceniać nowych emitentów wyłącznie poprzez to kryterium. W Europie żaden parkiet nie stawia takiego wymogu. Jak bowiem inaczej na giełdę mogłyby wejść spółki "nowej gospodarki", które potrzebują kapitału na rozwój, ale przez długi czas nie będą mogły pochwalić się zyskami. Giełda rozpatruje obecnie wnioski emitentów przede wszystkim od strony ujawniania wszystkich istotnych faktów. Naszym zadaniem jest zmusić spółki do upubliczniania takich informacji.

Jak w tym kontekście odnosi się Pan do projektu KPWiG, zgodnie z którym, spółki z poważnymi problemami finansowymi byłyby specjalnie oznaczane w indeksie, albo stworzono by dla nich osobny rynek notowań?

Jest to dla mnie zagadka. Nastąpiło bowiem nagłe, zbiorowe zainteresowanie tą sprawą, a przecież my jako Giełda wprowadziliśmy te oznaczenia już pięć lat temu. Wszystko znajduje się w wydawanej przez nas "Cedule Giełdowej". Obecnie w ten sposób oznaczonych jest 17 spółek. Moim zdaniem, cały problem sprowadza się jedynie do kwestii redakcyjnej. Czy zostawić obecny sposób oznaczania, czy też listę takich spółek drukować osobno. Przykładowo, w krajach skandynawskich przyjęła się praktyka tworzenia specjalnych list obserwacyjnych. Znalezienie się na niej spółki jest sygnałem dla inwestorów, że muszą być ostrożni. W tej sprawie zwrócimy się do domów maklerskich z pytaniem, co ich klienci wolą.

Zupełnie odrębną kwestią jest natomiast stworzenie odrębnego rynku notowań. Jak już wcześniej zapowiadałem, w 2003 r. chcemy stworzyć rynek urzędowy i nieurzędowy. To są na razie terminy prawne. Na rynku nieurzędowym obowiązki informacyjne będzie ustalała giełda. W skład tego rynku wchodziłyby dwa odrębne segmenty spółek. Pierwszym, byłby segment młodych, jeszcze nie dojrzałych spółek, debiutantów, które miałyby np. złagodzone kryteria informacyjne. Drugim, byłby segment spółek które znajdują się w sytuacji szczególnej, kryzysowej.

Wierzy Pan, że za rok zasady ładu korporacyjnego będą czymś normalnym i zrozumiałym dla wszystkich podmiotów, również tych nowo wchodzących na rynek?

Nie mam żadnych wątpliwości. To w efekcie powinno się przełożyć na wyższe zyski spółek i na lepszą wycenę ich akcji.

A nie przełoży się na zniechęcenie części emitentów do wchodzenia na giełdę?

Jeżeli zasady corporate governance miałyby zniechęcić firmę do wejścia na giełdę, to znaczyłoby, że nie miałaby ona w ogóle po co iść na parkiet. Głównym problemem polskiego rynku kapitałowego jest obecnie nie ilość, ale jakość i wielkość spółek. Uważam, że inwestorzy mają kapitały i czekają tylko gdzie je zainwestować. Chcą je inwestować w dobre spółki, które będą nie tylko przynosić zysk, ale co równie ważne, traktować ich uczciwie. Jeśli więc spółka nie chce poinformować, czy przyjmuje zasady ładu korporacyjnego, czy też je odrzuca, to moim zdaniem, można ją traktować w pewnym sensie za podejrzaną. Osobiście takiej spółce nie powierzyłbym swoich kapitałów.

Będziemy na bieżąco publikować listę spółek, które nie poinformowały o swoim stosunku do zasad ładu korporacyjnego. Wobec nich, wyciągniemy też daleko idące konsekwencje.

Co będzie grozić "niepokornym"?

W ostateczności, taki emitent będzie musiał się liczyć nawet z delistingiem, czyli wykluczeniem z obrotu.

Zostawmy kwestę kodeksu dobrych obyczajów spółek. Czy widzi Pan oznaki poprawy wyników finansowych firm giełdowych?

Tak, to bardzo optymistyczny sygnał, który zaobserwowaliśmy w III kwartale. Pytanie tylko, czy to będzie trwalsza tendencja, czy też jednorazowy wyskok. Osobiście wierzę, że sytuacja będzie się systematycznie poprawiała. Myślę, że moje stanowisko podziela też wielu inwestorów. Giełda dyskontuje przyszłość, a więc zwyżka na rynku akcji w IV kwartale może sugerować, że gracze żywią takie same nadzieje. Wzrost cen akcji nie był wprawdzie oszałamiający, ale te kilkanaście procent w tak ciężkich czasach, to naprawdę sporo. Zwłaszcza, kiedy weźmie się pod uwagę, że dochody z obligacji nie przekraczają 6 proc.

A jak przedstawia się sprawa rentowności samej Giełdy?

Jeszcze rok temu mieliśmy problem z nadmiernymi - w opinii większości - zyskami. Zarząd giełdy był pod ciągłą presją, by te zyski obniżyć. Udało się to osiągnąć. Może nawet za bardzo. Uważam jednak, że sytuację, gdy ponosimy stratę na działalności operacyjnej i mamy dodatni wynik netto, można obecnie uznać za satysfakcjonującą. Oczywiście, pożądany byłby jednak niewielki zysk operacyjny.

Jakiego więc rzędu straty operacyjnej można oczekiwać?

Około kilku milionów złotych. Zysk na poziome netto osiągnięty zostanie przede wszystkim dzięki lokatom finansowym, jakie posiada Giełda.

Proszę zauważyć, że w przeciwieństwie do innych instytucji finansowych nie możemy wspomagać obrotów. Nie mamy bezpośrednich narzędzi zwiększania liczby i wartości transakcji. O naszej bezsilności w tej kwestii może świadczyć chociażby fakt, że nie zaobserwowaliśmy żadnej pozytywnej korelacji pomiędzy zmniejszeniem opłat za nasze usługi, a obrotami. Reasumując, jeżeli koniunktura się poprawi, wzrosną obroty, a co za tym idzie, i nasze zyski.

Czy na polu walki o obniżenie kosztów własnych można mówić o sukcesach GPW?

Moim zdaniem, mamy spore osiągnięcia. Zwłaszcza w stosunku do przyjętych na 2002 r. planów. W porównaniu z założonymi wielkościami, koszty zostały zredukowane o około 10 proc. Znaczący, bo 30-proc. udział w kosztach ma amortyzacja. Są to co prawda koszty rzeczywiste, znajdują się w księgach, ale jednak nie generujące odpływu gotówki z firmy. Tak więc strata operacyjna o której mówiłem nie jest groźna. Nadal bowiem mamy dodatnie przepływy gotówkowe.

W naszym przypadku trudno też mówić o jakiejś spektakularnej restrukturyzacji kosztów zatrudnienia. Stanowią one jedynie około 22 proc. ogółu kosztów, ale i w tej dziedzinie są możliwe oszczędności.

Czy obecnie, przy takich jakie są uwarunkowaniach gospodarczych i finansowych kupiłby Pan akcje GPW?

Tak. Sądzę, że nasz rynek ciągle jeszcze nie jest w pełni dojrzały. Ma duży potencjał wzrostu. W mojej opinii, dobrze mieć akcje firmy, która uczestniczy we wzroście.

Gdzie widzi Pan ten potencjał wzrostowy?

Liczba inwestorów, wielkość środków zaangażowanych na polskim rynku kapitałowym jest nadal niewielka. Szacuję, że jest to około jednej trzeciej całości potencjału. Potencjału, jakiego można oczekiwać po kraju takich rozmiarów jak nasz. Nie mam wątpliwości, że rynek będzie się rozwijał. Giełda warszawska będzie przy tym miała zawsze wiodącą rolę. Wiodącą, ale nie wyłączną. Można bowiem wyobrazić sobie sytuację, że rynek będzie rósł, inwestorzy będą mieli coraz więcej pieniędzy, ale nie będą ich inwestowali poprzez GPW. Zarówno Zarząd, jak i Rada Giełdy zdają sobie sprawę, że nasza strategia musi zmierzać do tego, by dla polskich spółek i inwestorów giełda warszawska była głównym pośrednikiem z rynkiem kapitałowym. Rozumiem przez to zarówno GPW jako odrębny rynek, jak i GPW będącą elementem większej, międzynarodowej sieci rynków.

Zapowiadał Pan przed rokiem, że zapytacie największe europejskie giełdy o ich zainteresowanie współpracą.

Zwrócenie się do głównych giełd Starego Kontynentu jest nadal aktualne. Jestem pewien, że zrobimy to w 2003 r.

Nie zostało to zrobione w mijającym roku gdyż interesariusze Giełdy - nie chodzi tylko o Skarb Państwa - nie byli w stanie sprecyzować swoich oczekiwań. Rządowa strategia rozwoju rynku kapitałowego, której zarys poznaliśmy wiosną 2002 r. pozostawia pytanie, czy to jest już pełen dokument, czy będzie coś więcej.Jest oczywiste, że zarząd Giełdy nie chce, i nie zamierza realizować własnych wizji. To musi być wspólny projekt wszystkich uczestników rynku. Chciałbym żeby tego typu inicjatywy, poszukiwania partnera strategicznego miały mandat głównych interesariuszy Giełdy. W połowie 2002 r. została wybrana nowa Rada Nadzorcza. Niedawno RN powołała komitety, w tym również komitet do spraw strategii. Niedługo powinien on zacząć aktywnie działać. Wtedy wspólnie, Zarząd i Rada Giełdy zastanowimy się nad strategią.

W ramach dyskusji powstaje pytanie, czy warszawska giełda potrzebuje w tej chwili partnera strategicznego, a jeżeli tak, to jak go pozyskać. Z mojego rozeznania, taki partner będzie naszej giełdzie potrzebny Kiedy, to zależy od tempa i dynamiki procesów integracyjnych wśród giełd europejskich. W tej chwili tempo integracji parkietów znacznie wyhamowało. By nie zaspać, trzeba z jednej strony dobrze monitorować to co się dzieje na zachodzie Europy, a z drugiej - skoncentrować działania na określeniu miejsca warszawskiej giełdy na większej scenie europejskiej. To określenie pozycji składa się jakby z dwóch części. Jedna to poszukiwania partnera, druga nawiązanie ściślejszych kontaktów z giełdami naszego regionu. To jest wymiar międzynarodowy. Żeby to jednak osiągnąć, należy wzmocnić polski rynek.

Tu tkwi także odpowiedź na pytanie, czy chciałbym być akcjonariuszem GPW. Tym bardziej bym chciał, jeżeli byłoby widać sygnały wzmacniania się polskiego rynku. To znaczy, nowe duże prywatyzacje, nowe emisje, praktyczna realizacja ładu korporacyjnego. Wierzę w to, ale myślę, że przeciętny inwestor chciałby mieć już pierwsze namacalne dowody. Wzmocnienie polskiego rynku jest więc nie tylko celem samym w sobie, ale i kartą przetargową w grze integracyjnej.

Skoro mowa o nowych emisjach na rynku publicznym - wydaje się, że pierwszy kwartał, jeśli nie całe pierwsze półrocze 2003 r. będą kolejnym straconym okresem.

Jeśli chodzi o duże prywatyzacje, to rzeczywiście będą one trudne do przeprowadzenia. W zasadzie już trzeci rok nie ma na naszym rynku takich transakcji, co jest jego ogromną słabością. Trudno jednak brać w tym przypadku winę na siebie. To jest niezależne od Giełdy.

A czy widać jakikolwiek wzrost zainteresowania ze strony małych i średnich spółek?

Jest bardzo wiele tego typu projektów, które czekają tylko na trwalszą poprawę koniunktury. Nie chodzi wyłącznie o koniunkturę giełdową. Mam na myśli poprawę stanu całej gospodarki. Ożywienie tej ostatniej, przełoży się bowiem natychmiast na sytuację na giełdzie papierów wartościowych.

Jak ocenia Pan wysiłki Giełdy na polu edukacji inwestorów?

Nigdy nie można być do końca zadowolonym z poziomu edukacji rynku kapitałowego. To stan do którego się dąży, ale którego się nigdy nie osiągnie. Obecnie, gdy koniunktura jest kiepska, gdy mamy jeszcze słaby ład korporacyjny, prosta mechaniczna edukacja może dać złe wyniki. Nie byłoby uczciwie z naszej strony namawiać do inwestowania na giełdzie, gdy mamy do czynienia z tak dużym ryzykiem. W ten sposób możemy na lata stracić zaufanie niektórych inwestorów.

Dopiero wtedy, gdy większość spółek uczciwie będzie traktowała akcjonariuszy, gdy będą generowały one zyski, dopiero wtedy, z naszej strony powinien być silny nacisk edukacyjny pod hasłem "Ludzie - nie wiecie co tracicie".

Wiele instytucji finansowych prowadziło jednak bardzo głośne akcje promocyjne np. banki kuszą lokatami antypodatkowymi?

Zdaję sobie sprawę, że w takim kontekście giełda nie reklamuje się jako alternatywne źródło zysku. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Na giełdzie można zawsze, niezależnie od koniunktury, stracić kapitał. Banki ze swoimi lokatami są nadal postrzegane jako bezpieczne. Tak więc zachęcanie do gry giełdowej i jej promocja muszą być zawsze bardziej ostrożne.

Ostatnio mocno zaangażowaliśmy się w edukację młodzieży. To się bezpośrednio nie przekłada na wzrost obrotów, ale jest swego rodzaju inwestycją w przyszłość. W ten sposób tworzone jest świadome grono inwestorów, dla których gra na giełdzie będzie czymś zupełnie normalnym.

Z jakimi planami i nadziejami wkracza GPW w 2003 r.? Jakich zmian należy oczekiwać w funkcjonowaniu rynku akcji, jakie nowe instrumenty zostaną zaimplementowane?

Wszystko na to wskazuje, że w pierwszym półroczu wprowadzimy do obrotu opcje. Będzie to już chyba ostatni element dojrzałego rynku giełdowego. Nie brakujący, bo wiele parkietów nie ma takiego instrumentu i nieźle funkcjonuje. Nie można też zapominać o tak zwanych ETF-ach. Mam nadzieję, że ich emitenci uznają w końcu, że koniunktura się poprawiła i zaczną je wprowadzać. Mimo wszystko, liczę także na duże prywatyzacje, które na pewno ożywią rynek.

Zamierzamy wprowadzić inną klasyfikację rynków. Wiele przemawia za tym, że zostanie stworzony rynek o wyższych wymogach formalnych. Nie chcę wchodzić w szczegóły, gdyż nie są one do końca dopracowane. Powiem tylko, że ma to być to rynek, który będzie grupował kilkadziesiąt największych spółek. Chcemy, by były to trochę więcej niż tylko blue chipy w obecnym rozumieniu. Robocza nazwa tego rynku to prime market. Będą na nim obowiązywały nie tylko kryteria ilościowe, ale i dodatkowe do spełnienia przez spółki.

Czy pozostanie dotychczasowy podział na rynki: podstawowy, równoległy, wolny.

Nie.

A co z rynkiem notowań jednolitych?

Są w tej sprawie sprzeczne opinie. Część rynku chce likwidacji fixingu, część dąży do jego utrzymania. Wydaje mi się, że wiele osób nie zdaje sobie przy tym sprawy, że zmiana systemu notowań z fixingowego na ciągłe w przypadku mało płynnych papierów zdecydowanie zwiększa zmienność i przypadkowość kursu w ciągu dnia.

Moim zdaniem, doświadczenia giełd europejskich wskazują na potrzebę istnienia fixingu, ale być może, w polskich realiach, kiedy przez lata panowała zła opinia na temat fixingu, percepcja jego jest tak zła, że może lepiej będzie od niego odejść.

Nie można zapominać o obrotach. W wielu przypadkach są one niskie i można sobie zadać pytanie, czy w systemie notowań ciągłych nie będą jeszcze niższe. Na giełdzie Euronext, niektóre spółki, które zostały przeniesione do notowań ciągłych same chcą powrócić do fixingu.

Jak pan ocenia obecne proporcje udziału w obrotach inwestorów krajowych i zagranicznych?

Wydaje mi się, że mamy do czynienia z idealną sytuację, kiedy udział inwestorów zagranicznych, krajowych instytucjonalnych i indywidualnych wynosi w każdym przypadku po jednej trzeciej. Ale mam na myśli samą proporcję, a nie wielkość obrotów.

Sporo kontrowersji budzi rosnące zaangażowanie otwartych funduszy emerytalnych w akcje spółek giełdowych. Czy faktycznie OFE mogą one zadusić GPW?

Uważam że jest to krytyka zbyt instrumentalna. Tzn. taki stan grozi nam hipotetycznie za długi czas. Głównym celem tego argumentu jest to, aby podwyższyć albo uchylić limity dla inwestycji zagranicznych w przypadku funduszy.

Uważam natomiast, że OFE powinny być bardziej aktywne na rynku pierwotnym. Powinny dogadywać się co do prywatyzacji niektórych branż, wchodzić w bezpośredni układ z emitentami, z Ministerstwem Skarbu Państwa. Rola funduszy jako całkowicie pasywnych, nie pasuje do obecnego etapu rozwoju rynku i gospodarki.

Jakie cele stawia Pan przed Giełdą jako spółką?

Oprócz wspomnianego opracowania, uszczegółowienia strategii, ważnym zadaniem - chociaż nie przesądzającym o być czy nie być GPW - będzie walka o poprawę wyniku finansowego. Głównie na poziomie operacyjnym. Jest to problem Zarządu, Rady Giełdy i akcjonariuszy. W przypadku inwestorów, straty jakie ponosi GPW nie znajdują żadnego przełożenia na jakość naszych usług czy bezpieczeństwo obrotu. Nasze zasoby są na tyle duże, że możemy z powodzeniem przetrwać wiele chudych lat. Z tej strony nie ma zagrożenia.

Osobiście źle się czuję, kierując instytucją, która przynosi straty operacyjne. Ale to wyłącznie kwestia mojego samopoczucia.

Zaczęliśmy od priorytetowej inicjatywy Giełdy, czyli corporate governance i zakończymy naszą rozmowę tym tematem. Czy GPW spełnia zasady ładu korporacyjnego?

Prawdę mówiąc nie wiem. Odpowiedź na to pytanie to jedno z istotnych zadań, jakie stoją przed Giełdą w najbliższym czasie. Zrobimy to najszybciej jak się da i poinformujemy opinię publiczną...

...że jesteście wzorem?

Może wcale nie będziemy wzorem do naśladowania. Musimy przeprowadzić dogłębną analizę. Niezależnie od wyników, uczciwie odpowiemy. Uczciwa odpowiedź jest zawsze lepsza niż bezmyślne tak.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: pozytywne | Wierzę | koniunktura | reguły | firmy | GPW | wielkość | giełdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »